Problem z zaborczością rodziców

napisał/a: qumka777 2012-10-19 16:48
Na samym początku przepraszam za zawiłość wypowiedzi oraz, że jest rozwlekła, ale naprawdę muszę się wygadać i prosić o radę. Czuję się bezsilna i nie wiem czy to ze mną coś nie tak czy z tą drugą stroną. BARDZO ZALEŻY MI ŻEBY KTOŚ TO PRZECZYTAŁ W CAŁOŚCI, POSTARAŁ SIĘ ZROZUMIEĆ I DAŁ MI RADĘ z góry dziękuję.
Tytułem wstępu:
Mam 27 lat. Skończyłam studia na 2 kierunkach, pracuję na dość odpowiedzialnym stanowisku. Mam od pół roku Męża, z którym jesteśmy w związku od 5 lat a od 4 mieszkamy razem.
Jestem szczęśliwa. Mam tylko jeden problem. Zostałam wychowana przez Babcię i Dziadka (Dziadek nie żyje od 9 lat);
Stało się tak z przyczyn różnych- rodzice są po rozwodzie, chyba z przyczyn finansowych zostałam w wieku 5 lat oddana Dziadkom.
Moja Mama, córka Babci raczej nie interesuje się losem swej Matki. To ja jestem za Nią odpowiedzialna.
W dzieciństwie nie sprawiałam absolutnie żadnych problemów wychowawczych od podstawówki do końca liceum świadectwa z
paskiem, zero imprez, palenia, picia itp itd. Byłam związana z Kościołem, taka świętoszka. Nigdy nie nadszarpnęłam zaufania rodziny. Zawsze byłam do przesady ułożona i grzeczna. Moi Dziadkowie zawsze mieli wysokie ambicje co do mnie i plany. Ciągle stawiali mi poprzeczkę wyżej (sami też wykształceni, na stanowiskach); Ja nigdy nie słyszałam od nich pochwał, słyszałam jedynie jak mnie chwalili do kogoś. Zawsze słyszałam, że mogło być lepiej, że mam się nie zachłystywać. Nie wspomnę o tym, że dla Babci zawsze byłam za gruba (to tak na marginesie, a ważę przy 165cm 52kg), a największy komplement w Jej wydaniu brzmi: "W tej bluzce wyglądasz nawet korzystnie"; Nie piszę tego po to by się żalić. Chodzi o to, że zawsze byłam posłuszna, oddana, brałam sobie do serca rady i starałam się być jak najlepsza, w domu byłam zawsze o 19tej.
Kiedy wyjechałam na studia poczułam się wolna. Oczywiście w każdy piątek po zajęciach już o 14tej siedziałam w pociągu i jechałam do Babci od której wracałam o 22 w niedzielę. Na początku nie przeszkadzało mi to specjalnie, ale po jakimś czasie zauważyłam, że coś jest nie tak. Co raz częściej omijały mnie jakieś imprezy, ale i inne rozrywki, wydarzenia kulturalne, wyjazdy ze znajomymi, bo ja MUSIAŁAM jechać na weekend do domu. Kiedy zdarzyło mi się, że nie pojechałam na weekend były wyrzuty, jakieś dziwne teksty, mimo, że zdarzało mi się nie przyjechać raz dwa miesiące na przykład, bo miałam 20.urodziny i chciałam je jakoś uczcić. Kiedy poznałam mojego obecnego Męża (6 lat starszy) postanowiłam walczyć o swoje. Były to ciężkie czasy. Każda rozmowa telefoniczna z Babcią kończyła się płaczem. Ciągła krytyka moich decyzji, wyrzuty, że od domu się odcinam ( a jeździłam najczęściej co drugi tydzień). Ciągłe awantury, wtykanie nosa w nieswoje sprawy. Po jakimś czasie miałam wrażenie, że wszystko się jakoś ułożyło. Ale teraz widzę, że nie zmieniło się wiele tylko Babcia zmieniła taktykę. Często nie mówi czegoś wprost tylko wbija mi szpilę wzbudzając we mnie wyrzuty sumienia. Dlaczego mam wyrzuty sumienia? Bo wiele Jej zawdzięczam. W końcu wychowała mnie, gdybym mieszkała z Mamą nie osiągnęłabym tego co osiągnęłam, przepisała na mnie mieszkanie ( w którym mieszka do śmierci, ja mam swoje z Mężem); I czasem naprawdę czuję się winna. Ale z drugiej strony kto Im kazał brać mnie pod swoje skrzydła? Nadal do Niej jeżdżę najczęściej jak mogę- raz, dwa razy w miesiącu. Ostatnio po roku czasu zdarzyło się, że nie byłam przez 5 tygodni. Wbijania we mnie szpil i robienia wyrzutów nie było końca. A ja po prostu miałam zapalenie oskrzeli, a później szkolenie... Zresztą nawet jeśli jadę regularnie to przed wyjazdem łykam jakiś Valerin bo nigdy nie wiem jaki humor Babcia będzie miała- Jej wolno mieć złe samopoczucie, nastrój itp- inni muszą być zawsze na baczność.Nie wspomnę o tym, że codziennie rozmawiamy przez telefon, czasem kilka razy dziennie. To ja do Niej dzwonię bo mam darmowe połączenie. Nie mam na to ochoty, ale co mam zrobić skoro dzień czy dwa nie dzwonię i już słyszę teksty typu: "noooo Ty już nawet dzwonić nie masz czasu, nie pamiętam kiedy Cię słyszałam"; Oczywiście o to, że to ja dzwonię też są pretensje- wg NIej rozmwaiamy na mój rozkaz, a Ona nie dzwoni bo niby nie wie kiedy może... Oczywiście to absurd, bo milion razy tłumaczyłam, że dzwonić zawsze może, ale jak jestem w pracy to czasem mogę odrzucić połączenie i oddzwonie.
Ostatnio była u nas w odwiedzinach- mamy nowe, wyremontowane mieszkanie, nowocześnie urządzone- oczywiście Jej nic się nie podobało... Ale nie to najważniejsze- najlepsze było jak wyjechała: "A dlaczego nie zaprosiłaś swoich znajomych jak ja byłam? Chyba powinnam ich poznać? Rodzice powinni znać znajomych swoich dzieci, jak nie znają to nieszczęścia z tego mogą być..." Jak to usłyszałam to myślałam, że zemdleję z wrażenia... Ja mam 27 lat ! Moi znajomi są w większości starsi ode mnie o 5-6 lat....
Ale to nie było najlepsze, tekst nr 2: "A dlaczego ja nie widziałam Twojej umowy? Dlaczego nie zawiozłaś mnie gdzie pracujesz? Chciałam zobaczyć. Skąd mam wiedzieć, że tam pracujesz? A ja to jak pracowałam miałam identyfikator, a Ty nie masz? Chociaż to mogłabyś pokazać, bo ja nic nie widzę, nic mi nie mówisz..."
Ja naprawdę nie wiem skąd w Niej taki brak zaufania. A z drugiej strony nawet gdyby miała podstawy to przecież to co Ona mówi wydaje mi się absurdalne... Ona uważa, że wszystko powinnam Jej na papierze pokazywać , udowadniać, itd. Jak poznałam Męża, to dziwne dla Niej było, że ma 27 lat i nie ma żony i stwierdziła, że powinna Go sprawdzić bo może jest rozwodnikiem. To są tylko przykłady to co napisałam, ale to jest codzienność. Ciągłe pretensje o to, że Jej za mało mówię, że Ona nic nie wie, że za rzadko przyjeżdżam itp itd. Ona chce wiedzieć wszystko o każdej minucie mojego życia, mieć wpływ na podejmowane przeze mnie decyzje. Ja wiem, że rodzice tacy bywają, ale w Jej przypadku mam wrażenie, że to już jakaś paranoja. I ten Jej płacz o wszystko. Ja byłam gotowa kiedyś wziąć Ją do swojego domu kiedy będzie już wymagała opieki. Ale teraz nie wyobrażam sobie tego. To byłby chyba koniec mojego życia, małżeństwa....Jestem już zmęczona tym wszystkim. Co raz częściej czuję się przygnębiona, bezsilna. Czuję się jakbym nadal miała 15 lat... Nie czuję się poważnie traktowana, a swoje w życiu osiągnęłam. Chcę poczuć, że Ona jest ze mnie dumna, chcę czuć się niezależna i w końcu traktowana jak dorosły człowiek- ja mam prawie 30 lat a nie mogę nawet weekendu z Mężem czasem zaplanować, bo jeśli wypada weekend, że powinnam pojechać do domu rodzinnego to jak nie mam jakiejś poważnej wymówki to psychiczna orka przez tydzień gwarantowana. Ja nie chcę z Nią zrywać kontaktów, kocham Ją jak Matkę, nie chcę się kłócić. Ja chcę tylko spokoju, normalnego traktowania. Czasem wariuję, nie wiem już czy może faktycznie wina nie leży po mojej stronie.Bo Babcia przedstawia wszystko tak, że to Ona jest ofiarą....Nie wiem czy oddałam istotę problemu. Czuję się więźniem, czasem aż boję się swoich myśli, ale chciałabym żeby to się skończyło Ratuje mnie wyłącznie to, że mieszkam w innym mieście. Nie chcę by cała odpowiedzialność za wszystko na mnie spadała. Ona ma dwie córki i jeszcze jedną wnuczkę. CO MAM ROBIĆ?
napisał/a: qumka777 2012-10-22 12:03
Szkoda, że nie znajduję tu pomocy
napisał/a: aaggaa3 2012-10-29 17:05
napisal(a):Czasem wariuję, nie wiem już czy może faktycznie wina nie leży po mojej stronie
absolutnie NIE

pogadaj z Babcią szczerze, powiedz jej co czujesz, że ją kochasz, jesteś jej wdzięczna za opiekę, wchowanie, ale też , że jesteś osobą dorosłą i tak chcesz być traktowana

babcia chce dobrze, kocha Cię, ale nie możesz pozwalać na traktowanie Cię jak dzieciaczka

jeśli chcesz wyjechać z mężem na weekend a babcia ma coś przeciwko temu powiedz jej szczerze (wiem że to baaardzo czasem trudne) że masz inne plany niż przyjazd do domu,

naucz się troszkę asertywności :) to trudne, ale zobaczysz opłaci się
napisał/a: qumka777 2012-11-09 18:02
Łatwo powiedzieć kiedy ktoś stosuje wobec ciebie dosłownie terror słowno psychiczny. A ja mam co raz bardziej dość. Żyć mi się odechciewa i chyba jedynym wyjściem będzie jednak zerwanie kontaktów. Nie chcę tego, ale jestem bliska załamania nerwowego. Właściwie to już przeżywam załamanie. Przez to wszystko brak mi sił.... Kocham ją a jednocześnie nienawidzę. Nigdy nikomu nie życzę źle.... Ale ja mam Jej dość.
napisał/a: aaggaa3 2012-11-13 13:53
napisal(a): Żyć mi się odechciewa i chyba jedynym wyjściem będzie jednak zerwanie kontaktów. Nie chcę tego, ale jestem bliska załamania nerwowego.
jeśli uważasz, że tak będzie dla Ciebie najlepiej i nie widzisz innego wyjścia z tej sytuacji zrób to. Jesteś dorosła osobą masz juz własne życie, o którym możesz decydować tak jak chcesz.

napisal(a):Właściwie to już przeżywam załamanie.
Spróbuj poszukać psychologa i terapii, to bardzo pomaga. Nie poddawaj się.