Nie mam siły do życia:(

napisał/a: navia 2007-07-01 22:00
Niedawno skończyłam 18 lat.Zawsze byłam wzorową uczennicą z najlepszymi ocenami,bardzo popularną w szkole.Jednak od ponad pół roku moje zycie wygląda zupełnie innaczej.Za dwa miesiące mam egzamin porawkowy z 2 przedmiotów,zupełnie brakuje mi chęci do życi,nic mnie nie interesuje,nawet rolki na ktorych jeżdziłam po 3 h dziennie i ukochana robotyka.Teraz mam wakacje i całe dni spędzam w łóżku.Wstaję tylko do toalety i żeby coś zjeść.Czasami włanczam komp.Coraz częściej odwiedzam forum dla samobujców.Nauczyciele wymusili na mnie wizyte u psychologa ale to nic nie pomogło.O wszystkim dowiedzieli się rodzice i stwierdzili,że niedługo trafie do ,,czubków" tak jak ciotka.Nigdy nie miałam w nich oparcia.Ojciec od trzech lat pracuje za granicą,a z matką robi mi wieczne awantury o błache sprawy.Ostatnio uderzyła mnie w twarz,a na dodatek ciągle obsypuje wyzwiskami.Psycholog wmawiała mi żebym spróbowała porozmawiać z matką ale nie sądze,że osoba odpowiadająca mi na pytanie,,pocałuj mnie w du**" itp. będzie w stanie mnie zrozumieć.Kiedyś chciałam studiować(zawsze byłam pewniakiem jeśli chodzi o póście na lepsze uczelnie)teraz jedznakl z powodu opuszczonych godzin w szkole straciłam stypendium,a tym samym szanse na studia dzienne.Całkiem zawaliłam ten rok szkolny więc nawet nie wiem jak zdam maturę.Jeżeli zaś chodzi o przyjaciół to nigdy ich nie miałam.Nie mam nikogo z kim mogłabym normalnie porozmawiać,nawet w rodzinie.Pozatym ostatnio dużo schudłam.W ciągu 2 miesięcy staciłam 17 kg,zawsze chciałam trochę zrzucić ale to mnie przeraża.Coraz częściej myślę o samobójstwie,bo nie mam już siły walczyć o siebie,a życie to nie bajka.Znienawidziłam samą siebie.Sama nie wiem dlaczego tu pisze.Pewnie i tak nikomu nie będzie chciało się tego czytać,a ja już nigdy się nie podniosę.
napisał/a: deVry11 2007-07-04 05:11
czy to ma jakies powiazanie z twoja mama? bo w sumie niewiele dajesz detali ale wyglada na to, ze rodzice zajmuja sie tylko zeby jedzenie w lodowce bylo. a moze ty masz w domu pieklo, tak, ze zyc sie nie chce? bo pieszesz ze matka robi ci wieczne awantury, wyzywa. odezwij sie, jak nie chcesz na forum to napisz na moj adres [email]devrrry@gmail.com[/email]
ja jestem duzo starsza ale przezylam bardzo duzo zlego w swoim zyciu i mysle ze moge sie podzielic swoim doswiadczeniem.
napisał/a: Rabarbarek 2007-07-04 15:56
he ja to bylam bita po glowie, przeklinana przez ojca i nie nawidzilam prez to facetow! po smierci mojego ojca moj koszmar sie skonczyl a teraz mam fajnego faceta i jeszcze bardziej fajnego synia!
moze czas znalezc faceta?
napisał/a: deVry11 2007-07-04 21:13
nie jest to smutne, ze nieraz smierc kogos przynosi nam ulge?

moi rodzice rozwiedli sie dawno temu, ojciec wyjechal za granice zanim sie urodzilam. takze cale pieklo ktore mialam dostalam od matki. teraz, z perspektywy lat wiem, ze sama miala pieklo i nie potrafila inaczej postepowac ze swoimi dziecmi. leczyla sie u psychiatry ale chyba niewiele jej pomagalo. zwiazki z roznymi mezczyznami daly jej tylko dodatkowe dzieci, dla ktorych nawet nie potrafila wywalczyc alimentow. bylo nas 5 dzieci, zawsze bylismy glodni, jeden z jej kochankow, ojciec mojego najmlodszego brata dobieral sie do mnie kiedy mialam ok 9 lat, lata pozniej dowiedzialam sie, ze robil to tez z moimi siostrami. my majac juz po 7 lat musielismy sie starac o jedzenie bo matka nie wracala po kilka dni do domu i nie troszczyla sie co sie z nami dzieje. nieraz zamykala drzwi i przez kilka dni nie moglismy wyjsc z domu. prosilismy wtedy sasiadke z pietra nizej o cos do jedzenia. wysylalismy na sznurku siatke na zakupy i ona tam wkladala jakies jedzenie. albo czesto chodzilismy pozyczac pieniadze do roznych sasiadow, nawet bez wiedzy mamy bo bylismy tacy glodni. matka nieraz nas straszyla domem dziecka, mowila, ze jak nie bedziemy grzeczni to nas tam odda. wyobrazcie sobie 5 malych dzieci zostawionych na caly dzien same w domu. byl balagan, bo gdzie nam tam bylo w glowach sprzatac. kazdy robil to co mu do glowy przyszlo. a mama przychodzila w nocy do domu i zaczynala wrzeszczec i nas bic za to ze nie bylo posprzatane. nieraz zabierala sie sama do sprzatania ale caly czas wrzeszczala na nas, a nieraz, w srodku nocy kazala nam sie wszystkim ubierac i wyprowadzala nas na podworko mowiac ze idzie nas oddac do domu dziecka. ale mysmy sie wtedy bali. najgorsze chyba jednak bylo to pozyczanie pieniedzy i proszenie sasiadow o jedzenie. chodzilismy nawet do kosciola prosic o pieniadze. to jest okropna rzecz, kiedy dzieci sa zmuszone takie rzeczy robic. nigdy nie zapomne uczucia wstydu, jak naciskalam na dzwonek do drzwi u sasiadow, jak bardzo sie wstydzilam prosic o pieniadze. bylam wtedy mala 7 letnia dziewczynka ale jakims cudem rozumialam ze to nie jest w porzadku i ludzie beda nami pogardzac. ale musialam ten dzwonek nacisnac, bo bylam glodna i wiedzialam ze jedzenie samo sie w lodowce nie znajdzie. i jaka szczesliwa bylam gdy w koncu trzymalam pieniadze w rece i bieglam po dwa schody do domu i robilismy liste zakupow. te doswiadczenia spowodowaly ze zawsze czulam sie gorsza od innych, nie mialam nawet niskiego poczucia wlasnej wartosci, bo nie mialam zadnego poczucia wlasnej wartosci. kazdy mogl ze mna robic to co chcial. wykorzystac na wszelkie sposoby. bylam latwowierna. przed totalnym zwariowaniem ratowaly mnie ksiazki. przeczytalam setki roznych ksiazek, to byla moja ucieczka przed moim wlasnym zyciem. napewno mi sie to przydalo w jakis sposob, moze wlasnie dlatego nie skonczylam jako narkomanka albo prostytutka. bo czytajac ksiazki nie wychodzilam z domu, nie szwendalam sie. ale nie mialam tez zbyt duzego kontaktu z rowiesnikami, normalnych kontaktow z ludzmi. to znowu spowodowalo, ze w kontaktach z ludzmi jestem niesmiala, daje sie czesto zmanipulowac. bo nie potrafie bronic swojego zdania. chociaz juz jest duzo lepiej, bo od kilku lat walcze z tymi cechami i lepiej sobie radze niz kiedys. ale nie jest mi latwo tak jak innym, pewnym siebie ludziom, ktorym powiedziec "nie" nie sprawia klopotu. mam za soba 3 proby samobojstwa, w wieku dorastania nie chcialo mi sie zyc i probowalam sie zabic tabletkami 2 razy, a potem 3 raz, jak bylam ok 4 tygodnie w ciazy to probowalam gazem. udalby mi sie ten 3 raz, bo nikogo dookola nie bylo i wlasciwie to nie wiem czemu ale sie obudzilam i pierwsze co zrobilam to otworzylam okna. balam sie potem o moje dziecko, ale na szczescie wszystko z nia bylo i jest o'k. od tamtego czasu przestalam myslec o zabiciu siebie bo mysle caly czas ze moja corka uratowala mi zycie i ja musze zyc zeby ja wychowac i dac jej lepsze zycie od mojego. chociaz roznie bywa w moim zyciu, prawdopodobnie rozpadnie sie moje malzenstwo, (to jest inna historia, za dluga na opowiadanie) to jednak wiem, ze mam na tyle sily zeby sie podniesc i dalej ciagnac ten moj "wozek" i dopoki bede miec sily bede zyc i niezaleznie od tego co mnie spotka, bede walczyc z moimi slabosciami i zlymi cechami charakteru, ktore mi przeszkadzaja w osiagnieciu sukcesu. rozpisalam sie tutaj, mam nadzieje, ze nie jest bardzo chaotycznie. cieszylabym sie bardzo, jesli komus z czytajacych pomoglam w jakims stopniu zrozumiec jego wlasna trudna sytuacje i choc odrobine zmniejszyc bol :)
napisał/a: Ankaaaa 2007-07-04 21:38
witam. Bardzo chciałabym Ci pomoc, ale zupełnie nie wiem jak. Pewnie,psycholog powie,żebyś spróbowała porozmawiac,i wydaje mu się ze to tylko od Ciebie zalezy,ale gdy druga osoba nie czyni ku temu zadnych wysiłków,to nie ma o czym mowic.moze jednak widzisz to w czarnych barwach a jest inaczej? Popatrz ilu ludzi się o Ciebie martwi, nauczyciele, pedagodzy,my tutaj… może to nie jest cos,czego oczekujesz,ale naprawde bardzo chciałabym pomoc…oferuje Ci rozmowe,jeśli tylko napiszesz,i ja ta wiadomość otrzymam,to odpowiem najszybciej jak mogę.trzymaj się,jestes bardzo wazna,bo z jakiegos powodu jestes TUTAJ.
napisał/a: ~HannaK 2009-09-29 23:09
Powiem Ci, że przed Tobą jeszcze wiele dobrego. Pomyśl sobie, że im wszystkim pokażesz... wykształcisz się, usamodzielnisz, wyprowadzisz i będziesz szczęśliwa. Bez wykształcenia czeka Cię bieda lub liczenie na bogatego męża. Zazdroszczę Ci... bo wszystko mozesz, jesteś inteligentna i wolna. Możesz mądrze pokierować swoim życiem. Ja już tego nie mogę... choć akurat wykształcenie mam i to mnie ratuje w tej całej mojej depresyjnej sytuacji. Wiem, że bez wzgledu na wszystko nie zginę na tym świecie i mogę utrzymać dom - siebie i dzieci... Ale nie cofnę już wyborów, których dokonałam, bo byłam słaba i szukałam kogoś silnego. Teraz ten silny mną manipuluje i dręczy psychicznie.
Ty jeszcze możesz wszystko! Wytrzymaj, zrealizuj swój plan (studia), a potem wynieś się gdzie pieprz rośnie i zbuduj swoje szczęście zdala od toksycznych rodziców. Spokojne i bazujące na szacunku do samej siebie szczęście.
Życzę Ci powodzenia.
napisał/a: MagdziSmith 2009-12-07 15:41
Ten temat jest sprzed dwóch lat ale.. Jeżeli ktoś będzie czuł się w ten sposób.. Niech do mnie napisze :) Byłam w identycznej sytuacji i wygrzebałam się, chociaż nie było łatwo.. Nie chciałabym by inni cierpieli. Kochani - życie naprawdę może być piękne :) W razie czego, czekam na wiadomość. Pozdrawiam :*
napisał/a: emilybronte 2012-07-11 00:06
Witam!
Mam 20 lat i po wakacjach mam zacząć II rok studiów. To, co chciałabym powiedzieć, mogłabym opisywać tu w kilku rozdziałach, ale chyba to nie o to chodzi.
Od gimnazjum miałam już problemy ze sobą. Pojawiła się wtedy depresja, nerwica na skutek chamskiego zachowania "towarzystwa" w klasie, a także problemów ze zrozumieniem rodzica, brakiem zainteresowania i chorobą psychiczną osoby, z która mieszkam pod jednym dachem.
Jednak nawet wtedy zawsze miałam kogoś z kim mogłam po prostu wyjść. Tych osób w gimnazjum było zdecydowanie mniej, ale i tak nie było tak źle w porównaniu z tym, co mam teraz. Pamiętam urodziny, imieniny w gimnazjum, które spędzałam w ogrodzie mojego domu siedząc na krześle i płacząc.
Nie mieszkam z ojcem, mieszkam z matką, która prowadzi aktywny i dość rozwiązły tryb życia. To po prostu widać. Nie mam rodziny. Nie czuję tego. Ona ma partnera od paru lat, z którym się spotyka nocą u nas. A poza tym jest jeszcze kilka innych facetów. Szuka szczęścia. Gdy byłam w gimnazjum wielokrotnie kłóciłam się z matką. Czułam się ignorowana. Jeszcze w I klasie gimnazjum byłam bardzo dobrą uczennicą, a już w II nie robiłam nic i jechałam na samych 2. Nauczycielka przy klasie pytała mnie, co się ze mną dzieje, bo nie rozumiała mojej zmiany. Klasa mnie nie lubiła. Byłam poniżana. Pewne słowa pamiętam do dziś. Nie miałam zbytnio koleżanek tam. Zaciskałam zęby i żyłam z nimi, bo musiałam. Nic dziwnego,że tak zeszłam na ocenach skoro całe dnie siedziałam w swoim pokoju i płakałam. Nie zapalałam nawet światła, po prostu siedziałam w takim pomieszczeniu. Myślałam o śmierci. Ciągle były tylko kłótnie z matką i patrzyłam jak ma mnie w d... Ojca nie widywałam. Po pewnej kłótni położyłam się na podłodze, głową skierowana do drzwi i czekałam aż ktoś energicznie je otworzy. Płakałam, chciałam odlecieć i nic już nie czuć. Pragnęłam śmierci.
Po 2 klasie gim., w wakacje wyjechałam na kolonie i tam zakochałam się od pierwszego wejrzenia w chłopaku wyglądającym na starszego ode mnie minimum o 3 lata. W rzeczywistości okazał się być młodszym ode mnie o 2 lata. Odżyłam na nowo. On był inny niż ludzie, których znałam do tej pory. Był inteligentny, grzeczny, wstydliwy i megaprzystojny. Miałam różne myśli, gdy go tam poznawałam. Były chwile, gdy oswajałam się z myślą,że nie mam, co się łudzić, bo ktoś taki jak on nie zainteresuje się mną. Byłam w niego wpatrzona. Pod koniec dużo rozmawialiśmy. Pamiętam żarty w autobusie, rozmowę ... I wtedy nie bylo kontynuacji. Pytałam go o nr telefonu, ale on wtedy nie miał kom.i nie mógł mi takowego nr dać. Chciał mi dać domowy, ale ja uznałam to za ściemę i podziękowałam z uśmiechem. Minął rok od kolonii i on nagle napisał do mnie smsa. Zaczęliśmy rozmawiać. Staliśmy się przyjaciółmi. Bardzo go polubiłam. Byłam w nim zakochana, ale jednocześnie wiedziałam,że nie mogę tego czuc i nie dawalam sobie szans na niego. Starałam się być jego dobrą przyjaciółką, bo on był dobrym przyjacielem. Po paru miesiącach okazało się, że on też jest we mnie zakochany. Wyznał mi to pewnej nocy. Nie spodziewałam się tego. Byłam w szoku. Okazało się, żeoboje wpadliśmy sobie w oko na tej kolonii, a po prostu brak komórki z jego strony uniemożliwial nam kontakt. On mieszkał też w miejscowości, do której trafiłam w szkole średniej, a więc wtedy, gdy już się z nim przyjaźniłam. Także na co dzień go nie widywałam, dopiero kolonia i jego sms zapoczątkowaly znajomość, rozwinęły ją. Od tamtego czasu byłam szczęśliwa. Kochałam i byłam kochana. On byl wtedy wyjątkowy. Nie spodziewałam się,że mogę spotkac ideał. On nim był. Zimą wyrwal się do mnie dwa razy na pieszo, a ja drżałam, aby jemu się nic nie stało. To bylo nieodpowiedzialne, szalone, ale też i romantyczne. Poznawałam go, spotykałam się z nim i czułam,że chcę się przy nim zestarzeć. Rozumiał mnie tak jak nikt inny. Dzieliły nas km, ale my i tak walczyliśmy o kontakt. Wisieliśmy na telefonach. On na nim nawet zasypiał. Niestety, gdy byłam w 2 LO pojawiły się problemy. Ja już nie moglam tak wisieć na telefonie. Zapewniałam go o tym,że bardzo go kocham i nie zamierzam go stracić, ale po prostu muszę się więcej uczyć i juz nie mogę całymi dniami pisac do niego. On płakał, a ja go calowałam i tuliłam. Był dla mnie wszystkim. Bedąc z nim czulam,że mogę dać sobie w zyciu radę. Czułam,że go kocham i stąd czerpałam siłę do walki. Stałam się znów wzorową uczennicą. Miałam najlepsze oceny w klasie. Żyłam tylko szkołą i moim ukochanym chlopakiem-przyjacielem. Niestety wiele razy popełniłam błąd, który odkryłam za późno, bo dopiero wtedy, gdy znalazłam jego blog w internecie, a więc rok temu. Często byłam oschła w stosunku do niego, gdy musiałam sie uczuć. Bylam zabiegana. Strasznie za nim tęskniłam, plakałam, mówiłam mu o tym, ale często w tygodniu pisałam tylko kilka smsów dziennie (powodzenia, dziękuję, dobrze, smacznego, dziękuję, musze już wracać do nauki, dobranoc, kocham Cię). Tlumaczylam mu to. Wiedziałam,że jak się nie będe uczyła to obleję maturę tak jak to zrobiła moja matka w moim wieku. Wiedziałam,że przez depresję z gimnazjum mam braki i musiałam dużo od siebie wymagać. Nie jestem zdolna, ale jestem ambitna. W 3 LO pojawila się jego zazdrość, tzn. nasilona zazdrość. Robił mi sceny w szkole, a ja płakałam na korytarzu. Był chorobliwie zazdrosny o kolegę z klasy, z ktorym siedziałam w ławce. Rozumiałam go, ale chciałam, aby zrozumiał i mnie. Ja tylko z nim siedziałam. Nie raz chciałam zapoznać X z Y, ale X był uparty i nie chciał. Sytuacja w szkole robiła się napięta. Mój X ciągle mnie kontrolował tam. Slyszalam absurdalne zarzuty na swój temat. Nie raz, gdy do niego podchodziłam, odwracał się do mnie tyłkiem, a jego koledzy śmiali się ze mnie. Czułam się jak szmata...tak jakbym naprawdę go zdradziła. Raz ze mną zerwał wtedy na początku roku w gimnazjum, ja się załamałam zaraz po jego ...smsie. On się kiedys trochę ciął, a ja walczyłam o to, aby on tego nie robił. On to załapał od swojej wirtualnej przyjaciółki, która się cięła, a ja od niego,gdy on mnie rzucił. Wtedy to był impuls. Byłam w koszuli, bo pisaliśmy coś na ksztal próbnej matury. Skaleczyłam sobie rękę ostrzem od żyletki, plakałam i miałam wszystko gdzieś. Książki poszły w odstawkę. Jednak następnego dnia byliśmy już razem. On widzial mój stan. Myślałam,że zrozumiał to, do czego doprowadził mnie swoim zachowaniem i oskarżeniami. Jednak caly tamtem rok powtarzała się ta jego zazdrość. Nie spotykałam się z nikim poza nim. Czasami pisałam do kolegi z klasy lub od do mnie w sprawach związanych ze szkołą. W szkole czasami on coś śmiesznego powiedzial i się smialiśmy. Byly takie chwile. To oczywiście zauważał mój chłopak i od razu słyszałam,że coś niby robię. Chciałam, aby X (mój chlopak) traktował Y jak mojego kolegę i tylko kolegę. Ciągłe próby ich pogodzenia nie mogły dojść do skutku. X widział tylko jedno, a ja nie wiedziałam co robić. Siedziałam calymi dniami w ksiązkach w domu, myślałam tylko o X, a w szkole wychodziłam na kur... Naprawdę bardzo mocno kochałam mojego chlopaka. Chciałam jednak móc rozmawiać czasami z kimś. Tak wyszło, że z dziewczynami miałam raczej słaby kontakt. Zawsze bylam typem chłopczycy i to chyba dlatego usiadłam z chłopakiem. Sam ten kolega się smiał nie raz i pokazywał mi moje smsy do niego, w których dość formalnie piszę.
napisał/a: emilybronte 2012-07-11 00:07
Była studniówka, a ja płakałam przez mojego X na noc przed nią, bo na próbie robił straszne sceny. Przeprosił, ale na poczatku studniówki znów szalał. Nie patrzyłam nawet na człowieka, z którym siedziałam w ławce, nerwowo ściskałam rękę X, gdy czekaliśmy na poczatek poloneza. On łykał tabletki uspokajające, specjalnie to robił, aby mnie doprowadzić do szaleństwa. Wziął około 10, może i 15, ale to były na szczęście ziołówki, które nie działały wcale. Ja nie mogłam przerwać jego zabawy tabletkami. Czulam od niego te zioła i pytałam Boga o to, dlaczego on mi to robi. Kochałam go... Chcialam się poplakać. Miałam łzy w oczach. Na sobie specjalnie kupiona kiecka, szpilki, makijaż, włosy, dodatki, aby spędzić z nim super noc, a tymczasem trwało piekło. Cala się trzęsłam z nerwów. Byłam blada jak trup, bałam się,że coś mu się stanie a nie miałam odwagi kogoś zawiadomić,że on łyka tabletkę za tabletką. Był jak w amoku, szalony. Szeptał mi do ucha,że jeszcze jedna, a będę miała spokój, już będzie cicho na całą noc. On szalał, a ja szalałam w duszy. Patrzyłam na tych wszystkich szczęśliwych ludzi. Koleżanka za mną smiałam się z podwiązki, ja udawałam uśmiech i odezwałam się do niej. Ściskałam rękę X i powtarzałam mu,że go kocham i prosiłam go, aby nie brał już nic. Mogłam wyrwac mu tabletki z ręki? Nie mogłam, probowałam, ale nie udawalo mi się. Po polonezie od był już ok. To chyba jednak te tabletki działały. Gdy staliśmy po tańcu sluchając przemowienia, on stukał mi w plecach rytm jakiejś piosenki, podszczypywał mnie. Czułam,że jest nawalony tymi tabletkami. Potem już bylo zupełnie ok. Bałam się o niego i nie spuszczałam z niego oka, ale juz wobec mnie był ok. Ja też odmawiałam wszystkim innym tańca, aby go nie ranić. Nie chciałam, aby cierpiał. Wystarczyło,że inny kolega wyrwał mnie na parkiet. Potem zaraz wrociłam do X. Y chciał ze mną zatańczyc, ale ja mu ucieklam i powiedziałam,że muszę iść do X. Ogólnie jak było? Ogólnie spędziłam wspaniałą noc. On potem chyba rozumiał,że go kocham i tańczyliśmy do 5 nad ranem. Potem zbliżała się matura, ja się denerwowałam. Wracały mi depresyjne nastroje. Często też krzyczałam na X i wypominałam mu to, co robił, te ataki zazdrości i nieczęste jego przyjazdy do mnie. Czułam się idiotycznie przez to,że to ja siedziałamu niego, co piątek i to ja wpadałam w ferie itp. Wstydziłam się tego,że tak nachodzę dom jego rodziców. Sama też w domu słyszałam ciągle,że to facet powinien przyjeżdżać. Ja niby miałam latwiej, bo w jego mieście miałam LO, ale chciałam po prostu, aby sam też raz na jakiś czas pomyslał o tym, aby do mnie wpaść. A jak wtedy się pojawiał to raz na pol roku i to na dosłownie godzinkę, może dwie.Miał pretensje o to,że go przetrzymuję, a ja go po prostu potrzebowałam. Miałam dosć pisania smsów, bo to nie zaspokajało mojej potrzeby rozmowy z nim i tej idiotycznej bliskości, tulenia, dotyku. Chyba popełnilam duży błąd w trakcie matur, gdy postanowilam postawic się i nie przyjeżdżać do czasu, gdy on sam nie przyjedzie. Spotykałam się z nim, gdy byłam w jego mieście, ale juz ze względu na niego starałam się nie przyjeżdżać. Zaczęło pojawiać się milczenie. Ja myslałam,że się droczy, bo czulam,że mnie kocha... Chciałam, aby pokazał,że mu na mnie zależy. Ech, też chciałam w końcu z nim gdzies pojechać. Marzyłam o tym, aby spędzić z nim chociaż weekend gdzieś w wakacje. A jak nie to to po prostu widywać się częsciej, bo przecież wakacje to wakacje. No i wyszło tak,że ja przyjeżdżałam, gdy już nie wytrzymywalam, mialam do niego pretensje. On był zazdrosny o spotkanie klasowe. Pojechałam spotkać się z koleżanką i z kolega z klasy po kilku tygodniach siedzenia w domu w samotności, a mój ukochany mnie rzucił. W 3 LO zmarnowałam z nim wiele weekendów na to,że ja czekałam na niego w szkole, a on nie chciał nawet ze mną rozmawiać. To bolało, ale go kochałam. Ogólnie? Był kochany i wspaniały. Kochalam jego opiekuńczość...Ten związek trwał 2,5 roku..

Teraz minął już rok od chwili, gdy nie jestem z nim, a i tak nie mogę zapomnieć. Płaczę co pare dni. Zżera mnie depresja. Sesję na studiach zdałam cudem. Mam teraz ciągle mysli samobojcze. Przy nim byłam szczęśliwa. Czułam,ze ktoś mnie kocha. Kochałam jego czuły dotyk, jego zapach, jego sposób poruszania się, jego męski głos, jego zarost. Kochałam te gesty, ktore wykonywal. Był moim całym światem.

Walczyłam od niego. Pisałam, dzwoniłam wyslałam list pocztą. Stałam pod jego domem w tanmte wakacje i dzwoniłam prosząc o spotkanie. Nie rozmawiał ze mną. Nie odzywal się. Czasami odp.na sms. Ostatnio w grudniu mi odp.i zgodzil sie na spotkanie. Wtedy rzucilam mu się zapłakana na szyję, piowiedziałam,że go kocham, kochałam i będe kochała. On mnie odtrącał. Widziałam jednak w jego oczach smutek i lzy. Był jednak twardy. Nie chciał mnie. Prosiłam go, aby mi powiedział,że mnie już nie kocha. Potrzebowałam tej informacji, bo ciągle po pół roku miałam nadzieję,że on gra i że kocha. Nie powiedział nic, nie odpowiedział. Rozmawiał ze mna tak, jakbym była przeszłością. Był zdystansowany. Ja go pytałam, czy mnie juz nie kocha, a on po minucie mnie zapytał jak studia...

Nie wiem, co ma ze sobą robić. Ja nie żyję. W kwietniu cały tydzień nie mogłam spać, jeść, uczyć się... Chciałam wpaść do niego do szkoły, gdy przyjadę ze studiów i go po prostu przytulić. Szalałam. Tylko płacz. Teraz jest chyba tak samo. To powraca cyklicznie. Zaciskam zęby i ide dalej w samotności, a potem znów X, który sprawia,że myslę tylko o tym jak się zabić. Boję się zabić, bo wiem,gdzie trafię.

Do tej pory nie umiem ułożyć sobie życia. Ciagle szukam jego zdjęć w necie i inf.o nim, a gdy coś znajduję to kończy się to płaczem, nocą bez snu lub nawet cięciem... Nie rozumiem tego jak on się zmienił, jak facet, ktorego kochałam, okazał się zwyklym samcem. On żyje teraz pełną piersią. Korzysta z tego, co mu daje los. Ja jednak idę przez życie jak cień. Niby żyję, niby studiuję, niby mam "rodzinę".

Nigdy nie czułam się tak jakbym miała rodzinę, X miał być moja rodziną...
To wciąż boli, to mnie niszczy. Schudłam. On jest teraz jeszcze bardziej przystojny, a ja wyglądam jak "pół d... za krzaka". Chciałabym walczyć o swoje zycie, poczuć,że mam szansę. Sytuacja rodzinna mi nie pomaga. Patologia... Ciagle myślę o tym,że u mnie nigdy się nie jechało odwiedzić kogoś z rodziny. A ja zawsze byłam sama. To cholernie boli. Boli utrata czlonka rodziny, przyjaciela, miłości, którym był X.

W tamtym roku byłam z nim na Lednicy. W tym pojechałam tam też i patrzyłam na murek z ziemi, który jest za repliką krzyża z Giewontu. To tam z nim romawiałam o naszych problemach. To było na kilka tygodni przed rozstaniem. W tym roku widziałam tam podobna parę do nas. Czulam się cholernie dziwnie.

Teraz każdy wyjazd do miasta, w ktorym on mieszka to dla mnie kolejny stres. Ciągle wydaje mi się,że go widzę. Ciągle każdy chłopak jest do niego podobny w tym mieście. Stanie na przystanku koło jego szkoły sprawia,że wariuję i strasznie się męczę, bo boję się,że go zobaczę z inną lub samego i przez to będę płakała przez następne tygodnie.

Psycholog? Nie stać mnie. Nie chce mi się. Nie mam siły. Nie pomoże mi. Czego potrzebuję? Kogoś, kto by mnie tulił i spędzał ze mną czas, wyjeżdżał i pocieszał, abym mogła uwolnić się od X, który jest nadal w mojej głowie, a przede wszystkim i w sercu.
Kocham go i modlę się o to, aby coś mnie uratowało (tzn. ktoś, kto byłby przy mnie)

PS Przepraszam za to całe opowiadanie. Nie mogłam wyrazić tego krócej. Chyba musiałam się wygadać...znów.

Pozdrawiam,
Emily
napisał/a: olka-polka 2012-08-11 22:05
Emily, jesteś taka młoda, całe życie przed Tobą. Teraz cierpisz i pewnie będziesz cierpiała niejeden raz, bo tak już jest. Na początek pomyśl o sobie, o tym jak jesteś wartościową osobą, znajdź coś co Cię interesuje, zajmij się wolontariatem, bezinteresowna pomoc innym często zmienia optykę. Powodzenia
napisał/a: ~lancelotel 2012-11-07 04:46
ę wspólnie stworzyć miejsce, gdzie znajdziecie wsparcie oraz Kogoś, kto Was wysłucha i Wam doradzi. Będziemy rozmawiać o przyjaźni, zdradzie i o tym, gdzie można spotkać chłopaka/ męża. Nasze Testerki już wybrały rewiry i zbierają materiał, tak by móc przedstawić Wam wyniki śledztwa Zastanowimy się co zmienić w swoim życiu, tak by płakać tylko w kinie i by kiedyś na koncercie dostrzec błysk w oku byłego. Będziemy poruszać tematy związane ze zdrowym stylem życia, problemami z cerą i odwiecznym nie mam się w co ubrbrautundabendkleider.com
ać bądź jestem za gruba! Czasami, będziemy tworzyć nowe dania na miarę kieszeni studenta, a i zachęcimy do przeczytania książki lub wycieczki do kina (albo na film dla tradycjonalistów
Publikować będziemy co czwartek Zapraszamy!
[url]www.brautundabendkleider.com[/url]
napisał/a: wmejsamotni 2013-03-22 23:18
potrzebuje pomocy.Nie wiem do kogo sie zwrócić.Nie mam sił:/