afta na języku

W czasie urlopu dopadł mnie nasilajacy się z każdą godziną ból jednej strony gardła i nasady języka,drętwienie języka i problemy z artykulacją.Myślalam,że to angina,ale nie było gorączki i druga strona gardła była ok.Następnego dnia pojawiła się gorączka i niemożność połknięcia czegokolwie,(nawet przełykanie śliny sprawiało okropny ból).Lekarz w przychodni wysłał do szpitala kilkadziesiąt kilometrów dalej z podejrzeniem ciała obcego.W szpitalu rozłożyli ręcę-w gardle nie ma nic...Doktor jeszcze raz potarmosił mnie za język i okazało się,że z boku na języku mam ogromną aftę,ciągle drażnioną przez poruszający się przy lykaniu sliny język.
Dobrze,ze to tylko afta,ale moje pytanie dotyczy postepowania w takim przypadku.W szpitalu lekarz doraźnie mi nie pomógł,nie znieczulił niczym,nie wypalił( a czy nie można by użyć Vagothylu(nie wiem jak to się pisze),ulga byłaby natychmiastowa.Zalecił zakupy w aptece i zostawił ze spuchniętym na maxa językiem.Dopiero wieczorem udało mi się coś wypić,a mówienie i jedzenie powodowało dyskomfort przez parę dni.
Czym najskuteczniej leczyć afty i czy upominać się o interwencję medyczną czy leczyć przez ponad tydzień z miernym skutkiem?

Proszę moderatora o przeniesienie wątku,jeśli umieściłam go w niewłaściwym dziale(laryngologia?).Dziękuję