Psychiatra pomoże? wyśmieje? wypędzi? zdiagnozuje?

napisał/a: Agusia1982 2010-09-19 16:33
No i tą siłe do walki musisz w sobie znaleźć bo nikt nic nie zrobi za Ciebie...to napewno wiesz.
Trudno jest się zebrać,wydaje nam się czasami ,że to już koniec i nigdy z tego nie wyjdziemy ale to tylko mylne wrażenie.
Tu jesteś panią swego losu,swoich myśli i ty musisz rządzić nimi nie one Tobą a w nerwicy właśnie dzieje się tak,że poddajemy się tym niechcianym myślą.
Trzeba powiedzieć stanowczo Stop i choć nie zawsze będzie kolorowo powoli,stopniowo przełamywać bariery.
Poradzisz sobie...wiem to:)
napisał/a: Cykoria 2010-09-19 16:55
Ja nie wiem... jak ja mam walczyć, czuje się wiecznie jak po jakimś upojeniu alkoholowym, najchętniej bym leżała i czekała aż przejdzie. Nie mogę normalnie myśleć, się skupić, nie jestem panią swoich myśli, jakaś kupa rządzi moim losem. Może ja nie mam żadnej nerwicy, nie mam tak że odczuwam jakiś lęk i nie mogę wyjść z domu, nie lubię mogła bym się zamknąć sama w pokoju, ale to nie jest jakiś mur nie do pokonania tylko zwyczajna niechęć. Mnie najbardziej męczy ta moja nieudolność, to walące serce i pływanie, przez to nie mogę normalnie funkcjonować mam jeszcze coś takiego co na innym forum określili jako derealizacja/depersonalizacja (?) na szczęście nie ciągle ale czasem przychodzi taki stan i wtedy nic mi nie pomaga, wtedy czuję tylko lęk, nie wiem co się dzieje. Nie umiem nad tym wszystkim panować, nie umiem tym rządzić i nie wiem jak walczyć.
napisał/a: Agusia1982 2010-09-19 23:02
No i dlatego właśnie idziesz do lekarza aby Ci pomógł.
Bardzo ładnie piszesz tutaj o tym co czujesz i mam nadzieje,że tak też mu to opowiesz a on odpowiednio pokieruje leczeniem,zaleci odpowiednie ćwiczenia relaksacyjne i pewnie inne fajne metody,którymi możesz walczyć.
Najważniejsze by ktoś dał Ci broń do ręki a ty będziesz musiała ją wykorzystać.
Rady wprowadzić w życie.
Ja w Ciebie wierze choć wiem,że nie będzie łatwo.
Wiem,że da się wyjść ze wszystkiego jeśli człowiek bardzo tego chce a wiara czyni cuda.
Najważniejsze by wywalić ze słowanika słowa "nie dam rady" i zastąpić je pozytywnym przekazem:)
napisał/a: Cykoria 2010-09-20 10:17
Wpadłam na pomysł aby w zeszycie wszystko opisać ale jakoś tak tematycznie i jeśli pan mnie o coś zapyta a ja będę dukać to mu podsunę zeszyt z odpowiednim fragmentem? Może to będzie głupie ale jak ja będę tak zdenerwowana że nie będę mogła się wysłowić i słów znaleźć w głowie to już chyba lepiej zrobić coś takiego aby lekarz mógł się czegoś dowiedzieć, najwyżej zeszyt zostanie w torbie. Rano wymieniłam z mamą zdania nie jakaś kłótnia tylko jakieś niezrozumienie i teraz jest mi jeszcze gorzej niż jak wstałam, zaparzyłam sobie melisę i piję ją leżąc na biurku! Jak by mi życie wyssało i moc wszelką i głowa ściska boleśnie, nic tylko płakać. Ja tak nie chcę! Zaraz wychodzę z domu, mam wrażenie że się przewrócę ale jadę na odwiedziny szpitalne, może moje ciało się uspokoi, staram się oddychać głęboko ale samo takie skupianie się powoduje szybsze serca bicie, koszmar! Czytałam początek książki Kępińskiego "psychopatologia nerwic" i tam było o nerwicy neurastenicznej i tam byłam cała ja, cały mój ból nawet te bóle dźwiękowe tak mocne, dalej nie czytałam bo to bez sensu, lekarz oceni co się ze mną dzieje, ja bardzo bardzo nie chcę takiego dziania się więc muszę walczyć, nie poddam się bo chcę żyć normalnie, bo tak nie można, bo to jakieś zniszczenie postępujące i rozpad.
Dziękuję za wszystkie słowa, to miłe że mogę tu pisać i ktoś mnie rozumie, tak chyba łatwiej to znosić wiedząc że nie jest się samemu, że z tym można walczyć, że tak nie musi być a to daje nadzieję.
napisał/a: Cykoria 2010-09-21 20:08
Byłam dzisiaj u psychiatry, trzęsłam się i łzy mi leciały a on mnie trzymał za rękę i nie mógł zrozumieć czemu mi latają tak te ręce i był naprawdę miły i stwierdził że myśli że to depresja chociaż ja żadnej depresji nie mam ale się nie znam więc ok, niech mnie leczą na depresję, dostałam jakieś leki i skierowanie do psychologa do którego się już umówiłam i idę 5 października. Mam przyjść za miesiąc, półtora jak zjem te leki, w międzyczasie spróbuję dostać się do neurologa.
napisał/a: MajaII9mc 2010-09-23 09:19
Jestem pełna podziwu dla Ciebie że przez to przeszłaś, brawo !
napisał/a: twitii27 2010-10-12 15:41
tez miałam podobny problem z pogotowiem,brałam leki (niedługo bo lek ten byl nie trafiony) no i w tym czasie udałam sie do pogotowia bo coraz gorzej sie czułam,a pan mi powiedział ze skoro bylam u psychiatry i on mi dał leki to mam je brac i on nic mi innego nie da bo by mnie uspał na amen.I dorzucił:"pani to jeszcze dobrze wygląda,zobaczy pani jak bedzie pani wyglądała po 3 miesiacach leczenia u psychiatry!!!!" zamiast mi pomoc to mnie wysmiał,starszy lekarz wydawało by sie z doswiadczeniem,...*D.Przypomne,ze będąc tam wazyłam niecałe 40 kg wiec zastanawiało mnie jak bede wyglądac raczej pod ziemią a nie na powierzchni.Raz dzwoniac 0 3 rano powiedziała mi dyspozytorka ze lekarz spi a pogotowie nie jezdzi do nerwicy,normalnie takich sytuacji w zyciu miałam sporo ale powiem tak.Lecze sie juz ponad rok na nerwice,(nie 3 mies,..ha ha) i wygladam ok,waga doszła do normy nawet powyzej,chodze na psychoter.indywid. i zyje jakos.Wszystko zalezy jakiego lekarza sie znajdzie,ja akurat zyje dzieki niemu dobrze,coprawda meczą mnie kręciawki w głowie ale licze ze tez kiedys miną.A tam potraktowali mnie jak debila symulanta czy holera wie kogo!!!
napisał/a: Cykoria 2010-10-12 19:55
Mój lekarz psychiatra jest chyba ludzki. Byłam dziś na drugiej wizycie, czuję po lekach jakąś tam poprawę, tak jak by mi przestrzeń wracała, nie ma tego bólu z sercem spokojniej i co najważniejsze nie tańczy mi ten mózg ciągle! Uznał że powinnam się normalnie w końcu wyspać (prawdą jest że dobrze nie sypiam, mimo zmęczenia nie mogę zasnąć, a jak już się łaskawie mi uda to ciągle się budzę w nocy chociaż od czasu brania leku nie miałam takiego "UMIERAAAM!" to naprawdę okropne było, jak bym miała zejść z tego świata, dostać zawału albo z powodu jakiegoś samouduszenia) i dostałam dodatkowe leki na sen i może prześpię normalnie noc? Czuję że lekarz mi pomaga, byłam też u pani psycholog i 28 października idę znowu. :)
napisał/a: Cykoria 2010-10-27 19:20
Znowu czuje się gorzej, coraz częściej moje serce wariuje i wariacje mózgowe wracają, robię się znowu pijana (bywam) i boje się że znowu będzie tak strasznie, biorę cały czas leki i jest jakoś lepiej, po nasennych miałam okazję się wyspać ale przez to że potrzebuję 10 godzin aby dojść po nich do siebie biorę je co 2-3 dni, a i tak niedługo będę musiała odstawić bo są silnie uzależniające i nie wiem co będzie później, nie chcę być wiecznym zombie. Do lekarza idę znów za jakieś dwa tygodnie, i chyba mu powiem że mam lęki, wcześniej nie mówiłam ale tak tego nie czułam, bardziej skupiałam się na wszechbólu, a teraz czuję wyraźnie... dostrzegam w jakich momentach zaczynam drżeć i kiedy nasila się niepokój i inne okropieństwa jak mózgi i serca i nieczucie i rozlewanie się chociaż i bywa że bez powodu, i nie wierzę że mogłabym mieć depresję dlatego wciąż będę pisać tutaj w dziale nerwicowym. Pozdrawiam!
napisał/a: OlkaFasolka 2010-11-02 18:21
Moje leczenie u pierwszego psychiatry było koszmarem, które zaowocowało taką traumą, że jak widzę kogoś w białym kitlu momentalnie mnie mdli. U mnie na początku nerwicy również nie było żadnych lęków, pojawiły się problemy somatyczne związane z ciągłym stanem podgorączkowym i kłopotami żołądkowo-jelitowymi. Lekarz studencki potraktował mnie jak udawaczkę, która próbuje wymigać się od sesji (dodam, że był listopad wówczas) i udaje stan podgorączkowy (sic!). Nie zacytuję tutaj epitetów, które posypały się na moją głowę. Wówczas zaczęły się pojawiać lęki - przed lekarzem, przed wyjściem samodzielnie z domu, przed chorobą, itp. Moja lekarka rodzinna nie szczędziła na skierowaniach, przebadano mnie i nic nie wykazało, toteż odesłano mnie to psychiatry. Była to młoda kobieta, mająca doświadczenie, bo pracująca wcześniej w szpitalu psychiatrycznym. Równocześnie zaczęłam chodzić na wizyty do pani psycholog, która niezbyt mi podpasowała (miałam wrażenie, że w kółko mówię to samo, a ona w kółko to samo zapisuje, bo ciągle gubiła moje karty). Szczytem było kiedy umówiła mnie na 3 dniową terapię ze studentem, odpowiedziałam na setki intymnych pytań chłopaczkowi kilka lat starszemu ode mnie, a ona o tym zapomniała i znów na mój temat nie wiedziała nic. Pani psychiatra z kolei posłuchała mnie przez 5 minut, po czym wręczyła receptę na leki. Już po pierwszej tabletce poczułam się fatalnie, w głowie kręciło mi się tak, że nic nie widziałam, wymiotowałam i miałam biegunkę, nie byłam w stanie nawet przełknąć łyka wody. Na następnej wizycie zmieniono mi leki na nieco słabsze, znów czułam się bardzo źle, pojawiły się te same objawy, jednak o troszeczkę mniejszym natężeniu. Kiedy pojawiłam się u niej kolejny raz rozpoczął się wrzask - że nie umówiłam się na wizytę u psychologa (nie interesowało tej pani już to, że szukam innego, już z polecenia), że jakbym chciała wyzdrowieć to bym łykała tabletki i "rzygała" przez 2 tygodnie, póki efekty uboczne nie miną. (Dodam, że ważyłam wówczas 39 kilo i jakakolwiek forma nie przyjmowania pokarmu mogła się okazać tragiczna w skutkach). Zostałam niesamowicie poniżona, nazwana tak, jak lekarzowi psychiatrii nie wypada się zwracać do pacjenta. Wyszłam z gabinetu zamiast podniesiona na duchu, z płaczem, załamana i z naprawdę wielką traumą. Teraz idąc już do jakiegokolwiek lekarza kamienieję ze łzami w oczach dopóki nie okaże się "miły", bo jak tylko podnosi głos zacinam się, wylewam fonatannę łez i myślę o ucieczce. Leków również panicznie boję się łykać, bo mam wrażenie, że znów będzie to samo, co wtedy.
Trafiłam wreszcie do przemiłej pani doktor, spokojnej i wyważonej. Minus jest niestety taki, że umawiają się do niej dosłownie tłumy osób. Znów spróbuję farmakoterapii, leki czekają już wykupione, ale najpierw muszę poradzić sobie z innymi problemami zdrowotnymi, które nie są związane z nerwicą:/
napisał/a: Cykoria 2010-11-02 23:16
Ja chyba miałam szczęście, umówiłam się do lekarza na chybił trafił, szukałam kogokolwiek gdziekolwiek na ubezpieczenie i szybko i był! Na wizytę musiałam odczekać tylko dni dzielące mnie od dnia w który przyjmuje, rozmawiał ze mną długo, byłam w gabinecie jakieś 40 minut, płakałam a on mnie uspokajał i trzymał za ręce bo mi drżały, pierwsze dni brania leków były okropne, nie mogłam patrzeć na jedzenie, mdliło mnie i byłam warzywem kanapowym ale to minęło, pani psycholog do której chodzę mnie chyba poznaje i skupia się na moim czuciu i nie wiem o co chodzi ale mam chyba wspólną teczkę w poradni i psychiatra czyta chyba również to co napisze pani psycholog i tak współpracują razem... mam nadzieję że jakoś to w końcu będzie. OlkaFasolka! Trzymam kciuki za Twoją terapię! Przełam się z lekami kiedy już będziesz na siłach, dla mnie początek to był jakiś koszmar ale nie trwał wiecznie, myślę że niektóre skutki uboczne trzeba przetrwać aby później mogły minąć. Powodzenia!