Nerwica -> psychopatia ?

napisał/a: PosterMan 2012-03-06 09:04
Witam,
Mam 20 lat i cierpię na nerwicę. Szczególnie mocno daje mi w kość (albo lepiej napisać: w mózg) jej pewna odmiana - hipochondria. W mojej rodzinie na tę chorobę cierpią poza mną przynajmniej 3 osoby (mama, ciocia i siostra). Ich objawy są bardziej...tradycyjne - problemy ze snem, nie mogą siedzieć spokojnie, ciagle się telepią, tiki, bóle. Do niedawna myślałem, że wszystko co się ze mną dzieje (a o tym co się dzieje będzie za chwilę) to silna nerwica. Teraz już nie nie jestem tego pewien i coraz bardziej przekonuję się, że nie ma dla mnie miejsca wśród ludzi. Oto zwięzła historia mojej nerwicy:
Pierwszy raz (te zdarzenie zwróciło moja uwagę na tą przypadłość o której to nigdy wcześniej nie myślałem) nerwica zaatakowała mnie gdy miałem 17 lat. Byłem jeszcze w okresie buntu, związany kajdanami nadopiekuńczej rodziny. Pojawiły się zawroty głowy, problemy (bardzo poważne, zresztą dziś też zdarza mi się zastanawiać ,,jak ja tu trafiłem?") z pamięcią, koncentracją, parastezje itd. Nie wiedziałem jeszcze co to może oznaczać, ale z ciekawości zacząłem googlować. Rak mózgu. Stwardnienie rozsiane. Spanikowałem; poczułem oddech śmierci na plecach. Szybko zapisałem się do lekarza internisty, stamtąd zostałem skierowany do neurologa, neurolog zaś wysłał mnie na EEG (które nie wykazało żadnych anomalii) a potem na rezonans magnetyczny głowy. Ten też dał pozytywne wyniki, żadnych zmian w mózgu itd. Odetchnąłem z ulgą ale nie na długo.
Z czasem powróciłem do raka mózgu i SM.Często miewałem ataki lęku, itd. Problem od zawsze stanowiły też natrętne myśli. Nie były to jednak gwałtowne powroty i zazwyczaj szybko się stabilizowałem psychiczne. Zacząłem sobie radzić. Odnalazłem wewnętrzny spokój.
We wrześniu 2011 roku rozpocząłem studia. Przeprowadziłem się do wielkiego miasta. Początki były dobre; zrobiłem całkiem niezłe wrażenie na kadrze. Pewnego dnia mama namówiła mnie żebym zrobił sobie badania krwi. Byłem chudy i blady od kilku miesięcy (ważyłem prawie 72 kg przy wzroście 187). Zwaliłem wszystko (jeszcze jako optymista) na przyspieszony metabolizm (dużo ćwiczyłem). Pomyślałem: czemu nie? Mama odebrała wyniki a potem zabrała je do lekarza. Lekarz zapytał ją czy przypadkiem nie mam żółtaczki. Miałem bardzo niski poziom trombocytów. Nie mogłem się powstrzymać przed użyciem wyszukiwarki i dowiedzeniu się co to oznacza. Po godzinie siedzenia przed monitorem byłem przerażony jak diabli. Diagnoza: białaczka, chłoniak albo jakaś choroba autoimmunologiczna. Tamtej nocy nie mogłem spać; leżałem w basenie strachu, że się tak poetycko wyrażę :) Potem zaczął się koszmar...
Na telefonie spisałem moje objawy razem z datą. Oto one:
14 listopada (przed USG brzucha zleconym przez lekarza interniste): bóle brzucha w nadbrzuszu, bóle łopatek (pod nimi i między nimi a kręgosłupem, bóle kregosłupa (wszystkie odcinki: szyjny przez wadę wrodzoną, piersiowy od niepoprawnej postawy, lędźwiowy i krzyzowy od zarzucania dużych ciężarów)
24 listopada: powiększenie węzłów (kulki), ble gardła , gula w gardle (co było objawem raka gardła), mrowienie wewnątrz gardła, ucis w klatce piersiowej (ucisk)
28 listopada...zupełnie nowe objawy...czegoś: bóle kości, stawów, tkanek wokół stawów itd itp...
Potem pojawiły się fascykulacje, bóle mięśni, pieczenie i wrażenie nabrzmiałych kończyn...do tego jeszcze osłabienie siły ręki. To bylo dla mnie jasne - stwardnienie zanikowe boczna. Bałem się strasznie. Nie uczyłem się na ćwiczenia tylko myslałem o chorobi, popadłem w zamęt. Poszedłem do neurologa... swterdziła, że wszysto gra, że to nerwica somatyczna a nie ALS. Przypisała mozarin, który pomógł. Byłem szcześliwyczy ale dalej myślalem o chorobie, o tym, że może się myliła, nie zbadała dokładnie. Teraz dalej mam fascykulacje pomimo zażywania dużych dawek magnezu. Ogólnie odzywiam się bardzo prawidłowo, ale jakoś to nie pomaga. Myśle, że mogę mieć ALS, jestem nawet tego pewien. Doszło tez mrowienie wewnątr ucha i wrażenia wzrokowe (światełka) wiec podejrzewam raka mózgu.
Jeśli tutaj dotarliście zastanawiacie się czemu taki a nie inny temat skoro opisuję w mega skrócie moje zmagania z nerwicą... cóż coś się ze mna stało zlego. Straciłem poczucie moralności jakie wcześniej mi towarzyszyło (szacunek dla zywych istot, natury). Teraz myślę sobie: ,,nie ma granic. Mogę uderzyć przechodnia, czemu nie? Jakieś prawo natury mi tego zabrania? Nie ma moralności, jest prwo dżungli. Moge wszystko...". Boję się, że zrobię krzywdę komuś bliskiemu. Gdy tym myślę nie czuję już strachu jak kiedyś tylko pojawia się myśl : ,,czemu nie? tak z ciekawości". Gdy dzisiaj głaskałem psa bałem się ze zaraz zacznę go dusić. Myślę sobie ciągle: ,,przetrwają najsilniejsi. Słabsi muszą sobie radzić, w ogóle powinno się zrobić z nimi porządek...". Do tego ciągle mam wrażenie, że zostało mi mało czasu, że powoli umieram.
To chore. Jednak pisząc to nie mogę stwierdzić czy czuję wyrzuty sumienia, że tak myślę... sam już nie wiem czy stałem się psychopatą z powodu wszystkich opisanych powyżej przeżyć. Nie wiem czy jest dla mnie pomoc. Nie chcę być tym kim jestem ale jednocześnie to akceptuję...
Zastanawiam się nad terapią nie wiem jednak jaką wybrać. W moim przypadku, która wg Was byłaby najbardziej skute3czna?
napisał/a: alimenciarzNIESCIGALNY 2012-04-02 00:18
Psychopatia to nie choroba! Wmawiasz ją sobie. Agresja była i będzie. Kości pobolewają zdrowych także, lecz bóle to tylko przedsmak wmawiania sobie chorób. Grunt, że świadomość masz i chęć poprawy. Prześwietlenie czaszki zrób jeśli lekarz zaleci. Chorobowe rozmyślania snujesz. Problem tkwi w psychice skoro neurologiczne sprawy grają!