Konkurs "Kryminalna Zagadka"

napisał/a: Ba_sie_nka 2007-07-25 13:19
- Dzień dobry panie Scholmes, znowu się widzimy
- Tak, no niestety. Mam kilka pytań. Po pierwsze: od kogo dostała pani nagranie?
- Powiem tylko tyle co wiem. Dostałam od młodej, bardzo ładnej dziewczyny, ona nie ma z tym nic wspólnego. Nagrała to na telefon, przypadkowo się tam spotkała. Nic nie wiedziała tylko to co widzieli wszyscy.
- Kim ona jest, proszę powiedzieć, to może bardzo pomóc, a pani milczenie w tej sprawie bardzo może zaszkodzić.
- Nic nie wiem. Dostałam ten filmik rano na moją komórkę wraz z tereścią. Przeczytam panu: "Oto do zcego doprowadza ludzi sława. Tak zaczynali i tak skończyli. Niech wszyscy zobaczą jakcy byli naprawdę, ona zapatrzona w siebie, on (niestety) w nią. Dobrze się stało. W końcu mogę spokojnie spać. Pozdrawiam"
- Z jakiego nr a wiadomość?
- Niestety z internetu.
- Moge skonfiskować pani komórkę, bardzo nam to pomoże w śledztwie.
- ok. Może chociaz raz w czymś pomogę - powiedziała Prezenterka wręczając telefon Scholmesowi.
- Napewno pomogłaś, dziekuję i do wiedzenia
- Powiedzenia

Wychodząc wyciągnął komórkę i wybrał nr do Fedwika
- Slucham cię - odebrał niemal odrazu
- Mam coś co cię zainteresuje, gdzie jesteś?
- W swoim biurze
- Zaraz jestem, czekaj. Zwołaj mi speców od internetu i telefonów komórkowych.
- Już się robi. Są już wyniki z sekcji zwłok. Czekają już tu na ciebie.

Wsiadł do samochodu i obrócił się do Monic
- Gdzie mam cię zawieść? Potem przyjedziemy, ale teraz muszę jechac na do biura, mam kilka spraw do załatwienia.
- Nie zostawiaj mnie, boję się jak cholera.
- Ok, pojedziesz z nami, ale zostawię cię pod opieką kilku policjantom.
- Dobrze, nie chcę zostac poprosu sama. A przy tobie czuję się bezpieczna.
Scholmes nic na to nie odpowiedział, najchętniej obróciłby się, porzyltulił i pocałował ja. Niemógł tego zrobić, było to wbrew jego zasadom. Kiedys go odrzuciła, myślał, że już wyleczył się z tej miłości, ale nie, nadal ją kochał.
Może ona go też, może miała jakieś rozsądne wytłumaczenie na swoje odejście. W wolnej chwili ją zapyta.
Scholmes niestety nie wiedział, że takiej chwili już nie będzie.

Zajechali do Komendy Głównej Policji w Blickstone. Był to bardzo stary, bardzo ładny i bardzo zadbany budynek. Był chlubą całej policji i mieszkańców.
Scholmes zostawił Monic na parterze ze swoimi kolegami po fachu i poprosił, żeby nie spuszczali jej z oczu.
On sam i jego przyjaciel, Kris, poszli szchodami na drugie piętro, gdzie mieściło się biuro Scholmesa i Fedwica.
- Cześć - przywitał się Scholmes z Fedwiciem - tu masz telefon komórkowy Prezenterki, na który dotała film i wiadomość. Niestety wiadomość była wysłana z internetu. Niech chłopako go obejrzą i coś dla nie odkryją. No pokasz te wyniki.
Zapadła cisza, Sholmes uważnie czytał, kartka po kartce. Nagle wstał i zwrócił się do Krisa:
- Morderca ich najpierw otruł, a potem dopiero ułożył scenę. Otruł ich na miejscu. Aż dziw, ze nikt tego nie zauważył.
- Wszyscy byli na festynie
- A ty - zapytał go oskarżycielsko Scholmes
- Ja nie bo wiesz, że nie lubię takich spendów, a zawsze o tej porze idę tam pobiegać.
- Fakt, racja, ja tez nielubię takich zbiegowisk.
- Co wiesz o tej dwójce? tym razem zrócił się do Fedwicka
- Ona miała samych wrogów, on wcale. Nie byli parą, chociaż ponoć ona bardzo tego chciał.
- Nawet gdybyśmy podejżewali jego, to sam by się nie powiesił.
- Ona tez by tego sama nie zrobiła. Z tego co wiem to właśnie zaproponowali jej pracę w Teatrze Narodowym. Jaki aktor teatralny by z tego zrezygnował.
- To kto?
- Rozmawiałem z ich menagerem i powiedział, żebyśmy pogadali z jaj zastępczynią, że napewno czegoś się od niej dowiemy.
- W takim razie trzeba ją tu poprosić.
- No z ty jest poroblem, nie możemy jej znaleźć.
- Nie mogliście bo była z mną, to moja dawna znajoma. Kris pójdź po nią.

Po 5 minutach w drzwiach stanęła Monic:
- W czym mogłabym wam pomóc?
- Chcemy zadać ci kilka pytań. - powiedział Scholmes wskazując jej krzesło naprzeciwko swojego biurka.
- Ale ja nic nie wiem o tej sparwie, nawet nie wiedziałam, że coś się stało dopóki nie zobaczyłam tego w telewizji.
- Jakie były stosunki między Carmen i Bradem? Co ich łączyło?
- Nic, ona bardzo chciała, on nie. On kochał inną.
- Kogo?
- Mnie - te słowa trafiły do Scholmesa bardzo wyraźnie, serce zaczęło krwawić jak wtedy.
- A co was łączyło? - ledwo mu te słowa przechodziły przez gardło, a odpowiedzi najchętniej by nie chciał usłyszeć.
- Kochaliśmy się. Zawsze. Ale Brad bał się, że ona się zdenerwuje jak się dowie więc ukrywaliśmy sie z naszą miłością. Teraz już go niema, a ja żałuję.
- Ich menager powiedział mi, że w piatek się strasznie pokłuciłaś z Carmen. O co? - powiedział Fedwick
- Nic takiego, zawsze sie kłuciłyśmy, czepiała się byle zcego.
- Ale dokładnie, czego czepiał się tym razem.
- Mówię, że nie ważna, anwet nie pamiętam! - zdenerwowała się Maonic.
- Lepiej sobie przypomnij - ostrzegł ją Scholmes - był załamany i zły. Zły, że pozwolił znowu robic sobie nadzieję.
- Od kilku osób wiemy, że to Brad kochał Carmen, a ona go nie chciał. Jak to wytłumaczysz?
- Nie prawda, on jej nie kochał! - wykrzyknęła Monic - kochał mnie, tylko był zaślepiony jej blaskiem. Nie widział jak ona go traktuje.
- Czyli jak - zapytał Scholmes
- Jak pychadło, musiał robić to co ona chciał, ciągle na niego krzyczała, na wszystkich krzyczała.
- To jak mogła go kochac?
- Kiedy miała dobry dzień to było widać, że coś do niego czuję. W takie dni byli tylko razem. A gdy mijały te dni Brad wracał do mnie.
- Jak się czułaś gdy on cały dzień spędzał z nią?
- Mówił mi, że tylko rozmawiają, że chce jej pomóc, chce żeby sie zmieniła i żeby niebyła taka do mnie.
- I co pomagało.
- Czasami tak.
- A może oni coś innego razem robili, może Brad cię oszukiwał - chciał ją sprowokować Schoilmes, już nic nie czuł, wiedział co się dzieje - może ona cię chciałtylko wykożystać?
- Nie, nigdy by mi tego nie zrobił. To ona go zmuszała do różnych rzeczy grożąc, że mnie zwolni.
- W piątek też miała dobry dzień?
- Tak, a co?
- Może ich przyłapałaś na czymś i się okazało, że Brad nie jes wobec ciebie do końca fair?
- On musiał to zrobić z nią, bo...
- Chyba jesteś ślepa, nie rozumiesz, że on chciał cię wykożystać - zdenerwował się Scholmes, jak ona może takie rzeczy opowiadać i top jeszcze jemu - muszę ochłonąć, zaraz wracam.
Zdjął marynarkę i ruszył do wyjścia. W tym momencie Monic wyrwała się w jego stronę w wyrwała mu z kabury Glocka, stanęła naprzeciwko niego, celując w jego stronę i powiedziała zdenerwowana:
- Myślisz, że zwsze wszystko wiesz? Tak, przyłapałam ich, ale wiem, że od mnie kochał, kochał do końca. Chcesz wiedziec naprawdę wszystko?
- Tak, powiedz, moze uda nam się tobie pomóc.
- Zamknij się, nigdy nie znosiłam tej twojej dobroci.
- Dlaego odeszłaś?
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać, już za późno.
- Zabiłaś ich prawda?
- Tak, cieszysz się, że to odkryłeś? Zabiłam, nie mogłam tak dalej żyć. W piątek wieczorem jak zawsdze poszłam do Brada do pokoju, otowrzyła drzwi i zobaczyła ich. Mieli uśmiechnięte twarze, wyglądali na szczęśliwych. Brad wstał, podszedł do mnie i powiedział, że mam odejść. Rozumiesz? Jak on tak mógł do mnie piedzieć? Gdy nie wychodziałam, podeszła ona, Wielka Carmen i wyciągnęła mnie na korytarz. Powiedziała mi, że on jest jej, że mnie nie kocha tylko ją. Ja wiedziałam, że to nie prawda. Zaczęłyśmy się kłucić, powiedziała, że mnie zwalnia. Poczułam ulgę. Odwróciłam się do Brada i powiedziałam, że teraz możemy być już razem. Nie mogliśmy - tak powiedział. To mnie bardzo rozzłościło, serce zaczęło mi krwawić. Ale odeszłam. Zemściłam się na nich następnego dnia. Długo myślałam jak to zrobić, wtedy przypomniałam sobie jak ich poznałam, wtedy pamiętasz na secenie? Tak ich pamiętałam i pamiętać będę. Teraz już po wszystkim. Ale nie ma mojego Brada.- zaczęła płakać
- Oddaj broń, pomożemy ci - zaczął Scholmes
- Nie, a zresztą jak Brada nie ma przy mnie, to po co mam żyć?
I przystawiła sobie lufę do skroni, łzy leciały jej po policzkach, ręce drżały. Scholmes nie mógł pozwolić na to, żby sie to tak skończyło. Ruszył w jej stronę i rzucił się na nią.
W tym momencie padł strzał.
- Scholmes - podbiegł do nich Fedwick z Krisem.

W tym momencie padł drugi strzał
Po chwili Schoilmes wstał. Miał przestrzeloną rękę. Spojrzał na Monic. Już nie żyła. Udało jej się wyrwać z objęcia Scholmesa.

Scholmes stał nad nią, a z oczu płynęły mu łzy...
napisał/a: MiOnKa_1993 2007-07-26 14:35
Mam jeszcze trochę czasu to napisze to opowiadanie... Tylko musze się zastanowić... Pozdrawiam...
napisał/a: lewap 2007-07-28 20:32
Gdy wrócił do domu dochodziła druga w nocy. Położył się zaraz spać. Wiedział, że za kilka godzin czeka go kilkugodzinna podróż do Halley jeszcze bardziej meczące przesłuchanie rektora tamtejszej uczelni.

***

Gdy wieczorem wrócił do domu zadzwonił do komendy – był ciekaw sekcji zwłok tych dwoje znalezionych poprzedniej nocy.
- Witaj Fedwick, masz już wieści od kornera? - spytał.
- Tak, ale sprawa jest już właściwie zamknięta. - odpowiedział aspirant.
- Co? Zamknięta?! Po 24 godzinach od podwójnego morderstwa? – Scholmes niemal krzyczał.
- No tak – Fedwick odpowiedział najspokojniej w świecie. I dodał – To właściwie nie było podwójne morderstwo tylko morderstwo i samobójstwo.
- Niemożliwe! Kto to stwierdził?! Przecież widziałem wtedy ciała. Gdyby któreś z nich popełniło samobójstwo zwłoki nie leżałaby w takiej pozycji – irytacja Scholmesa sięgnęła zenitu.
- Dla mnie sprawa jest zamknięta. Jeśli chcesz zadzwoń do prokuratora. Fedwick odłożył słuchawkę.

***

Scholmes nie miał zamiaru dzwonić do prokuratora. Zabrał z szafki kluczyki, chwycił kurtkę i wybiegł z mieszkania. Po drodze kupił gazetę, chciał czymś zająć uwagę podczas postoju w korkach.
Po kwadransie nadarzyła się pierwsza okazja, aby rzucić okiem na gazetę. Ze zdziwieniem stwierdził, że w rubryce kryminalnej nie było wzmianki o sobotnim morderstwie. Gdy już odkładał gazetę jego wzrok przykuło zdjęcie z sobotniego festynu. W tej samej chwili odgłosy klaksonów przynagliły go do dalszej jazdy. Z kim kojarzą mi się osoby pokazane na zdjęciu? – myślał gorączkowo. Po chwili palce zacisnęły się na kierownicy. Bingo – powiedział na głos. Przy pierwszej nadarzającej się okazji zjechał na pobocze i szybko sięgnął po gazetę, aby upewnić się w swoich przypuszczeniach. Nie miał już żadnych wątpliwości. Postacie uwiecznione przez fotografa i zamordowane w sobotę to te same osoby.
Przeklinając wieczne korki włączył się do ruchu i po dwóch kwadransach podjechał pod budynek prokuratury.
- Witaj Charles – powiedział Scholmes wyciągając rękę do nienagannie ubranego mężczyzny siedzącego za dębowym biurkiem.
- Witaj – prokurator uścisnął mu dłoń. – Co cię do mnie sprowadza?
- Sobotnie morderstwo. Dzwoniłem dziś do Fedwicka i dowiedziałem się, że zamknąłeś śledztwo.
- Tak. Nie pozostało nic do wyjaśnienia. Tych dwoje pokłóciło się ze sobą. On ugodził ją kilkukrotnie nożem, a później zadał sobie śmiertelny cios. Koniec bajki. Nie ma czego wyjaśniać. Nie ma kogo oskarżać.
- Ale ja widziałem ich ciała. Wtedy. W nocy. Żadne z nich nie mogło popełnić samobójstwa! – Scholmes oponował chaotycznie. – Czy przesłuchano resztę tej grupy teatralnej? – spytał szukając jakiegokolwiek argumentu by podważyć zdanie sędziego.
- Jakiej grupy teatralnej? – prokurator nie krył zaskoczenia?
Taka odpowiedź zdumiała Scholmesa.
- Tej, z którą występowali w sobotnie popołudnie na festynie. Może ktoś z nich coś słyszał, coś widział. Jak mogliście ich nie przesłuchać??? – Scholmes wpadł w irytację.
- Czy my mówimy o tym samym przestępstwie? – spytał prokurator ze spokojem. - Ta para znaleziona w sobotę to przypadkowi podróżni. Młode małżeństwo. Mieszkali prawie sto mil stąd. Ich rodziny jeszcze dziś mają odebrać zwłoki.
Scholmes nie wiedział co odpowiedzieć. Było późno i ciemno, zwłoki oświetlało tylko światło latarki a jednak był pewien, że to te same osoby, które widział na zdjęciu w gazecie.
Wyszedł od prokuratora nie żegnając się. Wsiadł do samochodu nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Nie pozostawało mu nic innego jak odszukać aktorów grających w sobotnim spektaklu i przekonać się, że…. No właśnie, że co? Że się pomylił?

***

Postanowił najpierw pojechać do prosektorium. Miał tam znajomości, i liczył, że pokażą mu wyniki sekcji. Nie mylił się. Jednak z obu raportów jasno wynikało, że kobieta otrzymała trzy ciosy w klatkę piersiową w wyniku których zmarła, mężczyzna zaś zginął od ciosu w serce. Cos zadany był pod takim kątem, że istniało duże prawdopodobieństwo, że denat zadał go sobie sam. Scholmes miał mętlik w głowie.
Dla obalenia ostatniego argumentu postanowił jednak pojechać do teatru. Jeżeli będą mu utrudniali rozmowę z tym dwojgiem to może znaczyć, że wszyscy wokół się mylili a on miał rację. Kwadrans później cicho otworzył drzwi do sali prób. Miał szczęście…. albo nieszczęście. Akurat odbywało się próbne przedstawienie a na deskach grał nie kto inny, jak sobotni denaci.

***

Wyszedł z teatru i usiadł na ławce.
Ludzie, którzy jego zdaniem nie żyli mieli się świetnie. Mężczyzna popełnił samobójstwo a później wstał i ułożył swoje ciało w zupełnie nieodpowiedniej do samobójstwa pozycji. Coś tu nie gra – pomyślał Scholmes. – Coś tu bardzo nie gra – powiedział już na głos.
Zaczął analizować wszystkie szczegóły sobotniego wieczoru. Gdy przyjechał tych dwoje już nie żyło, w świetle latarki widział zarys ich postaci, przypominał sobie rysy twarzy, ona miała na palcu pierścionek… Pierścionek – szepnął Scholmes. Zaręczynowy pierścionek. Młode mężatki zawsze noszą obrączkę, ściągają ją tylko gdy naprawdę muszą. Gdyby ktoś ją okradł zabrałby także pierścionek. Więc ona z pewnością nie miała na palcu ślubnej obrączki... I ta krew – przypomniał sobie nagle Scholmes. Ani ona ani on nie mieli ran, które spowodowałyby taki krwotok. Musiał porozmawiać z kornerem. Jeżeli potwierdzi jego obawy będzie to znaczyło, że tym dwom musiał ktoś pomóc.

***

Wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon. Pomimo korków szybko dojechał do celu. Wszedł do głównego budynku i podszedł do sekretarki.
- Dzień dobry. Czy zastałem jeszcze kornera? – spytał.
- Tak. Czekają na pana. – odpowiedziała.
Czekają? Czyżby coś znaleźli? Może prokurator zadzwonił do Charlesa podzielić się z nim moim wątpliwościami? – myślał wbiegając na drugie piętro.
Stanął przed gabinetem kornera i nacisnął klamkę.
W tej samej chwili ogłuszył go pisk…. Pisk urodzinowych trąbek i wesołe okrzyki grupy przyjaciół. Z pośród tłumu ludzi wyłonił się tort niesiony przez dwoje niedoszłych zmarłych, zaręczone małżeństwo lub świetnych aktorów – jak kto woli.
- Wszystkie dobrego z okazji dwudziestopięciolecia pracy zawodowej – wyrecytował Charles.
- Pomyśleliśmy, że bardziej niż przyjęcie z balonikami ucieszy cię kryminalna zagadka – wyjaśnił Fedwick.
- Zawsze w ciebie wierzyłem – powiedział koroner – i dlatego postawiłem tygodniową pensję, że pełen wątpliwości wrócisz tutaj w ciągu godziny.
Scholmes został wciągnięty w wiwatujących na jego cześć tłum. Takiego zakończenia śledztwa się nie spodziewał….
napisał/a: vicky2205 2007-07-29 20:23
Za oknami panowała ciemna noc,w oddali słychać
było młodych ludzi przekrzykujących się na wzajem i kopiących jakąś
puszkę.
-Cholerni gówniarze!Nawet w nocy człowiek nie może mieć chwili
błogiej ciszy.-wrzasnął sam do siebie i ruszył w stronę okna, by
zwrócić uwagę, tym jak ich nazwał cholernym gówniarzom, lecz gdy
otworzył okno byli na tyle daleko, że żadnego z nich nie dosiegnęły
przekleństwa, które rzucił w ich kierunku.Zrezygnowany wrocił na swój
fotel.
Gdy za oknami wschodzilo słońce poczuł zmęczenie i zasnął.Obudził
go telefon.Zerwał się jak oparzony i jednym susem doskoczył do słuchawki.
-Tak słucham - mruknął zaspany.Zerknał na zegarek.Wskazywał 7:15.
-Dzień dobry Panie Inspektorze.Z tej strony Starszy Aspirant
Fedwick...
- Wiem do licha.Nikt nie ma lepszego wyczucia czasu niż pan panie
Fedwick - przerwał mu Scholmes.
- Miło mi wiedzieć że nadal należe do grona pańskich ulubieńców -
odciał się Fedwick i nie zważając na nic ciągnał dalej - Wczoraj po
pańskim odjeździe długo jeszcze przeszukiwaliśmy miejsce zbrodni i
znalezliśmy tam wciśniety w ziemię złoty kolczyk.Więc mamy jakiś trop.A
teraz może pan powiedzieć jaki jest pan ze mnie dumny.- dokonczył
zadowolony z siebie.
- No tak jestem z pana dumny._ mruknał niechętnie Scholmes wiedząc, że
Fedwick nie da mu spokoju jeś go li nie pochwali.Zupełnie jak psiak który
zaaportuje, a później staje przed właścicielem i czeka na pochwałe.- Za poł
godziny będę na komisariacie - dodał.Ubrał się w swój wysłużony prochowiec, włożył kapelusz,zamknał drzwi i szybkim krokiem udał się do samochodu.
W drodze na posterunek rozmyślał skąd zna tych zamordowanych
ludzi.Warunki na drodze były fatalne.Wiał silny wiatr i padał ulewny
deszcz.Wycieraczki ścierały z szyby krople deszczu.I nagle wiatr rzucił na
szybę samochodu gazetę.Scholmes zachamował gwałtownie i zaklał pod
nosem.Wyszedł, żeby ściągnać gazetę z szyby i oniemiał.Na stronie na która
patrzył była fotka ofiar wczorajszej zbrodni.Wczytał się w tekst pod nia.
'' Oskar Ford i jego piękna towarzyszka wczoraj wieczorem wrocili z
wakacji na słonecznych Hawajach.Zaskoczoną parę nakryli nasi dziennikarze
tuż po tym jak wysiedli z samolotu.Na środkowym palcu dłoni partnerki
Oskara zauważyliśmy śliczny pierścień z ogromnym diamentem.Serdeczne
gratulacje z okazjii zaręczyn!"
-Cholera już wiem skąd ich znam...i wiem też mi pomóc. -powiedział sam do siebie po czym wsiadł do samochodu i udał sie na komisariat.
Od progu zarządził aby Fedwick wezwał na przesłuchanie Sarę
John.Fedwick choć zaskoczony posłusznie wykonał polecenie przełożonego, a
Scholmes usiadł za swoim biurkiem i przymknał oczy.Nie dane mu jednak było choćby chwilę odpoczać.Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Jasny gwint!-zaklał- Proszę wejść!
Drzwi uchyliły się, a w nich pojawiła się przestraszona kobieta, niska, filigranowa, blondynka na oko mająca 40 lat, ubrana w prochowiec miała przewiązaną różową apaszkę z wyszytymi złotą nitką inicjałami S.J, a w korytarzu tuż za nią zamajaczyła sylwetka zbliżającego się Fedwicka.Serce Scholmesa zabiło szybciej, a w kąciku ust pojawił się nieśmiały uśmiech.Patrzył na nią oniemiały, a w myślach przywoływał lata swojej młodości.Tak to była ona, jego pierwsza wielka platoniczna milość.Nigdy nie miał odwagi powiedzieć jej jak bardzo mu się podoba, jak bardzo chciałby być z nią i może to przez niego uczucie na zawsze zostało platoniczne...Może gdyby się choć raz zebrał na odwagę...
Z osłupienia i zamyślenia wyrwał Scholmesa natretny, piskiliwy wrecz glos Fedwicka
- Panie komisarzu pani John do pana.- zakomunikowal dumny z siebie.
-Ach tak...- odchrzaknal zdenerwowany Scholmes - to znaczy panie Fedwick prosze zaprowadzic pania John do pokoju przesluchan a ja zaraz do was dolacze.- dodal i z ulga przyjal fakt ze znikneli za drzwiami zostawiajac go samego z soba tak by mogl sie otrzasnac.
Kilka minut pozniej, pewnym krokiem kroczyl przez korytarze komisariatu i przekroczyl progi pokoju przesluchan.
- Witam cie Saro - zaczal milo probujac zatrzec nieprzyjemne wedlug jego osadu wrazenie jakie zrobil w swoim gabinecie -Pewnie juz zdazyli cie poinformowac znajomi, albo uslyszalas w prasie ze Sandra Miko nie zyje...- Nic nie odpowiedziala tylko przytaknela glowa wiec ciagnal dalej - Wiem ze sie przyjaznilyscie, ze byla dla ciebie jak siostra dlatego postanowilem cie tu wezwac i poprosic bys sprobowala sobie przypomniec wasze ostatnie spotkanie lub cos co mogloby nas nakierowc na trop zabojcy.
- Otatni raz widzialysmy sie przedwczoraj i nie dala mi raczej odczuc by cos sie dzialo, by cos jej zagrazalo.- odpowiedziala drzacym glosem ale sprawiala wrazenie zdenerwowanej.
-Jestes pewna.Mam wrazenie ze cos cie trapi.- Scholmes nie dawal za wygrana.
- Gdybym miala jakies znaczace informacje podalabym je ale nie mam nic do powiedzenia.Nie wiem jaki potwor mogl zamordowac dwoje niewinnych, zakochanych ludzi.- dodala podniesionym juz glosem - Czy moge wrocic do domu.Naprawde jestem zmeczona.
Lekko zbity z tropu jej zachowaniem skinal glowa na znak ze moze opuscic pokoj i za nim zdazyl cos dodac drzwi za nia zamknely sie.Sam poczul znuzenie i postanowil wrocic do domu by troche sie zdrzemnac.Nakazal jeszcze Fedwickowi aby dal mu znac gdy odezwie sie byla zona zamordowanego i opuscil komisariat.
Cala droge do domu a pozniej czas ktory minal nim polozyl sie tak jak stal w ciuchach i zasnal zajelo mu myslenie o pieknej Sarze.Mial dziwne przeczucie, ze ona moze cos ukrywac i koniecznie chcial wiedziec co.
Ze snu wyrwal go natretny dzwonek telefonu.
-Slucham - wymamrotal do sluchawki.
- Panie komisarzu to ja Fedwick, mam zla wiadomosc.Policja kilka przecznic od komisariatu znalezli rozbity samochod nalezacy do Sary John.
- Jak to - krzyknal Scholmes do sluchawki - Co z nia?Nie zyje?
- Nie panie komisarzu.Ani pani John zywej ani martwej nie znaleziono.Sprawdzilismy tez ze nie ma jej w domu.
- Gdzie jestescie?
- Przy Flower Street. Tuz obok parku Wilsona.
- za 10 minut tam bede.- rzucil pospiesznie Scholmes i odlozyl sluchawke.
****
Tak jak powiedzial w 10 minut byl na miejscu.Niestety mimo dokladnych ogledzin nie znalezli zadnego tropu ktory moglby wytlumaczyc co sie stalo z Sara John i czy to tajemnicze znikniecie ma cos wspolnego z morderstwem jej przyjaciolki.
Przemarznieci do szpiku kosci wrocili na komisariat, gdzie przegladali jeszcze raz raport balistyczny i probowali znalezc jakis punkt zaczepienia.
Dokladnie o 8 rano w gabinecie Scholmesa rozdzwonil sie telefon a gdy go odebral dowiedzial sie ze byla zona Oskara Forda.Kuli wiec zelazo poki gorace i natychmiast z Fedwickiem udali sie do jej rezydencji.
Rezydencja pani Ford okazala sie przepiekna i ogromna.
Drzwi otworzyla im sluzaca ktora po tym jak sie przedstawili i wylegitymowali poprowadzila ich dlugim korytarzem do salonu gdzie mieli zaczekac na przybycie jej pracodawczyni.W oniemieniu rozgladali sie po urzadzonym w przepychu salonie gdy pojawila sie w nim pani Ford.
-Witam panow- przywitala ich grzecznie ale z nutka wyzszosci w glosie - w czym moge wam pomoc?
- Jestem Herlock Scholmes - przedstawil sie i wyciagnal ku niej dlon lecz ona ja zlekcewazyla i omijajac go rozsiadla sie w fotelu wykonczonym w zlocie.Scholmes zdegustowany a zarazem zaskoczony schowal dlon.Kobieta kontynuowala.
- Jak zapewne sie domyslam przyjechaliscie powiadomic mnie o smierci mojego bylego meza.Rychlo w czas.Prasa zrobila to juz za was.
- Tak wlasnie po to i nie....- Scholmes probowal dodac cos od siebie ale nie bylo mu to dane bo kobieta ciagnela dalej tak jakby zupelnie nie zwazala na jego osobe.
- Tak wiec dziekuje za dobre checi ale nie mam teraz czasu na rozmowe z wami.Wszystko co mialam do powiedzenia spisalam w oficjalnym oswiadczeniu, ktore moj prawnik pojechal dostarczyc na komisariat a ja teraz musze zajac sie soba i poszukac jakiejs odpowiedniej kreacji na pogrzeb.- dodala zimno i podeszla do drwi - Nasza rozmowe uwazam za skonczona. Dowidzenia - pozegnala sie i odeszla zostawiajac ich w zdziwieniu.
Scholmes ruszyl wiec w strone drzwi a Fedwick poczlapal poslusznie za nim.
- Co za baba!Co za tupet!- warczal sam do siebie zdenerwowany Scholmes.
Wkoncu opuscili mury rezydencji i znalezli sie na dziedzincu.Mijali samochod pani Ford, nowy model porche w czerwonym klorze gdy Scholmsowi mignal kawalek, doslownie skrawek materialu w rozwoym kolorze przyczepiony do bagaznika pojazdu.Wrocil sie wiec i ostroznie wyciagnal go a pozniej poczul zapach znajomych perfum i usmiechnal sie znaczaco pod wasem.Fedwick zrozumial ze wlanie zostala rozwiazana zagadka wiec bez slow wyjasnien udal sie do ich samochodu i wezwal posilki.
Kilka minut pozniej gdy sanitariusze wynosili na noszach nieprzytomna Sare John Scholmes Fedwick gratulowal Scholmsowi kolejnej udanej akcji.Prowadzona przez funkcjonariuszy Freda Ford rzuczala bluznierstwami pod ich adresem i majaczyla cos o zlamanym sercu i bylym mezu z ktorym chciala sie zejsc a on wybral ta mlodsza, to zero.A ona szanowana obywatelka nie mogla sobie pozwolic na to by cale miasto drwilo z niej i z tego co z nia zrobil.
- Konflikt milosny.Odwieczny problem i motyw zbrodni.Zdradzona zona to najniebezpieczniejsza bron, a byla zona majaca nadzieje na odbudowe zwiazku to prawdziwa bomba zegarowa z opoznionym zaplonem.Nigdy nie wiesz kiedy wybuchnie Fedwick.A kolczyk -dodal widzac ze Fedwick zamierza go o cos spytac - kolczyk podrzucila zeby zbic nas z tropu - stwierdzil Scholmes i pospiesznym krokiem ruszyl w strone ambulansu.Juz wiedzial ze tym razem nie pozwoli Sarze zniknac z jego zycia dopoki nie bedzie wiedziala co do niej czuje i dopoki sama nie zdecycuje co dalej.
napisał/a: vicky2205 2007-07-29 20:24
Przepraszam was ale przy poprawianiu pisowni na polskie znak moje dziecko doszlo tu i wyslalo mi moja prace chcialam zeby wygladfalo to schludnie ale nie udalo sie:(
napisał/a: justa21 2007-07-30 20:53
Śledztwo trwało już 2 tygodnie i nie posunęło się do przodu ani na krok. Scholmes nieprzyzwyczajony do takiej sytuacji stał się zgryźliwy i co rusz „dogryzał” biednemu przyjacielowi Watsonowi.
Analizy DNA znalezionych włosów nic nie dały, ciało kobiety nie nosiło znamion wykorzystania seksualnego, a na nożu którym został zabity mężczyzna nie pozostawiono odcisków palców. Najbardziej zastanawiające były wyniki badania krwi, którą obficie poryte były deski mostu. Bowiem owo czerwone osocze okazało się być ...farbą malarską.
Początkowo zmyliło to Scholmesa, który podejrzewał aferę z fałszowaniem dzieł sztuki. Niestety substancja nadawała się bardziej do malowania ścian niż obrazów. Podejrzenia ewaluowały zatem w kierunku afery budowlanej, czyli walki kilku firm o zlecenia. Ta koncepcja również upadła, gdyż udało się zidentyfikować zwłoki. Ofiarami brutalnego morderstwa okazała się być para aktorów filmów kiepskiej jakości, nic więc dziwnego, że nikt w pierwszej chwili dokładnie ich nie rozpoznał.
-Oj drogi Watsonie, chyba się starzejemy – westchnął ciężko detektyw nabijając fajkę – Sam już nie wiem. Może zdrada? Zazdrośni dublerzy? Ale wtedy sposób zabójstwa nie ma sensu...
-Fakt-pokiwał głowa lekarz – Łatwiej by było pozbyć się ich gdzieś na planie dodając arszeniku do wody albo strzelając przy wyjściu ze studia.
-Racja drogi przyjacielu, racja – zamyślił się Scholmes.
-Mój drogi Scholmesie, może choć przez moment oderwiemy swoje myśli od tej zbrodni, a wtedy podświadomość podsunie nam najlepsze rozwiązanie-zaproponował poczciwy doktor – Idąc do ciebie przechodziłem koło wypożyczalni Starego Sparksa. Polecał mi film, podobno klasyka...Mam też pudding roboty mojej gospodyni pani Ackstone.
-Ależ Watsonie, czy to przystoi tak odrywać się od śledztwa i zajmować czymś tak trywialnym jak film? – ironizował detektyw, ale widząc minę przyjaciela złagodniał – No dobrze już , dobrze. Włącz tą kasetę. A co to za film?
-Nie wiem dokładnie drogi przyjacielu – przyznał doktor – Ale chyba jakiś horror albo sensacja, bo tytuł brzmi „Krwiożercze asystentki”.
-Zaiste Watsonie intrygujący tytuł – pokpiwał dalej Scholmes.
Watson wsunął kasetę do odtwarzacza i rozsiedli się obaj wygodnie przed ekranem. Obraz zamigotał i oczom dwóch gentelmanów ukazał się pokój. Na jego środku, na szerokim łóżku leżała dziewczyna. Miała zasłonięte oczy, a ręce przywiązane do szczebli łóżka. Była naga.
-Wyłącz to Watsonie, wyłącz! – wykrzyknął wzburzony Scholmes. Jednak zanim zaszokowany lekarz podniósł się z fotela na ekranie pokazał się mężczyzna, a przez chwilę jego oczy skierowane były wprost na kamerę.
-Zostaw to Watsonie! – krzyknąl ponownie detektyw – Ten, ta, oni...-zająknął się – To ta para. Zobacz Watsonie! Teraz to już musimy obejrzeć ten film.
Obydwaj nie zdziwili się, czemu aktorzy nie byli znani. Kaseta z „Krwiożerczymi asystentkami” okazała się być marnym filmem pornograficznym , który kończył się...sceną zabójstwa głównych bohaterów. Zostali zamordowani dokładnie w taki sam sposób, jak w rzeczywistości.
-Zawsze mówiłem, ze w zanikaniu granicy pomiędzy fikcją a realnością czyha niebezpieczeństwo – skrzywił się z niesmakiem doktor.
-Ten maniak nawet o sztuczną krew się postarał. Na filmie było więcej czerwieni więc posłużył się farbą – odtwarzał w myślach scenę zbrodni detektyw – Drogi przyjacielu, bierz melonik. Idziemy do Starego Sparksa oddać mu kasetę.
-Przy okazji możemy zapytać się, kto ostatnio wypożyczał tą kasetę – powiedział doktor
-Co ty powiesz Watsonie – rzekł z przekąsem detektyw. – Nigdy bym na to nie wpadł.
###
Następnego wieczoru Watson, punktualnie o 21 zapukał do drzwi detektywa.
-Dobrze, ze się nie spóźniłeś przyjacielu, bo właśnie nalewałem sobie szklaneczkę czegoś mocniejszego by uczcić sukces sprawy. Przyniosłeś kasetę?
-Tak, tak. Tym razem to jakiś detektywistyczna nowość – uśmiechnął się lekarz – A swoją drogą gratuluje dochodzenia.
-Kto by pomyślał, że w ciągu roku tylko jedna osoba chciała obejrzeć „Krwiożercze asystentki”. Chociaż...akurat temu się nie za bardzo dziwię.
-Traf chciał, że ten zbiegły pacjent szpitala psychiatrycznego upodobał sobie ostatnią scenę. Podobno chciał wyzwolić świat od grzechu...
-Watsonie, mój drogi – westchnął detektyw – To akurat chwalebny cel tylko gorzej z realizacją – rzekł, po czym z uśmiechem wsunął kasetę do magnetowidu.
napisał/a: agusjot2 2007-08-02 13:47
Scholmes przeklinał swoje nazwisko, przez które wszyscy mylili go z Holmesem, znanym detektywem z powieści Artura Conan Doyle’a. A on był po prostu po szkole detektywistycznej w Eastwick, był rok 2007 i nikt już nie nosił kraciastych płaszczy.
Zajmował się głównie łapaniem na gorącym uczynku niewiernych mężów i szukaniem zaginionych krewnych. Zamiast z Watsonem, mieszkał ze studentem filozofii, który opłacał wynajmowane mieszkanie.

Ech, ten Fedwick, naczytał się książek i myśli, że obejrzę miejsce zbrodni, pyknę kółeczko dymu z fajki i wskażę sprawcę. Myśląc o tym, Scholmes wyjął z kieszeni dżinsów nicorette i zaczął żuć. Cholera, wciąż nie mogę się odzwyczaić.
Zbrodnia pod mostem nie dawała mu jednak spokoju. Tym bardziej, że jedną z ofiar była córka burmistrza. On sam zadzwonił do detektywa godzinę temu i prosił o nadanie sprawie szczególnego priorytetu. Odkąd współpracuje z policją, łatwiej mu egzystować.
Wziął kluczyki od samochodu i jeszcze raz pojechał na miejsce zbrodni.

Przy moście nadal wisiały żółto-czarne taśmy, a dwóch policjantów stało przy radiowozie.
Scholmes snuł się wśród zarośli Taminy i próbował znaleźć jakiś ślad.
Zamordowana dziewczyna nie miała wrogów, mężczyzna był jej dobrym znajomym. Herlock poznał ich na dorocznym charytatywnym balu u burmistrza.

Z zamyślenia wyrwał go plusk, zbliżył się do brzegu. W szaroburej wodzie Taminy coś się poruszyło.
- Czy są tu ryby? -zapytał policjantów.
- Nieliczne, większość wyginęła, kiedy z pobliskiego zakładu farmaceutycznego wylewano po kryjomu ścieki, skaziły wodę na kilkanaście lat – odparł starszy sierżant.
- Cholerni truciciele – pomyślał Scholmes i splunął do wody. Ślina zakręciła się w miejscu i zginęła pod wodą.
- Dziwne – pomyślał detektyw i wrzucił gałązkę w to samo miejsce, gałązka zniknęła.
- Panowie, zwrócił się do policjantów, przeszukajcie dno rzeki w tym miejscu.

Po dwóch godzinach już było wiadomo, że w tym miejscu znajdował się drugi nielegalny odpływ ścieków z fabryki leków. Po przeszukaniu zakładu znaleziono w kontenerze na śmieci zakrwawiony strój roboczy jednego z pracowników. Okazało się, że kontrolował stan odpływu i spotkał dwoje zakochanych nad samym brzegiem. Miał maskę przeciwchemiczną i kombinezon, stąd pewnie przerażenie na twarzach zamordowanych. Miał narzędzie. Nie miał skrupułów, afera ze ściekami kosztowała pracę tysięcy ludzi.

Scholmes odbierał kolejnego maila z wyrazami uwielbienia od mieszkańców Blickstone. Otworzył bloga. Co tu napisać? Żadnej zdrady, tajemniczych przestępców, kosztowności, zabójstw na zlecenie. Scenariusz stworzyło samo życie.
-Cholerny świat- pomyślał Herlock, wyłączył laptopa, rozsiadł się wygodnie i włączył transmisję meczu Liverpool – Chelsea.
napisał/a: ~altesz 2007-08-04 17:50
enigma napisal(a):swietne :D :D
dawno sie tak nie ubawilam :)

ja tez rozbawila mnie ta opowiastka
napisał/a: madzialena15 2007-08-05 14:35
Redakcja napisal(a):To zabawa kryminalno-literacka

Chcesz zabawić się w detektywa? Lubisz kryminalne zagadki? Możesz wygrać MP4 albo gry komputerowe!

Przeczytaj początek historii, której głównym bohaterem jest detektyw Herlock Scholmes, i dokończ ją własnymi słowami. Najpierw obmyśl kryminalną intrygę - Kto zabił i dlaczego? Kim byli zamordowani? Jak udało się Scholmesowi rozwikłać zagadkę? Potem nadaj swojemu pomysłowi formę opowiadania, a następnie zamieść tekst na naszym forum. Masz szansę na wspaniałe nagrody!

Zasady konkursu

1. Konkurs "Kryminalna Zagadka" zostanie przeprowadzony na forum polki.pl w terminie od 20 lipca do 3 września 2007 roku.
2. Własne opowiadanie kryminalne, będące zakończeniem historii pt. "Kryminalna Zagadka" należy umieścić jako post na forum konkursowym.
3. Dwie nagrody główne - odtwarzacze MP4 Apollo Dragon - trafią do 2 osób, których propozycje wyjaśnienia kryminalnej zagadki zostaną uznane za najciekawsze.
4. Nagrody dodatkowe, w postaci siedmiu zestawów gier komputerowych firmy Cenega (w każdym zestawie po różne 3 gry), zostaną przyznane 7 różnym osobom.
5. Decyzja w sprawie przyznania wszystkich nagród zostanie podjęta 3 września 2007 przez jury - redakcję serwisu polki.pl

6. Do autorów najlepszych opowiadań kryminalnych jury wyśle informacje z prośbą o podanie adresu wysyłki nagród. Nagrody zostaną wysłane pocztą po uzyskaniu danych adresowych zwycięzców.
7. Prawa autorskie majątkowe do tekstów nadesłanych przez uczestników konkursu powinny należeć do uczestników konkursu. Uczestnicy konkursu ponoszą pełną odpowiedzialność wobec Organizatora w przypadku zgłoszenia przez osoby trzecie roszczeń z tytułu naruszenia ich praw wskutek wykorzystania przez Organizatora zdjęć zgodnie z niniejszym Regulaminem.

Zobacz nagrody główne: odtwarzacze MP4 Apollo Dragon
Zobacz pozostałe nagrody: zestawy gier komputerowych Cenega

Zadanie konkursowe
"Kryminalna zagadka" - opowiadanie do dokończenia
Była sobota, 23.35. Herlock Scholmes, zamiast położyć się do łóżka, usiadł w fotelu i zatopił się w myślach. Miał przeczucie, że czeka go długa i trudna noc. W małym, uroczym miasteczku Blickstone bywały co prawda zupełnie spokojne dni, szczególnie latem, ale teraz ewidentnie coś złego wisiało w powietrzu. Czuł, że nie powinien jeszcze iść spać. Nalał sobie mocnej herbaty i sięgnął po książkę.
Nie minęły dwie minuty, jak w mieszkaniu Scholmesa zaterkotał telefon. - Cholera - mruknął detektyw. Podniósł słuchawkę, jednocześnie zakładając buty.
- Panie inspektorze - krzyczał do niego Fedwick, starszy aspirant w miejscowej komendzie policji - dwie osoby zamordowane nad brzegiem Taminy... kobieta wisi na belce mostu, a mężczyznę zadźgano nożem. Leży w kałuży krwi. Już jadą z sądówki, czekamy teraz na Pana...
- Zaraz będę - rzucił szybko Scholmes, wyłuskując z szuflady kluczyki do samochodu.

***

Dotarł na miejsce w ekspresowym tempie. Wokół było ciemno, ale mrok rozświetlały policyjne latarki. Scholmes rozejrzał się bacznie. Sądowym lekarzom udało się dotrzeć przed nim - ciała ofiar były już poddawane wstępnym oględzinom. Pełno krwi. Skąd jej aż tyle?
- Inspektorze - z zadumy wyrwał go głos Fedwicka - wiadomo, że zginęli parę godzin temu. To musiało się stać tuż po festynie z okazji dnia miasta... Koroner na razie nic więcej nie chce powiedzieć. Zapowiada się poważne śledztwo. Zresztą niech Pan sam zobaczy, kto to był... - jego podwładny wyglądał na szczerze przerażonego.
Detektyw skinął głową na znak, że przyjął ten krótki raport, a gdy Fedwick się oddalił, podszedł bliżej mostu. Wtedy zobaczył twarz kobiety - zastygła w przerażeniu, tak samo jak twarz mężczyzny, leżącego obok. Scholmes widział ich już wcześniej. Oboje. Był tego pewny, chociaż trudno rozpoznać żywe osoby w tak upiornych, zmartwiałych obliczach. Wytężył pamięć.
Ona piękna i roześmiana, w jej uszach lśniące, złote kolczyki. On, który teraz spoczywa martwy u jej stóp, wtedy nie spuszczał z niej wzroku. Tylko gdzie Herlock widział tę scenę? W telewizji? W Blickstone? A może zupełnie gdzie indziej? W tej chwili nie mógł sobie przypomnieć. Ale w jednym momencie pojął straszną prawdę - dwoje znanych ludzi zostało zamordowanych w jego cichym miasteczku. A zbrodnię zaplanowano i wykonano z zimną krwią...



***

Następnego dnia, wczesnym rankiem, Herlock Scholmes wybrał się do kostnicy. Całą noc nie mógł zmrużyć oka, gdyż jeden szczegół nie dawał mu spokoju…
Natychmiast po wejściu i wylegitymowaniu się, poprosił o osobiste rzeczy zamordowanych. Skrupulatnie przeglądnął najpierw dokumenty i osobiste drobiazgi, ale i tak największe zainteresowanie wzbudziły w nim kolczyki ofiary. No tak – teraz już wszystko zaczęło się układać w logiczną całość…
Dokumenty potwierdziły to, co już wiedział. Zamordowani to - Emma Dikowski, amerykanka z pochodzenia, która wzięła udział w głośnym telewizyjnym realisty show pt. „ Randka z Emmą!” A jej towarzysz to – Marek Kos, przystojniak, który wygrał program, czyli został wybrany przez Emmę na niezapomnianą randkę.
Gazety kolorowe rozpisywały się o tym, że po randce romans wciąż trwał, a para była zapraszana na wszelkie możliwe imprezy. To wyjaśniało skąd znaleźli się na festynie w tak małej miejscowości!
Scholmes jeszcze raz przyjrzał się kolczykom. Widział je raz w uszach kobiety na ekranie swojego telewizora, gdy przypadkiem włączył ten program. Wtedy przykuły jego uwagę, gdyż do długich, złotych sopli, doczepione były malutkie ozdoby. Były nietypowe i dlatego je zapamiętał. Teraz nie było ich przy kolczykach…
To był ważny szczegół. Czuł to! Po dłuższej chwili zadumy, wpadł mu do głowy pomysł, który był genialny w swojej prostocie. Domyślił się, że te ozdoby nie były tylko ozdobami… ale malutkimi, pięknymi KLUCZYKAMI!!! Tylko co otwierały?
Wiedział, że potrzebuje więcej danych. Na szczęście przypomniał sobie, że jego siostrzenica – Alicja, uwielbia wszelkie realisty show i jest na bieżąco ze wszystkimi plotkami z show biznesu. Dlatego natychmiast poprosił o telefon.
Były wczesne godziny ranne w niedzielę, ale Alicja szybko się rozbudziła. W końcu mogła pochwalić się swoją nietypową wiedzą, z której do tej pory wszyscy się wyśmiewali. Scholmes nie mógł przerwać potoku jej słów, więc słuchał w milczeniu, próbując wyłowić interesujące go informacje. No! teraz już wiedział prawie wszystko! Alicja z dumą, jakby to od niej zależało, poinformowała go, że dodatkową nagrodą w „Randce z Emmą” była szkatułka ze złota z biżuterią wartą 150 tyś. zł.! To wyjaśniało co otwierały małe kluczyki. Skąd jednak morderca o tym wiedział?
Scholmes przypomniał sobie aferę związaną z programem. Nawet on, kompletny ignorant w sprawach realisty show, został zbombardowany wiadomościami o tej nieprzyjemnej sprawie. To nasunęło mu myśl, że chyba wie, kto miał motyw do zamordowania tych dwojga. Motyw najgorszy z możliwych – zazdrość i chęć zemsty, połączona z chciwością. Herlock Scholmes wiedział, że taki motyw kieruje mordercą do najgorszych działań, a tak było przecież w tym przypadku.
Zapytał więc Alicję o wielkiego przegranego programu – niejakiego Roberta Cela. Przypomniał sobie, że czytał w gazecie, iż Robert nie mógł przyjąć do wiadomości, że przegrał z Markiem w ostatniej rozgrywce. Ku uciesze widzów i producentów programu, zaczął krzyczeć, że Emma jest oszustką i cała gra była ukartowana. Uważał, że jemu należy się szkatułka. W ciągu trwania programu, był blisko z dziewczyną, więc mógł ja zapytać o ozdobne kluczyki…
No! To wszystko jasne! Herlock Scholmes udał się wolnym krokiem do komendanta, aby powiedzieć mu o swoich przypuszczeniach. Był wyjątkowo spokojny, mimo, że jego przypuszczenia nie były jeszcze udowodnione. Wiedział już jednak, że rozwiązał zagadkę. Był tego pewien, bo przecież ON nigdy się nie mylił!
napisał/a: madzialena15 2007-08-05 14:38
***

Następnego dnia, wczesnym rankiem, Herlock Scholmes wybrał się do kostnicy. Całą noc nie mógł zmrużyć oka, gdyż jeden szczegół nie dawał mu spokoju…
Natychmiast po wejściu i wylegitymowaniu się, poprosił o osobiste rzeczy zamordowanych. Skrupulatnie przeglądnął najpierw dokumenty i osobiste drobiazgi, ale i tak największe zainteresowanie wzbudziły w nim kolczyki ofiary. No tak – teraz już wszystko zaczęło się układać w logiczną całość…
Dokumenty potwierdziły to, co już wiedział. Zamordowani to - Emma Dikowski, amerykanka z pochodzenia, która wzięła udział w głośnym telewizyjnym realisty show pt. „ Randka z Emmą!” A jej towarzysz to – Marek Kos, przystojniak, który wygrał program, czyli został wybrany przez Emmę na niezapomnianą randkę.
Gazety kolorowe rozpisywały się o tym, że po randce romans wciąż trwał, a para była zapraszana na wszelkie możliwe imprezy. To wyjaśniało skąd znaleźli się na festynie w tak małej miejscowości!
Scholmes jeszcze raz przyjrzał się kolczykom. Widział je raz w uszach kobiety na ekranie swojego telewizora, gdy przypadkiem włączył ten program. Wtedy przykuły jego uwagę, gdyż do długich, złotych sopli, doczepione były malutkie ozdoby. Były nietypowe i dlatego je zapamiętał. Teraz nie było ich przy kolczykach…
To był ważny szczegół. Czuł to! Po dłuższej chwili zadumy, wpadł mu do głowy pomysł, który był genialny w swojej prostocie. Domyślił się, że te ozdoby nie były tylko ozdobami… ale malutkimi, pięknymi KLUCZYKAMI!!! Tylko co otwierały?
Wiedział, że potrzebuje więcej danych. Na szczęście przypomniał sobie, że jego siostrzenica – Alicja, uwielbia wszelkie realisty show i jest na bieżąco ze wszystkimi plotkami z show biznesu. Dlatego natychmiast poprosił o telefon.
Były wczesne godziny ranne w niedzielę, ale Alicja szybko się rozbudziła. W końcu mogła pochwalić się swoją nietypową wiedzą, z której do tej pory wszyscy się wyśmiewali. Scholmes nie mógł przerwać potoku jej słów, więc słuchał w milczeniu, próbując wyłowić interesujące go informacje. No! teraz już wiedział prawie wszystko! Alicja z dumą, jakby to od niej zależało, poinformowała go, że dodatkową nagrodą w „Randce z Emmą” była szkatułka ze złota z biżuterią wartą 150 tyś. zł.! To wyjaśniało co otwierały małe kluczyki. Skąd jednak morderca o tym wiedział?
Scholmes przypomniał sobie aferę związaną z programem. Nawet on, kompletny ignorant w sprawach realisty show, został zbombardowany wiadomościami o tej nieprzyjemnej sprawie. To nasunęło mu myśl, że chyba wie, kto miał motyw do zamordowania tych dwojga. Motyw najgorszy z możliwych – zazdrość i chęć zemsty, połączona z chciwością. Herlock Scholmes wiedział, że taki motyw kieruje mordercą do najgorszych działań, a tak było przecież w tym przypadku.
Zapytał więc Alicję o wielkiego przegranego programu – niejakiego Roberta Cela. Przypomniał sobie, że czytał w gazecie, iż Robert nie mógł przyjąć do wiadomości, że przegrał z Markiem w ostatniej rozgrywce. Ku uciesze widzów i producentów programu, zaczął krzyczeć, że Emma jest oszustką i cała gra była ukartowana. Uważał, że jemu należy się szkatułka. W ciągu trwania programu, był blisko z dziewczyną, więc mógł ja zapytać o ozdobne kluczyki…
No! To wszystko jasne! Herlock Scholmes udał się wolnym krokiem do komendanta, aby powiedzieć mu o swoich przypuszczeniach. Był wyjątkowo spokojny, mimo, że jego przypuszczenia nie były jeszcze udowodnione. Wiedział już jednak, że rozwiązał zagadkę. Był tego pewien, bo przecież ON nigdy się nie mylił![/QUOTE]
napisał/a: sylka1993 2007-08-08 15:11
'Kto jest mordercą?' Herlock Scholmes zadawał sobie te pytanie. Musiał rozwikłać tę zagadkę. Odciski palców zdjęte z noża, którym zabito mężczyznę niczego nie wskazały. Były na nim tylko ślady zmarłego, słabo odciśnięte, jakby ktoś chciał, aby wyglądało to na samobójstwo. Może kobieta zabiła mężczyznę, upozorowała jego samobójstwo, po czym sama się powiesiła? Nieprawdopodobna wersja... ale.. wszystko jest możliwe. Nie ma żadnych świadków, zabójstwo zdarzyło się po festynie z okazji "dni miasta". Nikt się nie przyzna, że tu był, bo nikt nie chce być przesłuchiwany. Ale jednak ktoś musiał ich zabić! Tylko kto?!

"Już wiem, kim oni są" - pomyślał Herlock. "To gwiazdy telewizji. Wielokrotnie widział ich w "Jak Oni śpiewają", jak mogłem o tym zapomnieć!" - Scholmes sam się dziwił swojej zawodnej pamięci. Teraz wystarczy przeanalizować ostatnie odcinki tego programu, a na pewno znajdziemy mordercę. Inspektor Herlock zostawił zdziwionych policjantów przy zamordowanych, a sam udał się do pobliskiej wypożyczalni kaset wideo, aby znaleźć relację z kilku ostatnich odcinków 'Jak oni śpiewają'.

Po 10 minutach Scholmes już był w domu. Ekspresowo zaparzył sobie cappuccino i rozsiadł się wygodnie w fotelu. W trakcie oglądania finału "Jak Oni śpiewają" znał już prawdę. Wiedział, kto zabił. To było proste.
Nie dopiwszy kawy Herlock udał się z powrotem na miejsce zbrodni. Policjanci nadal tam byli, chociaż zwłoki już dawno zawieziono do kostnicy. Scholmes powiedział:
"Słuchajcie. W przedostatnim odcinku "Jak Oni śpiewają", jakaś gwiazdeczka powiedziała w nieoficjalnym wywiadzie 'Jestem wspaniała, umiem śpiewać, mam urok osobisty, wiem, że wygram! Ja! Nikt inny! A jak jury wybierze kogoś innego, to gorzko tego pożałuje!'. Nasi zabici byli właśnie jurorami tego konkursu. Wywiad był dla jakiejś nieoficjalnej strony www, więc nie wiadomo, czy słowa w nim zawarte, są prawdziwe. W finale udało się wygrać tej gwiazdeczce. Więc po co miałaby mordować? To ją wyklucza. Ale jednak, ktoś zabił. Kto? To proste. Na pewno nie administratorzy owej strony www. Mimo że chcieliby zwiększyć popularność swojego serwisu, na pewno nie popełniliby takiego czynu. Ale nie wiecie o jednej rzeczy. Z tym portalem współpracował.. trzeci juror! Tak! Przeszukując Internet znalazłem na forum fragmenty jego kłótni z redakcją portalu. Postawili oni jurorowi ultimatum - albo wzbudzi czymś sensację, albo go wyrzucą. Więc ten juror miał motyw! Chciał się odegrać! Chciał zrobić sensację! Udało mu się! Owy wywiad opublikowany na tamtej stronie www posłużył mu za inspirację. To jest pewne."

Policjanci nie kryli zdziwienia. Herlock Scholmes nie krył dumy. Lubił swoją próżność, lubił, gdy go chwalono. Jednak żadne słowa pochwał nie wydobyły się z ust stróżów prawa. Wręcz przeciwnie. Wszyscy naraz wybuchli śmiechem.
- Co? O co chodzi? - zapytał Inspektor.
- Nie bądź śmieszny Scholmes. Te dwoje głupie domyślenia tylko utrudniałyby nam śledztwo. Tymczasem My wiemy, kto zabił! I na pewno nie jest to trzeci juror!
- Yyyy? Co ty gadasz?! - Herlock był coraz bardziej zdenerwowany. Po raz kolejny oddział kryminalny policji obalił jego teorię.
- To proste. Kobieta miała romans z tym mężczyzną, chociaż on miał żonę. Niedaleko Taminy jest domek, w którym zamordowani potajemnie spotykali się. Jakiś mieszkaniec miasta zeznał, że widział udającą się w tamtym kierunku Alice K., żonę zabitego. Poszliśmy do jej domu. Na posadzce w łazience zobaczyliśmy ślady krwi. Zapewne kobieta myjąc ręce po zbrodni przypadkiem ochlapała podłogę. Nie zauważyła tego, a nam to posłużyło jako niezbity dowód. Wkrótce, gdy trochę pociągneliśmy ją za język, kobieta sama przyznała się do winy. Śledztwo zakończone - odparł komisarz policji.

Zmieszany Scholmes ze zwieszoną głową udał się do domu.
'No cóż! Wolałem być mylony z Sherlockiem Holmesem.. On, to był dopiero świetny detektyw! A ja? Zwykły obywatel, Herlock Scholmes, udaje tylko dobrego inspektora... O wiele lepiej niż rozwiązywanie zagadek idzie mi czytanie książek kryminalnych!" - pomyślał Herlock.
napisał/a: dorbi3 2007-08-11 13:00
Herlock Scholmes rozejrzał się uważnie. Przez chwilę mierzył wzrokiem tłum gapiów, który rósł z każdą minutą. Później jego uwagę przykuł wielki billboard wiszący na pobliskim supermarkecie. Jaskrawy napis głosił: "Na festyn w Blickstone zapraszają gwiazdy programu "Gotuj sam!". Z plakatu uśmiechała się kobieta, która obecnie wisiała na belce mostu i jej zasztyletowany towarzysz. Scholmes wyjął swój notes. W tym momencie przy krawężniku zatrzymał się samochód, z którego wyskoczył doktor Waston.
- Herlocku, przyjacielu, czy już wiesz, kim są ofiary?
Detektyw wskazał ręką na billboard.
-To Mary i John Donaldowie. Pewnie natknąłeś się kiedyś na ich program w telewizji.
Waston z podziwem spojrzał na przyjaciela:
-Co za umysł! Jak zwykle mistrzowska dedukcja!
Scholmes uśmiechnął się skromnie.
-Chodźmy, obejrzyjmy dokładniej ślady na miejscu zbrodni.
Detektyw zapisał w notesie parę uwag, zrobił kilka zdjęć, porozmawiał chwilę z koronerem. Waston chodził za nim krok w krok.
-I co, czy już wiesz, kim jest morderca?
-Wastonie, zbyt wiele myślenia może zaszkodzić najzdrowszemu... Na dziś wystarczy, rozwikłanie tej sprawy zostawmy sobie na jutro. Niewątpliwie jednak nie była to zbrodnia przypadkowa - widać, że morderca nienawidził swoich ofiar.
W domu Scholmes sprawdził jeszcze program telewizyjny i zadowolony nastawił skrupulatnie budzik na 7.35. Rano włączył telewizor, by obejrzeć archiwalny odcinek programu "Gotuj sam!" - na szczęście nie odwołano emisji, poprzedzono ją tylko informacją o tragicznej śmierci prowadzących. Gospodarze programu z wdziękiem przekonywali,że gotowanie może być przyjemnością i przy każdym prezentowanym daniu podkreślali, że żywienie się w fast foodach zbliża się do masochizmu. Przesłanie programu wzmacniała scenografia, szczególnie widoczne w tle hasła: "Twoja wątroba boi się hot-doga", "Kiedy sięgasz po hamburgera- Twój żołądek powoli umiera!", "Fryteczki w tłustym oleju? - zapomnij o figurze przyjacielu!". Scholmes odczuł wyrzuty sumienia wspominając zjedzonego dzień wcześniej podejrzanego cheesburgera.
Po obejrzeniu programu detektyw zgrał do komputera zdjęcia z aparatu, przejrzał je uważnie i poświęcił kilka minut na wyszukanie informacji w Internecie. Był już na tropie... Musiał się tylko upewnić... Zalogował się na swoje ulubione forum internetowe. Krótko opisał dramatyczne nocne wydarzenia i zakończył tekst apelem do forumowiczów: "Macie podejrzenia, kto zabił? Podzielcie się nimi!".
Wieczorem wpólnie z z doktorem Wastonem zasiadł przed ekranem komputera. Okazało się, że jego post wzbudził spore zainteresowanie na forum i pojawiło się kilkadziesiąt komentarzy - niektóre zupełnie fantastyczne i zabawne, inne mrożące krew w żyłach. Doktor obserwował Scholmesa, który czytał kolejne opowiadania, na zmianę śmiejąc się głośno, marszcząc w zamyśleniu brwi albo kręcąc głową. Wreszcie wzburzony Waston nie mógł pohamować emocji:
-Herlocku, w naszym spokojnym miasteczku popełniono podwójne morderstwo. A ty urządzasz sobie zabawę?! Myślisz, że to naprawdę kosmici wylądowali w Blickstone i zabili Donaldów?!
-Drogi Wastonie, uspokój się. Przecież już wszystko jasne. Spójrz na ten wpis. Sprawiedliwy666 uważa, że Donaldowie popełnili samobóstwo dręczeni wyrzutami sumienia z powodu wpływu swoich programów na świadomość widzów - podobno ostatnio kilka osób poważnie zatruło się grzybami przyrządzonymi według przepisu z ich programu.
-Samobójstwo? Przecież to absurd! I to ma ci pomóc w wykryciu sprawcy?!
-Wastonie, spokojnie. Kiedyś wiadomo było, że morderca zawsze wraca na miejsce zbrodni i nie potrafi się od tego powstrzymać - choć wie, że może go to doprowadzić do zguby. Świat się zmienił. Dziś sprawca szuka w Internecie okazji, by brać udział w dociekaniach na temat zbrodni. Dlatego otworzyłem ten wątek na forum! Jestem pewien, że gdy policja odszuka sprawiedliwego666, okaże się, że to Paul Kejfs - właściciel sieci barów szybkiej obsługi, która ostatnio zanalazła się na krawędzi bankructwa.
Waston z uznaniem uścisnął przyjaciela.
-Herocku, jesteś genialny! To może teraz otworzymy na forum jakiś nowy wątek, np. "Kto odpowiada za wszystkie przecieki w polskim rządzie?".