chyba mam nerwicę- ten ogromny lęk, który nigdy nie śpi

napisał/a: dorka871 2011-04-05 18:23
mam dopiero 24 lata, jestem młodą mamą, od kiedy przeprowadziłam się do teściów pojawił się problem- teściowa,72-letnia kobieta, z charakterem, który doprowadził mnie do stanu, w którym jestem, pochodzę z biednej rodziny, czyli "nic nie dostałam w posagu"- jej zdaniem ponieważ dla niej liczą się tylko pieniądze, w tym domu byłam wręcz dręczona psychicznie, nic tylko w koło te pieniądze i pieniądze. Tym bardziej, że do niedawna zajmowałam się wychowywaniem synka i nie pracowałam, według jej mniemania mąż mnie utrzymywał, a ja byłam darmozjadem. Miałam z nią kilka "ostrych " kłótni, w których przerywałam je ucieczkami z domu z 2letnim dzieckiem siedziałam w lesie lub nad rzeką, ona doprowadziła mnie do takiego poziomu stresu, napięcia, że od pewnego czasu jestem ciągle zdenerwowana, ona śni mi się po nocach, że się kłócimy, a ja w końcu mówię jej co o niej myślę. Pojawiły się u mnie stany lękowe, drżenie rąk, napięcie mięśni, które nigdy nie ustępuje, czasem nawet szczękościsk. Tak bardzo boje się, że tego dłużej nie wytrzymam. Zaczynamy budowę domu, mam wspaniałego syna,niedawno ukończyłam licencjata z pedagogiki, kilka dni temu znalazłam pracę, mam wszystko czego chciałam, kiedyś myślałam, że będę szczęśliwa jeśli to osiągnę, nie chcę się tu chwalić tym, bo nie po to te forum, szukam jakiejś porady, co mam zrobić, boję się, że jak pójdę do psychiatry to nie będę mogła wykonywać mojego zawodu, lub, że mąż pomyśli o mnie wariatka. On w ogóle nie rozumie moich obaw, twierdzi, że przesadzam lub histeryzuję...Całe moje życie przemyka gdzieś obok mnie, nie mam przyjaciół, siedzę w domu jak już wychodzę gdzieś to do sklepu lub do pracy, czasem jeździmy do moich rodziców.. Nie mam myśli samobójczych, czy braku chęci do działania, tylko ten strach, który nigdy nie zasypia.Proszę Was o jakąś pomoc lub poradę.
napisał/a: twitii27 2011-04-05 19:24
dorka87 napisal(a):mam dopiero 24 lata, jestem młodą mamą, od kiedy przeprowadziłam się do teściów pojawił się problem- teściowa,72-letnia kobieta, z charakterem, który doprowadził mnie do stanu, w którym jestem, pochodzę z biednej rodziny, czyli "nic nie dostałam w posagu"- jej zdaniem ponieważ dla niej liczą się tylko pieniądze, w tym domu byłam wręcz dręczona psychicznie, nic tylko w koło te pieniądze i pieniądze. Tym bardziej, że do niedawna zajmowałam się wychowywaniem synka i nie pracowałam, według jej mniemania mąż mnie utrzymywał, a ja byłam darmozjadem. Miałam z nią kilka "ostrych " kłótni, w których przerywałam je ucieczkami z domu z 2letnim dzieckiem siedziałam w lesie lub nad rzeką, ona doprowadziła mnie do takiego poziomu stresu, napięcia, że od pewnego czasu jestem ciągle zdenerwowana, ona śni mi się po nocach, że się kłócimy, a ja w końcu mówię jej co o niej myślę. Pojawiły się u mnie stany lękowe, drżenie rąk, napięcie mięśni, które nigdy nie ustępuje, czasem nawet szczękościsk. Tak bardzo boje się, że tego dłużej nie wytrzymam. Zaczynamy budowę domu, mam wspaniałego syna,niedawno ukończyłam licencjata z pedagogiki, kilka dni temu znalazłam pracę, mam wszystko czego chciałam, kiedyś myślałam, że będę szczęśliwa jeśli to osiągnę, nie chcę się tu chwalić tym, bo nie po to te forum, szukam jakiejś porady, co mam zrobić, boję się, że jak pójdę do psychiatry to nie będę mogła wykonywać mojego zawodu, lub, że mąż pomyśli o mnie wariatka. On w ogóle nie rozumie moich obaw, twierdzi, że przesadzam lub histeryzuję...Całe moje życie przemyka gdzieś obok mnie, nie mam przyjaciół, siedzę w domu jak już wychodzę gdzieś to do sklepu lub do pracy, czasem jeździmy do moich rodziców.. Nie mam myśli samobójczych, czy braku chęci do działania, tylko ten strach, który nigdy nie zasypia.Proszę Was o jakąś pomoc lub poradę.

Strach przed czym? czego sie boisz? widzisz ja mialam podobnie ale w domu rodzinnym,ciagle awantury i halasy,policja,ucieczki,dzis mam 30 lat a tak konkretnie od 2 lat lecze sie na nerwicowe dopadłosci(pisze konkretnie,bo to łapało mnie juz od lat..... i puszczalo). proponuje ci pojscie do psychologa,on nie daje lekow tylko porozmawia,opowiesz mu w czym tkwi problem.Sama zdecydujesz czy wizyta u psychiatry ci potrzebna czy nie,mąż skoro nie rozumie nie musi wiedziec o zadnej z wizyt,tylko ze wizyta u psychiatry nie oznacza ze jestes wariatką,to normalny lekarz,i siedzą u niego spore grupy młodych ludzi ktorym na pierwszy rzut oka nic nie jest.Po co sie meczysz,idz pogadaj do psychologa,zazywaj duze dawki magnezu i sprobuj wiecej wychodzic z domu,by mniej konfrontowac sie z tesciową.....pozdrawiam i napisz potem .
napisał/a: dorka871 2011-04-06 18:20
twitti27.. Dziękuję za odpowiedź, myślałam, że moja wiadomość zaginie gdzieś w milionie innych.. Ten mój lęk sama nie wiem przed czym, czy przed jej osobą, czy przed utratą takiego pozornego ładu, który panuje w naszym domu... A gdy wychodzę z domu, to spieszę się, żeby szybko wrócić, bo znowu się boję, że teściowa powie, że gdzieś łażę, zamiast siedzieć w domu i oczywiście stać przy garach.. Na studiach miałam zajęcia z bardzo dobrym psychologiem, zresztą, którego też wybrałam na recenzenta mojej pracy licencjackiej, wiele razy myślałam, że w takiej chwili jak wczoraj, gdy ten strach był naprawdę silny, odważyć się i napisać do niego meila, opowiedzieć mu co się ze mną dzieje i może on coś by mi poradził. Ale tak się wstydzę tego, tego ogromnego lęku, tu niby wszystko fajnie, normalnie się zachowuję, mam swoje ulubione zajęcia, od niedawna pracę, cudownego synka, ale ten strach towarzyszy mi cały czas, nie ma chwili, żebym się poczuła wyluzowana.. Pamiętam rok temu teściowie pojechali na tydzień do rodziny, mąż miał urlop i wtedy jak oni pojechali poczułam taki spokój jakiego dawno nie doznałam, byłam uśmiechnięta... teraz w tym stanie co ja jestem nie czuję w ogóle zadowolenia z tego co robię, jakim jestem człowiekiem, np. teściowa nigdy nie pochwali mojej jakiejś pracy w towarzystwie, tego, że np. wysprzątałam pięknie cały dom, albo, że urządziłam ładny ogród. Potrafi mówić dobre rzeczy tylko o innych. Ja wiem, że jestem w czymś dobra, ale nie czuję tego zadowolenia. Teraz zaczynamy budowę domu, czuję tak jakby ktoś obcy to robił a nie ja... Tak bardzo bym chciała poczuć sens mojego życia, cieszyć się... Jak kiedyś potrafiłam.. Taka jestem młoda, życie przede mną a ja myślę, że ono przelatuje gdzieś obok mnie... Ten strach to prawdopodobnie przed nią, wstydzę się przyznać, ale nie raz zdarzyło mi się nawet myśleć o tym kiedy ona wreszcie umrze.. Może wtedy pozwoliła by mi naprawdę żyć... Dziękuje ci jeszcze raz za odpowiedź, w moim rodzinnym domu też nie było bezpiecznie, mój ojciec, po śmierci swojego brata, załamał się psychicznie i dostał choroby afektywnej dwubiegunowej, na zmianę depresja, potem działania w afekcie.. przez 2 lata niezdiagnozowanej choroby cierpieliśmy w domu wszyscy, gdy ojciec szalał, bił mamę i mojego brata, a mnie i siostry nie uderzył nigdy, ale traktował nas jak śmieci... Wiem, że to nie był on, że to choroba tak na niego działała, ale wszyscy odwracali się od nas, nikt nam nie pomógł z nim, dopiero "najazd" brygady policyjnej, i karetki pogotowia skończyły nasze męki. Ojciec teraz się leczy, ale chociaż nie mieszkam już w domu rodzinnym trzymam rękę na pulsie i w razie pierwszych oznak afektu kontaktuję się z jego lekarzem. jednak temat jego choroby w naszym domu jest tematem tabu, nikt nigdy z nami nie rozmawiał na temat tej choroby. Pozdrawiam cię serdecznie, bądźmy w kontakcie.

dorka87
napisał/a: dorka871 2011-04-07 15:15
Może ktoś poradzi jakieś techniki relaksacyjne dla znerwicowanych, lub sprawdzone sposoby na oderwanie od codziennych spraw... Wiem, że każdy z Was ma swoje problemy, swoje kłopoty i życie, lecz liczę na jakieś wsparcie ludzi, których trapi to samo co mnie... Dziś miałam trochę urzędowych spraw do załatwienia na mieście, nie było mnie w domu kilka godzin, a ja już czułam strach, że mnie zbyt długo nie ma i teściowa będzie zła, że gdzieś włóczę dziecko ze sobą... Dlaczego ja się tak boję jej, gdyby było coś takiego, że mogłabym to zrobić i nie bać się jej, po prostu co nie zrobię, to boję się jej... Boję się znaleźć sobie przyjaciół, bo może jej nie będą odpowiadać.. Zawsze byłam osobą bardzo wrażliwą i mało wierzyłam w siebie, straszne jest to uczucie.. Tutaj mogę się wygadać, bo w domu nikt nie wie o moim problemie, o tym ogromnym lęku, który ciągle mi towarzyszy, a pisanie o tym tutaj sprawia, że nie dławię się tym w samotności, tylko mogę ujawnić swoje lęki... Myślę, że będzie to jeden z pierwszych kroków do odzyskania równowagi...
napisał/a: twitii27 2011-04-08 14:57
dorka sprobuj relaksacji jacobsona,moze to ci pomoze,ja stosowałam to czasem.Hm,....moze usiadz i porozmawiaj z tesciowa,one juz tak mają ze sa zazdrosne o synusiów( chociaz moja jest ok),powiedz jej o tym jak sie czujesz,co myslisz,ale spokojnie,powoli.jestes dorosłą osoba,nie musisz sie jej tłumaczyc z tego gdzie wychodzisz z synkiem czy co masz do załatwienia w urzędzie.....A moze z mężem pogadac? zwierzyc mu sie z tej sytuacji? ze czujesz presje tesciowej? moze wybierz sie do psychologa w swoim miescie,moze bedzie ci lzej fachowa pomoc zawsze w cenie//// łykaj jakis magnez,moze meliska na poczatek? hm,....no smutna sytuacja,ale najwazniejsze bys pozostala sobą,nie dała sobą manipulowac,pozdrawiam Ewa
napisał/a: dorka871 2011-04-08 15:42
myślę, że wybiorę się do psychologa, wolę z nim pogadać, a teściowej dać spokój, bo "przecież siedzę cicho i w domu jest pozorny spokój i ład, a jakby to wyglądało gdyby w jej domu, ktoś miał problemy". Ona bardziej zwraca uwagę na to co inni mówią niż domownicy... No cóż, jedyną osobą, dla, której się nie poddaje jest mój synek, wspaniały jest, 3,5 roku ma:) Próbuje wmawiać sobie, żeby się nią nie przejmować, czasami pomaga na chwilę, ale jak ona potrafiła mnie oskarżyć, że przeze mnie zachorowała na serce to wiesz.. a tylko dlatego, że zamiast pracy na roli( mieszkamy na obrzeżach miasteczka) ja wolałam studiować, a potem iść do pracy, tak samo jak mój mąż( zresztą jedynak). Próbowałam się z nią jakoś dogadać, wytłumaczyć, że młodzi to teraz inaczej podchodzą do życia, niż ona.. Myślisz, że coś dało to.. albo się obrażała albo od razu kłótnię wszczynała.. Nie chodzi mi o to, żeby użalać się nad sobą tylko w jakiś sposób zmienić mój stan emocjonalny.. Dam taki przykład, ona przyszła dziś z zakupów i ja po prostu zapytałam, czy spotkała kogoś znajomego( przecież normalne pytanie..) a ona już zdenerwowana: "a co ty myślisz, że ja miałam czas gdzieś łazić, ledwo przyszłam do domu!". Z tym, że mamy do sklepu 15 minut piechotą, a w obydwie strony jechała ze znajomym... Czasem wolę się nic do niej nie odzywać, bo sama nie wiem czy jak coś powiem to ją to nie wzburzy.. Czasem mam wrażenie, że obwinia mnie za swoje nieudane życie czy co... To nie jest tak, że się co chwila kłócimy, ona po prostu gada gada gada, ja słucham, nic nie odpowiadam, a potem te tłumione emocje wyładowuję płacząc np. wieczorem jak nikt nie widzi, lub kumuluję je w sobie.. Wracają do męża.. on pracuje w delegacjach, ciągle nie ma go w domu, poza tym wydaje mi się, że on się jej boi. Do wielu rzeczy doszłam sama, nikt mi nie pomagał, sama zarobiłam na studia, uczyłam się nocami, żeby w dzień nie zaniedbywać dziecka, i nie chcę pozwolić na to, aby ten strach o wszystko zabrał mi to, co spełniło się w moim życiu. Podam jeszcze jeden przykład jak wymawiała mi mieszkanie w jej domu:" Przyszłaś tu sama z dzieckiem i my cię przyjęliśmy..." a teraz w jej tłumaczeniu.. miałam z moim obecnym mężem dziecko tylko po ślubie cywilnym, potem przeprowadziłam się do męża domu, brzmiało to tak jakbym była nie wiadomo jaką latawicą, która miała dziecko nieślubne, nie użyję tu gorszego określenia.. Dziecko było jej syna wiec jakim prawem tekst,"że przyszłaś tu z dzieckiem"... Gdyby moi rodzice byli majętni, w wolnym znaczeniu dawali kasę wszystko byłoby dobrze.. Sama widzisz Ewo, że moja teściowa to nie skarb... Trochę Ci zazdroszczę:) Codziennie zbieram siły i motywację, żeby walczyć z moimi nerwami, czasem idę do lasu i kopię drzewo, żeby się wyładować, trochę pomaga...;) Nie mogę się jej poddać( i teściowej i nerwicy), ograniczam kontakty z teściową, ale nie jest łatwo... Ewo mogłabyś mi napisać coś o przebiegu swojej nerwicy, jak to się u ciebie zaczęło...?
napisał/a: poip 2011-04-08 17:48
Dla mnie sprawa jest prosta.

WYnajmijcie z mężem coś niezaleznie.

Mieszkanie z tesciami/rodzicami w wieku gdy ma się juz wlasna rodzine NIGDY nie przynosi nic dobrego.

Powodzenia
napisał/a: dorka871 2011-04-09 08:59
dom jest formalnie męża, z resztą zaczęliśmy budowę własnego domu, więc trochę cierpliwości i będziemy niezależni.... Zresztą przez te trzy lata mieszkania z nimi, niby nie dużo, zrobiło swoje ze mną... Ciężko tak żyć ciągle na świeczniku...
napisał/a: jjj3 2011-04-16 01:11
Dorka co do tego, że chciałabyś czasem, żeby teściowa umarła to nic innego jak tylko, chcesz aby się sytacja skończyła. Wątpie, że jej całkowicie życzysz śmierci. Psycholog jak nic. Sama nie dasz rady, nawet jakbyś nie wiadomo co sobie wmawiała, jakabyś nie wiadomo jak była silna. Kobieta wkracza na twoje terytorium, emocje, życie i będzie się to ciągło jak nie zaczniesz sie leczyć.
napisał/a: dorka871 2011-04-19 22:45
Czasem myślę sobie, że dam radę, przecież jestem silna, muszę tylko to przetrwać, to ciągłe starodawne gadanie, jeszcze dzień i następny, następny... Dla mnie malowanie paznokci to stres, bo widzę jak ona patrzy na mnie wtedy, jak marudzi coś pod nosem, budujemy dom, teście rządzą co kiedy i gdzie będziemy robić, wciskają nam swoje pieniądze, niby pomagają, ale potem myślą, że mają prawo o wszystkim decydować... albo teściowa "stwierdziła", że mój synek nie potrzebuje pójść do fryzjera przed świętami.... Próbują obydwoje rządzić naszym życiem, nie dość, że ciężko nam żyć ciągle na odległość, wychowywać dziecko praktycznie sama, przez pracę męża ja nie mogę się rozwijać, czyli jakaś tam praca podporządkowana temu kiedy będę w domu. "wy sobie jeździcie, a my musimy siedzieć w domu i pilnować kur"- tak przywitała nas w domu gdy pojechaliśmy na 2 godz do moich rodziców w niedzielę, "jajka to byście jedli", mogę sypać cytatami jak z rękawa, którymi moje emocje wyciskają piętno na moich nerwach, oblewa mnie jakiś prąd i nie potrafię pohamować tego. myślę sobie Boże daj mi siłę jakoś to przetrwać.. i jakoś daje... Pisząc to już mam łzy w oczach, ale wycieram je i pisze dalej. Potrzebuję pomocy, mój mąż już wie o moim problemie jednak nic z tym nie robi, po prostu cisza, jedyne co powie to nie przejmuj się- słowa tak banalne, że ręce opadają. Obecnie ograniczam kontakty z teściową, nie jest to jednak łatwe, bo mamy mały dwupokojowy dom ze wspólną kuchnią i łazienką. Prosiłam męża jeszcze przed ślubem, żebyśmy zorganizowali małą kuchnię tylko dla nas, to nie i myślę, że taka"wspólnota" była takim zapalnikiem tych konfliktów. Robiłyśmy coś razem lub robiłam coś ja, ona chwaliła się przed znajomymi, że "ja to zrobiłam, ja tamto zrobiłam", czasem myślę co ja takiego zrobiłam, że tak wkracza w moje życie, miałam 19 lat jak zostałam mamą, ale dawałam sobie rade od samego początku, nie dbałam o siebie w ogóle, tylko dziecko i dom, gniazdo rodzinne w którym byłam tylko robotem do pracy, nie mam prawa być zmęczona, nie ma prawa mnie coś boleć, lub po prostu nie chcieć mi się czegoś zrobić. Mój mąż to toleruje bo chce mieć święty spokój, i chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że przez taki stan może rozpaść się nasze małżeństwo.
napisał/a: dorka871 2011-05-17 23:45
Czasem mam wzloty, czasem upadki, zastanawiam sie, czy w takich chwilach to ja jestem silna, a ONA mi odpuściła, strach przed stresem daje mi to przed czym paradoksalnie uciekam, lęk. Boję się tego, że będę znów czuła strach. Widzę, że ci których kocham ponad życie nie rozumieją mnie w ogóle, więc zamykam się jeszcze bardziej w sobie, kryję swoje strachy i obawy jeszcze głębiej, kryję je pod skorupą normalnej codzienności, czasem tylko łapią mnie chwile słabości, gdy płaczę z żalu i bezsilności w poduszkę ale tak by nikt tego nie widział ani słyszał. Ukrywałam to formum przed mężem, ale myślę, że gotowa jestem pokazać mu to, co tu pisze, może wy przekaonacie go, że to nie tylko moje fanaberie tylko coś co mnie naprawdę trapi.
Ja po prostu nie potrafię się nie przejmować, wszystkimi i wszystkim, małe niepowodzenie to dla mnie załamanie. Czaesm pokonuję to, czasem przegrywam.. i tak co dzień.
napisał/a: k23 2011-05-19 13:31
dorka87 napisal(a):czy w takich chwilach to ja jestem silna, a ONA mi odpuściła,


nie, bo nie ma zadnej "onej":) to Ty sobie odpuszczasz nerwicowanie sie.

dorka87 napisal(a):strach przed stresem daje mi to przed czym paradoksalnie uciekam, lęk. Boję się tego, że będę znów czuła strach.


sama zobacz jaki tutaj dziala mechanizm. Bałas sie co powodowalo nakrecanie sie jeszcze bardziej. W jaki sposob to robilas? Skad wiedzialas kiedy masz zaczac sie stresowac?

dorka87 napisal(a):Widzę, że ci których kocham ponad życie nie rozumieją mnie w ogóle,


Po co mieliby Cie rozumiec?

dorka87 napisal(a):kryję je pod skorupą normalnej codzienności, czasem tylko łapią mnie chwile słabości, gdy płaczę z żalu i bezsilności w poduszkę ale tak by nikt tego nie widział ani słyszał.

one Cie łapią? Hehe przenies odpowiedzialnosc na siebie ja sprawiam ze odczuwam słabość. Jaka tu jest roznica? Jak to zmienia mozliwosc kontrolowania tych sytuacji? Kto w takim kontekscie decyduje o sobie?

dorka87 napisal(a):małe niepowodzenie to dla mnie załamanie.


Gdyz?