Żyć z nim czy nie ?

napisał/a: qrere 2015-08-29 01:50
Dzień Dobry,
Chcę opowiedzieć moją historię i proszę o poradę, gdyż jest to bardzo ważna i trudna dla mnie sytuacja życiowa.
Jestem młodą , pełną planów życiowych, ambitną osobą. Mój charakter i uroda przyczyniły się do wzbudzenia miłości w "mężczyźnie mojego życia".
Pierwszy raz, kiedy sie poznalismy (przez wspólnych znajomych), zrobil na mnie pozytywne wrażenie. Potem zaczęły się koleżeńskie spotkania. Potem zaczęły się studia, więc musiałam wyjeżdżać daleko, a pisaliśmy ze sobą od czasu do czasu przez fb. Doszło do jego matury i wyniki; zadzwoniłam do niego aby dowiedzieć się czy moja pomoc w nauce mu pomogła zaliczyć jezyk (zdał maturą). I takim torem przyjaźń powoli przeistoczyła się w miłość(do tego momentu przyjechał dwa razy do mnie w odwiedziny na studiach). Powiem tak-nie obyło się bez pokonania przeszkód, ponieważ w trakcie trwania naszej przyjaźni wspólna koleżanka(moja najlepsza przyjaciółka) zakochała się w nim. Nie uważałam to za nic szczególnego, ponieważ w jej "nastolatkowym sercu" zagaszczało tez kilku innych kolegów. Kiedy przez przypadek zobaczyła nas razem na imprezie, wpadła w wielką złość i wypisywała mi sms. Ja nie chcialam stracic przyjaciółki, poniewaz znamy sie od 10 lat. Zależało mi na przyjaciółce i chłopaki, natomiast widziałam Jego dobry stosunek do mnie i Jego miłość przewyższała wszystko , a po 2 latach zostalismy razem.
Kiedy wracam do domu, poświęcam mu dużo czasu, mamy mnostwo pięknych wspólnie spędzonych chwil. Jest to człowiek, który potrafi najlepiej wie jak mnie rozbawić, a nawet przestraszyć aż do łez.. Przystojny, często lubiliśmy żartować; z naszych nieudanych chłopaków/dziewczyn. Nawet potrafił kilkukrotnie śmiać się z mojego brzucha(a jestem szczupłą kobietą), co zraniło mnie i bardzo to przeżyłam, tym bardziej, że powiedział mi to kiedy bylam daleko od niego, mialam sesje i bylo mi ciezko. Nigdy nie starał się mnie pocieszyć, ale mówił, że wyeliminuje kolejny temat, na który nie można ze mną żartować.
Po około poł roku związku coraz częściej się kłóciliśmy. On nigdy nie krzyczał na mnie, lecz wypominał mi moje błędy i czasam potrafił o nich mówić przez godzinę nie zważając na moje błagania o zaprzestaniu. ważne było dla niego zakończenie sprawy, czyli osiągniecie jego celu. Wspomnę, że umie nie okazywać emocji na zewnątrz, dusić w sobie zdenerwowanie, nie okazywać stresu.
Ostatnio, od kilku dni tylko się kłóciliśmy.Usłyszałam zarzuty o braku zainteresowania na spotkaniu z moimi starymi kolezankami z gimnazjum. Jedna z nich byla z chlopakiem, wiec uwazalam ze mial z kim rozmawiac i nie powinien czuc sie zle, choć rozumiem, ze dopiero co sie poznali. Odwiózł mnie do domu, lecz widząc w jego oczach obojętność, pożegnałam się tylko słownie i podziękowałam za podwózkę. Potem, za kilka godzin, zadzwonił telefonem, a ja zaproponowalam, zeby przyjechał. POwiedziałam, że jest nieswój. Nasz "spokojny spacer" okazał się rozmową zaczynającą się od wymiany argumentów.. Wysłuchiwałam tylko uwag na moje nieprawidłowe zachowanie. Nie miałam siły już dluzej tego wysluchiwac, wiec przerwałam rozmowe i poszlam w kierunku domu, lecz on od razu nie odjechal. po 10 minutach zadzwonił do mnie i nakazał abym przyszła. Kolejna kłótnia, zabrakło mi sił i wyszłam. Spokojnie wrocilam do domu. Po chwili drugi telefon:"To już koniec, z nami ze wszystkim... z życiem". I w tej chwili ruszył z piskiem opon. Ja krzyczę, wołam go, wygbiegam przed dom, po ciemku(mogłam spaść ze schodów). Obudziłam wszystkich mieszkanców, połowę sąsiadów. Dzwonie, tel wyłączony, potem on dzwoni. Krzyczę do niego aby wracał. On spokojnie odpowiada, że będzie za chwilę.
To, co przeżyłam to był istny horror. Nie mogłam spać, wpadłam w panikę, moje życie stanęło w miejscu. Po rozmowie z najbliższymi okazało się, że z tych ogarniajacych mnie emocji niektórych rzeczy nie pamiętałam. On nie okazał skruchy. Nie tłumaczył się, nie przeprosił mnie, tylko siedział , dłonie mu się trzęsły, ale nie płakał.
Następnego dnia dzwonil, ja nie odbierałam. Przyjechal do mnie. Mówi ze jestem jego całym zyciem i tracac mnie czul ze traci zycie. Powiedzial to przy najblizszych ze zaplanował sobie zycie i w jego zyciu "Muszę być". Ja wiem, że jesteem jego kandydatka na zone. jestem mloda, mam studia, ale on tego nie rozumie. mowilam mu ostatnio ze chce wyjsc za maz pozniej-zaakceptowal to, jednak nie czuje ze mnie będzie rozumial w sferze studiów, a potem mojej naukowej pracy. On nie studiuje, juz pracuje. po tym incydencie mowil ze stracil radosc ze wszystkiego i z pracy; zawalił spotkania. Ja czuje ze stracilam u niegoo zachowanie i wyciął ze mnie milosc, którą szalenie go darzyłam. Udowodnilam mu to, ze bezgranicznie go kochalam, a on to wykorzystal i mnie zawiódł. Odwolalam wspolny wyjazd we wrzesniu-zaakceptowal to, o dziwo, bez zadnych podtekstow.. Zwykle nie lubial jak cos przekładałam ponad nasza milosc, nawet na egzaminy kazał mi nie przychodzić. Dodam, że nie otrzymuję od niego wsparcia na studiach(jest anty-).
Od dawna wiedzielismy ze jestesmy dla siebie stworzeni i nikt inny tylko ja-on. Mieliśmy naprawdę dojrzałe plany na przyszłośc. Juz wiedzielismy kiedy slub, jaka praca(wspolny biznes). A on sprawił, że nasze dalekoprzyszłościowe plany zostaną pod znakiem zapytania.
W kilka dni po incydencie miałąm podjąć decyzję wspólnie odnośnie trwania związku. Ustaliłam z nim czas kiedy mieliśmy się nie odzywać. Ja mam egzaminy i dużo nauki, więc chciałam odstawić sprawę na drugi plan. On jednak pisał sms, kiedy byłam dostępna na skype to po10 minutach odzywał się, nawet pod banalnym pretekstem pooglądania filmów(co nigdy nie było jedynym powodem naszych spotkań). Jego zachowanie rodziło zmianę w moim myśleniu jak za czasów kiedy było dobrze w związku-on to potrafi manipulować. Ja tylko żyłam emocjami. Przeżyłam cudowne dni, mimo że w głowie ciągle mam jego głęboko umieszczony w głowie incydent. Przez ten czas nie pisałam do niego. Kiedy tylko zaproponował spotkanie, godziłam się, ponieważ też miałam ochotę się spotkać(mimo naszego zakazu). Kiedy bywało, że przyjeżdżał samochodem, nawet nie wychodził przed bramę, bo "źle by się czuł". Natomiast dzisiaj pierwszy raz odmówiłam spotkania. Chciałam przełożyć na dalszy termin, bo mam naukę, lecz on jedynie co zakończył rozmowę. Czy on myśli, że od razu zmienię zdanie i przybiegnę do niego w podskokach? Nie spotykamy się zbyt często, ale tak poczułam. Jego zakończenie rozmowy przypomina mi trochę zachowanie rozkapryszonego dziecka.
Po tej "akcji" nie mówił za dużo o swoich emocjach, praktycznie nie rozwijał tematu, aż w ogóle nie mówiąc o tym i zachowując się tak, jak gdyby czegoś takiego nie zrobił.
Wiem, że jest to osoba bardzo dojrzała na swój wiek, nie myśli o piwie i imprezach, jak większość, ale o przyszłej rodzinie, pracy. Jednak z drugiej strony zachował się tak egoistycznie i infantylnie, nie myśląc o moim dobru i emocjach (a w końcu przyszły mąż powinien taki być). Niechętnie mówi mi o swojej rodzinie. Czasem tylko coś wspomni. Rodzinę całą prawie mi przedstawił, znam jego ciotki, babcie.
Proszę o poradę czy jest to facet godny wybaczenia, czy związek z nim byłby kontynuacją toksycznych relacji?

Pozdrawiam