Karmienie Piersią- Nie Wystarczy Chcieć!

napisał/a: agatjaaa 2008-07-17 15:09
To prawda, sama chęć, choćby nie wiem jak wielka, to za mało. Potrzeba jeszcze uwierzyć, że po-karm jest i na pewno wystarczy go dla maluszka.
Ja miałam chęci „co nie miara”, ale moja wiara w powodzenie karmienia od początku była tłu-miona.
Najpierw na oddziale położniczym pielęgniarki zamiast pomóc młodej matce prawidłowo przy-stawiać niemowlę do piersi, wolały dokarmić dziecko sztuczną mieszanką i mieć „święty spokój”. W rezultacie ja- niedoświadczona matka- zbyt płytko przystawiałam córeczkę do piersi, więc nie ściągała dobrze mleka i pokarm nie napływał w odpowiedniej ilości. Miałam nadzieję, że sytuacja poprawi się po powrocie do domu, zwłaszcza gdy przecudna położona środowiskowa zapewniała mnie, że w mo-ich piersiach jest dużo pokarmu oraz ostrzegała mnie, że każda ilość podanej dziecku mieszanki spo-woduje, że o tyle mniej mleka ja będę miała.
Wkrótce jednak z powodu nasilającej się żółtaczki Ania trafiła do szpitala im. J. Korczaka we Wro-cławiu na oddział patologii noworodka, gdzie przeżyłyśmy prawdziwą gehennę. Mnie i innym matkom systematycznie wmawiano, że mamy zbyt małą ilość pokarmu. Czy dziecko płakało, czy nie chciało ssać, było niespokojne, miało kłopoty z zaśnięciem, pielęgniarki (oraz szczególnie jedna p. dr) miały zawsze gotową odpowiedź: -„Widocznie ma pani za mało pokarmu, trzeba dokarmić sztucznie”. Większość z nas w końcu poddawała się (bo która matka chce głodzić własne dziecko?) i w rezultacie doświadczała coraz większych problemów z naturalnym karmieniem, ponieważ dzieci przyzwyczajały się do łatwego picia mleka z butelki i niechętnie ssały pierś, przy której musiały włożyć więcej wysiłku. Kiedy wróciłam z Anią do domu, byłam bliska rozpaczy. Ze wszystkich sił pragnęłam utrzymać laktację i miałam w pamięci słowa położnej środowiskowej, jednakże demagogia personelu szpitalnego też nie pozostała bez echa. Problem powiększał fakt, że moja córeczka jadła początkowo mało ale często, niekiedy nawet co 10-15 min., a w mojej głowie szalały wątpliwości czy dziecko jest najedzone. Poja-wiała się też myśl, że jestem niedobrą matką. Martwiłam się tym bardziej, że Anusia miała niską wagę urodzeniową (zaledwie 2850 g) i bardzo powoli przybywała na wadze. Nikt wówczas nie wpadł na to, że szczupłą budowę ciała Ania po prostu odziedziczyła po rodzicach.
Nie wiem, jak skończyłaby się nasza mleczna przygoda, gdybym nie spotkała świetnej lekarki- pe-diatry i nie porozmawiała z zaprzyjaźnioną panią neurolog. Od nich właśnie usłyszałam, że:
1. na początku noworodek potrzebuje bardzo niewiele pokarmu- w ilości mieszczącej się na ły-żeczce od herbaty;
2. niemowlę je tak często i w takich ilościach jak chce i nawet po oproźnieniu obydwu piersi, je-śli domaga się nadal pokarmu, należy podać mu ponownie tę pierś, którą ssało jako pierwszą, ponieważ pokarm już do niej napłynął;
3. gdy niemowlę krótko ssie pierś i po kilku lub kilkunastu minutach ponownie domaga się je-dzenia, nie oznacza to wcale, że mam za mało pokarmu, a tylko tyle, że dziecko w danej chwili miało po prostu potrzebę ssania i bliskości matki i zje dopiero za chwilę (i to niekoniecznie do syta);
4. im częściej dziecko będzie przystawiane do piersi, tym większa ilość pokarmu do niej napły-nie;
5. karmiąc piersią, ofiarujesz dziecku najlepszą polisę na zdrowie, jaką tylko może od Ciebie otrzymać;
6. mleko wytwarza się nie w piersi, lecz w głowie matki i nie ma takiej możliwości, aby było go za mało, czy też by było za „chude”; zostało naukowo udowodnione, że tylko od matki zależy, czy będzie karmić dziecko- od jej chęci, wiary w to, że ma wystarczającą ilość pokarmu i go-towości na nieprzespane noce (gdyż zwykle niemowlę karmione piersią częściej budzi się na jedzenie).

Ta ostatnia informacja miała dla mnie kapitalne znaczenie. Stała się poniekąd myślą przewodnią na „mlecznej drodze”. Wystarczyło uwierzyć, że nie jest możliwe, abym miała za mało pokarmu. Wtedy wrócił mi spokój, którego potrzebowała również moja mała córeczka. Nie napiszę, że szybko uporaliśmy się z problemami. Tak naprawdę trwało to kilka tygodni, zanim po uprzednim dokarmia-niu uregulowała mi się laktacja.
Przez ten czas byłam na każde zawołanie Ani, nawet co 5-10 min. Czasem musiałam ją po kilka razy przystawiać na przemian, to do jednej to do drugiej piersi, żeby się najadała i chociaż nie było łatwo, robiłam to ze spokojem, bo wiedziałam, że pokarmu mam wystarczającą ilość i że daję moje-mu dziecku to co najlepsze. Od tamtej chwili moja córeczka nie otrzymała ani kropli mieszanki.
Ania ma obecnie 4 lata, jest zdrowa, silna i świetnie się rozwija.
Udało nam się wygrać tę walkę.
Dzięki mojemu przykremu doświadczeniu mogłam pomóc wielu młodym matkom borykającymi się z podobnymi problemami, które były o krok od zaprzestania karmienia piersią. Oczywiście nie pomagałam wszystkim którym chciałam, ale u tych mam, które się poddały, powód był zawsze taki sam (co zresztą same przyznawały): brak wiary w to, że mają wystarczającą ilość pokarmu. Dlatego wolały podać dziecku mieszankę w butelce, ponieważ wówczas mogły sprawdzić ile zjadło i miały pewność, że nie jest głodne.
Moja znajoma ma troje dzieci (najstarsze jest w wieku 5 lat, najmłodsze półroczne). Dwoje star-szych w okresie niemowlęcym „jadło jak w zegarku”- co 3 godziny, opróżniały obie piersi, po czym najczęściej zasypiały lub były spokojne i gaworzyły radośnie, ponadto szybko przybierały na wadze- można pozazdrościć. Tymczasem najmłodsza córeczka stanowiła całkowite przeciwieństwo rodzeń-stwa: była drobnej budowy, domagała się piersi co pół godziny a niekiedy częściej, a po przystawieniu ssała dość krótko. Nadto miała potworne kolki i niemal nieustannie potrzebowała obecności matki, która „rwała sobie włosy z rozpaczy”, będąc coraz bardziej przekonana, że ma za mało pokarmu i dziecko jest niespokojne z głodu. Trudno jej było uwierzyć, że córeczka może tak bardzo różnić się od pozostałej dwójki. Z kolei dziecko wyczuwając niepokój matki, stawało się coraz bardziej drażliwe i koło się zamykało. Wkrótce znajoma całkowicie zrezygnowała z karmienia piersią. Przy tej smutnej historii pragnę zwrócić uwagę na pewien istotny fakt- dziecko było karmione przez kapturki nakłada-ne na pierś, ponieważ po porodzie miało bardzo słabo wykształcony odruch ssania, płytko łapało bro-dawkę i boleśnie ją poraniło. Wówczas doradca laktacyjny (!) poradził znajomej nabycie kapturków i w rezultacie dziecko nigdy nie nauczyło się prawidłowo chwytać brodawki. Stanowczo odradzam kap-turki. Sam przez pewien czas je używałam (z tego samego zresztą powodu) ale na szczęście położna środowiskowa „wybiła mi je z głowy”, pokazując, jak mam przystawiać córeczkę, aby chwytała bro-dawkę z otoczką i... bolesny problem zniknął.
Kochane dzielne mamy nie poddawajcie się! Uwierzcie, że macie dużo pokarmu (nawet jeśli wa-sze piersi są małych rozmiarów- ja mam takie) i możecie same wykarmić wasze pociechy i nawet jeśli one same przez pewien czas jedzą mniej, nie denerwujcie się, widocznie w danej chwili nie mają ochoty na więcej. One też mają lepsze i gorsze dni. Nie martwcie się. Dziecko- ten malutki człowiek- ma już tak silny instynkt samozachowawczy, że nie pozwoli się zagłodzić. Nie każde dziecko musi być wielkie, pulchne, pełne rozkosznych fałdek (takie są najczęściej- choć oczywiście nie zawsze- dzieci karmione butelką), najważniejsze żeby było zdrowe, radosne i prawidłowo się rozwijało. Ty mamo możesz mu w tym pomóc, podają mu własny pokarm.
Bóg obdarzając kobietę darem macierzyństwa daje jej siłę oraz cierpliwość do wychowania i wy-starczającą ilość mleka do wykarmienia małego „ssaka”. Nie można nigdy w to zwątpić. Ściskam wszystkie karmiące mamy i życzę powodzenia.

[email]agatjaaa@wp.pl[/email]
napisał/a: rossa 2008-07-18 09:10
Brawo! Szkoda tylko, dużo mam karmiących piersią poddaje się za szybko albo z góry mają określone poglądy na temat karmienia piersią wbite przez babcie, znajome,nieprofesjonalne podejście lekarzy i położne. Ja piersią karmiłam, nie wyobrażałam sobie innego sposobu. Pokarm matki to najlepszy start dla naszych maluszków.
napisał/a: Aniinka 2008-07-18 10:23
witam!!!
ja do dzisiaj karmię małą milenkę piersią nie wyobrażam sobie żeby mogło być inaczej, choć przyznam miałam chwile zwątpienia, dzięki niektórym "życzliwym", ale nie poddałam się i karmię!!! natura jest cudowna, najpierw nosimy pod sercem maluszka a później zapewniamy mu najlepszy na świecie pokarm, to jest wspaniałe, pozdrawiam mamy karmiące i życzę wytrwałości:)
napisał/a: Nika01 2008-07-18 10:53
Ja takze jestem jak najbardziej za naturalnym karmieniem.I nie mam co sie poddawac tylko probowac do skutku!C prawda ja nie mialam problemow przy karmieniu i dlatego szczesliwie karmilam pierwszego synka prawie az do 3 roku zycia!teraz moj drugi maluszek ma prawie 2 mies i oczywiscie karmimy sie TYLKO piersia,mimo iz z poczatku troszke mi podraznil brodawki w szpitalu(a wydaje mi sie ze to tylko przez to iz polozna mi go glukoza dokarmila nie wiem po co) Wszystko jest ok i nawet w upaly nie dalam mu nic innego tylko piers--bo naprawde nie ma takiej potrzeby!!Fakt ze przez to prawie sie nigdzie ruszyc z domu nie moglam no ale coz.Teraz sie pomecze a kiedys mi to zaowocuje.Na dodatek za miesiac wybieram sie z dziecmi nad morze bo to tez dobra inwestycja na zime,nie beda mi chorowac.
napisał/a: pasia251 2008-07-24 20:36
Witam. Ja niestety należę do tego drugiego grona...
W szpitalu po cesarce nie miałam pokarmu i mały był karmiony sztucznie, potem miał żółtaczkę i w czasie naświetlań (po 10 godz. diennie) położnym nie chciało sie go ubierac i przynosić na karmienie...efekt był taki, że mały nie chciał ssać piersi i strasznie płakał zamiast ciągnąć:(
Teraz nie mam juz pokarmu i malutki jest karmiony sztucznie.
Jeden plus jest taki, że dzieki butelce mój synek nawiążuje bliski kontakt również z tatą który może go nakarmić...kiedy widzę jak przy karmieniu patrzą sobie w oczy to łza mi sie w oku kręci...
Gratuluje Wam dziewczyny, że Wam sie udało...
magdadomisia
napisał/a: magdadomisia 2008-07-25 01:43
Cześć. Moja mała też miała żółtaczkę i leżała pod lampami. Położne miały podawać mi ją do karmienia co 2 godziny (oczywiście tak nie było). Ponieważ nie mogłam ściągnąć pokarmu, chyba przez stres, dokarmiały ją sztucznie. Na szczęście udało się utrzymać laktację. Po powrocie do domu córeczce podawałam tylko pierś. Karmiłam prawie rok i siedem miesięcy.
Pozdrawiam i życzę powodzenia wszystkim mamom.
napisał/a: agnieszka820112 2008-08-17 19:22
POMOCY DZIEWCZYNY...!!!!!!!!!!!!!!!:eek:
KTÓRA Z WAS MA SPRAWDZONE SPOSOBY NA ZWIĘKSZENIE PRODUKCJI MLEKA...?!!! MOJA NIUNIA MA PRAWIE 4M-CE ALE OD JAKIEGOŚ CZASU PO SILNYM PRZEŻYCIU MLECZKA MAM CORAZ MNIEJ-MIMO ŻE JUŻ JESTEM SPOKOJNA...!!! DOKARMIAM NICOLE SZTUCZNYM:( BO JEDNA PIERŚ JUZ PRAWIE ZANIKŁA A DRUGA TEŻ KIEPSKO DZIAŁA-PEŁNA JEST PO 8-10GODZ CZYLI PO NOCY DOPIERO... NIE WYOBRAŻAM SOBIE ZREZYGNOWANIA CAŁKOWICIE Z PIERSI-NIUNIA PRZY TYM TAK SŁODKO PATRZY MI W OCZY...!!! :o PROSZĘ O RADY...!!!!
napisał/a: Aniinka 2008-08-18 10:48
agnieszka82 napisal(a):POMOCY DZIEWCZYNY...!!!!!!!!!!!!!!!:eek:
KTÓRA Z WAS MA SPRAWDZONE SPOSOBY NA ZWIĘKSZENIE PRODUKCJI MLEKA...?!!! MOJA NIUNIA MA PRAWIE 4M-CE ALE OD JAKIEGOŚ CZASU PO SILNYM PRZEŻYCIU MLECZKA MAM CORAZ MNIEJ-MIMO ŻE JUŻ JESTEM SPOKOJNA...!!! DOKARMIAM NICOLE SZTUCZNYM:( BO JEDNA PIERŚ JUZ PRAWIE ZANIKŁA A DRUGA TEŻ KIEPSKO DZIAŁA-PEŁNA JEST PO 8-10GODZ CZYLI PO NOCY DOPIERO... NIE WYOBRAŻAM SOBIE ZREZYGNOWANIA CAŁKOWICIE Z PIERSI-NIUNIA PRZY TYM TAK SŁODKO PATRZY MI W OCZY...!!! :o PROSZĘ O RADY...!!!!


to, że pierś jest miękka nie znaczy, że w niej nie ma mleka, ale że laktacja się unormowała i mleka jest tyle ile trzeba!!! jeśli chcesz zwiększyć laktację to karm małą jak najczęściej raz jedną raz drugą piersią, a po karmieniu odciągnij pokarm do końca i po godzinie od zakończenia karmienia też do końca, ale jednak najlepiej dać małej ssać i dużo pij i dobrze się odżywiaj!!! pozdrawiam i życzę powodzenia
napisał/a: kasica50 2008-08-18 22:05
Ja tez karmilam sztucznie ale nie mysle ze bylam/jestem przez to gorsza mama i tak naprawde nikt mi nie wmowi,ze jesli sie chce to sie bedzie karmilo piersia...Ja przez caly okres ciazy bralam pod uwage tylko karmienie piersia..kupilam dobrej jakosci odciagacz pokarmu i wkladki laktacyjne i staniki do karmienia..W szpitalu w druugiej dobie po porodzie okazalo sie ze moja coreczka ma silna zoltaczke (patologiczna zwiazana z konfliktem grup glownych krwi) i niezbedna jest transfuzja krwi..Naryczalam sie niesamowicie ze strachu ...wszystko bylo oki..ale....na oddziale pielegniarki dokarmialy mala bo nie mogly mi tak jej czesto przynosic przez pierwsze trzy doby...Chcialam karmic bardzo!!!!W nocy w sali 7 osobowej tylko ja siedzialam po 3 godziny z niunia przy cycku...ona ssala tyle zeby sie za pol godziny obudzic i znowu ssac..i tak w kolko..Efekt-ja padalam na twarz..a ona plakala bo byla glodna..Ze mna lezaly matki ktore mialy juz po jednym dwoje dzieci...i same byly zdziwione ze caly czas mala karmie a ona i tak placze..i marudzi..jedna nawet sprawdzila czy na pewno mi mleko leci...I lecialo..i co???

Podobno kazdy pokarm jest taki sam..pelnowartosciowy ale okazuje sie ze i tu sa zdania podzielone...Jedna pediatra mi powiedziala,ze moglam moze dac pokarm do badania...(juz wtedy nie karmilam)...Nie wiem ale widzialam jak dziewczyny na sali sciagaly pokarm..(ja lezalam z mala 10 dni ...) to on byl taki lekko zoltawy...innej kremowy...a moj bialy a wrecz jakby woda rozcienczony..Czyli na 7 dziewczyn karmiacych one mialy mleko podobne do siebie a moje znacznie sie roznilo..Jak przyszlam do domu karmilam do 1,5 miesiaca...robilamto na sile..tzn..nie zmuszalam siebie ale dziecko do ssania..usilnie to robilam i co?...nic...Ciesze sie tylko z tego ze pomimo tego ze karmie sztucznie dziecko jest zdrowiutenkie..ani razu na szczescie nie chorowalo..nawet lekkiego przeziebienia nie chwycilo..