DLACZEGO TAK SIĘ STAŁO?

napisał/a: Rud@ 2009-05-19 10:01
witam,

Ponad półtora roku temu poznałam M. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Ja miałam niestety gro doświadczeń życiowych, on niezbyt wiele, raczej przelotne znajomości. Ja starsza o 2 lata, on przystojny ochroniarz. Od pierwszego dnia poznania widywaliśmy się codziennie. Nie umieliśmy znaleźć sobie miejsca bez siebie. Przechodziliśmy bardzo trudne chwile, moi rodzice go nie akceptują, i to delikatnie mówiąc.
Byliśmy dla siebie stworzeni, mówili tak wszyscy, wiedzieliśmy to my. przeżyliśmy naprawde ciężkie chwile razem, zawsze razem. Kładliśmy się spać trzymając za ręce i mówiliśmy sobie "damy rade...razem". Mówił że kocha ponad wszystko, że nie wyobraża sobie życia beze mnie, że chce się obok mnie budzić do końca życia. Akceptował moją przeszłość, to że nie mogę mieć dzieci. Mówił że jeśli będę chciała to adoptujemy dziecko, jeśli nie, ja mu wystarczę...ale wierzył że na pewno kiedyś zajdę w ciążę. Byłam najpiękniejsza, najmądrzejsza, najlepsza...NAJ. I tak było przez półtora roku.

dwa miesiące temu zaczęło się psuc. On stracił pracę, ja byłam obok i wierzyłam że będzie dobrze. podnosiłam na duchu, pomagałam. Znalazł świetną pracę, o jakiej zawsze marzył. Zaczął się jej poświęcać bez reszty, mówiąc że robi to dla nas, żeby zapewnić nam dobrą i szczęśliwą przyszłość. Ja czułam się odrzucona. Też pracuję, studiuję, ale zawsze znajdywałam czas dla niego. Nie mieszkaliśmy razem (ze względu na moich rodziców) ale często (prawie co drugi dzień, czasem codziennie) po pracy przyjeżdzał do mnie, dosyć późno, bo koło 22-23 , zostawał na noc, albo wracał nocnym autobusem do domu. Przez półtora roku budził mnie telefonem lub smsem "dzień dobry myszko, kocham Cie i zawsze bedę", a wieczorem usypiał opowiadając o swoim dniu, o tym jak bardzo tęskni (kiedy nie był ze mną). Opiekował się mną kiedy byłam chora, robił zakupy, gotował, wyprowadzał psa, sprzątał. Ja robiłam to samo. U niego w domu byłam już jak rodzina.
Kiedy poszedł do nowej pracy, zaczął pracowac po 12-13 godzin dziennie. Był wyczerpany. Przestał przyjeżdzać, jechał od razu do domu. Dzwonił codziennie. Rozumiałam to, w końcu udało mu się znaleźć pracę o której marzył. Po jakimś czasie ja zaczęłam mówić mu, że jest mi ciężko, byliśmy zawsze razem, że tęsknię, nie mogę znaleźć miejsca w domu kiedy go nie ma. Też tęsknił, czuł wyrzuty sumienia. Płakałam rozbierając wieczorem łóżko, on zawsze to robił, kładł mnie do snu i głaskał po dłoni dopóki nie zasnęłam (kiedy musiał wracać do domu). Ja pomagałam mu w domu, sprzątałam, gotowałam, dbałam o niego, był całym moim swiatem.
wszyscy nam zazdrościli. oczywiście potrafiliśmy się kłócić, ale zawsze na bardzo krótko, potem kołysał mnie na kolanach mówiąc "moja złośnica kochana". Zawsze tak było. Do czasu... zaczął poświęcać mi dużo mniej czasu, musiałam się z tym pogodzić. Ale zaczął coraz rzadziej pisać, dzwonić. Tłumaczył, że nie jest w stanie napisać nawet smsa podczas pracy (jest kierownikiem ochrony obiektu), czasem zapominał zadzwonić. Dzwoniłam ja, odbierał zaspany, przepraszał, ale jest zaspany. Zawsze był szczery , czasem do bólu. Mówił kiedy ktoś np pisał do niego z nieznanego numeru i chciał się umówić itp. Zawsze wcześniej wiedziałam gdzie i z kim jest, o której będzie w domu. Taką mieliśmy umowę. Był niewyobrazalnie zazdrosny. Nie lubił kiedy wychodziłam gdzieś bez niego. Mówił że mi ufa, ale nie ufa ludziom. Kilka tygodni temu, po tygodniach kłótni i sporów, zerwałam, powiedziałam że go kocham nad życie, ale nie umiem już tak żyć. Przestałam nagle jakby istnieć. Nie widział problemu w tym, że nie dzwoni, nie pisze przez 2 dni, że widzimy się raz na tydzień, dwa! Mówił że to nie potrwa długo, że kocha i tęskni. Kiedy postawiłam sprawę jasno, był na skraju wytrzymałości, nie chciał tego, ale też nie walczył. Wtedy było dla mnie jasne, to koniec. Mówił, że może on nie jest w stanie dać mi tego czego pragnę, że może będzie mi lepiej bez niego, że nie wybaczy sobie jesli mnie skrzywdzi. Płakał, ja przytulałam jego twarz i całowałam w czoło. Pocieszałam, mówiłam- jeśli mamy być kiedyś razem, będziemy. Ale ranisz mnie, a tak nie robi osoba która kocha. Tydzień ciszy. Później dowiedziałam się, że jestem w ciąży! szczęście w nieszczęściu. Zadzwoniłam, przyjechał. zapytałam czy chce spróbować wszystko naprawić, mówił że mnie kocha, ale nie wie czy da radę, że wiele rzeczy go przerosło. wtedy się rozpłakałam, połozyłam jego rękę na swoim brzuchu. Wtedy jakby strzelił go piorun. Patrzył na mnie i łamiącym się głosem zapytał "czy to prawda". Pokiwałam głową, pocałował mnie, wział za rękę i zaprowadził do domu. Płakałam, mówiłam że nie chcę żeby był ze mną bo jestem w ciąży, tylko dlatego że mnie kocha. Mówił że tak jest. Że teraz wszystko się zmieni. Był bardzo szczęśliwy, a ja panicznie się bałam. Znów było tak samo, cisza, rzadkie tel, smsy, widzenia. Mówił że ma motywacje i musi szybko wspiąć się na stanowisko, żebym miała wszystko o czym marze. a ja marzę tylko o nim.
Po 2 tygodniach poroniłam po całej nocy spazmatycznego płaczu i rozpaczy. Nie zareagował. Powiedział że nic się nie stało, że następnym razem się uda. Nie zwracał na to większej uwagi, nie płakał, był cichy. znów cisza, nic się nie zmieniało mimo przysięgania. same słowa, piękne, ale bez poparcia czynem. Połknęłam opakowanie tabletek, traciłam przytomność. zadzwoniłam do niego, powiedziałam że go kocham ponad życie, ale nie zniosę dłużej tego, że go tracę. Przyjechał, zmuszał mnie do wymiotów, krzyczał, kazał pić wodę i wymiotować. wpadł w szał, wyrzucił wszystkie lekarstwa, zadzwonił do mojej mamy (pierwszy raz w życiu). Był przerazony. Powiedział że się "cofnął" zamknął w sobie, przeraził, że jestem w stanie zrobić coś takiego. Że nie chce być ze mną ze strachu czy litości. od tego dnia jest tragedia. Kilka dni temu powiedział że "nie wie" czy chce naprawić, czy da się naprawić to co się stało. Że kocha mnie w pewien sposób, ale "nie wie" jak i że zależy mu na mnie, ale nie wie czy nie jest za późno. Mówiłam, że nigdy więcej nie zrobię tego samego. Bez względu na to, czy będziemy razem, czy nie. Pytałam czy ma kogoś, czy spotkał lepszą. Mówił że nie, że nigdy nie chciał nikogo poza mną. Wiem, że to prawda. Tym bardziej dziwi mnie fakt że tak jest. Nie mogę zrozumieć, dlaczego z dnia na dzień przestał mnie kochać. Wiem, że to co zrobiłam to szczyt tchórzostwa, nie ma na to wytłumaczenia. Ale to był tylko dodatkowy impuls, wszystko zaczęło się wcześniej. Wiem że nie spotyka się z nikim, wraca prosto do domu, śpi. Widzę, że sam źle się czuje z samym sobą, że nie daje rady. Mówiłam, że mu pomogę, że "damy radę, razem" jak zawsze. Jest chłodny, mówi, że nigdy nie pozwoli nikomu mnie skrzywdzić, i sobie też na to nie pozwoli. Nie rozumiem, cierpię, wiem jakie popełniałam błędy. Postanowiłam wyjechać, za bardzo go kocham i nie dam rady zostać. Powiedziałam, że chcę z nim porozmawiać, przytulić. Zapytał "Dlaczego do wtorku?" powiedziałam że wyjeżdzam. "Gdzie? Kiedy?" nie odpowiedziałam. Mamy się spotkać, nie wiem co mam powiedzieć. On nie walczy choć mówił zawsze że "nie ma takiej rzeczy której by dla mnie nie zrobił" i że "zawsze będzie walczył". Panicznie się boję, upadłam nisko na kolana, prosiłam, pytałam, mówiłam że kocham, żeby pomógł mi razem to naprawić. Nie wiem co mam mówić, jak się zachować. Proszę, pomóżcie!

przepraszam że się rozpisałam, ale jestem przerazona:(
napisał/a: Misia7 2009-05-19 11:22
Rud@ napisal(a):Nie mogę zrozumieć, dlaczego z dnia na dzień przestał mnie kochać.

Myślę, że to nie stało się z dnia na dzień. On poprostu przestał czuć to co kiedyś. Po za tym ma wyrzuty sumienia i nie chce Cię ranić, dlatego ciągnie tą sytuację.
Myślę, że powinnaś z ninm szczerze porozmawiać. Nie robić podchodów w stylu, że wyjdziesz itd. Zapytaj czy chce z Tobą być. I niech ci odpowie konkretnie, bez wykrętów. Bo ta syuacja, która obecnie trwa między Wami do niczego dobrego nie prowadzi, a tylko pogłębia cierpienie.
napisał/a: Rud@ 2009-05-19 11:42
Misiu7,

ja chcę z nim porozmawiać. Pytam już wiele razy pytałam a on odpowiada "nie wiem". A ja chcę konkretnej odpowiedzi. Albo się kogoś kocha, albo nie. Albo się chce z nim być, albo nie. I chciałam żeby powiedział mi, dlaczego tak się stało? Co się stało, że przestał mnie kochać. On mówi że kocha w pewien sposób, i że mu zależy, ale że to wszystko go przerasta.

Boję się panicznie spotkania z nim, bo jest nadal całym moim życiem. Kocham go, bez granic i mimo wszystko, ale nie chcę żeby był ze mną z litości czy strachu.

Nie umiem żyć bez niego, ale się nauczę jeśli on mnie już nie kocha. Nie mogę uwierzyć, że z dnia na dzień bez powodu przestał mnie kochać. Musi być powód.
napisał/a: Misia7 2009-05-19 12:08
Rud@ napisal(a):Pytam już wiele razy pytałam a on odpowiada "nie wiem".

Jeżeli tak mówi to nie pozostaje Ci nic innego jak zakończyć tą znajomość. Wiem, że łatwo się pisze, ale jak on ma takie podejście to ja nie widzę przyszłości dla Was. Myślę, że on już od dawna wie co czuje tylko boi się do tego przyznać. Mając szczególnie na uwadze tą syuację z zażyciem przez Ciebie tabletek.
Rud@ napisal(a):ale nie chcę żeby był ze mną z litości czy strachu.

Ale chyba teraz tak właśnie jest.
Rud@ napisal(a):Nie mogę uwierzyć, że z dnia na dzień bez powodu przestał mnie kochać. Musi być powód.

Na pewno nie z dnia na dzień. Powód jest taki, że czasem ludzie przestają kochać. Mija zauroczenie i koniec. Nie staraj się tego analizować., bo tylko będziesz się tym niepotrzebnie zadręczała. Przyjmij rzeczywstość i staw jej czoło. To bardzo trudne, ale lepije zakończyć to szybko niż ciągnąć nadal tą sytację.
W każdym razie decyzję musisz podjąć sama. Ja Cię nie chcę do niczego namawiać, piszę tlyko jakie jest moje zdanie na ten temat.
napisał/a: Rud@ 2009-05-19 12:22
jestem Ci wdzięczna za rady. Ja nie podchodzę obiektywnie do tego, a nie chcę się łudzić.
Dziś rano dzwonił, prosił żebym nie wyjeżdzała. Żebym z nim porozmawiała, wszystko się wyjaśni. Mówi, że mnie kocha, ale boi się że zrobi mi krzywdę, większą niż robi teraz. Boi się odpowiedzialności za mnie, chce żebym była szczęśliwa a obawia się że on mi nie jest w stanie dać tego szczęścia.

sama już nie wiem co mam robić. Nie wyobrażasz sobie jak go kocham. Oddałabym życie za niego. Mimo wszystko go kocham!

[ Dodano: 2009-05-19, 12:24 ]
i rzeczywiscie, nie z dnia na dzień...ale dosłownie w 2 tygodnie! 2 tygodnie ciągłych kłótni, zarzutów, histerii, płaczu, obietnic....i NIC! 2 tygodnie;(
napisał/a: Misia7 2009-05-19 12:27
Rud@ napisal(a):Mówi, że mnie kocha, ale boi się że zrobi mi krzywdę, większą niż robi teraz

Co to za głupia wymówka z jego strony? albo się kocha i chce się z tym kimś być, albo nie. wiesz wydaje mi się, że on robi z siebie takiego torchę bohatera. jaki to nie jest wspaniały bo tak bardzo Cię kocha i nie chce zranić i w ogóle wszystko co robi to ze względu na Twoje dobro. Trochę to wszystko naciągane. Przepraszam za to co piszę, szczególnie jeżeli Cię to rani. Poprostu ja uważam, że jak się kogoś kocha to chce się z tym kimś być, na dobre i na złe.
Naprawde po tym co przeczytałam myślę, że on boi się powiedzieć Ci, że to koniec, bo nie chce brać na siebie odpowiedzialności za to co może się stać po tem.
Rud@ napisal(a):sama już nie wiem co mam robić

Wiesz, że musisz zdecydować sama. My na forum możemy tylko radzić- decyzja należy do Ciebie. Ale odpowiedz sobie na pytanie- czy ta miłość daje Ci szczęście?
napisał/a: Rud@ 2009-05-19 12:56
Moim szczęściem był on. Od pierwszego dnia kiedy pocałował mnie w rękę i się przedstawił.
Dziś nie jestem szczęśliwa. Miłości nie ma, bo Kocha się nie za coś, ale mimo wszystko!

On ma bardzo dobre serce, dlatego możliwe, że boi się mnie zranić. Nie mogę sobie wyobrazić życia jeśli go nie będzie.

wpadam jużw paranoje. Jestem kaleką, nie 100% kobietą, wiele przeszłam, myślałam że znalazłam szczęscie. Tak bardzo go kocham.

kiedy próbowalismy Się godzić, dochodzić do wniosków w ostatnim czasie, wszystko wyglądało zawsze tak samo. On w końcu nie wytrzymywał, klękał i prosił żebym była cierpliwa, on sobie wszystko poukłada. Żebym mu wybaczyła i po prostu była… bo on sobie wszystko poukłada, ale nie zrobi tego w tydzień.

Potem się kochaliśmy, leżał trzymając mnie i płakał że nie wie co się dzieje, że nie wie co ma robić, że czuje jakby nie dawał rady. Poza tym zawsze cierpiał z powodu braku akceptacji u moich rodziców. W piątek też to wypomniał.

wiem że to koniec, problem w tym, że ja się z tym nie godzę... ((
napisał/a: Misia7 2009-05-19 13:01
Rud@ napisal(a):Dziś nie jestem szczęśliwa

Więc sama sobie odpowiedziałaś. Skoro nie ma miłości to co daje Ci ten związek. Cierpienie, rozczarowanie, niepewność? To to cię trzyma przy Tym człowieku.
Rud@ napisal(a):Potem się kochaliśmy, leżał trzymając mnie i płakał że nie wie co się dzieje, że nie wie co ma robić, że czuje jakby nie dawał rady

Daje Ci nadzieje, a po tem mówi, że nie wie co się dzieje? Nie rozumiem tego człowieka. I zastanawwiam się teraz czy on sam wie czego chce.
Rud@ napisal(a):wiem że to koniec, problem w tym, że ja się z tym nie godzę...

Będziesz musiała wkońcu dopuścić do siebie tą myśl. Wiem, że to trudne. Ale nie ma wyjścia
napisał/a: Rud@ 2009-05-19 13:08
Wiem. Decyzja jest prostrsza o tyle, że on nie będzie z nią walczył:( poprostu potrzebuję czasem, żeby ktoś powiedział mi "postąpiłaś słusznie". Bo ja czasem myślę, odtrącisz go, zamiast walczyć, przecież go kochasz.

Kiedy ludzie obiektywnie się wypowiadają, (choć mam świadomość tego że nigdy nie będzie to w 100% obiektywne- jestem socjologiem co też sprawia mi dużo problemów:[) bardziej racjonalizuje to co robię. taka wzajemność.

Niestety go kocham. Prawdziwie, bo ważniejszy był on niż moje szczęście:(

dziękuję misiu7 za słowa otuchy naprawdę dziękuję

;( nie dożyję chyba do czwartku... nie poznaję go, NIGDY taki nie był. Jest jakby w 100% inną osobą. Chciałabym wiedzieć choć dlaczego... i czego mu brakowało...
napisał/a: Misia7 2009-05-19 13:13
Rud@ napisal(a):Bo ja czasem myślę, odtrącisz go, zamiast walczyć, przecież go kochasz.

Ale właśnie teraz cały czas o niego walczysz. On mówi, że nie wie a ty czekasz, dajesz mu szansę, żeby się odnalazał.
Rud@ napisal(a):;( nie dożyję chyba do czwartku...

Nie wolno ci tak pisać a tym bardziej myśleć!
Rud@ napisal(a):Chciałabym wiedzieć choć dlaczego... i czego mu brakowało...

Myślę, że lepije tego nie wiedzieć i się tym nie zdręczać. To i tak nie zmini już niczego a może tylko bardziej boleć. Skup się teraz na sobie, na swoim szczęściu. Na tym, żeby dojść do ładu z samą sobą. To będzie wymagało od dużo pracy, ale jesteś w stanie to zrobić. Pamietaj, że jeszcze możesz być szczęśliwa.
Decyzja należy do Ciebie - wiem, że podejmiesz słuszną.
napisał/a: Rud@ 2009-05-19 13:23
a ja obawiam się, że znów jak zawsze odstawie dobroczyńcę i matkę Teresę i oddam się cała bez reszty dla kogoś.
Ja nawet nie umiem spać bez niego. Nie śpię od tygodni, padam na 2-3 czasem 4 godziny na dobę... Mój były dowiedział się o tym (zawsze uważałam go za kogoś komu mogę się zwierzyć, ale nie jest Polakiem, nie mieszka tu, nie mamy stałego kontaktu) i powiedział że on mnie poprostu nie kocha. Bo jak sam M mówił "nie ma takiej rzeczy której bym dla Ciebie nie zrobił" a nie robi nawet najmniejszych....;(

dziękuję za madre słowa, choć tak trudne do wyobrażenia
napisał/a: Misia7 2009-05-19 13:45
Rud@ napisal(a): ja obawiam się, że znów jak zawsze odstawie dobroczyńcę i matkę Teresę i oddam się cała bez reszty dla kogoś.

Ale to wcale jest złe. miłośc właśnie na tym polega. Tylko, że nie każdy na to zasługuje.
Rozumiem, że jest ci ciężko, bo kochasz, bo zostałaś zraniona, bo miałaś wielkie marzenia i nic z nich nie zostało. Ale pamiętaj, że koniec czegoś jest początkiem czegos nowego. I wcalnie nie oznacza, że to nowe musi być gorsze. Może być lepsze