Cesarka na życzenie w Anglii

napisał/a: kokain 2008-12-26 23:09
Witam

Wśród założonych tematów nie zauważyłam podobnego więc pozwoliłam sobie na kliknięcie. :)

Z doświadczenia i po miesiącach czytania opinii na ten dość drażliwy temat na wielu forach dla młodych matek, proszę jednak z góry o rozsądek i poszanowanie, bo nie raz widziałam jakie "naturalne mamy" mają zdanie o "matkach z suwakiem". Byłam, przeżyłam i chcę opisać jak było.

Może długa ale to historia o tym jak rodzić po ludzku bez programów rządowych, bez dyskusji na forach- po prostu, po ludzku, między ludźmi.

Od kiedy pamiętam bałam się porodu. Pamiętam siebie, może dziesięcioletnią dziewczynkę, kiedy popłakałam się na widok scenki kiedy koleżanka udawała poród Barbie wyciągając jej spod spódnicy małą laleczkę. Nie umiałam o tym myśleć, nie chciałam, wszystko mi się kurczyło na samą myśl o bólach porodowych, miewałam koszmarne sny z których najfajniejszy był ten w którym leżałam na drewnianym stole, mój goły brzuch pęczniał z każdą chwilą, pulsował i bulgotał, lekarz mówił, że to już i wypływała na niego brązowo-zielona maź. Po takich snach jakoś nie śpieszno mi było na porodówkę. ;P

Z moim S. jesteśmy parą 9 lat. Mam szczęście, że trafiłam na osobę spokojną, tolerancyjną i chyba po prostu normalną, bo nigdy do niczego mnie nie zmuszał, darował sobie pozdrowienia od Teściów i zapytania o wnuki i takie tam. :) Czekaliśmy więc aż coś się zmieni, dorosnę, dojrzeję, takie tam. W międzyczasie postanowiliśmy, że kiedy trzeba będzie odłożymy pieniądze i zdecydujemy się na łapówki za cesarkę na życzenie. "Kuszona" opowieściami koleżanek na temat przyjemnych pobytów na oddziałam położniczych czekaliśmy więc rok, następny i jeszcze jeden...

Mam 30 lat i od 3 lat mieszkamy w Anglii. Pewnego dnia nie dostałam okresu, potem byłam ciężko zapracowana, ciągle było mi słabo, święcie przekonana, że cierpię na jakąś egzotyczną, śmiertelną chorobę po 14 tygodniach zapisałam się do lekarza. Test ciążowy mam do dzisiaj, nie miałam odwagi go nawet rozpakować- pozytywna kreseczka była dla mnie wizją nie do zniesienia. Obietnicą strachu, katuszy, bólu, obawy, że swoim strachem spowoduję komplikacje w czasie porodu i skrzywdzę dziecko lub siebie.

I po 14 tygodniach lekarka przyłożyła mi do brzuszka słuchawkę dopplerowsk'ą i usłyszałam bicie serduszka naszego Maleństwa. Byłam najszczęśliwszą, dumną Mamą na świecie. Od pierwszego uderzenia serduszka kochałam Kluskę ponad życie, choć wiedziałam przecież, że tak będzie. Lekarka wypełniła dokumenty, poleciła kwas foliowy, zapisała na USG na drugi dzień i... wyznaczyła termin porodu: koniec sierpnia. Tu wymiękłam, poryczałam się, zdenerwowałam, zaczęłam się trząść i S. musiał tłumaczyć o co chodzi z tym strachem.

Podczas pierwszej wizyty u położnej opowiedziałam o wszystkim, zasmarkałam pudło chusteczek, wytłumaczyłam wszystkie swoje obawy: że boję się, że dziecko będzie niedotlenione, że przez napięcie psychiczne wstrzyma się akcja porodowa i konieczny będzie poród kleszczowy czy próżniowy, że od czasu kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży nie śpię po nocach, a nawet jeśli zasnę, zrywałam się jak z zawałem. Wysłuchała i odesłała do asystentki lekarza, potem do głównego lekarza oddziału, dostałam ulotki o pokonywaniu fobii i skierowanie do doradcy, psychicznego chyba. :) Po trzech miesiącach zasiadłam na krzesełku gotowa na ostateczną decyzję i walkę do końca o możliwość wyboru cesarki, kiedy główna położna pwiedziała:
"Nikt nie ma prawa cię do niczego zmusić. To twoje ciało, twoje dziecko i ty masz prawo decydować jak ma się urodzić. My jesteśmy tutaj, żeby ci w tym pomóc, bo sama się nie obsłużysz, nie?" Angielska położna podała przy tym chusteczkę i trzymała moją rękę w swojej.

napisał/a: kokain 2008-12-26 23:12
Spałam spokojnie wszystkie noce do dnia urodzin Majki. Przed Dniem Zero przeszłam krótkie szkolenie jak się przygotować do cesarki, otrzymałam listę zaleceń i rad (łącznie z takimi jak: kto powinien znaleźć się na liście SMSów z radosną nowiną oraz jak zaopatrzyć męża w jedzenie na czas pobytu w szpitalu). Otrzymałam, jak inne matki książeczki instruujące jak karmić piersią, książeczki o dziecięcej kupie (kolorach, konsystencji) i skarpety przeciwzakrzepowe z dziurką na palce. Podpisałam oświadczenie, że jestem świadoma możliwych komplikacji i nadszedł ten dzień.

Przyjechaliśmy spakowani na 8:00 rano. Posadzili nas w pokoiku z telewizorkiem gdzie się przebrałam w piżamkę z gołą pupą a Tata założył kombinezonik szpitalno-zielony. Nikt nie pytał czy to Tata czy sąsiad, mogły być ze mną dwie osoby plus "doradca". Podreptałam na salę operacyjną gdzie zasiadłam na łóżku, spanikowana, z tętnem 170 na minutę, popłakana, miażdżąc S. rękę. Im bardziej bałam się, że przez mój strach dziecko będzie niedotleniona czy coś w tym stylu, tym bardziej się denerwowałam. Nikt się nie śpieszył, nikt nie poganiał, nikt nie krzyczał i nie poniżał. Kiedy okazało się, że raczej sama się nie uspokoję, dali mi coś miłego w żyłkę, położyli, przykryli szmatką i zostawili z Tatą po jednaj stronie i panią chirurg po drugiej stronie parawanu. W Polsce zakładają cewnik i dopiero potem znieczulają. Mnie znieczulono, potem dopiero powkłuwano igły i powkładano cewniki, żeby nie przysparzać dodatkowego dyskomfortu. O 9:52 zrobili cięcie, o 9:58 pokazali mi małą dupkę zza parawanu. Tata podążył za Dzidzią do stanowiska pediatry, kręcił filmik, doglądał wycierania i ubierania w czapeczkę a jak leżałam i opowiadałam anestezjologowi o swoich hobby, bo nie skończył rozmowy kiedy mnie znieczulał. Po godzinie na sali poopercyjnej zawieźli cała naszą trójkę do salki z innymi "cesarkami", oddzielili parawankiem, obsłużyli, dali do ręki guzik wzywający i zostawili z Maleństwem. Nie odebrali mi dziecka nawet na sekundę przez cały pobyt w szpitalu. Pediatra przychodził do dzieci od łóżka do łóżka, ewentualne zabiegi były wykonywane przy mamach, łącznie z naświetlaniem na żółtaczkę. Co 1,5 godziny pewna pani kursowała po wszystkich pacjentkach roznosząc napoje i przekąski, w porach posiłków ktoś pytał co przynieść i donosił obiad do łóżka. Goście mogli być przy Mamie 6 godzin w ciągu dnia, Tatusiowie od 8:00 do 21:00. Na guzik przychodziły pielęgniarki, które przewijały dzieci i podawały do karmienia, w nocy czasem zabierały maluszki do swojego kantorka, żeby ululać i dać mamom pospać parę godzin bez przerwy. Kiedy zdecydowałam, że spróbuję wstać przyszła pielęgniarka, pomogła wstać, zrobić kilka kroczków, jak się kłaść i wstawać, pomogła się umyć i przewinąć dziecko. Na drugi dzień przyszła też specjalistka od karmienia piersią i chodziła między łóżkami jak nauczycielka plastyki- pokazując błędy, ucząc jak przystawiać dziecko, jak poznać, że jest najedzone, dowoziła elektryczne ściągawki do pokarmu, itd.
Podawano środki przeciwbólowe na życzenie, zanim dostałam swój pokarm Maja jadła mleko butelkowane na koszt szpitala bez żadnego problemu. Szpital dostarczał również pieluchy jednorazowe, prześcieradełka, waciki, podpaski higieniczne dla mam, na życzenie dodatkowe koce, poduszki i wałki do karmienia i spania na boku ze zszytym brzuszkiem.

Po czterech dniach nikt nie wyganiał do domu. Powiedziano nam, że wyjdę kiedy będę chciała pod warunkiem, że obie będziemy zdrowe a ja będę się czuła pewna i na siłach, żeby zająć się ludkiem sama.
~
napisał/a: kokain 2008-12-26 23:14
Na odchodne wręczono nam zestawy startowe do opieki nad maluszkami, wypożyczono elektryczną pompkę do pokarmu, telefony do szpitala, na oddział, do dwóch położnych z naszej miejscowości. W pierwszy dzień po powrocie do domu miała miejsce wizyta położnej, która pokazała jak kąpać, przebierać malucha, jak bezpiecznie przykrywać w łóżeczku, nosić, pobrała krew do badań na choroby metaboliczne i zostawiła kupę opracowań m.in. na temat opieki nad dzieckiem, antykoncepcji do czasu kiedy będzie się gotowym na drugie dziecko, książeczka dla Taty o tym jak rozpoznać objawy depresji poporodowej i jak postępować oraz ćwiczenia jogi dla mam po cesarkach.

I tak zaczęła się nasza Przygoda z Majką.

Minęły cztery miesiące. Nie mam żadnych bóli, rana zrosła się bez żadnych problemów, nie było szwów więc nie trzeba było w niej grzebać. Nie mam zrostów, kłuć ani żadnych takich. Nie mam groźby problemów z pęcherzem, z obsunięciem dna miednicy, nie musiałam siedzieć na kółku do pływania. Ale co najważniejsze- nie ryzykowałam zdrowiem dziecka, nie mam traumatycznych doświadczeń, chcę mieć kupę dzieci i niczego innego w życiu nie byłam tak pewna jak tego, że dokonałam właściwego wyboru. Po powrocie do domu nie miałam do pomocy swojej Mamy, siostry czy szwagierki więc nie mogłam ryzykować, że po ciężkim porodzie będę zmagać się ze sobą zamiast opiekować się maluchem. Maja nie miała siniaków, pękniętego obojczyka, wykręconych bioderek, zniekształconej głowy czy innych uroków porodu naturalnego pod okiem śpieszącego się lekarza. Nikt jej nie klepał po pupie żeby zaczęła krzyczeć, na filmiku otwiera powoli oczka masowana ręcznikiem przez pielęgniarkę.

Nie napiszę: polecam, bo z pewnością spotkam się z odpowiednimi komentarzami. Napiszę tylko, że nie wyobrażam sobie pełniejszego, spokojniejszego sposobu na powitanie swojego Skarba na świecie. Łzy wzruszenia są takie same, ulga i szczęście również. Więź równie głęboka jak zachwyt nad malutkimi paluszkami.

Czytałam: nienormalne panienki, wariatki, baby z suwakiem... Czy o ważne JAK urodzi się dziecko skoro i mama i maluch mogą być bezpieczne i spokojne?

Jeśli zaś chodzi o opiekę lekarską na emigracji- nie trzeba głosić wszem i wobec o konieczności wprowadzenia do szpitali zasad rodzenia po ludzku- wszędzie indziej tak właśnie się rodzi: w poszanowaniu obojga rodziców, z troską o zdrowie i życie dziecka.

Ile z Was wróciło na Oddział kilka dni po wyjściu, żeby podziękować za opiekę konkretnym osobom i pokazać Dzidzię, jak ładnie przybiera na wadze? Do ilu położnych można zadzwonić o 23:00, cztery miesiące po urodzeniu dziecka kiedy pojawia się infekcja śladu po szczepieniu? Do ilu z Was przyjeżdża położna, żeby zważyć dziecko w domu bo do najbliższego szpitala jest 23km?
Niech zgadnę: w polskich szpitalach nie ma na to szans, prawda?

Otwieram więc dyskusję na temat cesarek na życzenie a jednocześnie na temat porodów i naszych przeżyć z oddziałów położniczych na emigracji.

napisał/a: Aniinka 2008-12-27 01:31
super, nie mam zamiaru Cię krytykować, mimo, że mam zupełnie inne d\zdnaie na temat cc na życzenie. ja swoje maleństwo urodziłam naturalnie, w domowym zaciszu, z mężem i położną, nie było tego wszystkiego co w szpitalu, nikt nas nie popędzał, mała najpierw trafiła w moje ręce, później do piersi, a dopiero po godzinie ważenie i inne formalności. bolało, ale już nie pamiętam jak bardzo, dało się znieść, mąż masował mi plecy, położna podawała coś do picia, sama instynktownie kierowałam porodem. mała nie była klepana po pupie, nie miała siniaków, złamań, zwichnięć ani innych oznak porodu... ja nie musiałam siedzieć na kółku, bo krocze miałam i mam całe. a do tego mam jeszcze wspaniałe wspomnienia, uwielbiam wracać w myślach do tego dnia. mąż pierwszy widział czarne włoski naszej córci, do dzisiaj to powtarza, a jak dzięki temu wydoroślał:) pozostała mi również ta nieopisana duma, że ja sama dałam radę! dzięki temu doświadczeniu bardziej w siebie wierzę, wiem na ile mnie stać. za nic w świecie nie oddałabym tych wspomnień
napisał/a: kokain 2008-12-27 01:55
Zaproponowano mi poród w domu choć w moim przypadku na starcie był propozycją bez sensu. Tokofobia czuje się dobrze wszędzie- w wannie, w domu, na piłce, na samolocie. W panikę wpadałam na myśl, że mogę przyjechać do szpitala a oni mogliby mnie ze spokojem odesłać do domu pokąpać się i podzwonić po znajomych. Prędzej rozbiłabym namiot na trawniku przed szpitalem niż dała się odesłać nawet za najbliższy róg. A więc stwierdziłam, że dom jest dobry ale do mieszkania. :)
Tym bardziej, że mieszkamy 23 km od najbliższego szpitala i gdyby zaczęło się dziać coś złego, czas 40 minut do sali ze sprzętem ratującym życie mogłoby się okazać za długim o jakieś 39 minut. :)
napisał/a: aniap1 2009-01-01 18:20
napisałam posta ale mi go skasowało więc w skrócie - miałam CC z powodu pośladkowego ułożenia mojego synka , wspominam je super .. synek był cały czas ze mną , pół godziny po zabiegu wysyłałam smski i gadałam przez telefon, tez miałam wszelką pomoc od szpitala w sensie wstawania itp.
Uważam że kobieta powinna mieć prawo wyboru ja jesli będę miała następne dziecko to też chce mieć CC . bardzo szybko doszłam do siebie , nic mnie nie bolało i nie miałam żadnych problemów zdrowotnych .. Zreszta do szpitala pojechałam sama samochodem ( chciałam miec satysfakcje).. cesarka była planowa, nie czekałam na skurcze ito.
A jesli chodzi o Ciebie autorko watku , to moim zdaniem Twój strach byl wskazaniem do CC , cierpienie psychiczne jest czasami bardziej bolesne od tego fizycznego .
napisał/a: kokain 2009-01-01 21:05
Dziękuję za odpowiedź. :)

Oczywiście długo rozważałam słuszność swojej decyzji. Czytałam co się dało, starałam się wyciągnąć średnią z tego co pisały i mówiły inne matki. Szukałam czynników wspólnych, ważnych plusów i istotnych minusów...a wnioskiem końcowym i tym co powtarzało się za każdym razem kiedy siadałam do rozmyślania było jedno- cesarki, naturalki- większość matek czekało z niecierpliwością na narodziny Maleństwa i cieszyło się na myśl, że już niedługo będzie cieszyć się z nadejścia dziecka. Na końcu ich tunelu było światło. :) a w pod koniec mojego stał Straszny Potwór i szczerzył kły. Światło potem :D

Stwierdziłam więc, że mój paniczny strach nie może być ceną za którą będę mogła cieszyć się własnym potomstwem. Pomaga się ludziom chorym na depresję, są psychoanalizy, farmakoterapie, sesje z osobami uzależnionymi, terapie bólu, sesje poświęcone pokonywaniu fobii- natomiast kobiet z tokofobią nie zauważa się. Traktowane są jako nie do końca normalne kobiety, które odmawiają tego do czego stworzyła je natura. Szacuje się, że 70% kobiet z tego typu fobią nie przyznają się nawet przed samą sobą do strachu przekonane, że okażą się nie do końca wartościowe- przes sobą, mężem, rodzicami czy przyjaciółkami.

W toku przygotowań do CC dostałam książeczkę z poradami dotyczącymi pokonywaniu fobii. Przeczytałam, wyśmiałam i podzieliłam się przemyśleniami z młodą panią doktor: jeśli boisz się pająka, radzą oglądać obrazki z pająkami. Najpierw jednym okiem, potem drugim, przejść do oglądania filmików przyrodniczych, poprosić kogoś o złapanie malutkiego okazu do słoiczka, potem większego. Wg. psychiatrów w ten sposób łatwo rozprawić się z większością fobii. A jak to się ma do porodu? Mam "spróbować" urodzić ale jak stwierdzę, że jednak nie, nie dam rady, odwołać wszystko i iść do domu? Przejść "malutki poród"? Urządzić sobie "próbę generalną". Powtorzyć w następny czwartek? Pani doktor nie wiedziała jak skomentować. NIe miała żadnych złotych środków. Zaproponowała obchód po oddziale. Odmówiłam. Niestety podczas szkółki dla rodziców i tak musiałam iść za tłumem- na widok wanny do rodzenia i innych utensyliów zrobiło mi się słabo i musiałam wyjść. Inne matki z błogim uwielbieniem wpatrywały się w piłki i wyciągi a ja dyszałam na krzesełku za drzwiami.
Choć bardzo starałam się wziąć do na klatę. :)

napisał/a: aniap1 2009-01-01 22:35
Ja na początku ciązy miałam taki plan - przyjade do szpitala i od razu w progu krzycze że chce znieczulenie , jestem bardzo mało odporna na ból i chciałam rodzić z ZZO. Choć miałam sporo kolezanek które jak to słyszały to był komentarz - no coś Ty dasz rade itp.. Jedna była równo ze mną w ciązy , potem jak urodziła dostałam smsa że rodziła w znieczuleniu.
Nie ma co kozaczyć takie moje zdanie , należy starać się o to żeby było tak jak my chcemy i jak najlepiej dla nas , bo po co potem przyjście na świat swojego dziecka wspominac źle , moze się to odbić na naszym zyciu osobistym, kontaktach z partnerem ( strach przed kolejna ciążą ) itp
napisał/a: kokain 2009-01-01 23:23
To kozaczenie jest właśnie głównym problemem z którym zmagają się kobiety myślące poważnie o cesarce z wyboru. Czy przez to będę mniej odpowiednią mamą? czy ucierpi na tym moja duma? Poczucie kobiecości i dobrze spełnionego obowiązku? Czy moja własna matka czy babka były bardziej silne i gotowe do macierzyństwa skoro wskoczyły do tej rzeki i popłynęły jak gdyby nigdy nic? Co ze mną jest nie tak?

I to właśnie jest źródłem problemów. Bohaterki, matki-polki, które uważają, że rodzenie naturalne jest jedynym słusznym sposobem w rzeczywistości zaciskają po cichu zęby na ból i strach, bo są głęboko przekonane, że TAK MA BYĆ. Tak rodziły miliardy kobiet w przeszłości i one tak urodzą. Po wszystkim raczą kobiety, przyjaciółki bez dzieci jak to strasznie było, o krwi, pocie i bólu, żeby podkreślić swoje osiągnięcie. A nie wiedzą , że tym samym napędzają śmirtelnego stracha tym które to jeszcze czeka. Mam przyjaciółkę, która nie chce myśleć o porodzie po tym jak matka i obie babki opowiadały jej od dzieciństwa o katuszach jakie przeszły w polskich szpitalach 30 lat temu lub pod okiem akuszerek 60 lat temu. Każda opowieść zawsze kończyła się podkreśleniem, że pomimo wszystkiego warto bo szczęście itp, i że o bólu się nie pamięta ale trauma w ich życiu pozostała. BO TAK MA BYĆ. Bo ktoś może ocenić, posądzić o histerię.

Jedna koleżanka uparła się na poród wspomagany masażem szyjki macicy, skończyło się na tym, że położna tak chętnie i zaciekle masowała, że doszło do odklejenia łożyska i lekarz już pytał ojca kogo ratować.
Druga pisała mi smski: no właśnie sobie rodzę, właśnie nas wwożą na salkę itp, jak gdyby to była bułka z masłem. Po miesiącach przyznała się, że miała pród wywołany bo była o krok od utrty dziecka w skutek zatrucia ciążowego. Bała się przyznać koleżankom, bo wydawało się jej, że będzie to dowodem na to, że "dała ciała".

Smutne to, że taka cudowna chwila obciążona jest społecznymi oczekiwaniami i mitami matek-bohaterek, którym nie każdy umie sprostać.
napisał/a: aniap1 2009-01-02 10:45
Piszesz o poczuciu kobiecości ,,, wiesz co cieszę się jeszcze z jednego wzgledu że miałam CC , Ty rodziłaś w anglii gdzie kobieta jest dobrze traktowana . W Polskich szpitalach nacinanie w czasie porodu to normalka , tego bałam się chyba bardziej niż samego porodu i jak mam być szczera wole mieć blizne małą na brzuchu , której pod bielizną i tak nie widać , niż być nacięta miedzy nogami ( za przeproszeniem po samą dupe). Bo z tego co czytałam i wiem od koleżanek , to to z całego porodu wspominają źle.
Może oczywiście w jakiś sposób się od tego ustrzec - wynając prywatnie dobrą położną , ale nie oszukujmy się - mało osób na to stać tym bardziej że zapłacić trzeba tez za inne rzeczy ( sale do porodu, znieczulenie itp. 0 Czyli mając pare tyśków na zbyciu możemy się dopiero czuc komfortowo w Polskim szpitalu - przykre
napisał/a: Aniinka 2009-01-02 12:21
widzisz kokain, mi się wydaje, że w Twoim przypadku cesarka była chyba niezbędna, gdzieś niedawno czytałam, że paniczny lęk przed porodem skuteczne hamuje akcję porodową i w większości przypadków kończy się cc. w takich sytuacjach uważam, że cc powinno być dostępne. jednocześnie jakoś nie podoba mi się jak ktoś z góry zakłada, że chce cc bo taka moda itp.;)
napisał/a: kokain 2009-01-02 14:54
Zgadzam się. Wybieranie terminu porodu bo w pracy szykuje się kontrakt i trzeba być gotowym i dyspozycyjnym na przykład. To jest dla mnie absurd bo wygląda na to, że i dziecko będzie na drugim czy trzecim planie- przed szefem i laptopem.

W Polsce natomiast względy psychiczne nie są uznawane za uzasadnienie do cc. W dziesiątkach artykułów medycznych podawane są na szarym końcu a w tekstach w ogóle nie ma do nich odniesienia.