Konkurs "Kryminalna Zagadka"

napisał/a: Amaterasu 2007-08-30 20:09
CZĘŚĆ 1

Scholmes nie opuścił szybko miejsca zbrodni. Obserwował pracę śledczych, którzy ze spokojem w oczach fotografowali i zbierali dowody. Nie było ich zbyt wiele. Zabójca spisał się świetnie: żadnych odcisków palców, żadnego DNA. Wiedział, że czeka go długa noc... jednak wiedział również, że nie istnieje morderstwo doskonałe.
Godzinę później ciała zostały usunięte i przekazane w odpowiednie ręce. Dopiero tutaj, w laboratorium miejscowej komendy, zaczynało się prawdziwe śledztwo. Minęły czasy gdy śledczy skazani byli na łączenie dowodów i motywów w całość, obecnie mieli za swoimi plecami sztab kryminologów, chemików i technologię komputerową.
Scholmes miał fantastyczny autorytet zarówno wśród miejscowej policji jak i służb pracujących na większą skalę. I nikt nie miał wątpliwości, dlaczego akurat on zajmuje się tą sprawą: zabójstwem pięknej aktorki, która już zdobyła serca widzów na całym świecie, oraz wspaniałego polityka, któremu wróżono wieloletnią karierę. Oboje młodzi, piękni i utalentowani. Świat ich kochał a oni odwdzięczali mu się tym, co potrafili robić najlepiej. Ta sprawa nie potrzebowała rozgłosu, a jedynie szybkiego rozwiązania. Scholmes miał jedynie kilka godzin, zanim cała sprawa trafi do gazet. Nie potrzebował spekulacji tanich brukowców, które jedynie mogą sprowadzić jego tok myślenia w złą stronę, które mogą ukryć to co na prawdę ważne. Tego chciał uniknąć... trzeba było działać szybko!

***

Wybiła godzina 2:00. Scholmes przeszedł do pomieszczenia gdzie obecnie znajdowały się ciała kochanków. Zimne i sztywne, jednak w otwartych oczach nadal widniało przerażenie. Tam stało się coś więcej, to było bardziej okrutne niż by się początkowo wydawało.
Podszedł do śledczego, który w tym momencie oglądał dłoń pięknej aktorki. Zanim ten cokolwiek powiedział, Scholmes oświadczył:
- To coś więcej niż przypadkowe morderstwo. Nie zostali zabici dla pieniędzy, ona nadal ma złote kolczyki w uszach, a brylantowy naszyjnik dumnie lśni na jej piersi. Musiało chodzić o coś więcej...
- Nienawiść, zemsta...? – wtrącił śledczy.
- Gdzie tam. Już dawno nie było takich dwóch perełek wśród naszej śmietanki towarzysko-politycznej. Lubiani i cenieni we wszystkich klasach społecznych. Ona zawsze najlepiej ubrana, najmilsza, najpiękniejsza... nigdy nie opuściła naszego miasteczka! To tutaj się wychowała. On sumienny, obowiązkowy i prawdomówny... zupełne przeciwieństwo przeciętnego polityka w naszym Rządzie.
- No tak, nie mieli wrogów.
- Obawiam się, że tak nam sie jedynie wydawało... – to powiedziawszy wyszedł z pomieszczenia zamykając za sobą szklane drzwi. Kroki skierował do gabinetu Fedwick’a. Robił tak od lat, odwiedzał go jedynie po to, by wysłuchać ‘newsów’ które i tak już znał. Fedwick nie zawiódł go i tam razem. Po piętnastu minutach opuścił jego pokój i mógł spokojnie skierować się do śledczych. Zanim zajmie się oględzinami zwłok postanowił przejrzeć wykonane na miejscu zbrodni zdjęcia.

***

Ciemna uliczka, oświetlenie jakby na złość przestało działać. Przemysłowa dzielnica. Nie ma kamer. Dwa ciała. Mnóstwo krwi.
Nie powinni być w tym miejscu, a jednak tutaj ich znaleziono. Po festynie z okazji obchodów dnia miasta zorganizowany został bankiet dla vip’ów. Coś lub ktoś musiał ich skłonić do wcześniejszego opuszczenia ‘salonów’, a on nie wiedział kto. Rozmyślał jeszcze przez chwilkę wpatrzony w zdjęcia, gdy nagle ktoś zapukał do jego drzwi.
- Nic nie znaleźliśmy! Wiem, inspektorze, że nie oczekiwał pan takiej odpowiedzi, ale żywcem nie ma się do czego przyczepić. Żadnych szczątków materiału, włosów, żadnego DNA pod paznokciami...
- Muszę pana zaskoczyć, właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałem.
- Jak to? To znaczy że sie poddajemy?
- Oj nie, dobrze wiesz że nie istnieje dla mnie morderstwo doskonałe. Obraliśmy złe podejście do całej sprawy: zamiast szukać co morderca po sobie zostawił, powinniśmy się skupić na tym, czego brakuje.
- Nie do końca rozumiem... – przyznał śledczy.
- Zaraz do tego dojdziemy.

***

Oboje przeszli do pomieszczenia gdzie znajdowały się ciała. Zegar swoim drażniącym ucho piknięciem właśnie oznajmił godzinę trzecią w nocy. Do świtu pozostało niewiele czasu, trzeba się pospieszyć. Scholmes stanął nad pudełkiem zawierającym ich rzeczy osobiste. Znajdowała się tam już zdjęta biżuteria, wysadzane diamentami spinki do włosów, Rolex i zgrabny damski zegareczek na bransoletce, klucze, karminowa pomadka Dior’a, dwa portfele i najnowszy model telefonu komórkowego wyposażonego lepiej niż niejeden komputer. Założył gumowe rękawiczki i otworzył pierwszy portfel, zgrabny z czarnej skóry. W środku mnóstwo przegródek a w każdej z nich pobłyskiwała karta kredytowa, poza tym kilka banknotów, zdjęć i wizytówek. Zawartość drugiego portfela była podobna.
Podszedł do ciał i westchnął. Jednak złe rzeczy przydarzają się również dobrym ludziom. Wrócił myślami do zabójcy. Czy na pewno nie mieli wrogów? Od dawna było wiadome że aktoreczka przyjaźniła się ze swoja największą rywalką. To była mądra kobieta, wyczułaby fałsz tych relacji. A więc on... polityk.
- Mimo wszystko tam zawsze są oponenci – przyznał na głos Scholmes.
- Słucham? – spytał śledczy do którego właśnie dołączył Fedwick.
- Proszę Cię, Scholmes, powiedz że na coś wpadłeś!
- Nie, to nic... jeszcze nic. Mimo wszystko poproszę o wykaz spraw nad którymi ostatnio pracował nasz nieszczęsny polityk.
- Jasne będziesz je miał na biurku za 5 minut! – odpowiedział Fedwick.

Scholmes wrócił do swojego pokoju z uczuciem, że coś przeoczył. Nie dane mu jednak było długo rozmyślać, gdyż pojawił się porucznik z teczkami w rękach.
- To są ostatnie ustawy, nad którymi pracował. Nie ma ich zbyt wiele, gdyż człowiek jest... był diabelnie obowiązkowy. Zaczyna coś i kończy, a nie odkłada na półeczkę. Tych niestety nie będzie mu dane zakończyć...
- Co się teraz z nimi stanie? Przepadną, tak ot? – Scholmes nigdy nie był dobry z politologii ani ostatnimi czasy nie śledził poczynań na politycznej arenie. Zdecydowanie go to nudziło.
- Nie, wezmą się za nie koledzy po fachu, a jeśli nie uda im się ich dopracować, zostaną odrzucone. Nie przywykli do tego, od ponad roku wszystkie ich ustawy były przyjmowane z entuzjazmem. – to mówiąc wyszedł, pozostawiając inspektora z ‘papierkową robotą’.
- Coś czuję, że odpowiedź jest właśnie tutaj.

***

Zegar oznajmiał godzinę 3:30 gdy Scholmes kończył przeglądać ostatnią teczkę. Jak zawsze zaczął myśleć ‘na głos’:
- Zwykłe sprawy, nic rażącego i kontrowersyjnego. Kilkanaście podpisów pod każdą z nich. Ochrona środowiska, ograniczenie dopływu ścieków do Taminy, obniżenie progów podatkowych dla ludzi ubogich, przetarg na nowoczesne gimbusy. Interesy wszystkich mieszkańców! Opozycja Gimmons’a pewnie pluje sobie w brodę, że sami na to nie wpadli. A jednak komuś nie było to na rękę, ale co? Będę musiał wykonać kilka telefonów...
I w tym momencie go olśniło! Pobiegł szybko do pomieszczenia za szklanymi drzwiami, gdzie śledczy mierzył właśnie śmiertelną ranę zadaną nożem. Oczywiście samego noża jeszcze nie odnaleziono. Zaraz za nim wszedł Fedwick z komisarzem Sparkerem.
- Mogę pożyczyć pana telefon? – zwrócił się do śledczego.
- Jasne. – Wyjął z kieszeni spodni i już miał go rzucać inspektorowi gdy ten wykonał gest ręką oznajmiający, że jednak go nie potrzebuje. Scholmes popatrzył się na starszego aspiranta i poprosił o użyczenie telefonu. Ten nie zdążył wyjąć gdy o to samo poprosił Sparkera. Wszyscy trzej stali teraz z telefonami w rękach i nie potrafili zrozumieć do czego zmierza Scholmes.
- Proszę podejść do tego pudła – poprosił ich. – Czy coś tutaj wydaje się Wam dziwne? – skierował światło lampy na zawartość tekturowego pudełka.
- Hmm.. na dobrą sprawę to zawartość jest dość standardowa. To co przeciętny człowiek posiada w swoich kieszeniach. – odparł śledczy.
- Dokładnie! – z zadowoleniem przyznał Scholmes – Są rzeczy, które zawsze nosimy przy sobie, co właśnie udowodniliście. Dwa zegarki, dwa portfele i telefon... sztuk: jeden. Jeden! Jeden złoty telefon należący najprawdopodobniej do naszej aktorki. Pytanie: gdzie jest drugi?
- Będziemy potrzebować wykaz rozmów wykonanych z zaginionego telefonu! – wykrzyknął zachwycony Fedwick, który poczuł że w końcu coś się zaczęło dziać.
- O to właśnie chciałem prosić.

Pięć minut później Scholmes przeglądał wykaz ostatnio wybieranych numerów i odebranych rozmów. Ostatnia z nich wykonana na kwadrans przed popełnieniem zabójstwa.
- Czyj to numer?
- O cholera... – odparł chłodno komisarz Sparker. – To numer Gimmons’a.

***
napisał/a: Amaterasu 2007-08-30 20:12
CZĘŚĆ 2

Piętnaście minut później na komisariat został przyprowadzony Simon Gimmons, przewodniczący opozycyjnego klubu. Był przerażony i zdezorientowany.
- Albo świetnie się kryje, albo sprawa jest bardziej skomplikowana niż nam się wydaje. – przyznał komisarz. – Fedwick właśnie go przesłuchuje. Ciężko z niego cokolwiek wydobyć, bo facet jest nieźle wstawiony. Teraz już wiem dlaczego dziennikarze i fotografowie wpuszczani są jedynie na pierwszą godzinę tych bankiecików. Potem tylko czekają przed drzwiami i starają się zrobić ciekawe zdjęcie do porannej gazety. Chociaż znam takiego, co obstawia tylne wyjście. Tam jest najwięcej ochrony, ale niektórzy mają plecy gdzie trzeba.
- O której godzinie rozpoczął się wczorajszy bankiet?
- O 22.30. Mieli niewielki poślizg przez ten cały festyn. Przyszło tyle osób że problemem stało się dowiezienie gwiazd na miejsce.
- To znaczy że dziennikarze zostali wyproszeni około 23.30?
- No tak, na to by wychodziło.
- Skontaktuj mnie z tym Twoim fotografem.
- Jasne, Scholmes, ale obawiam się że to strata czasu. To straszny wariat!
- Przesłuchujcie dalej Gimmons’a.
- Ach, zapomniałem powiedzieć: ten Gimmons kompletnie nie pamięta wykonywania rozmów telefonicznych tego wieczoru. Niektórzy to powinni trzymać się z dala od wody ognistej.
- Hmm... chyba rozwiązałem naszą zagadkę. Koniecznie przyprowadź tu tego fotografa... z kliszami z ostatniego wieczoru.

***

Było już dobrze po godzinie 4:00 gdy na komisariat przybył fotograf. Fabrazzi, bo tak miał na imię, przyniósł kliszę i aparat, bo ostatnia pozostała jeszcze w środku. W trakcie gdy był przesłuchiwany przez Fedwicka, klisze powędrowały do ciemni. Scholmes był zbyt podniecony całą sprawa i tym, co może znajdować się na zdjęciach by przysłuchiwać się nudnym wywiadom. Powędrował więc za specjalistami aby być pierwszym, który zobaczy postać zabójcy. Kilka minut później zdjęcia już pływały w plastikowych wanienkach wypełnionych różnymi płynami. Sprawne ręce przekładały je z jednego naczynia do drugiego, na samym końcu odsłaniając to, co do tej pory było niejasne.
- Jeszcze dziś będziesz za kratkami. - odparł z zadowoleniem podnosząc zdjęcie, na którym widniały trzy postacie.
Zabrał je ze sobą i szybkim krokiem udał się do pokoju komisarza. Sparker nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Na zdjęciu, poza tragicznie zmarłą parą, był jeszcze jeden dobrze ubrany mężczyzna. Był to George Rutherford, bliski współpracownik zmarłego, partyjny kolega.

***

Godzinę później Rutherford był już w areszcie, przedstawiono mu zarzuty, a on sam przyznał się do zabójstwa.
W jednym pomieszczeniu zgromadzili się wszyscy pracownicy komisariatu, którzy całą noc poświęcili na zbadanie sprawy. Wszyscy zdumieni i pełni podziwu wpatrywali oczy w Scholmes’s, który właśnie miał wyjaśnić, jak doszedł do prawdy.
Rozpoczął swój monolog:
- Początek był wybitnie trudny. Żadnych śladów, odcisków palców, dowodów, narzędzia zbrodni, nazwisk. I jak już wspomniałem kilka godzin temu naszemu śledczemu: jeśli nie ma nic ponad stan, to pewnie czegoś brakuje! Okazało się że i tym razem zasada się sprawdziła: brakowało jednego telefonu. Ślad ten poprowadził nas do pana Gimmons’a i wyraźnie wskazywał na jego osobę. Być może zbyt wyraźnie! Już wtedy wydało mi się, że zabójca przewidział nasz tok myślenia... wiedział, że brak telefonu zwróci naszą uwagę i skieruje do osoby polityka opozycji. Sam Gimmons bawił się tego wieczoru wybornie i jeszcze zanim dziennikarze zostali wyproszeni z bankietu, on był jeż nieźle podchmielony. Stan ten ułatwił wyjęcie telefonu z kieszeni jego marynarki i wykonanie rozmowy przez mordercę. Tak jest proszę państwa, to Rutherford wykonał rozmowę z aparatu Gimmonsa. Poza tym ten ostatni był na tyle pijany, że nie potrafiłby zawiązać sznurowadeł, a co dopiero popełnić morderstwo.
Ale są jeszcze dwa dowody! Pierwszego z nich dostarczył nam fotograf Fabrazzi, który znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Otóż sfotografował on moment, w którym cała trójka wsiada do samochodu: zabójca i jego dwie, niczego nie spodziewające się ofiary. Prawdopodobnie miał to być niewinny spacer nad naszą piękną rzeką... okazał się jednak śmiertelny.
Rozmyślałem nad tym, dlaczego akurat Tamina? Są inne miejsca, w których mógł dokonać swej egzekucji. Jak się kilkadziesiąt minut temu okazało, nie było to tak przypadkowe. I w tym miejscu pojawia się dowód numer trzy. Przeglądałem ustawy, które na pozór wyglądały jednakowo. Różnił je jednak jeden element, mianowicie podpis... a raczej jego brak! Pod każdą ustawą widniała ta sama liczba nazwisk, poza jedną. Była to ustawa dotycząca zrzutu ścieków i odpadów fabrycznych do Taminy. Ustawę tą znajdziecie państwo przed sobą... nie podpisał się pod nią jedynie pan Rutherford. Jego nazwisko można jeszcze połączyć z jedną osobą, a mianowicie z prezesem pewnej wytwórni, która swoją fabrykę ma właśnie nad Taminą. I przy tej fabryce znalezione zostały ciała zamordowanej pary.

Wszyscy siedzieli cicho i słuchali ze zdumieniem. Nikt na to wcześniej nie wpadł, a przecież każdy miał wgląd w te dokumenty. Każdy coś wiedział, ale nikt nie potrafił połączyć elementów układanki w całość. Scholmes kontynuował:
- Drodzy państwo, pycha zgubiła naszego zabójcę. Mógł wybrać każdy inny zakątek miasta, aby dokonać zbrodni. A jednak wybrał fabrykę i Taminę. On nie chciał jedynie uśmiercić wspaniałego polityka, chciał udowodnić sobie, że jest ponad nim! A razem z nim zgasła jego urocza przyjaciółka.
Cieszę się, że do gazet trafi już rozwiązana sprawa. A zabójca będzie siedział za kratkami. Dowody, które zebraliśmy nie dadzą nadziei linii obrony. I ponownie dowiodłem, że nie ma morderstwa doskonałego...
napisał/a: wh17 2007-09-01 22:54
CZ.1

-Fedwick – zaczął mówić Herlock – powiedz chłopakom, żeby wzięli krew do analizy.
-Już to zrobiłem, inspektorze – rzekł dumny z siebie James Fedwick.
-W porządku, wszystkim się zająłeś. W takim razie - nic tu po mnie. Jutro rano rozpoczniemy śledztwo. Zawiozę pana do domu, Fedwick.
-Bardzo mi miło, inspektorze.
Wsiedli do samochodu Scholmesa i wyruszyli w stronę domu starszego aspiranta policji w Blickstone.
-Straszna zbrodnia, prawda? – zapytał Fedwick, gdy mijali komendę policji.
-Istotnie… - odpowiedział w zamyśleniu detektyw.
-Jane Foster powieszona na grubej linie, Martin Cook zadźgany nożem. Dwójka najbardziej znanych aktorów Hollywood zamordowana jednego dnia. Nigdy czegoś takiego nie widziałem – mówił przejęty James Fedwick.
-Czy jest pan pewien, że Martin Cook został zabity nożem? – zapytał Scholmes.
-Tak, znaleziono obok ciała. Co dziwne, nie był zabrudzony krwią. Są odciski palców. Zajęliśmy się już tym.
-Aha, aha.
Samochód Herlocka Scholmesa dojechał do celu. James Fedwick podziękował za transport i poszedł powoli w stronę domu.

***

Nazajutrz rano detektyw pojechał na posterunek policji. Spotkał się z Fedwickiem, od którego dowiedział się kilku nowych faktów: krew, którą znaleziono na ciele Martina Cooka, była częściowo jego własną, częściowo sztuczną; a różnica pomiędzy czasem zgonu Jane i Martina wynosi około kilkunastu minut.
-Jak oni to obliczyli? – zapytał retorycznie Herlock Scholmes, który przyzwyczajony był do stosowania nieco starszych metod w śledztwach.
-Nie wiem, inspektorze. To najnowsza technika – odpowiedział Fedwick i ciągnął dalej: - Przygotowałem dla pana listę osób, które powinien pan przesłuchać.
-Świetnie Fedwick, wiedziałem, że mogę na pana liczyć. Kogo tu mamy? Rodzice Jane Foster, Alec Shields – miejscowy aktor, Kathleen Cook – żona Martina, Emma Kane – menedżerka Jane. To zaczynamy. Będzie mi pan towarzyszył, Fedwick?
-Ależ oczywiście – rzekł starszy aspirant i blado się uśmiechnął.

***

Scholmes i Fedwick zostali powitani w drzwiach przez pana Edwarda, małomównego farmera o nieco tępawej twarzy. Zachowywał się bardzo uprzejmie i zaprowadził przybyłych do pokoju gościnnego, gdzie na wózku inwalidzkim siedziała jego małżonka, Maria – elegancka i inteligentna.
-Przykro nam, że wydarzyła się taka tragedia – powiedział detektyw. – Gwarantuję państwu, że niedługo złapiemy mordercę państwa córki. Teraz, proszę pozwolić, że zadam państwu kilka pytań.
-Naturalnie, panie inspektorze – rzekła Maria Foster, ocierając łzy.
-Co robiła córka po wczorajszym festynie?
-Z tego co nam mówiła – zaczęła mama Jane – córka poszła do pubu z Martinem i Alekiem Shieldsem, zna go pan? Później umówiona była z obecnym tu Jamesem Fedwickiem na 20:30 na moście Pokoju.
-Z Jamesem Fedwickiem? – Herlock spojrzał zdziwiony na policjanta. – Hmm… rozumiem. Co mogą państwo powiedzieć o swojej córce, jaka ona była?
-Mogę powiedzieć – mówił Edward Foster – że córka była bardzo dobrą kobietą, która ciężko pracowała, żeby odnieść sukces. Bardzo, będzie nam jej brakować. Pan wybaczy – ojciec Jane otarł łzę z policzka.
-Dobrze, nie będziemy już państwa więcej męczyć. Możecie liczyć na policję w Blickstone.
Herlock Scholmes i James Fedwick wyszli przed dom Fosterów.
-Fedwick, skąd znasz Jane?
-Panie inspektorze… Nie wiem jak to panu powiedzieć… Jane to moja pierwsza miłość. Niestety, 10 lat temu nie mogłem wyjechać z nią do Hollywood, bo pracowałem tutaj. Nasz kontakt się urwał i chyba przestała coś do mnie czuć – powiedział Fedwick.
-A co mi powiesz o godzinie waszego spotkania?
-Tak, mieliśmy się spotkać o godzinie 20:30, ale Jane do mnie zadzwoniła (przynajmniej wydaje mi się, że to głos Jane) i przełożyła na 23:15 – powiedział z przekonaniem Fedwick. – Przyszedłem, a wtedy zobaczyłem… Sam pan wie co…
-Tak, już rozumiem – Herlock wydawał się być zamyślony. - No nic, jedna rzecz się wyjaśniła. Już wiadomo, czemu jesteś taki smutny.

***

Nie mniej ciekawa była rozmowa z Alekiem Shieldsem, aktorem z Blickstone, bliskim przyjacielem Jane i Martina.
Wydawał się być sympatyczny i gościnny.
-Czy napiją się panowie kawy? – zapytał.
-Nie, dziękujemy – szybko oznajmił Fedwick.
-Chcemy tylko, żeby odpowiedział pan na kilka pytań – włączył się Scholmes.
-Tak, oczywiście, proszę pytać.
-Co robił pan wczoraj po festynie?
-Wybrałem się z Jane i Martinem do pubu.
-I?
-Lokal był zamknięty. Każdy rozszedł się w swoją stronę. Chyba nie chcecie wrobić mnie w ich morderstwo?!
-Nie, panie Shields – uspokoił go Scholmes. – Proszę mi jeszcze powiedzieć, czemu pan nie przebywał z przyjaciółmi w Hollywood?
-Panie inspektorze, czasem tam bywałem. Ale wolę swoje małe Blickstone.
-A może pan nie potrafi zrobić kariery, co? – zapytał zaczepnie detektyw.
-Niech się pan lepiej zacznie martwić swoim śledztwem! Dwóch ludzi zostało zamordowanych! – Alec Shields zdenerwował się postawą Herlocka.
-Dobrze, już nie będziemy panu przeszkadzać. Fedwick, wychodzimy.
Przy wyjściu zawołał ich gospodarz.
-Panowie. Chciałbym przy okazji zgłosić kradzież sztucznej krwi.
-Sztucznej krwi? – Herlock odwrócił się. – Kiedy to się mogło stać?
-Pewnie podczas wczorajszego festynu. Ale spokojnie, mam krwi pod dostatkiem.

***

-Wierzy mu pan? – zapytał Fedwick, kiedy zbliżali się do hotelu, w którym mieszkała Kathleen Cook, wyjątkowo piękna żona Martina.
-Alekowi? Może być tak, że ktoś ukradł mu tę sztuczną krew. Bynajmniej, może chce odsunąć podejrzenie od siebie. Ale skąd miałby wiedzieć o tym, że na miejscu zbrodni była sztuczna krew?
Bez trudu znaleźli pokój żony aktora. Nawet ogarnięta rozpaczą wyglądała zniewalająco.
-Wiemy, że pani ciężko, pani Cook. Ale musimy zadać kilka pytań.
-Tak, rozumiem – szepnęła Kathleen.
-Co pani robiła wczoraj po festynie?
-Bolała mnie głowa, więc przyszłam tu, do hotelu. Emma Kane, menedżerka Jane, odprowadziła mnie. Bardzo miła kobieta, zaprzyjaźniłyśmy się.
-Jak układała się pani relacja z mężem? – spytał detektyw.
-Dobrze… - rzuciła niepewnie.
-Pani Cook, proszę mówić prawdę – powiedział odważnie Scholmes.
-Tak szczerze? Było fatalnie, mieliśmy wziąć rozwód, a ta przeklęta zołza Jane miała wyjść za niego!!! Proszę, panowie, zostawcie mnie.
-W takim razie do widzenia, miła pani.
Popatrzyli na siebie i wyszli.

***

-Co pan na razie o tym myśli, inspektorze? – zapytał Fedwick w drodze do domku Emmy Kane.
-Nie będę ukrywał, Fedwick, że mam już pewne teorie.
-Można wiedzieć, jakie?
-Oczywiście. Pierwsze spostrzeżenie, jakie nasunęło mi się już wczoraj – skoro Jane Foster została powieszona, a Martin Cook zadźgany nożem, twierdzę, że morderców było dwóch. Dodatkowo, dziś rano utwierdziłem się w tym, kiedy powiedział pan, że między zabójstwami była różnica kilkunastu minut.
-No ale to mógłby być jeden morderca. Jeden morderca mógł najpierw powiesić Jane, a potem wrócić i zasztyletować Martina.
-Mało prawdopodobne – powiedział pewnie Scholmes. – Ja idę swoim tropem. Ktoś przyszedł i powiesił Jane. Ktoś inny zadźgał Martina. Tylko co oni robili tam o tej godzinie? To już też wiemy z pana wypowiedzi. Jane przełożyła spotkanie z panem, bo musiała pilnie porozmawiać z Martinem.
-Tak, rzeczywiście, tak mogło to wyglądać – przytaknął starszy aspirant.
-Dlaczego akurat tam się mieli spotkać? To oczywiste. Most Pokoju to miejsce ciche i odludne. Teraz szukamy motywu, Fedwick. Jaki motyw mogłaby mieć np. panna Kane? O tym dowiemy się za chwilę.
-Dowie się pan sam, inspektorze. Ja jadę na posterunek. Musi pan pamiętać, że mam wiele obowiązków – powiedział Fedwick i uśmiechnął się ciepło.

***

Emma Kane była poważną kobietą. Chyba nigdy się nie uśmiechała. Przyjęła Scholmesa uprzejmie, ale z dystansem.
-Tak, pewnie chce pan zadać kilka pytań. Słucham? – rozpoczęła dość ostro.
-Kathleen Cook powiedziała mi, że po festynie odprowadziła ją pani do domu. Czy to prawda?
-Yyy… tak, tak było, istotnie. Odprowadziłam ją do domu – Emma Kane wydawała się być niepewna tego, co mówi.
Herlock udał, że tego nie widzi i ciągnął dalej:
-Co pani sądzi o Jane Foster? Czy lubiła ją pani?
-Jeśli mam być szczera, to nie. Nie znosiłam jej. Niech pan sobie wyobrazi, że po tym, co dla niej zrobiłam, ona chciała mnie zwolnić! Była olbrzymią sknerą, była niesamowicie skąpa. Moja pensja ledwo starczyła mi na życie.
-To doprawdy ciekawe, panno Kane. Skąd pani jest, jeśli mogę spytać?
-Z Blickstone – odpowiedziała niewzruszona.
-Dziękuję, to wszystko.
Herlock Scholmes ukłonił się szarmancko i wsiadł z powrotem do swojego samochodu.

***
napisał/a: wh17 2007-09-01 22:54
CZ.2

Dotarł na komendę policji.
-Coś nowego? – zapytał.
-Tak – odpowiedział jeden z policjantów. – Wśród rzeczy Martina Cooka w pokoju hotelowym znaleziono to.
Funkcjonariusz wręczył detektywowi świstek papieru, na którym było napisane:

SPOTKAJMY SIĘ NA MOŚCIE POKOJU O 20:30. NIKOMU NIE MÓW O TYM LIŚCIE.
JANE

-No proszę – inspektor się uśmiechnął. – Oczywiście, to nie jest pismo Jane Foster, prawda?
-Prawda, inspektorze – rzucił inny policjant.
-Porównaliście charakter pisma z pismem dziś przeze mnie przesłuchiwanych?
-Tak. Z naszej analizy wynika, że to panna Kane napisała list.
-Aha, aha – Scholmes się zamyślił. – A wiadomo już coś na temat odcisków na nożu?
-Tak, należą do pani Cook.
-Dobrze – przytaknął detektyw. – Teraz potrzebuję chwili spokoju. Jadę do siebie, do domu.

***

Herlock usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył je i zobaczył Fedwicka.
-Panie inspektorze, oto raport. Niestety, napisany ręcznie. Mam nadzieję, że się pan rozczyta.
-Dziękuję panu, Fedwick. Zawsze można na pana liczyć.
-Ja zmykam, do zobaczenia – Fedwick oddalił się w kierunku swojego domu.
Herlock rozsiadł się w fotelu i zaczął czytać raport Jamesa Fedwicka. Po jego lekturze pozwolił sobie na półgodzinną drzemkę.
Gdy się obudził, złapał słuchawkę telefonu i wykręcił numer na komendę.
-Mówi inspektor Scholmes. Fedwick, proszę zebrać wszystkich przesłuchiwanych w moim domu, za pół godziny. Czekam.
Odłożył słuchawkę i powiedział do siebie:
-Zrobimy przedstawienie na miarę Herkulesa Poirot.

***

-Drodzy państwo – powiedział Herlock do zebranych: Marii i Edwarda Fosterów, Aleka Shieldsa, Kathleen Cook, Emmy Kane i do swojego oddanego towarzysza, Jamesa Fedwicka. – Pozwólcie, że od razu przejdę do rzeczy. Sprawa, którą rozwiązywałem z pomocą starszego aspiranta Fedwicka, była skomplikowana. Jane Foster powieszona, Martin Cook zadźgany nożem. Kto mógłby to zrobić? Może Alec Shields? Miał dostęp do liny, do sztucznej krwi, którą znaleziono na ciele pana Cooka. No i motyw – zazdrościł pan Jane i Martinowi, że im się udało w Hollywood.
-Wypraszam sobie! – Shields był czerwony ze złości.
-Uspokoję pana. Nie mógł pan zabić tej dwójki, ponieważ nie mógł wiedzieć pan o spotkaniu. Po drugie, Jane i Martin zostali zamordowani przez dwie różne osoby. Po kolei : najpierw o morderstwie Jane Foster. Wziąłem pod rozwagę dwie osoby: Emmę Kane i Kathleen Cook. Obie miały motyw – panna Kane była wściekła na Jane, bo ta chciała ją usunąć ze stanowiska; pani Cook natomiast była zazdrosna o męża i nie chciała dopuścić do jego ślubu z panną Foster. Co się okazało? Że pani Cook chciała zamordować swojego męża. Na nożu znalezionym przy panu Cooku, były pani odciski palców. Przyszła pani zamordować męża, ale spóźniła się pani, prawda?
-Tak, gdy zobaczyłam zwłoki Martina, upuściłam nóż i uciekłam do domu – powiedziała Kate Cook, ocierając z policzka łzę.
-Tak więc – Scholmes kontynuował – została panna Kane. Ale ona nie zabiła Jane, bo prostu nie wiedziała, gdzie poszła po festynie. Zacząłem szukać innej osoby (przypomniałem sobie o opinii Emmy Kane na temat Jane Foster). I znalazłem, nawet dwie. Inteligentna inwalidka wydawała polecenia mężowi, który wypełnił plan i powiesił swoją córkę; a wszystko po to, żeby otrzymać w spadku jej fortunę. Musieliście zrealizować plan teraz, bo wiedzieliście, że niedługo Jane poślubi Martina i nici z pieniędzy.
Maria Foster zagryzła zęby. Odezwał się jej mąż:
-Przyznajemy się, inspektorze. Ale musi nas pan zrozumieć. Żyjemy sobie skromnie, nawet bardzo skromnie, a obrzydliwie bogata córka nie chce nam dać ani pensa! Postąpiliśmy okrutnie, ale musi nas pan zrozumieć…
Kiedy dwójka policjantów zabrała Fosterów z pokoju, Scholmes zaczął ponownie:
-Został Martin Cook. Kto go zabił? Kto chciał zrzucić podejrzenie na Aleka Shieldsa i polał ciało ofiary sztuczną krwią? Znaleziono w ubraniach pana Cooka list, napisany przez mordercę. To na jego podstawie pani Cook wyruszyła zabić męża. Na szczęście, a może i na nieszczęście nie zdążyła pani. Zidentyfikowano charakter pisma na liście. Okazało się, że to styl Emmy Kane. Ale! – krzyknął, bo Emma Kane chciała coś powiedzieć. – Wiadomo, że to nie pani. Nie miała pani motywu. Martina Cooka zabił pani brat, z podobnym charakterem pisma, który jest obecny tutaj, panno Kane, a może powinienem powiedzieć – panno Fedwick?
James Fedwick wstał gwałtownie i wybiegł z domu Scholmesa. Na dworze czekali na niego funkcjonariusze policji. Schwytali go i zawieźli na komendę.
-Ale… ja nie wiedziałam… - Emma Kane się rozpłakała. – Dlaczego on to zrobił?
-Zrobił to dlatego, bo kochał Jane Foster.
-Jak pan się domyślił, że to on? – zapytał Alec Shields.
-Już wcześniej go podejrzewałem. Dowiedziałem się na komendzie, że w sprawie zbrodni dzwonił ze swojego domu. A do domu ma dalej z mostu Pokoju niż do komendy, z której też mógł wykonać telefon.
Był umówiony z Jane na 20:30. Pomyślał, że to doskonała okazja do zabicia na jej oczach Martina, przekazał mu więc list. Przyszedł na most i zabił Martina. Widział powieszoną Jane. Poszedł do domu i przemyślał sprawę. O 23:35 zadzwonił do mnie.
Godzinę temu zacząłem być dopiero pewny, że to James Fedwick zabił. Przyniósł mi swój raport, napisane odręcznie. Biedak, nie mógł przewidzieć, że drukarka, która miała wydrukować jego raport, nie będzie miała tuszu.
napisał/a: Bazia5 2007-09-01 23:33
Po wstępnym zbadaniu sprawy Herlock Scholmes wrócił do domu, w którym także próbował sobie przypomnieć gdzie już widział twarze zamordowanej kobiety i mężczyzny. Był pewien, że gdzieś już ich widział. Tylko gdzie? Zadawał sobie pytanie. Do tej pory miasteczko, w którym mieszkał i pracował było najspokojniejszym miejscem w okolicy. Do czasu tego wydarzenia.
Następnego dnia rano jak wstał zobaczył, że na nocnym stoliku leży książka i filiżanka herbaty. Wtedy przypomniał sobie, że wczoraj przed wezwaniem na miejsce zbrodni czytał książkę. I w tym momencie już wiedział, czemu mu się wydawało, że znał zamordowane osoby. To były postacie przedstawione w książce. Morderca odwzorował dokładnie morderstwo z książki. W tym momencie Herlock pomyślał, że to musi być fan literatury a zwłaszcza powieści kryminalnych. Zabójstwo wyglądało dokładnie tak jak było przedstawione w książce. Para kochanków przyuważona na przyjęciu byli szczęśliwi, roześmiani. Tylko, komu to się nie spodobało? Czy to zazdrosny mąż a może nażyczony? Kto okaże się mordercą? Musze wyjaśnić tą sprawę to będzie moje ostatnie dochodzenie przed pójściem na emeryturę. Po przeczytaniu raportu z oględzin ciał okazało się, że zamordowani zostali uduszeni grubą wstążką, którą najprawdopodobniej miała ofiara na włosach. A może morderca jest kobietą? I to do niej należała wstążka? Z przemyśleń Inspektora wychodzi na to, że ofiary musiały być od dłuższego czasu obserwowane przez mordercę tak ja było opisane w książce. Sprawa się komplikuje Herlock nie ma pojęcia, kto może być mordercą Czy to zakochany w ofierze nażyczony, który ją przyłapał na zdradzie? Czy może ktoś inny? Poszlaki jednak wskazują na to, że to ojciec dziewczyny jest mordercą. Świadkowie zeznali, że widzieli jak wcześniej wychodził z przyjęcia i był podenerwowany. Tak, tak to on stwierdził Inspektor po dłuższym zbadaniu sprawy. Zazdrosny ojciec o własną córkę nie mógł wytrzymać tego, że dziewczyna już dorosła i chce sobie ułożyć życie poza domem rodzinnym. Odwzorował zabójstwo z książki żeby w śledztwie nie wykazało, że to on ich zabił. Lecz nie udało mu się to. Herlock Scholmes był jednak sprytniejszy i odkrył całą prawdę. Następne śledztwo skończone powodzeniem. Morderca zamknięty. Sprawa wyjaśniona, więc mogę teraz spokojnie iść na emeryturę, choć musze przyznać, że będzie mi brakować tej pracy. Pozbierał wszystkie swoje rzeczy z komisariatu i udał się do domu, żeby odpocząć po ciężkim dochodzeniu.
napisał/a: myszaaa4 2007-09-02 15:41
Z samego rana w niedziele Herlock Scholmes udał sie na miejsce zbrodni by szukac dowodów i dokonac wstępnych oględzin co do miejsca i czasu zbrodni. Mijając miejscowe kino przeleciał go strach, zamarł... Zatrzymał się i zobaczył na plakacie kina dwójkę osob które zostały zamordowane tej nocy. Bratt Pit i Georgia Rule, aktorzy z najnowszego hitu kinowego. To dało mu duzo do myślenia... Premiera w kinie, bankiet, następnie para aktorów chciala sie rozerwac w małym miasteczku na festynie. Byc moze mieli wrogów, albo ktos przyjechal za nimi by zabic ich w małej miejscowosci i dokladnie zatrzec slady...? Scholmes mial trudny orzech do zgryzienia.
Nie zastanawiając sie wykonuje szybko telefon do Fedwicka...
- Słuchaj powoli wszystko zaczynam rozumiec, zajme się całą sprawą. Zabezpiecznie dokladnie miejsce zbrodni za 20 minut tam będę.
Wsiadl do auta i odjechal, powoli zacząl wszystko rozumiec. Wyczytał ostatnio w gazecie ze Georgia Rule byla w separacji z mężem. Nie powiodlo sie im, wiec Georgia długo nie czekała... Juz od dawna krązyly plotki o jej romansie z Pittem, lecz nikt tego nie brał na powaznie. Dojrzała 47 letnia kobieta z młodym , i przystojnym aktorem?
Herlock musial sprawdzic męża Georgii, po czym udał się na komisariat.
- Dowiedzcie sie wszystkiego o Mężu Georgii Rule, Christianie. Po czym pognał na spotkanie z Fedwickiem.
Jedynym dowodem jaki znalezli była bron. Znaleziono takze odciski na ciele Pani Rule. Natomiast bron bez odcisków , leżała w pobliskich krzakach. Śmierc byla zaplanowana, lecz mordercy nie zalezało na pozbyciu się broni. Nie pomyslal o tym że będziemy szukac odcisków na ciele zmarłych... Telefon Herlocka zaczął dzwonic jak szalony...
-Tak ?
- Detektywnie, mamy cos na męża Pani Rule. Był zameldowany w hotelu Hilton w Blickstone. Zatrzymalismy go, zachowywał sie bardzo podejrzanie. Obsługa hotelu skarzyla sie ze jest bardzo agresywny, zdemolował pokój którym mieszka i krzyczał : " Załatwiłem cie, a teraz mnie złapcie! ".
Dobrze Pan podejrzewal, czekamy na komisariacie na Pana, musimy go razem przesłuchac.

Po 30 minutach trwa przesłuchanie na Komendzie Policjii w Blickstone:
- Christianie Rule... gdzie był Pan w sobote okolo godziny 22...
- Dajcie mi spokój, ktos zabil moją żone a wy jeszcze mnie podejrzewacie, Policja wielcy stróże prawa, a jak potrzeba cos to nigdy nie mozna na was liczyc!!!
- Pytam po raz ostatni Rule gdzie byles w sobote, zaraz zaczniemy rozmowe inaczej. Nie ma Pan zadnego alibi, wiemy ze nie układało ci się z żoną , miala duzo pieniędzy co napewno pana bolało. Kobieta ktora odniosla nie raz sukces związala sie z marnym aktorzykiem. Gadaj Rule póki jestem cierpliwy - rzekł Scholmes...
- Zapadla cisza, Rule juz nic tego dnia nie wykrztusil z siebie...

Scholmes udał sie do domu Rule wraz z Fedwickiem.

- Ujrzeli piękna rezydencje Rule, jedynie co ich zaskoczyło to otwarte drzwi...
Weszli do willi i zamarli... nie byli w stanie tego opisac. Dom piękny z zewnątrz a w środku jak po przejsiu tornado...

Sholmes zrobil krok i poczuł pękające szkło pod stopą... Była to ramka ze zdjęciem ślubnym panstwa Rule. Całe wnętrze domu było pokryte ciuchami Pani Rule, podartmi na strzępy i drobne kawałki...
Oboje nie mieli wątpliwosci tego co sie stało... wystarczyło tylko pobrac odciski palców od Rule'go i wszystko byłoby jasne... śledctwo wydawało sie trudne a zakonczy się raczej szybko.
Gdyby nie patrol przejezdzający obok hotelu Hilton morderca swojej żony mogł zbiec i sledctwo trwało by latami...

Po 2 godzinach Scholmes wraz z Fredlikiem na komisariat...
- Panie dedektywie Rule nie wytrzymał, powoli zaczał wszystko mówic, pobralismy odciski by dokladnie sprawdzic jego zeznania... Sprawdzilo sie to on zabil swoją żonę i jej kochanka. Nie zniosl tego że zostawila go dla młodszego... Nigdy nie złapał jej na zdradzie a tego dnia ani Ona ani jej kochanek nie spodziewali sie że ich zastanie w dosc intymnej sytuacji.. Dlatego tez wyrazy ich twarzy są zrozumiale, obydwoje byli w cięzkim szoku jak zobaczyli męża Pani Rule. Ten nie wytrzymał i zamiast powiedziec ze z nimi koniec zabil ich oboje... Nastepnie pojechal do Hiltona lecz nie mogl zniesc tego wszystkiego... kochal żone, a ona tak bardzo go zranila... Zacząl demolowac pokoj, myslal nawet o samobójstwie... lecz wtedy wkoczyła policja do pokoju i zatrzymali go...

Scholmes byl dumny z siebie ze udalo mu sie w błyskawicznym tępie rozstrzygnąc zagadkę. Mógł spokojnie wrócic do domu, zasiąsc w swoim wygodnym fotelu przed telewizorem i napic się mocnej kawy.
napisał/a: black_pearl 2007-09-02 17:47
CZ 1

Herlock przez dłuższą chwilę, a może i dwie zastanawiał się kim mogłaby być owa para. Był święcie przekonany, że ich zna, ale skąd..? Przez całe popołudnie spędzone przy herbacie i na czytaniu gazety te pytanie nie dawało mu spokoju.
Próbował wymyślać różne opcje: gdzie był, kogo widział, co robił, nic a nic mu to nie dawało. W pewnym momencie stwierdził, że się podda, bo skoro już tyle myślał i nic mu to nie dało, że skoro tak banalnej sprawy nie potrafi rozwiązać (przypomnieć sobie skąd te dwie ofiary zna) to nie masz, by poruszyć się dalej w rozwiązaniu zagadki. Stwierdził, że następnego dnia zaraz po przebudzeniu zadzwoni do Fedwicka i powie, że nie potrafi im tym razem pomóc w rozwikłaniu zagadki. Pomyślał: "no tak starzeje sie już, nie potrafię być tak błyskowym jak kiedyś'. Z tą myślą zasnął.
Śnił, przecież musiał śnić, bo normalnie nie nosił tej czerwonej torebki do tych zielonych butów... Przecież zawsze do nich miał swój mały gustowny plecaczek, a teraz patrzył na swą prawą rękę a tam, a tam jakby przyklejona była ta czerwona torebka.
Pomyślał: "no więc śnie, może uda mi się przypomnieć skąd ja ich znam...". Nagle pojawił się nad jeziorem, było ciemno, głucho, szum fal w oddali. "Jaki piękna noc" pomyślał, a nawet można by powiedzieć, że powiedział to do siebie "w sam raz na spokojny spacer tonąc w swych myślach, na temat jutrzejszego obiadu..". Nagle pokręcił stanowczo głową i powiedział do siebie taki tonem, jakiego używała jego matka gdy zjadał słodycze przed obiadem "Scholmsie opanuj się, jesteśmy tutaj z innego powodu, a nie jedzenie". Nagle jego rozmyślania przerwał śpiew, nie był on czysty i przepiękny, a nawet by można rzec, że osobie śpiewającej sobie "mydełko fa" słoń nadepnął na ucho. To nie było najgorsze, ale nagle wszystkie psy w okolicy stwierdziły, że znalazły swego kolegę od wycia.
Zbliżył się powoli, by nikt nie zauważył jego obecności, tym bardziej Pan X, jak już zdążył nazwać nieszczęśliwego piosenkarza. Był coraz bliżej i bliżej i nagle naszła go myśl "ale parzcież przez tą czerwoną torebkę mogę zostać zauważony", więc nie podszedł zbyt blisko, a chcąc się bardziej zabezpieczyć przyczepił do niej liście i pomyślał "no teraz to mi super pasuje do tych zielonych butów, muszę pamiętać o tym jak się obudzę".
Gdy już był tak blisko by zobaczyć twarz, a nawet i białka oczu niestety akurat wtedy piosenkarz sie odwrócił plecami. Troszkę to zdenerwowało detektywa, ale przecież będąc tak blisko nie mógł się poddać. Nagle bez jakiegokolwiek słowa uprzedzenia odwrócił się. Nasz główny bohater pomyślał "przecież to.." i nie dokończył swej myśli, gdy coś zaczęło go lizać, tak, czuł język mokry chropowaty na swej twarzy, czuł że jest coraz bardziej mokry i mokry... i wracał powoli do rzeczywistości.
Otworzył swe oczy - na nim siedział jego ukochany piesek - Rex, widocznie obudził się i chciał na dwór załatwić się, bo gdy miał taką potrzebę to zawsze wskakiwał do Pana (gdziekolwiek by ten siedział i lizał go). "No dobrze" pomyślał Herlock "nasz kochany Rex chce pisu" i nagle oprzytomniał całkowicie, już wiedział dlaczego w okolicy pasa czuł mokro, tak to Rexiu nie dał rady i popuścił. Jak oparzony wyskoczył z łóżka, już chciał uderzyć psa, gdy nagle się powstrzymał a można by rzec że się uśmiechnął i powiedział "no tym razem moja mordeczko ujdzie Ci to na sucho, bo zdążyłem przypomnieć sobie a raczej ujrzeć we śnie tego młodego mężczyznę".
Już miał biec do telefonu by zadzwonić do starszego aspiranta, gdy nagle się cofnął się do przedpokoju wyjął z szafy swą czerwoną torebkę i poszedł z nią do pokoju. Z wazonu na stole wyjął sztuczne kwiaty, oderwał z nich liście i przyczepił do torebki. Przyjrzał się swemu dziełu z uśmiechem i pomyślał "no to mogę już dzwonić na komendę."
napisał/a: black_pearl 2007-09-02 18:42
CZ 2

Podszedł do telefonu i powiedział:
- Fedwick mam dla Ciebie niespodziankę, nie dość, że wiem kim był ten młodzieniec oraz ta piękna panna, to powoli domyślam się rozwiązania zagadki. Spotkajmy się tam gdzie zawsze o godzinie 12"
Ok 11.30 wyszedł z domu. Postanowił że dziś "zaszaleje" i ubierze te zielone buty i weźmie do nich tą czerwoną torebkę, tak ślicznie dziś przez niego przyozdobioną. Na 12 zjawił się w kawiarni, aspirant już na niego czekał w ich ulubionym, przyciemnionym miejscu na końcu sali. Gdy detektyw podszedł, ten wstał.
- Dzień dobry Fedwick
- Dzień dobry Herlocku
- Usiądźmy - powiedział Herlock. - To co Ci teraz powiem, może być dla Ciebie bardzo trudne do zrozumienia i możesz przeżyć lekki szok, więc dla swojego dobra usiądź wygodnie. Może zamówimy herbatę i ciastka?
- Detektywie pośpiesz się, bo jestem ciekawy skoro powiedziałeś, że znasz rozwiązanie zagadki. Skupmy się teraz na tym, potem możemy pomyśleć, np o winie.
- A więc dobrze - odpowiedział Scholmes - ich śmierci winem jestem ja.
- Ty??? Dlaczego tak twierdzisz przyjacielu?
- Ponieważ... Ech zacznijmy od samego początku. Rok temu zrobiłem sobie małe wakacje i pojechałem do Paryża, wiesz jak to jest, ten ich klimat, romanse wiszą w powietrzu, a zwłaszcza ja będąc osobą samotną podświadomie szukałem miłości swego życia. I spotkałem ją... w muzeum, śmieszne, nieprawdaż?? W muzeum poznać miłość.
- A więc ta piękna kobieta była Twoja miłością? Och, jak mi przykro, przyjmij me kondolencje z szczerego serca..
- Nie przerywaj mi! To nie tak jak myślisz, daj mi dokończyć swą historię, nie jest ona aż tak długa... Więc zakochałem sie, najpiękniejsze było to w tym, że z wzajemnością. Paul bo tak miał ów młodzieniec na imię przyjechał tam z Niemiec, ponieważ chciał się wyrwać z domu, bo ludzie go nie rozumieli. I los chciał, że spotkaliśmy się w muzeum, przy jednym z obrazów i zaczęliśmy debatę na jego temat. Poszliśmy na kawę, uroczo pogadaliśmy sobie od serca. Postanowiliśmy, że od tej pory będziemy zwiedzać Paryż wspólnie. No i stało się zakochaliśmy się w sobie... (tu westchnął, a można by powiedzieć, że nawet się pod wąsem uśmiechnął)
- Przecież Ty.. przecież Ty - mamrotał Fedwick
- Tak wiem, nie spodziewałeś się tego po mnie, że mógłbym zainteresować się osobami8 swojej płci, ale zrozum, proszę, ten klimat to sprawił. Niestety musieliśmy wrócić do domów, postanowiliśmy, że będziemy do siebie pisać listy. Wróciłem do domu, urocz tego pięknego miasta minął, ja otrzeźwiałem po pewnym czasie i stwierdziłem, że tak nie może być, że ja jednak jestem hetero, a nie homo, ale nie wiedziałem jak mu to powiedzieć, że był chwilową przygodą, odskokiem od rzeczywistości da zestresowanego detektywa. Jedyną myślą która mnie naszła to to, że wyśle mu długi list z przeprosinami, że znów się zakochałem.
- No dobra, ale co w tej historii porabia ta młoda dama?
- No właśnie, w ostatnim momencie coś mnie pokarało i postanowiłem że załączę swe zdjęcie z ostatniej imprezy na którym z tą młodą panna a naprawdę z Maria Antoniną sie obściskiwałem. Dostałem w odpowiedzi od niego ist, że nie pozwoli na to, bym był z kimś innym, tym bardziej nią. Dostałem go tydzień temu, sprawę zbagatelizowałem, gdyż sadziłem, że skoro młody jest, to sam się niedługo znów zakocha, odpuści. Jakże się myliłem. Widocznie przyjechał tu, znalazł ją i zabił, a następnie popełnił samobójstwo. Jakże ja głupi jestem, echh przyjacielu...
- Ależ Herlocku to nie Twoja wina, nie możesz się winić, ale na przyszłość pamiętaj, że nie można tak bawić sie uczuciami. Z mej strony mogę powiedzieć ze uważam sprawę za zamkniętą. Żegnam Pana.
Odszedł i zostawił detektywa pogrążonego w myślach.
napisał/a: gregora 2007-09-02 22:40
Mam nadzieję,że to już koniec.
To miało być ZAKOŃCZENIE a nie rozwinięcie.
napisał/a: FatMat 2007-09-02 22:41
Herlock postanowił zająć sie ta sprawą jutro, i dać pole do popisu technikom policyjnym...



-------------NAZAJUTRZ----------

Leniwe brzęczenie muchy, którą do mieszkania zwabiła niezjedzona kanapka z szynką, tkwiąca w szparze między lodówką a szafką obudziło Herlocka ze snu.
- Ojej, już południe ? -spytał sam siebie, jakby liczył na zaskakującą odpowiedź. Szybko zeskoczył z łóżka z zamiarem dostania się do łazienki. Niestety, nie mógł przewidzieć, że na jego drodze pojawi się skórka od banana. Herlock w nietypowej pozycji drylował do toalety. Detektywowi świat stanął do góry nogami, to znak, że upadł. W tym momencie film się mu urwał.

=======SZPITAL======

Leniwe brzęczenie szpitalnej muchy, której udało się przeżyć w tych sterylnych warunkach, sprawiło że film Herlockowi wrócił. Podejrzliwie spojrzał pod łóżko- o dziwo nic tam nie znalazł. Czyżby cel muchy znajdował się gdzie indziej ? Jego czujne oko zlustrowało błyskawicznie całe pomieszczenie, zatrzymując się na białej kołdrze. Nagle usłyszał pukanie do drzwi,
-Witaj Herlocku, mam dla ciebie garść informacji.
-Hej aspirancie
- przejdźmy do konkretów, krótka piłka- zero świadków, zero dowodów, zero podejrzanych.
-Co ustalili technicy ?
-według nich śmierć nastąpiła między godziną 20 a 22, bezpośrednią przyczyną śmierci kobiety była niewydolność oddechowa, a co do mężczyzny przebita została aorta, zginął przez błyskawiczne wykrwawienie, stąd tyle krwi. Co ciekawe kobieta miała nie uszkodzone kręgi szyjne, które w takich przypadkach zazwyczaj są połamane.
- Czyli co, myślisz że ktoś jej pomógł ?
- Herlocku, biegli uznali że było to samobójstwo, nie ma sensu dalej prowadzić tej sprawy.
- Jak to samobójstwo, przecież to absurdalne, co w takim razie robił tam mężczyzna ?
-Biegli uznali, że było to zbiorowe samobójstwo, na jej twarzy znaleziono plamę jego krwi w kształcie dłoni. Musiał ją tak udusić a następnie powiesił na moście. Ą że zbyt długo się wykrwawiał, nie chciał już dłużej cierpieć i dźgnął się jeszcze kilka razy, przebijając aortę. Prawdopodobnie chciał upozorować walkę z jakimś napastnikiem.
-Wychodzi na to, że miejscowa policja daje sobie znakomicie rade i bez nas, nawet tu nie zagrzejemy sobie miejsca...
-To co Herlocku, może teraz na południe ?
-na południu byliśmy wiele lat, a tu jesteśmy dopiero od tygodnia, jednakże jest pewien szczegół....
-mhm ?
-przypominasz sobie te ślady butów ?
-tak... rzeczywiście...
-aspirancie czy byłeś podczas gdy znaleziono ciało ?
- byłem przy tym.
-czy buty zamordowanego były ubrudzone w krwi ?
-nie, wydaje mi się że nie... tak, napewno nie...
- no właśnie... Czyli na pewno nie mógł to być on... Chcąc zabić Emily i sam popełnić samobójstwo musiałby zostawić jakieś ślady.
W tym momencie do sali wszedł lekarz
- Przepraszam was panowie ale muszę wam przerwać, Herlock musi odpoczywać- powiedział oschle kierując się ku wyjściu, otwierając drzwi dodał z przyjaznym usmiechem:
- wybaczcie mi ale przypadkowo usłyszałem waszą rozmowę, zauważcie, że tam było dużo gapiów, którzy mogli roznieść krew. - na jego twarzy malował się wyraz satysfakcji.
- Herlocku, ten lekarz ma rację, powinieneś wypoczywać, poza tym ta sprawa i tak już jest zamknięta...
-no...
- śpij dobrze...
Herlock do późnej nocy myślał nad tą sprawą... Za oknem pojawiła się srebrna tarcza księżyca. Scholmes nawet nie poczuł kiedy zasnął.







========Nazajutrz=======

Znów to samo- powiedział Herlock słysząc nad sobą leniwe brzęczenie muchy. Przetarł zaspane oczy, podnosząc się ze szpitalnego łóżka.
po chwili wszedł aspirant. Herlocku, możesz już wyjść ze szpitala, przyniosłem ci najświeższe gazety, teraz wybacz ale muszę udać się na posterunek załatwić formalności. Mam dla ciebie dobrą wiadomość, za tydzień przenosimy się do Polski. Na wschód- tam nas jeszcze nie było.
- Świetnie, nareszcie będę mógł zwiedzić ten piękny i dziki kraj– Stwierdził Herlock
Aspirant wyszedł a Scholmes zabrał się za przeglądanie prasy, nie było tam nic ciekawego, więc czytał wszystkie artykuły po kolei, jego uwagę zwróciła informacja o pogrzebie znanych aktorów. Herlockowi rozjaśniło się w jego głowie, to stąd kojarzył tę kobietę, przecież to "Esmeralda" z serialu "Namiętna miłość w ubikacji PKP". Po chwili usłyszał brzęczenie muchy, które przypomniało mu że trzeba by coś zjeść, jego kiszki grywały różne marsze ale takiego- nigdy. Rzucił gazetę na stół, po czym zjadł pomarańcza przyniesionego poprzedniego dnia przezaspiranta. Postanowił przejrzeć pismo jeszcze raz, jego uwagę zwróciło zdjęcie na którym było widać ciało a nie było widać taśm policyjnych. Postanowił, że pójdzie na pogrzeb ofiar. Najpierw jednak musiał wyjść ze szpitala. Wstał z łóżka i przebrał się w swoje rzeczy. Powoli skierował się ku białym drzwiom odgradzającym jego salę od reszty szpitala. Nacisnął klamkę, i skierował się na korytarz. Powoli przeszedł koło dyżurki. Podpisał kilka papierków i wyszedł na zewnątrz. Zmartwił się trochę, nie widząc swojego samochodu- przecież zostawił go w domu. Jego oczy zarejestrowały pomarańczowego Opla Kadetta, na dachu miał podświetlana tabliczkę „taxi”. Herlock skierował się do auta.
-Na Akacjową 13 proszę- powiedział spokojnie do kierowcy.
-Się robi szefie.
Samochód łagodnie ruszył. Herlock począł podziwiać okolicę, jeździł tu już często w ciagu tych dwóch tygodni pobytu w miasteczku ale za każdym razem trasa ta go urzekała. Zachwycały go misternie zdobione domy, oraz zadbane trawniki i zieleń wokół nich. Po piętnastu minutach byli pod domem Detektywa. Herlock szybko zapłacił taksówkarzowi i wszedł do domu. Zrobił sobie śniadanie i czarną kawę. Po zjedzeniu i wypiciu tegoż włożył czarny odświętny garnitur i wsiadł do czarnej wołgi z przypalanymi szybami, oraz wypasionymi alufelgami.


======POGRZEB=====

Herlock zaparkował nieopodal cmentarza, pod wielkim dębem. Obok jego samochodu stało jeszcze kilka aut. Każde z nich było swoistym dziełem sztuki, było widać,że właścicielom bardzo zależy na tych maszynach. W ich otoczeniu "wołga" Herlocka wyglądała co najmniej biednie. Gdyby te limuzyny miały ludzkie cechy, napewno wyśmiałyby jego "gablotkę". Herlock wszedł przez rozłożyste ramiona bramy cmentarnej i spostrzegł grupę ludzi skupionych w okręgu. Cały czas czuł na sobie zimne spojrzenia aut... Wreszcie zbliżył sie do tłumu. Poczuł sie trochę nieswojo. Jego uwagę przykuła treść modlitw, nie był to żaden znany mu europejski język. Udawał, że modli wraz z nimi. Spojrzał podejrzliwie na wszystkich, ich twarze skrywały w sobie ból, ból po stracie kogoś bliskiego, kogoś kto wiele dla nich znaczył. Herlock spojrzał na ludzi, którzy też powoli zaczęli iść w strone bramy. W tłumie rzuciła mu się w oczy znajoma twarz. Tak, to był komendant Larry z miejscowego posterunku.
-Dzień dobry panie komendancie- zagaił Herlock
-Oh, dzień dobry, nie zauważyłem Pana detektywie.
-No cóż, ma się ten kamuflaż- Herlock spojrzał dumnie na swój czarny garnitur, z żółtą koszulą i zielonym krawatem, w jego oczach widać było dumę.
- Widzę, że Pan też postanowił uczcić pamięć tych nieszczęśników.
-Tak, tak... Smutna historia... Panie komendancie, czy może mi pan powiedzieć co to za dziewczyna w tym czarnym kapeluszu z dwoma czerwonymi kwitami, oraz okularami ?
-Ta z cekinową torebką ?
-Tak, właśnie ta.
-To pasierbica zmarłej. Emily kiedyś związała się ze sporo starszym mężczyzną. Córka urodę odziedziczyła
napisał/a: FatMat 2007-09-02 22:43
po matce, zawsze zazdrościła Emily piękna.
Podczas rozmowy oboje z komendantem usłyszeli wycie, człowiek który do tej pory był niewidoczny dla Herlocka wił się nieopodal zakopywanej trumny Emily w akcie rozpaczy. Człowiek ten sprawiał wrażenie jakby go coś strasznie bolało.
-Komendancie- krzyknął Herlock- musimy mu pomóc.
-Nie Herlocku, to Szaman.
-Szaman, a co on tutaj robi ?
-Prawdopodobnie Emily do niego chodziła. Ale ja już niestety muszę iść Herlocku, obowiązki wzywają.
-Do widzenia Komendancie.
Herlock zbliżył się do szamana.
-Co ci jest ? Mogę jakoś pomóc ? - Z troską spytał Herlock.
-Wyczuwam dobrą energię od ciebie, okropnie boli mnie gdy czuję, że otaczają mnie ludzie obłudni ze złymi intencjami.... uważaj.... - Na twarzy szamana pojawił się grymas bólu, a w oczach łzy.- To samo mówiłem Emily, teraz leży martwa w grobie...
-Czy to źle że chciała spotkać się z rodziną ?
-z rodziną ? Pff.... Rodziny już dawno nie miała.
-To po co tu przyjechała ?
-Chciała wyjaśnić zagadkę jej koszmarów.
-Co jej się śniło ?
-Coś najgorszego, co może męczyć człowieka- morderstwo.
-możesz mi powiedzieć coś więcej ?
-mogę ale nie tu, tutaj może być to dla ciebie niebezpieczne. Masz tu mój telefon, ale pamiętaj, dzwoń tylko z własnej komórki. Herlock wziął od szamana kartkę z numerem, i włożył ją do kieszeni garnituru.
Wsiadł do swojej wołgi. W lusterku zobaczył że ktoś mu się przygląda, kiedy ich oczy się spotkały, tajemnicza postać szybko zniknęła. Kiedy Herlock obrócił się do tyłu aby lepiej się jej przyjrzeć ani samochodu ani postaci już nie było. Detektyw zadzwonił do aspiranta.
-Halo...
-Cześć, słuchaj, sprawdź mi życiorys Emily, szczególna uwagę zwróć na jej pasierbicę, Jessice Rose chcę mieć o niej wszystkie informacje. Poszukaj także informacji o autorze fotografii która była w gazecie, tej co mi rano przyniosłeś.
-Herlocku, chyba zapomniałeś, że my juz nie pracujemy w miejscowej policji...
-Wiem uruchom swoje kontakty, znajomości, słowem, wszystko.
-Tak jest, zrozumiałem, uruchomić wszystko !

===W DOMU HERLOCKA=====

Sholmes zrobił sobie kanapkę z serem i szynką. Zawsze uważał, że to najzdrowsze jedzenie jakie tylko może być. Do tego zaparzył gorącą kawę. Kawałek kanapki zostawił dla swojej ulubionej muchy- Dżordża. Dżordż towarzyszył Herlockowi we wszystkich sprawach, stąd ta niezwykła więź między bestią a człowiekiem. Kiedy z rozkoszą wbijał swoje zęby w świeżutką szynkę i chleb czynność tę przerwał mu dzwonek telefonu. Cholera, nawet sobie w spokoju zjeść nie można, Dżordż, dokończ za mnie tą kanapkę. Kromka błyskawicznie zniknęła w otchłani paszczy muchy. W tym czasie Herlock odebrał telefon.
-Halo- rzekł leniwie detektyw.
-Herlocku, masz chyba dobrego nosa, sprawa nabierze pędu, obie osoby miały motyw, a fotograf to chyba na dodatek oszust. nigdzie nie można znaleźć aktu urodzenia osoby o imieniu Will Burn- czyli naszego fotografa. Jedynie w Hotelu w pobliskiej miejscowości rezyduje gość o tym imieniu. Apropos, wiesz ile to zdjęcie było warte ? Zapłacili mu 15.000 $ . Wspaniały motyw Herlocku.
-Od wyciągania wniosków to jestem ja, muszę to osobiście sprawdzić, podaj mi jego adres.
-pisz, Traintown ulica Kogucia Hotel "Pod Dębem" pokój 22
-dobra, dzięki, a co z tą pasierbicą ?- spytał Herlock.
-Ona też była na festynie, w wielu gazetach odgrażała się Emily, przez nią straciła rodzinę, jej matka zabiła się gdy jej ojciec odszedł do Emily, a kiedy Emily rzuciła ojca on także popełnił samobójstwo.
-Zrób coś jeszcze dla mnie, zadzwoń pod numer 346-253-794 i umów mnie na spotkanie. Coś czuję że czeka mnie dziś ciężki dzień. No to cześć.
-Siema.

Herlock wsiadł do swojej gabloty i z piskiem opon ruszył ku przeznaczeniu jakim był dom pasierbicy Jessiki Rose.



=======DOM PASIERBICY==========

Scholmes wysiadł pod białym schludnym domem. Podszedł do brązowych drzwi i zapukał delikatnie dwa razy. Otworzyła mu kobieta w białym uniformie.
-Dzień dobry -zaczął rozmowę Herlock
-Dzień dobry, Pan do kogo ?
-Chciałbym rozmawiać z Jessicą.
-Ależ ona się uczy, Pan wybaczy- w tym momencie kobieta usiłowała zamknąć drzwi.
-Niestety Pani wybaczy- Herlock Scholmes- Policja kryminalna. -Herlock otworzył szerzej drzwi i wszedł do środka.
Odrazu w oczy rzuciła mu sie niewielka dziewczyna, o szarych włosach i mysiej twarzy która notorycznie poprawiała duże okulary spadające z jej niewielkiego nosa. Obok niej znajdowały się stosy opasłych książek. W chwili gdy wszedł, odstawiła gruba książkę spoczywającą na jej kolanach.
-Dzień dobry inspektorze Sholmes. - powiedziała śmiałym tonem.
Herlock byl zaskoczony, nie spodziewał sie tak odważnego zachowania po tak niepozornie wyglądającej osoby. Chwila upłynęła zanim zdążył powiedzieć
-witam
Dziewczyna zdążyła wstać
-spodziewałam się Pana wizyty wcześniej. -zaczęła opierajac się o kominek. Skineła na sprzątaczkę, kazała przynieść jej coś do jedzenia i picia.
-Któż inny bardziej mógłby pragnąć śmierci Emily jak właśnie nie ja ? -zamyśliła się chwilę. Skierowała swój wzrok do podłogi i pwoli jakby rozkoszując się każdym słowem w ironicznym uśmiechu zaczęła mówić:
-Piękna, mądra, miła, grzeczna, roztropna, sławna.... gwiazda seriali.... Chodzący ideał... To właśnie ta wspaniałomyślna EMILY pozbawiła mnie ojca.. pozbawiła mnie matki... pozbawiła mnie domu. I wie pan co ? Bardzo się cieszę że nie żyje. Żałuję tylko tego, że nie ja ją zabiłam.
-W takim razie co robiłaś na festynie w jej rodzinnym mieście. Przecież mieszkasz w miejscowości oddalonej o 40 kilometrów, nie wierzę w to, że tutaj brakowało ci rozrywki.
-A jednak...
-Czyli nie masz alibi ?
-Nie mam ale tego nie zrobiłam, czy moje słowo nie wystarczy ?
-Praca w policji nauczyła mnie tego żeby nikomu nie ufać.
-Mamy cię na oku, nie możesz opuszczać swego domu, i tak idę ci na rękę nie aresztując cię, wiem, że jesteś wzorową uczennicą, potraktuj to jako moją dobrą wolę. Pamiętaj, przyznanie się do winy skraca karę dwukrotnie. Jeżeli ktoś ci pomagał, lepiej powiedz to od razu zanim ktoś wyda ciebie.
- Przecież mówiłam że jestem niewinna. O właśnie przyniesiono drinki, napije się pan ze mną ?
-Nie dziękuję, niestety prowadzę.
-W takim razie napije się Pan soku.
Oboje podnieśi kieliszki
-za ŚP kochaną macochę. - uśmiechnęła się szeroko i wypiła drinka. Scholmes zrobił to samo.
- No cóż, już nie przeszkadzam w nauce, do widzenia - Powiedział na odchodnym Scholmes.
-Inspektorze ?
-Tak ?
-Czekam na dowody których pan nie znajdzie...

Scholmes wyszedł z mieszkania "córeczki". Jego wołga czekała na niego tuż pod drzewem znieważona przez jakiegoś ptaka. Na przeciwnej stronie ulicy właśnie odbywał się rozładunek listów ze skrzynki pocztowej. Herlock odgarnął liście z maski swojego autka, otworzył drzwi, i rozsiadł się na skórzanym fotelu. Na zewnątrz zaczął padać deszcz. Panowie pocztowcy szybko uwinęli się z niesforną skrzynką na listy. Żaden z nich nie chciał przemoknąć. Detektywowi wpadł do głowy pewien pomysł. Ale to już robota na jutrzejszy dzień. Przypomniał sobie że musi jeszcze zjeść kolację, nakarmić Dżordża i pogadać z nim... On bardzo źle znosi samotność. Herlock udał się więc do domu. Aby zrobić to co zaplanował.
napisał/a: FatMat 2007-09-02 22:43
======PORANEK NASTĘPNEGO DNIA=======

Leniwe brzęczenie muchy zbudziło nagle Herlocka ze snu.
-Dżordż, znów zaprosiłeś kumpli na imprezę, wiesz dobrze jak tego nie lubię....
Herlock Zwlekł się z łózka, postanowił zrobić sobie śniadanie. Uprzednio sprawdził teren pod względem obecności skórki od banana. Po wcześniejszej porannej toalecie, ukroił sobie kromkę chleba, dodał plasterek szynki i sera, kawałeczek zostawił oczywiście Dżordżowi. Kiedy miał właśnie zjeść swoje kulinarne dzieło sztuki z soczystą szynką i żółciutkim serem, kiedy na widok i zapach potrawy zaczęła mu cieknąć ślinka... zadzwonił telefon. Herlock po wypowiedzeniu kilku słów powszechnie uznawanych za wulgarne odebrał telefon.
-Herlocku dałeś mi "lewy" numer, w ogóle nie odpowiada.
-Wastonie, widocznie ktoś sobie ze mnie zakpił. Przeszukaj mieszkania Emily i Roberta i sprawdź ich pocztę.
-Sie robi.

Herlock wyszedł przed dom, gdzie stała zaparkowana, tradycyjnie pod drzewem, jego wołga. Przekręcił kluczyk w stacyjce i łagodnie ruszył, nie lubił męczyć swojej ukochanej. Powoli sunął uliczkami miasteczka, wjechał na autostradę i mijając rzędy bliźniaczo podobnych drzew kierował się w stronęTraintown. Na miejscu był po 30 minutach podróży. Nietrudno było znaleźć w tym mieście hotel. Wysoki nowoczesny przeszklony budynek górował nad rzędami domów i niskimi kamienicami. Herlock zaparkował tuż za taksówką. Przed wejściem hotelu. Sholmes podszedł do taksówkarza.
-Witam, czeka pan na kogoś- zagaił Holmes.
-Tak na klienta
-Mój pobyt sie przedłuży, może pan jechać, proszę- to za fatygę - Herlock podał taksówkarzowi 100$.
-Dziękuję i życzę miłego dnia- Taksówkarz z piskiem opon odjechał.


Detektyw wszedł do hotelu przez przeszklone drzwi, skierował się do pokoju 22, przed pokojem stały walizki, nagle otworzyły się drzwi. Stał w nich właściciel z małą aktówką.
-Spieszy się pan gdzieś - Scholmes podejrzliwie zapytał
-Nie Pańska sprawa, odburknął jegomość z aktówką.
-Tak sie składa że moja. - Herlock wyciagnął nieaktualną legitymacje służbową i powiedział- Herlock Scholmes Policja Kryminalna, Pan Will Burn ?
W tym momencie człowiek z aktówką rzucił się do ucieczki. Scholmes miał jednak doświadczenie operacyjne, wyjąwszy banana znokautował nim uciekiniera.
Tak szybko mi się nie wywiniesz- krzyknął Herlock- Mam do ciebie kilka pytań brachu. -Posadził go na krześle i zaczął przesłuchanie.
-Co robiłeś na miejscu smierci Emilly Rose i Roberta Black przed pojawieniem sie policji ?
- Cóż pan mówi, nie było mnie tam przed policją, skąd wogóle ten wniosek ?
-a stąd że nie widać na pana zdjęciach taśm policyjnych. Pańska zbrodnia nie była doskonała.
- hahaha... To pan nie wie że zdjęcia do gazet są obrabiane komputerowo ?
-hehe, niech Pan sobie wyobrazi że technicy orzekli iz zdjęie to orginał, nie poddawany obróbce. -zablefował Scholmes
-Dobrze, powiem panu całą prawdę... W pobliskiej miejscowości pisałem artykuł o złożach złota na tych terenach. Więc pojechałem na festyn aby sie nieco odprężyć, a że lubie spoglądać na płynącą wodę to poszedłem na most, na festynie i tak nie było nic ciekawego. I tam właśnie zobaczyłem ciała. To mogła być moja szansa na zrobienie kariery fotografa, czy pan nie postąpiłby tak samo ?
-W takim razie czemu nie wezwałeś policji ?
-Policja juz tam była...
-Jak to była, na zdjęciach nic nie widać ?
-Znaczy sie... tego... chodziło mi o to ze... mogliby kazać zniszczyc zdjęcia a na to nie mogłem sobie pozwolić.
-Powiedzmy że ci wierze.... Pokaż ten artykuł o złocie.
-Yyyy to znaczy... wysłałem go...
-Do kogo ?
-No.... Do redakcji wysłałem... mają mi powiedzieć czy sie nadaję...
-Zaraz sprawdzimy. -Herlock wystukał numer komórki aspiranta Wastona.
-Halo - w słuchawce dał sie słyszeć głos aspiranta.
-Wastonie, sprawdź na poczcie wsystkie listy wychodzące od pana Willa Burna.
-Sie robi.
Herlock odłożył komórkę.
-Może poda mi pan swoje prawdziwe nazwisko ? detektyw spytał fotografa.
-Will Burn
-Ja prosiłem o PRAWDZIWE
-Will Burn -odpowiedział, po czym zamilkł
-Williamie Burn, jesteś podejrzany o zabójstwo Emily Rose i Roberta Black. -Wygłosił Herlock.- Idzie Pan ze mną.

-Mam prawo do telefonu !
-Pogadasz sobie na miejscu, w areszcie.
Scholmes zabrał podejrzanego do auta i pojechał w kierunku najbliższego aresztu. Naczelnikiem był tam dobry przyjacielHerlocka. Zaparkował i wyszedł zamykając Willa Burna w srodku, wyjął telefon i zadzwonił do dobrego przyjaciela z czasów studiów- Ronalda Lovegood . Jak to dobrze miec dużo przyjaciół- pomyślał Scholmes.
-cześc, mówi Scholmes, Herlock Scholmes, pamietasz mnie może ?
-Jak mógłbym zapomnieć... Dobry przyjacielu, co cię do mnie sprowadza ?
-Mam tu małą prośbę do ciebie, przytrzymałbyś przez kilka dni pewnego człowieka, jest podejrzany o zabójstwo.
-nie ma sprawy dawaj go tu, razem z nakazem.
- w tym problem.. bo... no.. tego zakazu to nie mam.
-no to nie mogę go zatrzymać
-Proszę cię, tylko na 48 godzin.
-no dobrze, ale potem stawiasz piwko, ok ?
-niech ci będzie, dowidzenia. -Pożegnał się Scholmes.

Herlock wyprowadził Willa na zewnątrz auta i zabrał do aresztu, a tam przydzielono podejrzanemu telefon. Scholmes dumny z siebie postanowił dać dobrą nowine rodzicom że ich dziecko nie zabiło się samo. Nie ma nic gorszego niż dziecko które dobrowolnie kończy swój zywot. Detektyw zadzwonil do swojego pomocnika.
-Halo- usłyszał zanjomy głos.
-Czesc Wastonie, podaj mi adres rodziców Emily.
-Pisz: Dębowa 14, aha mam jeszcze jedną wiadomość, wyłowiono ciało pewnego mężczyzny który był na pogrzebie.
-OK dziękuję.
Herlock zakończył rozmowę i wsiadł do auta i ruszył w strone swego "destynejszyn". Zaparkował jak zwykle pod drzewem, bacznie patrząc czy nie ma tam jakiegoś ptaka. Podszedł do drzwi i zapukał. Otworzył mu starszy mężczyzna. Herlockowi wydawało sie że skądś zna tę twarz. Tak- to on przyglądał mu się przed cmentarzem.
-Pan do kogo ? -spytał nieuprzejmie staruszek
-Nazywam się Herlock Scholmes, mam cos do powiedzenia w sprawie Pańskiej córki.
-Nie chcę już wysłuchiwać żadnyh plotek, i bzdur- moja córka popełniła samobójstwo, nie dociera to do pana ?
-W tym sęk panie Winslett że... NIE - w ułamku sekundy dało się zauważyć w oczach starszego pana strach, zrobił się znacznie uprzejmiejszy.
-W takim razie proszę wejść, proszę mi opowiedzieć wszystko.
Staruszek wskazał ręką wejście do pokoju. Herlock wszedł. Na środku pomieszczenia znajdował się stół zastawiony do kolacji. W rogach pokoju stały dwa kwiaty, starannie wypielęgnowane i zadbane. Z kuchni dobiegały odgłosy wskazujące na to że ktoś gotuje.
-Proszę siadać- rzekł Winslett
-Więc do rzeczy, sądzę że Pańska córka wcale nie zabiła się sama. Myślę że ktoś jej pomógł.
-Kto ? Któż byłby zdolny do takiego czynu ?
W tym momencie rozdzwoniła się komórka Detektywa. Szybko odebrał, to naczelnik więzienia.
-Witaj Herlocku
-Witam naczelniku witam…
-Pomyślałem że cie to zainteresuje, twój podejrzany dzwonił do znajomego, kazał mu szybko jechać do hotelu i zabrać brązową aktówkę, mówił cos o zdjęciach. Radzę abys tam kogoś wysłał zanim potencjalny dowód zniknie całkowicie.