trauma po poronieniu

karusia727
napisał/a: karusia727 2010-07-28 12:53
Witam, nie wiem czy ktokolwiek to przeczyta, ale muszę dać upust wszystkim emocjom, które we mnie siedzą. Moja ciąża była zaplanowana i była skutkiem głebokiej miłości którą darzę mojego męża. Dnia 8 lipca na standardowum USG w 12 tygodniu dowiedzieliśmy się , że serduszko naszego ,,dziecka" nie bije. To było straszne, ale jeszcze gorsze rzeczy przeżyłam w szpitalu.Do szpitala pojechaliśmy dnia następnego z rana. Po 2 godzinnym oczekiwaniu w pokoiku ,,dla gości", gdzie kazano mi czekać (wtedy jeszcze nie wiedziałam na co), mąż zdenerwowany poszedł po lekarza zapytać się ile mamy jeszcze czekać. Tabletkę założono mi o godzinie 11 i to był początek traumy. Zaczęło się obfite krwawienie, bóle, wydalanie skrzepów itd. Wszystko było ok, dopóki była ze mną rodzina i mnie
wspierała. Pielęgniarek wogóle nie było widać na oddiale, były zajęte plotami i oglądaniem TV. Nikt mi nie przekazał żadnej informacji jak długo będę krwawić, czy mocno będzie boleć itd. Ogarnął mnie strach i niepewność. Było jeszcze gorzej kiedy wyproszono o godzinie 19 moją rodzinę ze szpitala. Bardzo obficie krwawiłam, leżałam w ,,tym" wszystkim, więc postanowiłam zmienić sobie wkład w toalecie. Tam straciłam przytomność, zakrwawiłam całą podłogę w toalecie. Pamiętam położną, która mnie znalazła i krzyknęła,,Dziewucho, ty masz mi z łóżka nie wstawać, ja ciebie nosić nie będę, wolę, żebyś całe łóżko zapaprała niż mam cie pilnować!" I poszła zjeść kolację i dalej oglądać Tv. Dostałam zakaz wstawania z łóżka. Siły mnie opuszczały bo krwawiłam dość mocno.Traciłam po kilka razy przytomność. Gdyby nie fakt, że czułam straszny dyskomfort i musiałam zawołać w ciągu nocy położną, to nikt by do mnie nie przyszedł. Położna nie pomogła mi zmienić ani razu wkładów. Musiałam robić to sama. Nie chciała mnie umyć. Kiedy chciało mi się siusiu (4 razy w ciągu nocy bo ciągle na kroplówkach byłam) przychodziła z płaskim basenem, gdzie po oddaniu moczu i krwi byłam dosłownie ,,zanurzona" pośladkami w tym co ze mnie wypływało. Nad ranem okazało się , że nie wszystko się wydaliło i trzeba łyżeczkować. Po zabiegu nie pozwolono rodzinie mnie odwiedzić. Leżałam na sali z trzema innymi kobietami w ciąży, którym co jakiś czas położna przychodziła osłuchiwać bicie serca ich dzieci. To wszystko było straszne, ponad moje siły. Zaczęłam płakać, nikt do mnie nie przyszedł. Czułam się opuszczona totalnie i osamotniona. Nie miałam siły wstać. Położna powiedziała, że rodzina czeka w pokoiku dla gości i że mogę powoli pakować się do domu. Wstałam oslabiona po trzech godzinach. O 15 wyszłam do domu. To był najgorszy dzień w moim życiu, nie tylko dlatego, że straciłam dziecko, ale ze względu na opiekę , którą otrzymałam w szpitalu. Przeżyłam taką traumę i byłam w taki sposób tam potraktowana, że nie chcę już drugiego dziecka , bo za bardzo się boję. ,,Dziękuję" pani położnej, że skrzywiła mi psychikę. Czy wogóle ktoś, zrobi porzadek z problemem poronień i z humanitarnym traktowaniem kobiet? To uwłacza po prostu ludzkiej godności. Mąż chce bardzo dziecko, chce próbować dalej, ale nie wie co przeszłam tamtej nocy w szpitalu. Nikt mi nie zaproponował do tej pory pomocy psychologa. Ze szpitala wypuścili mnie beż żadnych leków. Polecenie : po tygodniu do lekarza. Poszłam po tygodniu, zdążyło się wdać zapalenie jajnika. Może gdyby dali mi wszcześniej leki, to by tak się nie stało. Teraz jest kwestia nie tego, czy się odważę znów zajść w ciążę, ale czy wogóle będę mogła mieć dzieci. Jestem zdruzgotana tym wszystkim i współczuję każdej kobiecie, która musiała, musi i będzie musiała przez to przejść. Nie jestescie same. Może któregoś dnia pani minister Kopacz przeczyta ten artykół i zrobi porządek z problemem poronień i traktowania kobiet w takiej sytuacji. Tego sobie życzę na dzień dzisiejszy.
napisał/a: mbielec 2010-07-29 21:44
Karusia bardzo Ci współczuję tego co przeżyłaś i rozumiem Twój strach. Ja byłam od razu łyżeczkowana bez żadnej tabletki.
A czy masz siły żeby walczyć o odszkodawanie bo może warto spróbować i sparwaić aby więcej kobiet nie przechodziło takich chwil jak Ty bo to było nieludzkie traktowanie. Napisz do samej Pani Minister-upublicznij to co się stało. Może pozwoli to abyś odetchnęła z ulgą. Na pewno musisz udać się do psychologa bo sama bez pomocy specjalisty sobie z tym nie poradzisz-za mocno Cię skrzywdzono.
Pamiętaj że my jesteśmy duchem z Tobą.
napisał/a: ejonczyk1801 2010-07-29 22:47
Karusia poprostu jestem w szoku po tym co napisałas.Ja co prawda miałam puste jajo płodowe ale byłam łyżeczkowana od razu.Nawet nie musiałam zostać na noc w szpitalu.A pielęgniarki przynosiły mi leki przeciwbólowe bo głowa po znieczuleniu mnie bolała.To co ty piszesz jest straszne.Moja przedmowczyni ma rację.Udaj się do psychologa bo to cię wykończy!A jeśli masz siłę walcz o swoje!
karusia727
napisał/a: karusia727 2010-07-30 10:14
Dzięki wielkie za wsparcie, mój ginekolog powiedział, że jeśli faktycznie nie będę mogła mieć dzieci po tym wszystkim, to mogę skarżyć szpital, ale to jest ponad moje siły. Wczoraj byłam właśnie u niego i okazało się że 14 bolesnych zastrzyków z gentamycyny poszło na nic, zapalenie jest tak silne, że już nawet zastrzyki nie pomogły. Akle może wlaśnie tak musi być, bo jak sobie pomyślę o tak zwanej wtórnej bezpłodności, która mi grozi, to strach przed tym jest większy niż przed ponownym byciem w ciąży, i mam ochotę spróbować jeszcze raz. U nas w mieście (125 tyś. mieszkańców) nie ma nawet dobrego psychologa, nie mówiąc już o tym, że na wizytę czeka się około 3 miesięcy. Byłam u psychiatry, ale on tylko chce ładować kolejne leki itd. Więc niestety muszę sobie poradzić jakoś z tym sama. Wczoraj miałam jakieś napady dziwne płaczu -chyba hormony mi szaleją. Dziękui za wsparcie, od razu mi lepiej :)
napisał/a: mbielec 2010-08-01 11:43
Karusia hormony na pewno będą szaleć, tęsknota za dzieckiem, to co przeżyłaś... Płacz ile możesz, rozmawiaj z Mężem, Przyjaciółką, z nami.
A jeśli dojdziesz do siebie to skarż szpital.