Dzieci w Polsce to luksus!?

napisał/a: ~Sky" 2006-02-09 01:37


Joanna Puzyna-Krupska* 07-02-2006

Obecna polityka jest jawnie antyrodzinna. Jest skierowana przeciw rodzinom
tradycyjnym mającym więcej dzieci

Dr hab. Tomasz Szlendak artykułem "Skąd wziąć więcej dzieci?" ("Gazeta", 27
styczna) wprawił mnie w tak wielkie zdziwienie, że czuję się w obowiązku
skreślić kilka słów odpowiedzi. Pisze on: "Nasza polityka prorodzinna
prowadzona jest tylko wobec tych modeli życia rodzinnego, które politycy
uznają za rodzinę. Wydaje się, że polityka prorodzinna w naszym kraju jest
kierowana wyłącznie do członków rodziny tradycyjnej". Zdania te są jawnie
fałszywe. Otóż polityka rodzinna obowiązująca dotąd jest de facto
antyrodzinna, szczególnie skierowana przeciwko rodzinie tradycyjnej, a
zwłaszcza mającej więcej dzieci. Prowadziły ją władze komunistyczne za
czasów PRL-u i jak dotąd nic się nie zmieniło. Oprócz polityki medialnej
narzędziem dyskryminacji rodziny stała się także polityka fiskalna.

Antyrodzinne podatki

W Polsce - w przeciwieństwie do większości państw Europy (poza Albanią i
Mołdawią) - podatek dochodowy płaci się niezależnie od liczby dzieci.
Oznacza to, że taki sam podatek płaci osoba samotna i osoba mająca np.
dziesięć osób na utrzymaniu. Wymowa tego jest jasna: skoro masz dzieci, to
twoja sprawa. To wręcz finansowa kara za posiadanie dzieci. Dziecko jest
traktowane przez system podatkowy jako luksus, na który możesz się
zdecydować i sam go sobie sfinansować.

Drugim finansowym narzędziem dyskryminującym kobiety wychowujące dzieci w
domu - czyli tradycyjne matki - jest nieprzysługiwanie emerytury za pracę
wychowawcy w domu. Kobiecie, choćby urodziła i wychowała piętnaścioro
dzieci, nie przysługuje emerytura, a jeśli wróci do pracy, dochodzi do
niższych stanowisk i w konsekwencji będzie miała emeryturę niższą niż
kobieta, która dzieci nie ma i realizuje się zawodowo. A przecież jej praca
przelicza się także na pieniądze! W USA obliczono, że kobiety wychowujące
dzieci w domu wypracowują 30 proc. dochodu narodowego.

Kolejnym instrumentem skierowanym przeciw rodzinie tradycyjnej, a
faworyzującej reklamowane przez Szlendaka "alternatywne modele", jest wciąż
obowiązująca ustawa o świadczeniach rodzinnych z maja 2004 r. określająca
zasady funkcjonowania funduszu alimentacyjnego, który kieruje pomoc
finansową do osób samotnie wychowujących dzieci.

Nie rozumiem więc, co autor artykułu ma na myśli przez "chuchanie na rodzinę
tradycyjną". Dotychczasowe bowiem "chuchanie" niewątpliwie wiedzie do jej
rozpadu. Warto zauważyć skutki wyżej wspomnianej ustawy z 2004 r.
Przyczyniła się ona m.in. do tego, że w ciągu ośmiu miesięcy jej
funkcjonowania o 203 proc. wzrosła liczba wniosków o separację, a rozwodów o
23 proc., gdyż wiele osób chciało wykazać, że samotnie wychowuje dzieci, i
dostać z tego tytułu pieniądze od państwa. Jest to przykład stymulacji przez
system finansowy procesów społecznych - w tym przypadku rozpadu rodziny.

Pan Szlendak kreśli obraz kryzysu rodziny tradycyjnej. Taki kryzys
odnotowuje się w Polsce, a w Europie zmiany są posunięte jeszcze dalej.
Autor przedstawia proces rozpadu rodziny nie tylko jako nieuchronny, ale
także jako pożądany i zachęca do tego, by polityka społeczna go pobudzała.
Co do nieuchronności procesu społecznego można by dyskutować, ale z jakiego
powodu autor dyskredytuje rodziny tradycyjne stanowiące znakomitą większość
polskich gospodarstw i jeszcze przez długie lata mające zapewnić Polsce
przyrost naturalny?

Na wstępie Szlendak kreśli sielankowy i wyidealizowany obraz "alternatywnych
modeli rodziny", tzn. rozwiedzionych małżeństw łączących się w kolejne
układy, które autor nazywa "patchworkami", samotnych matek oraz lesbijek
wspólnie wychowujących potomstwo. Warto przypomnieć, że blisko 80 proc.
karanych za przestępstwa kryminalne pochodzi z rodzin rozbitych lub
niepełnych. Dzieci z takich rodzin stanowią także poważny procent pacjentów
poradni psychologicznych, gabinetów terapeutycznych, ośrodków terapii
uzależnień i resocjalizacyjnych. Sprawcami większości przypadków ciężkich
pobić dzieci są ojczymowie lub kolejni konkubenci matki - czyli uczestnicy
reklamowanych przez pana Szlendaka "patchworków" rodzinnych.

Pan Szlendak jakby na marginesie pisze o kampanii przeciw maltretowaniu
dzieci, która "przyznającym się do bicia swoich pociech posłom jest chyba
nie w smak". Dokonuje tu rażącej manipulacji. Należy bowiem odróżnić
maltretowanie dzieci i wyładowywanie na nich agresji od dawania klapsa jako
wyznaczenia granic właściwego zachowania przez panującego nad sobą rodzica.

Tradycyjna rodzina jest niezbędna

Pan Szlendak zdaje się nie podzielać podstawowej psychologicznej prawdy, że
optymalnym dla rozwoju emocjonalnego i poznawczego dziecka układem jest
sytuacja posiadania dwojga rodziców - mężczyzny i kobiety. Jest ważne, by
dziecko w swoim rozwoju stykało się z dwoma sposobami widzenia świata, dwoma
rodzajami wrażliwości - kobiecym i męskim. W interesie państwa leży nie
tylko "produkcja" określonej liczby dzieci, ale także ich jakość, zdrowie
fizyczne i psychiczne, zdolność do współpracy i solidarności, moralność itp.

Artykuł Szlendaka wspiera dotychczasową politykę antyrodzinną. Autor dodaje
kilka postulatów. Pisze: "Może państwo nie powinno stresować kobiet,
twierdząc - ustami zatrudnionych przez siebie lekarzy - że muszą urodzić
dziecko przed trzydziestką, bo wtedy jest najzdrowsze, tylko zamiast tego
wykorzystać wszelkie środki, żeby kobiety rodziły zdrowe dzieci, wtedy,
kiedy chcą je mieć". Nie tylko lekarze zatrudniani przez państwo określają
optymalny wiek rodzenia dzieci na 20-30 lat. A co z tymi działającymi
prywatnie, którzy twierdzą podobnie?

"Dofinansowanie przez państwo metod sztucznego zapłodnienia jest tu jak
najbardziej na miejscu" - pisze dalej autor. Wydaje mi się prostsze, tańsze
i korzystniejsze działanie państwa wspierające łączenie wczesnego
macierzyństwa z pracą zawodową. Chodziłoby o wydłużenie urlopu
macierzyńskiego, o lepsze ustawowe zabezpieczenie powrotu kobiety do pracy
po urlopie macierzyńskim, nagradzanie firm przyjaznych matkom, wspieranie
form częściowego zatrudnienia kobiet wychowujących dzieci oraz jakieś
sposoby sprawiedliwego wynagrodzenia za pracę, jaką jest wychowywanie
dziecka w domu.

Szereg postulatów wysuwanych przez Szlendaka pod adresem państwa powinno być
skierowanych do mediów, władz regionalnych, samorządów, i społeczeństwa.
"Może warto, by państwo zaangażowało się w zwalczanie koszmarnych
tradycyjnych sposobów patrzenia na kobietę w ciąży i laktację". Koszmarne
były one 10-20 lat temu. Wydaje się, że autor nie całkiem jest na bieżąco w
tych sprawach i chyba nie jest świadomy ogromnego postępu, jaki dokonuje się
w tej sferze pod wpływem działalności wielu znakomitych szkół rodzenia,
licznych pism i po prostu mądrych ludzi.

Obecnie wiele moich znajomych nie ma na przykład problemów z karmieniem
dziecka piersią w miejscach publicznych. Dyskusyjna jest adekwatność użycia
słowa "tradycyjny" obok określenia koszmarny. Pragnę zwrócić uwagę choćby na
tradycyjne właśnie ustępowanie kobietom w ciąży miejsca w autobusach i
kolejkach - już nie w modzie obecnie - i szacunek dla kobiet "w stanie
błogosławionym", jaki sobie z dawnych lat przypominam, a który po prostu
zanika.

Pan Szlendak postuluje, by "państwo za pomocą środków prawnych zmuszało
władze samorządowe i wszelkie instytucje do tego, by w sferze publicznej
wprowadziły udogodnienia dla >dzieciatych
wózków, place zabaw, chciałby, aby państwo wspierało zakładanie przedszkoli
i ośrodków opieki (wiele właśnie się zamyka z powodu braku dzieci).
Chciałabym dodać, że dla "dzieciatych" ważny byłby przede wszystkim system
ulg na bilety komunikacyjne (funkcjonujący już w Warszawie), na bilety
wstępu do teatrów, muzeów, na basen. Takie zniżki w większości krajów
europejskich funkcjonują od dawna.

"Jeśli chcemy, aby Polacy się rozmnażali - pisze autor - musimy na to
znaleźć odpowiednie środki w budżecie. Potrzeba tu znacznych zmian w
mentalności ludzi, w tym zakresie państwo może zdziałać wiele, i to nie
jakąś jednorazową akcją medialną, tylko sprawną polityką, wykorzystując
zmiany prawne, instrumenty finansowe i wpływ na edukację". Byle tylko nie
była to dotychczasowa polityka rodzinna, lecz sformułowana na nowo polityka
traktująca wszystkie dzieci polskie jako dzieci nasze, jako pożądanych
obywateli, twórców naszej przyszłości. A rodziny - w tym tradycyjne, choćby
z tego powodu, że 80 proc. dzieci w nich właśnie wzrasta - jako
niezastępowalne środowisko ich rozwoju.

* Joanna Puzyna-Krupska jest psychologiem
http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34474,3152471.html?nltxx=961608&nltdt=2006-02-08-02-05

Polecam również uwadze dyskusję pod artykułem...

--
Coś na ząb? www.niebianska.republika.pl
napisał/a: ~Jacek J." 2006-02-09 08:16
Sky wrote:

> Obecna polityka jest jawnie antyrodzinna. Jest skierowana przeciw rodzinom
> tradycyjnym mającym więcej dzieci
>
> Antyrodzinne podatki
>
> W Polsce - w przeciwieństwie do większości państw Europy (poza Albanią i
> Mołdawią) - podatek dochodowy płaci się niezależnie od liczby dzieci.
> Oznacza to, że taki sam podatek płaci osoba samotna i osoba mająca np.
> dziesięć osób na utrzymaniu. Wymowa tego jest jasna: skoro masz dzieci, to
> twoja sprawa. To wręcz finansowa kara za posiadanie dzieci. Dziecko jest
> traktowane przez system podatkowy jako luksus, na który możesz się
> zdecydować i sam go sobie sfinansować.
>
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_060209/kraj/kraj_a_1.html
Rodzice zapłacą rocznie fiskusowi kilkaset złotych mniej na każde
dziecko
Państwo pomoże rodzinom

Dobra wiadomość dla wszystkich rodzin z dziećmi. Prawdopodobnie od
przyszłego roku będą płacić niższe podatki. Rząd chce im zaproponować
ulgę
Jak się dowiedziała "Rzeczpospolita", Ministerstwo Pracy i Polityki
Społecznej
przygotowało już stosowny projekt, który jest częścią paktu
stabilizacyjnego.

http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_060209/kraj/kraj_a_10.html
Masz dużo dzieci - zapłacisz niższe podatki
Wszystko wskazuje na to, że rząd bez problemu wprowadzi ulgi podatkowe
na dzieci. Pomysł podoba się koalicjantom PiS. Suchej nitki nie
zostawia
na nim tylko Platforma Obywatelska. [tradycyjnie... :/ ]

http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_060209/prawo/prawo_a_6.html
Becikowe nie pozbawi dopłaty do czynszu
Świadczeń dla mamy nowo narodzonego dziecka nie będzie uwzględniało się
w dochodzie, od którego zależy prawo do dodatku mieszkaniowego.
To propozycja rządu. W środę przyjął on projekt nowelizacji ustawy
o dodatkach mieszkaniowych. Projekt modyfikuje tylko jeden przepis,
dotyczący zasad ustalania prawa do dodatku mieszkaniowego.

http://www.rzeczpospolita.pl/duza_strona.jpg - dzisiejsza (9.II)
okładka

JJ