Aneczka

napisał/a: zwirek6 2008-05-03 14:36
Czesc dziewczyny jestem pierwszy raz tu na forum. Czytałam wiele waszych wypowiedzi na temat straty dzieci.Sama nie dawno straciłam dziecko a moze blizniaki ten ból przerasta mnie nie umiem poradzic sobie z tym nie umiem z meżem rozmawiac.W styczniu po długich staraniach okazało sie ze jestem w ciąży oboje z meżem bardzo cieszylismy sie nie stety nie długo trwało nasze szczescie.kilka tygodni żylismy w nerwach i stresie kilku lekarzy badało każdy miał obawy do prawidłowości ale ja miałam nadzieje po 2tygodniach poroniłam płakałam i obwinałam sie jakosc przeszedlczasi popóltora tygodnia od zabiegu dostałam silnych bolesci pogotowie zabrało mnie z osrodka i od razu na stół operacyjny trafiłam.Okazało sie ze była jeszcze ciąża pozamaciczna nie wiele brakowało a straciłabym zycie. Teraz już mineło 3miesiace a ja nie umiem sie z tym pogodzic jest mi strasznie cieżko płacze po nocach nie umiem sie cieszyc z znajomych szczesciem bo kilka z nich spodziewa sie dzieci jest mi wrecz jeszcze gorzej. Boje sie czy bede miała jeszcze kiedys dzieci...
napisał/a: zwirek6 2008-05-03 14:37
prosze o odpowiedzi
napisał/a: winniczka 2008-05-22 22:33
Żwirek, ból minie...Wiem co mówię, chociaż sama też wiem po sobie, że takie pocieszenia niczego nie wniosą w Twoje życie.Sama musisz pokonać tę drogę krzyżową.Zmarło mi dziecko, synek.Urodził się w 8 m-cu ciąży, żył 11 dni, ważył tylko 1200gr.Zawinił lekarz, pewnie też w maleńkiej części mój organizm.Cała ja i całe moje ciało "niemym krzykiem" wołało o pomoc.Tak jak Ty nie mogłam patrzeć na kobiety w ciazy, największy ból sprawiał mi widok dzieci dziewczyn, które chodziły razem ze mną w ciąży.Do tej pory gdy widzę te dzieci, zaraz przypomina mi się mój synek,teraz by miał 5 latek.Musisz przełamać się sama, nikt inny Ci nie pomoże.Ja z zaciśniętymi zębami i z ugiętymi nogami szłam do mojej koleżanki do szpitala gdy urodziła dziecko.Trzymałam tę małą istotkę na rękach, a łzy ciekły mi stróżkami po policzkach.Płakałam ja i moja koleżanka.Jednak to było dla mnie największe lekarstwo.Po tym zdarzeniu, zaczęłam inaczej patrzeć na swoją tragedię.Uświadomiłam sobie,że nie jestem sama, jest wiele kobiet, które tracą dzieci,jest wiele ludzi, którym odchodzą bliscy,jest wiele ludzi którzy przeżywają dramaty życiowe.Uświadomiłam sobie,że jeszcze jestem młoda,że będę miała dziecko,że będę mamą, że zajdę w ciąże. Od tamtego momentu minęło ponad 4,5 roku, a ja mam dwie śliczne córeczki, jedna ma 2 lata i 9m-cy a druga 6,5 m-ca.Jestem szczęśliwa,że los dał mi jeszcze szansę.Sama musisz pokonać w sobie ten ból...Jestem pewna,że będziesz jeszcze w ciąży i że będziesz cieszyła się z rodzicielstwa.Pozdrawiam i trzymam za ciebie kciuki.
Cikitusia
napisał/a: Cikitusia 2008-06-20 19:16
Dziewczyny, trzymajcie się. Życzę wam dużo szczęścia i powodzenia. Wszystko sie ułoży tylko na to potrzeba czasu.
napisał/a: Iza1982 2008-06-20 19:33
Dziewczyny przykro mi ...wiem ze takie slowa was nie pocieszaja ...Ale zobaczycie jeszcze i dla was sloneczko za swieci 3mam kciuki i pozdrawiam cieplo.
napisał/a: ani_mru 2008-09-05 15:15
Witam dziewczyny! Wróciliśmy z mężem z zagranicy kiedy tylko dowiedziałam się że jestem w ciąży, radość nasza była wielka. Patrzyliśmy jasno w przyszłość, że jakoś nam się w tej Polsce ułoży, czuliśmy ogromną motywację do pracy, wiedzieliśmy że już mamy sens w życiu, mamy dla kogo żyć, bardzo chcieliśmy mieć dziecko. Kilka dni po powrocie zauważyłam brunatne plamienie, a potem krew więc czym prędzej popędziłam do ginekologa. I tam nogi mi się ugięły. Po badaniu stwierdził, że niepokoją go 3 rzeczy: krwawienie, macica mało powiększona (na pewno za mało jak na 6 tydzień), no i jajnik na grubość palca. Pojechałam do szpitala na izbę przyjęć ale tam okazało się, że nie ma już żadnego lekarza który mógłby mi zrobić USG (to był wieczór). Dostałam skierowanie do Kliniki Ginekologiczno-Położniczej w Lublinie. Pojechałam. Tam znowu okazało się, że jest tylko jeden lekarz i "mała" kolejka, spędziłam tam kolejne 4 godziny (ciągle krwawiłam). Kiedy się wreszcie doczekałam powiedziano mi że dzisiaj USG mi nie zrobią bo już późno i muszę zostać w szpitalu na obserwację. Klinika ma dobra renomę a zdrowie przecież najważniejsze, więc zostałam. Na następny dzień w południe zrobiono mi wreszcie USG. "Diagnoza robocza": ciąża pozamaciczna, w jajowodzie. Byłam załamana, cały czas płakałam. Ale lekarze "pocieszyli" mnie, że zostawia mnie na obserwacji, i spróbują mnie wyleczyć farmakologicznie a jak to się nie powiedzie to czeka mnie operacja. Na chwilę odzyskałam nadzieję, że da się jeszcze uratować dziecko. Ale potem powiedziano mi że wyleczyć farmakologicznie to nie znaczy to samo co dla mnie a znaczy usunąć ciążę z organizmu :( Że podłączą mi kroplówkę i płód zacznie obumierać a potem rozłoży się w organizmie. I znów był płacz, rozpacz... Ale nie pozostało mi nic innego niż zaufać lekarzom i Komuś na górze. Codziennie robiono mi badania na współczynnik beta-HCG (hormon ciążowy), mierzono puls, ciśnienie itp. Po 3 dniach beta-HCG znacznie się obniżył, co dawało szansę uniknięcia kroplówki lub operacji. Zdarzył się cud i mój organizm sam się oczyścił (obfite krwawienie ze strzępami przez parę dni). Jak się dowiedziałam takie ciąże nie mają szans na przetrwanie, mogą się rozwijać w niewłaściwym miejscu a potem pęknąć i powstanie wtedy krwotok wewnętrzny, który jest poważnym zagrożeniem dla życia matki. W moim przypadku obyło się bez ingerencji wewnętrznej, organizm ludzki jest mądry i sam wie co jest dla niego najlepsze. Natura wie co robi, po prostu tak miało być, trzeba zaufać i żyć dalej. Cieszę się, że ciągle był przy mnie mój kochany mąż, wspierał mnie, pocieszał i płakał ze mną. Wiem teraz, że razem wszystko przetrwamy. Pytałam lekarza kiedy znów będziemy mogli starać się o dziecko i jakie jest prawdopodobieństwo, że znów może zdarzyć sie coś niedobrego. Powiedział, że trzeba będzie odczekać jeden cykl i że nie ma na to żadnych reguł i dużo pierwszych ciąż jest stracona a następne rozwijają się i rozwiązują prawidłowo. Dziewczyny, wiem jaki to ból i rozpacz, nigdy się jeszcze tyle nie wycierpiałam ale wiem że nie można się załamać, trzeba starać się myśleć pozytywnie i próbować dalej. Życzę wszystkim dużo wiary w lepsze jutro i wytrwałości. Pozdrawiam.
napisał/a: mbielec 2008-09-05 17:21
ani mru czytając Twoją opowieść ryczałam jak bóbr. I dodało mi to jeszcze więcej sił. Sama już nie wiem czy czuję się psychicznie gotowa na kolejną ciążę. Cały czas jest we mnie obawa "co zrobię jeśli to się powtórzy?" Ale muszę spróbować, Ty także. Dzięki i również życzę wytrwałości i powodzenia :)
napisał/a: ~ewella 2008-09-05 20:58
Dziewczyny Trzeba wierzyć, trzeba mieć nadzieję!
Pierwszą ciążę miałam poronioną, a w drugą zaszłam po pierwszym cyklu - donosiłam;
Trzymam za was mocno kciuki!!!
napisał/a: ani_mru 2008-09-05 22:02
tasiorek w żadnym wypadku nie wolno nam myśleć, że to się powtórzy. Rozumiem Twoje obawy ale podobno pozytywne myślenie czyni cuda. Wiem, że to wszystko nie jest łatwe ale to nie jest nasza wina, to natura. Trzeba pomyśleć w ten sposób: a może to wszystko tak się stało, żeby uniknąć innych, może poważniejszych komplikacji z dzieciaczkiem. Wszystko po coś się dzieję, widocznie Ktoś z góry miał dla nas inny plan. W starciu z Natura pozostaje nam jedynie pokora, to chyba najlepsza droga. Może już piszę jak nawiedzona ale po tylu przemyśleniach i próbach odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego akurat nam się to przytrafiło?" jestem bezsilna i nie potrafię zrozumieć wielu rzeczy. Staram się być silna ale nie łatwo mi sobie z tym poradzić. Trzymajcie się dziewczyny, musimy być dzielne i się nie poddawać.
napisał/a: ~ewella 2008-09-06 09:52
Nie da się zapomiec ale można nauczyć się z tą myślą żyć;
Zgadzam się aniu_mru z twoją wypowiedzią z naturą nie wygramy ani jej nie oszukamy
magdadomisia
napisał/a: magdadomisia 2008-09-06 12:24
Zawsze czytając o tym, że ktoś stracił dziecko mam łzy w oczach. Kiedyś tak nie było, kiedyś, póki sama tego nie przeżyłam. Minęły już ponad trzy lata, ale ja nadal wszystko pamiętam. W 13 tyg. w nocy obudziłam się w kałuży krwi. Szpital badania leki. Dziecko żyje. Po dwóch dniach wypisano mnie do domu. W nocy znów silne krwawienie - szpital - badania -leki i po 2 dniach do domu. Następnego dnia znów trafiłam do szpitala, na usg znaleziono krwiaka, ale wypisano mnie do domu. Kolejny raz szpital. Badania, kroplówki. Gdy wypisano mnie do domu pojawił się nadzieja, że będzie dobrze. No i 5 raz trafiłam do szpitala. Przez tydzień badania leki badania. 9 maja na usg stwierdzono, że powiększyła się kosmówka i jest mało wód płodowych. Usłyszałam wtedy bicie serca mojego dziecka. Wieczorem silny krwotok, nawet dziewczyny, które leżały ze mną na sali były przerażone, dostałam kroplówkę, jakiś zastrzyk. 12 maja wpakowano mnie do karetki i wysłano ok 70km do Bydgoszczy, bo tam mają lepszy sprzęt. Nie sprawdzono co z dzieckiem. Jechałam i miałam nadzieję. Tam prawie od razu zrobiono usg stwierdzono ciążę obumarłą. Dobrze, że na korytarzu czekał mój narzeczony bo nie wiem co bym zrobiła. Był przy mnie i następnego dnia gdy musiałam urodzić. Ból był straszny, może zwiększała go świadomość, że nie przytulę tego maleństwa. Podobno był to chłopczyk. Nie rozwijał się od 16 tyg. jak można było tego nie zauważyć. Nie wiem dokładnie który to był tydzień bo na jednym wypisie piszą, że 20 na drugim 18\19. Ale walczyliśmy o nasze maleństwo 7 tygodni. 7 tygodni strachu i niepewności, nadziei. Niestety tym razem się nie udało...
Na początku nie chciałam za szybko ponownie starać o dzidziusia. Ale po 8 miesiącach zaszłam w ciążę i dziś mam prawie dwuletnią córeczkę.
Trzymajcie się dzielnie i nie traćcie nadziei.
napisał/a: mbielec 2008-09-06 13:04
Jejku ale ta Natura w stosunku do Nas Kobiet jest niesprawiedliwa, bezlitosna. Ja mogłam tylko zobaczyć jak biją serduszka moich maleństw. Miały być bliźniaki. Ze stratą dziecka nie można się nigdy pogodzić. Wydaje mi się że dobrym spsosobem na żal jest myśl że dzidzia przesunęła termin przyjścia na świat i tak robię.
Ale teraz męczą mnie problemy z okresem. Powiedzcie mi czy też tak miałyście po zabiegu? Zabieg miałam 28 lipca, 17 sierpnia dostałam okres. Od 28 sierpnia zaczął mi się chyba następny ale początkowo brunatny kolor a dopiero od wczoraj ślady krwi. Wiem że to na pewno nie ciąża ale nie wiem czy to normalne.