Moja dziewczyna ma nerwice,już sobie z tym nie radzę

napisał/a: Rafaello_wroc 2013-11-29 02:34
Do Nelsona. Doskonale Cie rozumiem stary. Mam praktycznie to samo. Jestem w zwiazku z moją dziewczyną od prawie 3 lat, ( nazwe ją skrótem Di).  Przez pierwsze 2 lata było super. Fascynowala mnie jej osobowość, poglądy, uroda, seks, inteligencja  doslowie wszystko mi pasowało .  Przezywalismy wspaniale przygody, podroziwalismy po świecie, czesto jeździliśmy na koncerty, narty , chodziliśmy razem na imprezy, poznawalismy wspólnych znajomych , doslowie bajka. Praktycznie wszyscy  uważali nas za idealna pare. 


Jednak  teraz wiem ze sie maskowala z tym co ja gnebi Juz od lat  . Niedawno  mi przyznala ze bardzo czesto zdarzało sie jej wyć gdy byla sama w domu bez przyczyny - jedynie nakrecala sie glupimi myślami ze ją zdradzam, że to wszystko nagle sie skonczy itp 
Poza tym przyznała sie ze w wieku 16-17 lat tez to miała . Napady agresji, lęki że umrze itp jakoś jej wtedy minęło a teraz powróciło nieleczone z większa siła . 

Od pól roku mieszkamy razem bo bardzo  tego chcieliśmy oboje  i wychodzi cała prawda. Nie chodzi mi o to że czuje sie jakos oszukany czy cos. Nie  Ja ją w pelni akceptuje, nawet z ta chorobą  i jest mi strasznie jej zal. Próbuje jej pomoc na wszelkie możliwe sposoby. Chodzi o to że nie mam Juz siły dalej tego robić i zwyczajnie zacząłem bać sie o swoje zdrowie a nawet Zycie . 

Niestety Kłótnie i awantury, wrzaski, histerię  z blahych powodow to dla mnie juz normalka, pikuś. Najgorsze są te ataki agresji i lęków. 

Było u nas pare razy pogotowie i lekarze domowi. Miała wówczas wrażenie ze coś ma z sercem i plucami, ze coś ma w gardle, że coś ją dusi . Zdiagnozowali tylko kulkę histeryczną.  Dali jej zastrzyk na uspokojenie , tabletki psychotropowe i radzili podjęcie terapii. Ja oczywiście jej to pomoglem zacząć , pomoglem znalezc specjaliste, oplacilem wszystko ale poszła tylko raz i wiecej nie chciała  o tym słyszeć . 

 Prawdziwy szok przeżyłem gdy zobaczyłem ją w amoku. Wrzeszczala, kopala, biła mnie po twarzy, gryzla, wyzywala. Potem jej przechodziło. Zachowywała sie jakby nie dokonca pamiętając co sie stało. 

Innym razem chciała mi wydostać z jadącego auta na autostadzie. Ledwo ją chwycilem w ostatniej chwili. 

Prawdziwe pieklo przezylem  gdy wracalismy z wakacji z Włoch , ponad 1.500 km a ona w szaleństwie obok mnie . Raz płacze, raz w ataku hiperwentylacji, potem krzyczy , każe mi sie zatrzymywać, chce gdzieś uciekać.  Sam sie dziwie jak wogole dojechalem do domu. 

Coraz bardziej to sie nasilalo. Zacząłem to notowac. Ostatni miesiąc : 

19.10.2013 - amok,   spakowanie rzeczy, nocleg poza domem u koleżanki , w nocy 17 telefonów do mnie (których nie odebrałem),  powrót rano . Po tym nasza umowa PAKT o próbie  "nie klocenia sie" przez miesiąc !!!


16.11.2013 - amok, bicie mnie pięściami po głowie  , kopanie, rzucanie moimi 40 kg hantlami, dziury w podlodze, potem w nocy wyjscie z domu, grożenie samobójstwem. Pakt zerwany przez Di. Wogole jestem w szoku skąd ma tyle siły żeby to podnieść i jeszcze próbować tym we mnie rzucić ! 

22.11.2013 - lekki amok, wyjście w nocy  z domu na około 4 h, błąkanie sie po mieście. Grożenie samobójstwem. 

23.11.2013 - agresywne zachowanie do mnie w klubie w którym byłem ze swoimi znajomymi, ona rowniez w tym czasie wyszla ze swoimi (na wlasna prosbe) , bicie mnie po głowie, podrapanie twarzy i uszu do krwi. Potem jej histeria na dworze i  moja bojka z 3 facetami bo myślałem ze jeden z nich ja napastuje i trzeba ją ratować. 
 Mam rozwalony luk brwiowy, wielkie limo pod okiem, rozwalone wargi i ulamany kawałek zęba, i chyba zwichniete w kostkach obydwie nogi . 

Od pól roku mozna powiedzieć że mamy piekło w tym czasie było Juz 21 takich ostrych akcji  . Każdy następny miesiac wydaje sie gorszy. 

Dochodziło do tego ze jak wracalem z pracy to nie miałem ochoty  wysiasc z windy bo nie wiedziałem czy jak przyjdę to rzuci mi sie z radości na szyje czy dostanę czymś w łeb. 

Di twierdzi ze to z miłości do mnie . Po tym jak sie uspokoi przyznaje ze zachowała sie głupio czy zareagowala nieadekwatnie . Tylko co z tego skoro to niby rozumie ale potem robi to samo . To jak stałe powtrzajacy sie schemat. Są takie dni ze kiedy wchodzę do domu czuje ze coś wisi w powietrzu , cokolwiek bym nie zrobił czy powiedział będzie to pretekstem do ataku. Staram sie być delikatny, dociec przyczyny lęku. Czasami to sie udaje ale czesto niestety nie. Wiele razy prosiłem ją aby zaczęła nad sobą pracować, nad swoją osobowością, wzięła sie w garść, próbowała opanowywac emocje i powstrzymywac agresje , pracowala nad sobą sama jeśli nie chce korzystać z porad psychologów . Obiecywała, obiecywała  ale niestety nic z tego nie wynika.  

Znajomi pytają mnie czy nie boję sie  spać z nią w jedym łóżku w nocy bo oni spali by z otwartymi oczami bo nigdy nie wiadomo co jej strzeli do głowy . Moze postanowi przywalic mi 20 kg ciezarkami w łeb bo wlasnie coś sobie ubzdurala. Prawda jest taka ze faktycznie śpię mało - po kilka godzin . Z reguły po tych atakach kilka godzin moja Di dochodzi do siebie i ja przy niej czuwam, nie śpiąc po nocach. 


Nie mogąc Juz tego wszystkiego wytrzymać , pobity, wymęczony w ostatni poniedziałek spakowalem walizkę i wyjechałem . Powiedziałem zgodnie z prawda  ze musze wszystko sobie przemyśleć . 

Moja ukochana chyba  domyśla sie ze wyjechalem bo chce skończyć ten związek ale pewnie ma nadzieje ze mi przejdzie i jak zawsze wrócę do niej. Juz kilka razy próbowałem odejść ale wracalem w nadziei ze coś sie zmieni. Wracalem bo bardzo ją kochalem. 

I ja tak teraz trochę tułam sie po Polsce pare dni szukając odpowiedzi co dalej . Byłem w Częstochowie, teraz jestem w takim spokojnym miejscu po Kielcami. Czytam sobie książkę Starowicza o miłości i czuje sie tutaj spokojny . 

Oczywiście praktycznie wszyscy moi znajomi u których szukalem porady i zacząłem teraz o tym mówić co jest grane radzą abym to kończył jak najszybciej . twierdza np ze jak tego teraz nie zrobię to obudze sie wkrótce z rozwaloną czachą na OIOM, albo skończę jako niepełnosprawny  i wtedy dopiero będzie tragedia. 

Ja jednak tak zwyczajnie po ludzku mam opory takie jak Ty Nelson aby ja zostawić w takim stanie . Co prawda Moja ukochana ma przynajmniej rodzine która Moze jej pomoc zająć  sie nią, pocieszyć. 


Rowniez Kapelan z którym dzis  o tym rozmawiałem oczywiście radzi zakończyć ten związek jak najszybciej. 
Ma Ciekawy podgląd w temacie skąd sie to wzięło . Ja do tej pory myslalem ze  było coś traumatycznego w dzieciństwie tylko Di  nie chce albo wstydzi sie o tym powiedzieć . Ksiądz uważa ze moglobyc tak ale mogło tez zwyczajnie zabraknąć na etapie dorastania bliskich osob którzy by powiedzieli ze ją kochają, ze jest wartościowa, ze jest w porządku . I tak to sie przez lata w człowieku nawarstwia ze potem nawet staruszek Moze mieć super niskie poczucie wartosci i cele Zycie sie z tym Tak czuć . 
Uważam ze jest to bardzo prawdopodobne ze po prostu zabrakło tylko tego . 

A przeciez ja i inni ludzie uważamy  Di za bardzo piekną, mądrą, zdolną i wspanialą dziewczynę. Pochodzi z innego kraju, studiuje na uniwersytecie ekonomicznym w Polsce po angielsku i swietnie sobie radzi. Ma same 5 i jest najlepsza na swoim roku. Do tego zna 6  języków obcych. Ja jestem i zawsze będę z niej dumny. 


W każdym razie ta spokojna mila rozmowa z Kapelanem  dużo mi  dała . Utwierdzila  mnie w przekonaniu ze mam bardzo ludzkie , normalne odruchy, rozterki i słuszny kierunek w którym chce pójść . Bardzo sie cieszę ze tu przyjechałem . Mogłem nabrać pewnego dystansu do tej całej sytuacji i spokojnie zastanowić sie nad wszystkim. 


W ksiazce Starowicza "O milosci" rowniez znalazlem ciekawe fragmenty odnoszace sie do mojej sytuacji : 

"Naprawdę ją kocham, ale moja miłość ma granice. Jeżeli ona wybiera nałóg (nieleczenie sie z choroby)  i to jest ważniejsze ode mnie, to po prostu odchodze. "

"Miłość typu mania jest obsesja względem partnera. Ktos kto kocha taką miłością potrafi nie spać po nocach , nie jeść, podejmować nieroztropne decyzje, stracić logikę myślenia, mieć huśtawkę nastrojów od niezwykłego pobudzenia po depresję. Spala go zazdrość o partnera, domaga sie nieustannie potwierdzenia uczuć drugiej strony. Popada w uzależnienie od kochanej przez siebie osoby. "

"należy zastanowić sie na ile i jak dalece działa on (związek) destrukcyjnie. Jeżeli związek nas niszczy, jeżeli jest wymierzony w nasze zdrowie, to trzeba sie ratować. Działania destrukcyjne to takie kiedy druga osoba czuje sie niezwykle niekomfortowo albo zaczyna chorować albo mieć myśli samobójcze. " 



MOJA REFLEKSJA NA DZIS 
Chyba Zrobiłem co sie dało , absolutnie wszystkO . Mialem etap ze zastanawialem sie czy to nie jest w tym jakas moja wina ale wiedzac ze nie robie absolutnie nic przeciwko naszemu zwiazkowi a i tak zgarniam potezne ciosy. Doszedłem do wniosku ze to nie ma nic wspólnego ze mną. 

Musze  Odejść i tyle.  Przytrafi mi sie jeszcze w życiu inna  prawdziwa i zdrowa miłość . Jak pisze Starowicz z którym na obecnym etapie mojego zycia - zgadzam sie :

" To jest jedna z najpiękniejszych rzeczy jaka Moze sie człowiekowi przytrafić. Poczucie że jestem kochany, kochać druga osobę, udany, atrakcyjny seks - to są najwspanialsze doznania. Żadne stanowiska, orderu wieszane na piersi nie umywaja sie do tego uczucia. "


Znajomi , lekarze , księża uważają ze będąc z nią wogole jej nie pomagam. Wręcz przeciwnie gdy ma atak  , natychmiast zjawiam sie , przytulam, pocieszam, uspokajam, pomagam oddychać (opanować atak hiperwentylacji), oplacam leki  itp. To tak jakbym naklejal plaster na rane, tylko ze problem pozostaje bo pod spodem tam jest nieleczone i psuje sie coraz bardziej. 


Stary wrąbałem sie w straszny układ. Jestem jak wspoluzalezniony.  Dochodzi do tego ze jak sie kłóci ze mną  to ja sie cieszę jeśli to jest tylko normalna kłótnia . Chciałbym bardzo jej pomoc , jako człowiekowi ale co ja mogę zrobić wiecej ? Ona nie chce sie leczyć . Ja nie mam żadnego prawa jej do niczego zmuszać nawet jeśli to by miało być dla niej dobre . Zreszta lekarze mówią ze jeśli sama nie będzie chciała to żadna psychoterapia nic nie da. 

 Zreszta z tego co czytam i rozmawiam z ludźmi to nerwice nawracaja co kilka lat . Moja Di za pól roku kończy studia. Myśleliśmy o tym aby sie pobrać i mieć dziecko . Ale jak pomysle ze mielibyśmy  sie do końca zycia męczyć w tym zwiazku i moje dzieci to po prostu nie mogę tego zrobić . Włącza mi sie jakiś instynk samozachowawczy. 

Ten ksiądz powiedział dzis ze po to człowiek ma rozum aby go używał  . I mam go użyć bez względu na wszystko i ratować sie z tego. 

Moj kumpel radzi mi żebym "pieprzyl taka chorą miłość ". 

Uwazam ze nikogo  nie ma sensu obwiniać . A Juz na pewno nie moja ukochaną. Jest po prostu chora i tyle . Jeśli sie będzie leczyć na pewno będzie jej lepiej . 

Uważam że nasz związek nie ma przyszłości. Pomimo ponad 32 miesięcy bycia razem  nadal nie znamy swoich czulych miejsc,  ciągłe kłótnie, nerwy, nieprzespane noce, fizyczne i psychiczne razy tylko mnie wyniszczają. Zycie jest zbyt piekne i zbyt krotkie,  aby je marnować.  Niestety wydaje mi sie że z upływem czasu nic nie zmienia sie na lepsze. Czuję jakbym spadał w dół.  Chce teraz dotrzymać przysięgi jaka sam sobie złożyłem w ostatnie wakacje - w Cannes - czyli o zakończeniu tego związku .

 O nic nie chcę nikogo obwiniać, wręcz przeciwnie chcę za wszystko podziękować. Chce pamiętać tylko dobre chwile i dziękować  za to że bylismy tak blisko siebie,  że tworzylismy przez wiekszość czasu zgrany duet, za wspaniale podróże,  za przygody , za swietną zabawę, za to że dzięki Di stałem sie innym - mam nadzieje lepszym i bardziej otwartym - człowiekiem. Mimo wszystko ten związek bardzo mnie wzbogacił o nowe doświadczenia. 

Chciałbym abyśmy pozostali z Di przyjaźni i dobrych relacjach jako znajomi . Bardzo  zależy mi na jej szczęściu i bardzo wiele chciałbym  zrobić aby jeszcze jakoś  pomóc. 

 Życzę jej przede wszystkim aby wyzdrowiala. 
 Zawsze tez może na mnie liczyć w każdej sprawie. Jedyne co nie mogę - to dłużej być z nią. 

Mimo tego wszystkiego co napisałem w sferze rozumowej wiem że powinienem teraz odejść ale w sferze emocjonalnej wewnętrznie jestem rozdarty bo ciagle ją kocham i nie wiem na dzis czy dobrze robię odrzucając jej miłość . A Moze Juz tez od tego wszystkiego sam sie pogubiłem?

Rafał z Wrocławia 
napisał/a: joannanr1 2013-11-29 18:45
Twoja historia i miłość jest bardzo wzruszająca i piękna.Brakuje mi tylko jednego elementu czyli miłości Twojej dziewczyny do Ciebie.Jesteś pewien ,że ona Cię kocha?pozdrawiam
napisał/a: pitia2014 2014-06-10 00:27
Miałem i częściowo jeszcze mam taki sam problem z żoną. Po prawie dwóch latach ciężkiej walki mogę powiedzieć, że problem jest bardzo powszechny, tylko z powodu że wstydliwy to wszyscy cierpią w milczeniu. Mam dość dużo informacji którymi z chęcią się podzielę ze wszystkimi zainteresowanymi. Kontakt pitia@op.pl - piszcie i kontaktujcie się ze mną. Nie cierpcie tylko bierzcie się za siebie i za swoje życie bo na pewno lepiej nie będzie a ten problem sam nie zniknie tylko będzie się na pewno pogłębiał co wiem z własnego doświadczenia. Panowie głowy do góry - nasi ojcowie i dziadkowie wojny wygrywali to i z naszymi kobietami sobie poradzimy. Pozdrawiam i czekam na maile pk