depresja- jak rozpoznaje lekarz

napisał/a: Blackursus 2011-02-28 22:07
Kazdy ma swoja inteligencje i niech sie nia kieruje. Nigdy nie powiedzialam osobie, ktora podejrzewa schizofrenie, ze ma zbagatelizowac swoje objawy. Moim zdaniem, jest depresja i depresja...ale nie chce juz do tego wracac, bo i po co.
No widzisz, wywiazala sie polemika, ktorej bylam glownym ogniskiem zapalnym, a nikt tak na prawde nie zauwazyl,o co pani, ktora otworzyla ten watek chodzilo.
Dostala Ona diagnoze od lekarza orzecznika- nerwica, a jej chodzilo o depresje, bo tylko z taka diagnoza mogla dostac odszkodowanie. Pytala jak podwazyc opinie lekarza.
napisał/a: harpaganzwola 2011-03-02 21:39
Diagnoza może trwać nawet dość długo ponieważ osobnik może robić różne maski
napisał/a: wiola441 2011-12-13 19:22
http://www.darkplanet.pl/JohnVirapenSkutekubocznycmier--42959.html
http://www.gandalf.com.pl/b/skutek-uboczny-smierc/

napisal(a):“Skutek uboczny: śmierć” to autobiograficzna opowieść Johna Virapena, byłego dyrektora wykonawczego szwedzkiego oddziału Eli Lilly and Company. Jest to wciągająca historia o korupcji, przekupstwie oraz oszustwach w dużych i znaczących firmach farmaceutycznych. Autor zdobył ogromne doświadczenie w tej branży na arenie międzynarodowej pracując, jako dyrektor generalny firmy Eli Lilly and Company w Szwecji. Virapen postanowił wyciągnąć na światło dzienne całą prawdę i tajemnice koncernu farmaceutycznego, ujawnia, dlaczego tak wiele leków i preparatów ze skutkami ubocznymi, takich jak Prozac, zostało zatwierdzonych i jest przypisywanych pacjentom. Brzmi kontrowersyjnie, ale na pewno interesująco.
John Virapen urodził się w Gujanie i ma indiańskie korzenie, jednak w 1960 roku wyjechał do Europy. W czasie swojej podróży poznał kobietę i dla niej przeprowadził się do Szwecji. Tam dostał pracę, jako przedstawiciel handlowy firmy Eli Lilly and Company. Początkowo odwiedzał lokalnych lekarzy. Przynosząc im drobne upominki, zachęcał ich do przepisywania leków z reprezentowanej firmy. Autor odnosił ogromne sukcesy, jego wyniki szybko rosły w rankingach. Virapen skupił się w dużej mierze na leku Prozac. Całkowicie zaangażował się w promocję tego leku i wiedząc o jego skutkach ubocznych, dążył do tego, aby każdy lekarz go zatwierdził i przepisywał. Nie zawsze wystarczał drobny upominek czy mała łapówka. Zapraszał swoich klientów na ‘konferencje naukowe’ do egzotycznych miejsc, domów publicznych, a czasem posuwał się wręcz do przekupstwa. Otwarcie przyznaje: „Przekupiłem szwedzkiego profesora, by zwiększyć szansę rejestracji Prozacu w Szwecji”.

Czytając książkę „Skutek uboczny: śmierć” mam wrażenie, że jest to próba zadośćuczynienia autora za to, co zrobił w przemyśle farmaceutycznym. Odważnie pisze o tym, że przemysł farmaceutyczny nie ma najmniejszych problemów z tworzeniem różnych ‘chorób’, by przekonać zdrowych ludzi, że coś im dolega i potrzebują na to lekarstwa, najczęściej bardzo drogiego leku. Virapen opisuje przypadek po przypadku, w którym normalny, zdrowy, przystosowany człowiek, po zażywaniu Prozacu, zmieniał się w zupełnie inną osobę.

Autor przedstawia chronologię wydarzeń, które rozgrywały się na całym świecie w związku z dopuszczaniem i wycofywaniem różnych szkodliwych leków z rynku. Szokujące jest to, że w imię zysku, z łatwością tuszuje się skandale i toleruje przypadki śmiertelne wśród osób zażywających dany lek. Wielokrotnie firmy farmaceutyczne puszczają w ruch sprawdzone mechanizmy marketingowe, które mają sprawić, by nowy składnik został wpuszczony na rynek bez rzetelnych badań. Niestety koncerny farmaceutyczne coraz bardziej skupiają się również na dzieciach. Zaskakujące jest to, że pacjenci nie interesują się tym, jakie leki wchodzą na rynek oraz tym, co zażywają i czy tak naprawdę dany preparat jest im potrzebny.

„Skutek uboczny: śmierć” to wciągająca i interesująca książka, którą czyta się lekko, ale która daje do myślenia. Życiorys Johna Virapena oraz opis spisków i wszelkich intryg mają charakter sensacyjny i absorbujący. Jest to niezwykle ciekawa książka, która pokazuje, do czego są i będą w przyszłości zdolne firmy farmaceutyczne, by stworzyć nowe rynki dla swoich leków. Warto dowiedzieć się paru rzeczy, których nigdy nie mieliśmy poznać. Ciekawa pozycja.


http://yourenglishangel.blogspot.com/2011/06/john-virapen-skutek-uboczny-smierc.html
napisal(a):John Virapen "Skutek uboczny: śmierć"
W wydawnictwie Publicat ukazało się właśnie moje tłumaczenie autobiograficznej książki Johna Virapena "Skutek uboczny: śmierć" (Side Effects: Death. Confessions of a Pharma-Insider. 2010, Virtualbookworm.com Publishing Inc.).

Książka poświęcona jest wątpliwej jakości praktykom koncernów farmacetycznych, głównie promowaniu nowych produktów oraz kreowaniu zapotrzebowania na nowe, które mają leczyć "urojone" choroby (autor dość brutalnie rozprawia się m.in. z ADHD). John Virapen pracował w branży przez długi okres czasu i relacjonuje tutaj przede wszystkim swoje poczynania.

Książka napisana jest prosty językiem, a życiorys autora i jego machinacje przedstawione są w sposób sensacyjny, rzekłbym nawet – bombastyczny. Pomimo tego, że oczywistości autor ukazuje jako prawdy objawione, książka jest wiarygodna pod względem merytorycznym (jej polskie wydanie było zresztą konsultowane z niezależnym farmaceutą). Mnie najbardziej zafascynował opis mechanizmów marketingowych i handlowych. Zauważyłem sporo analogii do tego, co dzieje się obecnie w naszym kraju na rynku podręczników szkolnych do nauki angielskiego.

Jako tłumacz muszę tu zwrócić uwagę na to, że oryginał to jedna z najgorzej zredagowanych książek, z jaką miałem do czynienia: wystarczy wspomnieć o pomylonej numeracji przypisów, czy namiętne stosowanie skrótu ADHS w miejsce ADHD (Autor uznał, że to pewnie "syndrome", więc literka S w akronimie pojawić się musi. Na jego nieszczęście jest to przecież "disorder"...) Szczytem wszystkiego było wymienianie American Society for Diabetes, które po prostu... nie istnieje. Wyjątkowo niestarannie została sporządzona bibliografia; autor nie zadbał o utrzymanie jakichkolwiek konwencji (brak choćby dat dostępów do materiałów internetowych).

Jeśli kogoś interesują przygody tłumacza z tłumaczeniem, to muszę przyznać, że najbardziej dały mi popalić strony z ADHD, gdzie Virapen rozpisuje się na temat dzieci i ich zachowania. Omawia pokrótce reklamy i strategie wychowawcze, i dały mi tu popalić Pawełki Wiercipięty (Fidgety Philip), Stasie Straszydło ("shock-headed Peter") czy inne Mikołajki (Little Nick). Dlaczego to takie bolesne? Ponieważ strasznie zwalniaja pracę, gdyż tłumacz musi przeprowadzić małe śledztwo. Po pierwsze, należy się upewnić, czy dziecięce imiona pochodzą z bajek albo opowiadań, czy też może zostały wymyślone przez autora. Jeśli to pierwsze, należy sprawdzić, czy nie pojawiły się te postacie aby w jakiś polskich tłumaczeniach. Ponieważ w tym przypadku były to dzieci z książek niemieckiego lekarza Heinrichia Hoffmana oraz opowieści francuskiego duetu Goscinny-Sempé (Virapen miłosiernie wymienia ich w swojej książce), trzeba było poszukać polskich odpowiedników. Poklikalim, poklikalim i jak zawsze Wujek Google i Ciocia Wikipedia dają radę! Morał jest taki: nawet tłumacząc książkę z branży biograficzno-farmakologicznej, masz być tłumaczu przygotowany na to, że autor skoczy w bok i przetestuje twoją wiedzę choćby z literatury dziecięcej! Ale przecież takie smaczki my tłumacze lubimy najbardziej :)

Tłumaczenie wykonywałem na zlecenie firmy TERKA, z którą mam przyjemność od kilku lat współpracować.