Lęki, przejmowanie się, brak akceptacji. Co robić?

napisał/a: widelovelyeyes 2013-08-19 23:35
Witam serdecznie.
Sama już nie wiem gdzie szukać pomocy, dlatego zarejestrowałam się tutaj, może ktokolwiek mi pomoże się poukładac.

Mam 20 lat. W zyciu niczego mi nie brakuje - mam wspaniałych rodziców, siostrę, od kilku lat kochającego chłopaka, jestem jedną z lepszych studentek na wymarzonym kierunku... Jestem całkiem ładna. Ale... pozwolę sobie to wypunktować.

1.Wszystkim się przejmuję. Naprawdę. Wszystkim. Cały czas towarzyszy mi gonitwa myśli. Myslę o tym, że muszę oddać indeks do X dnia i że mogę zapomnieć. Co byłoby jeżeli uciekłby mi pies. Co by było gdybym... Przez to jestem strasznie zblokowana. Mam 20 lat, jestem młoda, jak szłam na studia to chciałam żyć całkowicie po swojemu - bawić się bez konieczności informowania rodziców o której wróce, fotografować, biegać, smiac się, czerpać z zycia. Tymczasem od roku nie chce robić NIC. Jedynie poczucie obowiązku studiowania jakoś mobilizuje mnie do wyjścia z domu. Jeżeli już ide na imprezę - wychodzę jako jedna z pierwszych. Mam wrażenie, że życie ucieka mi przez palce. Przejmuję się psami w schronisku, bezdomnymi. Wiem, że to altruizm, ale taki, który nie daje mi żyć.

2. Wszystkiego się boję. Ma to związek z punktem pierwszym. Boję się szaleć, pojechać na wymarzoną podróż autostopem. Boję się burzy i księżyca - wtedy wszystkie okna musza być pozasłaniane. Boję się spać sama w pokoju. Ciemności. Mnóstwa irracjonalnych, bezsensownych rzeczy. Boję się robić to, co chcę, bo do wszystkiego dopisuję negatywne, pasymistyczne zakończenia. Nie robię nic.

3. Właśnie - nie robię nic. Kiedyś byłam aktywna. Zawsze przewodnicząca klasy, pisałam teksty, fotografowałam, miałam lepszych lub gorszych znajomych. Było mnie wszędzie pełno, na wszystko miałam energię. Chodziliśmy z chłopakiem na wielogodzinne spacery. Teraz on musi przyjeżdzać do mnie, kiedy jestem w rodzinnym domu. Na studiach mieszkamy razem i tylko cały czas go proszę o harbatę (czasem w nocy go budzę by odprowadził mnie do toalety, bo się boję iść sama...). Nie mam na nic energii, ale...

4. Czuję silną potrzebę osiągnięcia czegoś. Bycia kimś ze względu na to, co robię - co piszę, co fotografuję. Chciałabym być znana, ale nie w 'celebrycki' sposób. Chciałabym żeby świat słyszał o tym, co robię. Ale nie robię nic i żyję w zamkniętym obiegu. Nie mam siły nic robić, zadręczam się, że nic nie robię.

5. Nie mam prawie żadnych znajomych. Nie czuję się akceptowana i nie lubię wychodzić do ludzi. Mam wrażenie, że niekt mnie nie lubi, że jestem postrzegana jako zbyt pewna siebie. A jestem bardzo zdystansowana, keidyś byłam inna, ale teraz nauczyłam się, żeby uważać na słowa. Przez to przy obcych staram się nie mówić nic.

6. Mam OBSESJĘ na punkcie swojej wagi. Nie jestem gruba. Mam 168cm i ważę 55kg. I mam brzuszek. Od 6klasy podstawówki bezskutecznie próbuję go zgubić. Probowalam wszystkiego. Dukanów, Żryj Mniej, Żryj Nic, ćwiczeń, rolek, Chodakowskiej... Wszystkiego!!! I nic. Nienawidzę swojego ciała, czuje się sflaczała, nieaktrakcyjna. Choć w głębi duszy czekam na każdy komplement i chłonę jak gąbka.

Niech mi ktoś pomoże... W zeszłym roku chodziłam do psychologa ze względu na to, że nie rozumiałam całego świata, bardzo się kłóciłam z rodzicami, ale to pozwoliło mi ich zrozumieć. Wczoraj wszystko z siebie wyrzuciłam - wie o tym teraz moja mama i chłopak. Oboje nie wiedzą co robić. Jestem strasznie przybita, smutna. Cały czas wyrzucam z siebie coraz to nowe fakty. Bo od długiego czasu rozwiązuje problemy całego świata, a ze swoimi miałam sobie dać radę... kiedyś. Aż w końcu się nazbierały na kupę i nie wiem od czego zacząć. Cały czas zauważam jakieś nierozwiązane sprawy z samą sobą. Brak mi spokoju ducha.
Coraz częściej nie chce mi się żyć, choć w środku mam potrzebę rozwinięcia skrzydeł. Mam w sobie dużo, dużo siły. Ale takiej uśpionej, przytłoczonej moimi problemami.
Bardzo chcę je rozwiązać.