trudny związek?

napisał/a: ~gość 2011-01-08 09:20
rozpisując się....
byłam w związku przez 3 lata, ktory zakończyłam na początku czerwca.. męczyłam się, uczucie wygasło.. w kazdym razie, byłam zakochana po uszy, pierwsza miłość. Do puki nie zaczeły się ogromne problemy miedzy nami czyt kłotnie, ograniczanie siebie nawzajem, pretensje... przyswoiłam sobie wiele negatywnych cech od niego, które wiedziałam ze przejdą na mój nowy związek. pracuje nad sobą teraz ale to jednak jest trudniejsze niz mysłalam.

minął miesiąc i poznałam Wojtka
przez znajomego, na pięcio osobowej posiadówce.. pierwsza krótka myśl (nie oceniałam go, na tamtą chwile kompeltnie nie sądziłam ze mogłoby coś połączyc) - zonaty, mzoe zareczony, z jakies 26 lat (kilka lat starszy ode mnie). nie pił, robił spaghetti. Wydał mi się normalnym, prawdziwym facetem. masywny, regularne rysy twarzy, mocny charakter i głos, ale jednosczesnie sympatyczny i taki pozytywny. Do tej pory spotykałam się raczej z facetami innego typu, wydał mi się nie dla mnie..

3 tyg pozniej wyprawiałam tym razem ja posiadowke...wtedy przyjechał nie spodziewanie wraz z naszymi kumplami. Ucieszylam się, był miły i moze lekko zainteresowany, trudno mi ocenic teraz, gdyz ja nie nawet zwracalam na niego uwagi "pod tym wzgledem". Porozmawialismy, glownie o moim samochodzie...mail sie nim zajac ze względu na znajomości. Pomyslalm "dzieki, jestes mily, moglibysmy miec na prawde dobry kontakt".

Co było dalej? dzownił w ciagu tygodnia kilka razy w sprawie samochodu, czemu sie tak tym interesował? taki pomocny? ;) jednoczesnie z czasem gdy lepiej sie poznajemy, wiem ze byl nie smialy wtedy, nie dał po sobie nic poznać ;) umowilismy się ze razem pojedziemy w weekend na urodziny naszego wspolnego znajmoego. Jak się okazało, zabrało się pare osob.
Wydawało mi się wtedy ze zakumplowalismy sie (dlatego siedzialam z przodu, dlatego gdy przyjechal po nas byl zdenerwowany ale tylko ze mna przywital sie milo i z diabelsko uroczym usmiechem na twarzy).
Był swoim samochodem z nami, wiec nie pił..za to ja mogłam sobie darować te kilka ostatnich drinkow, zorbilam sie pewniejsza siebie.. bylam nowa w tym towarzystwie, a on wraz z osobami towarzyszacymi nam "samochodowo" traktowal mnie jak swoja. pojechalismy na przejazdze terenowa na jezioro. Polozylam swoja dłoń na jego dłoni... nic nie zrobił, tak cała droge, aż dojechalismy..dałam mu znac ze ejstem zainteresowana, jednoczesnie chcac jego sprawdzic. W drodze powrotnej juz się nie odważylam...nadszedł ranek, czas był się zbierac, odwoził nas po koleji do domków, mnie ostatnią - mzoe dlatego ze najblizej mieszka? Pozegnal się ze mna "ruchliwo" ale czule, bo juz nie w policzek, tylko jak najblizej ust :) odebrałam to za odpowiedz na moją łapkę :)

Wtedy nie wiedziałam ze wlazłam na wojskową minę, dosłownie... 2 lata sluzby. to twardy facet ktory ukrywa uczucia...wtedy tylko tak miedzy nami bylo. Z dnia na dzień zaczelismy pisać ze sobą...nie byle jak..erotyczne smsy ;) (moze nie powinnam byla tak zaczynac znajomosci, coz czlowiek sie uczy na bledach, nie załuje ale byly tego przerozne efekty). Dzien w dzien, zaczynalismy popoludniu, konczylismy nad ranem, widzac sie jednoczesnie dzien w dzien gdyz mamy wspolne towarzystwo ktore w wakacje spotyka sie na codzien. Byl bardzo odwazny, przez dluzszy zcas nie wiedizalm czy odebrac to jako ciekawą abawe, cos nowego, czy jak zacheta z pojsciem do łóżka... bylam troche pogubiona w emocjach,a le ciagnelam to dalej..tak do wrzesnia, bywalo roznie.

Czy mu na mnie wtedy zalezalo? szczerze nie wiem, ale mysle ze działałąm na niego baardzo, tak smao jak ja nie potrafił dać sobie spokoju oraz nie chciał mnie stracić. Pocalowalismy się pierwszy raz po miesiacu tej hmm...erotyczno - pochłaniajacej znajomosci. Mial obiecane 3 buziaki za klapsa ktorego od niego dostalam, jeden policzek...drugi policzek...(kocham z nim flirtowac..on ze mna droczyc), spytal co z trzecim...po chili nameitnie sie calowalismy, zlapal mnie za pupe i uniósł do góry ;)
Byl zdystansowany, udawał ze nic sie meidzy nami nie dzieje przy ludziach, jak tylko wracalam do domu, po 5 min sms od Wojtek.
Kreciło mnie to, nawet bardzo... wtedy jeszcze staralam sie nie angazowac, poprzedni zwiazek wymęczył mnie i moje serce, szczegolnie po tym jak obserwowalam jego podejscie do "tego".. ale po kolejnym miesiacu zaczełam myslec troche powanziej... Pierwszy raz u niego, troche alkoholu, popilismy do rana... tzrymalam go dlugo ale sama w koncu mialam ochote, przespalismy sie ze soba...i bylo super... Od tametej pory cos sie zmienilo.. uniki, brak smsow...jednym slowem jedno wielkie nic wielkiego... widzielismy sie codziennie jak juz mowilam, ale jedynie szybki buziak w usta. Poczulam sie wykorzystana, ale dalej chcialam to ciagnac, przeciez bylo dobrze...

nie wiem czy wspomnialam wczesniej... Raz zdarzylo sie zeby po mnie wpadl i zebysmy pojechali gdzies razem, pozalatwialismy kilka spraw noca na miescie, spedzilismy torche czasu razem..tak nie bylo porpozycji z jego strony, nie kojarze takiej sytulacji...nie wystarczalo mi przesiadywanie ze znajomymi, zaczelam tesknic za uczuciem i chcec czegos wiecej...

tak wlansie sie mijalismy, bledne kolo, raz wszystko bylo okej, pozniej juz brak odezewu z jego strony, a przy ludziach nadal bez zmian... czemu to znosilam? nie wiem, mzoe mnie to krecilo, mzoe go sobie tlumaczylam przed samą soba majac nadzieje ze przeciez to sie zmieni.Po raz pierwszy miałam do czynienia z kims kto sie we mnie nie zakochal praktycznie odrazu i z kim po chwili zaczelam budowac zwiazek... Sparwiał ze czułam się silna i kobieca, jakbym troche miała nad nim władze, działałam na niego, samą soba...teraz mysle ze on nie wiedizla czego chciał i ze trudno mi było zinterpretowac jego zachowanie przez to. Raz czułam się jak dziwka która z nim sypia, innym razem własnie jak ta diva która owineła sobie faceta w okol palca..fajna gra trwa...coz, tylko ze w tym wszystkim zaczeło mi brakowac bliskości serc.

Sierpień się kończył, a miedzy nami ciagnął się sex, bezmienne relacje, nie do konca wiedzialm co, na pewno nie wiedzialm na czym stoje, on sprawial wraznie jakby mu to pasowało, jakby nie chciał tego zagłebiac i wejsc w zwiazek. W koncu podjełam decyzje ze musimy pogadac powaznie o tym co dalej... chyba bał się tej rozmowy, bo unikał jej kilka dni. W smsie napsałam mu ze mam dosc, termin rozmowy minął i mzoemy pogrywac ze soba jak dzieci. Heh, jeden dzien i z obawy przed skonczeniem tego podejrzewam, pojawil sie pod moim domem. siedzielismy w smaochodzie rozmawiajac przez 3 h, tu o pogodzie, bylo wietrznie.. tu o znajomych...az ja zaczelam moic o nas. Dałam mu do zrozumienia czego oczekuje dalej...wymiksował sie mowiac ze jest etraz w trudnej sytulacji w pracy i nie ejst w stanie mi nic obiecac, zabolalo, wysiadlam. Na drugie dien smses poznym popoludniem, ze chcialby sie do mnie przytulic...no i gra zaczeła się od nowa. Czy czego kolwiek załuje? nie. Przez cały ten czas naucyzłam sie wiele dzieki tej sytualcji, poznalam na nowo siebie i doswiadczylam czegos przeee interesujacego ;)

Tak było do wrzesnia...czułam ze to tak troche jak uzaleznienie. Tylko w pewnym momencie doszlo do mnie ze tak dalej byc nie moze, albo w lewo albo w prawo sie idzie... Zacząl mnie troche olewac, tak czulam...nie pisał tyle, jakos tak zanikało to wszystko, a ja przyznam się ze troszke sie denerwowałam, bylam rozzalona, zla... namyslilam sie i skonczylam to, wiedziałamze musi sie wykazac a ja dalej tkwic w tej dziecinnej zabawie nie moge gdyz jestem osobą związkową :/ zdecydowałam ze to koniec.

przyjaciel, który znał nas obydwojga i przyglądał się temu z boku, poradził mi zakonczyc to przez smsa, ktotkiego, troche bolesnego i cisza. Tak tez zrobiłam... Co napisałam ? " to koniec z mojej strony, do miłego."
zaczeły sie pytania, o co mi chodzi, dlavczego nie odpisuje. Od razu wiedziałam ze go wzielo..przejoł się...postanowiłam byc silna.
Na drugi podjechałam do znajomych sie spotkac, byl tam. nic nowego, zycie toczy sie dalej nie mam zamiaru znikąc. Nagle smses, chce pogadac...hmmm zatkało mnie, czyzby dało mu to do myslenia? Sam do mnie podszedł jak się okazało chodzilo o cos innego...az wstyd sie przyznac,ale jak juz piszę o sobie, w końcu jestem osoba w młodym wieku. Ktoś wymyslił ze spałam z jego przyjacielem (dajmy mu imię Tomek) ...chodzilo o interesy miedzy nimi, nic co byloby zwiazane ze mna i Wojtkiem, dosłownie czysty zbieg okolicznosci...On chciał mnie o tym poinformowac za nim wyjde z samochodu, gdyz ten przyjaciel był obecny wsrod znajmoych tamtego wieczoru, wyszlam...dowiedizalm sie swojego, wyjasnilam..nikt w to nie uwiezyl. Rozeszło sie po kościach,a ja zaczełam się zegnać ze wszytkim i zbierac do domu..ostatni byl tomek, nastawilam się na policzek, gdy ten mnie zlapał ręką za głowe (byl pijany), przyciągnąl i zbyt blisko ust dał buuuziola. Usmiałam się :) coz... pozniej mi do smiechu nie bylo... po chwili sms od W., ktorego ignorowałam cały wieczór, na zasadzie nie mamy o zym rozmawiac. Pisał dziwnie, troche jakby z pretensjami, pwoiedzial ze chcial pogadac o nass ale ja byłam na tyle "zła" ze uciełam rozmowe wychodząc z auta wtedy. Umowilismy sie pod moim domem godzine pozniej, przyjechał...chamskie nastawienie. szok dla mnie.... okazało się ze z boku wygladało to jakbym dała tomkowi namietnego całusa... zaczełam tlumaczyc swoj punkt widzenia, po raz pierwszy widziałam W. w takim stanie, byl wyraznie zazdrosny, wkurzony... padło kilka nie miłych sugestii, jakby rzeczywisicie tak wyszło miedzy mna a tomkiem..pozegnałam się ze łzami w oczach słowami " nie mam czasu na takie bzdury, myslalam zejestes inny ale nie warto bylo), odwrocilam się i poszlam...wchodze do domu zaryczana...2 minuty sms... "zaluje jednak ze tak wyslzo , wciaz mam przed oczami twoja uchachana buzke gdy sie zegnaliscie"..wymienilismy kilka smseow w ktorych przyznal sie do ukrywania uczuc i do tego ze mial nie fajne doswiadcznie z kobietami w zwiazkach.

Minął tydzien, nie pojawiałam sie w towarzystwie... tomek z nim rozmawiał wszystko mu wyjaśniajac, zdecydowanie bylo mu glupio... pisał codziennie...po kilka smsow..czulych...myslalm wtedy to nie podbne do niego, jest progres, musze wytrzymac, warto..dam mu nauczke. Opłacało sie, po 2 tyg dałam się przekonać przez tomka na rozmowe... przeprosil za wszystko, za te całe 3-4 miesiace tych naszych relacji., Udowodnił mi, dałam mu szanse... po chwili zaczelismy byc razem :) Cieszyłam się, miałam kontrole jako kobieta i chciałam zeby bylo po mojemu, chiałam go pokochac i stworzyc partnerski uklad, w koncu związek.. Miesiac jak z bajki, jak na niego..widziałam że się stara, było widać postępy ze przymyślal sobie wszystko i podjął pewne kroki co do nas...

Nastepne miesiace były mniej kolorowe... zaczeły mu się problemy finansowe, w firmie ktorej jest właścicielem...do dzis się nie skonczyły.
Jak to etraz wyglada? jest wiecej uczuć i ciepła, jestesmy bardziej otwarci dla siebie i widze ze cche ze mna być, sam tak powiedział..mieliśmy nawet dziś rozmowe. Ale są tez ... "wady?".... tego zwiazku...coraz zcęsciej sie zstanawiam co dlaej, czy tak cche dalej zyc, czy tak cche dalej z nim byc? widujemy się co 2-3 dzień, jak ma czas..jest zapracowany jak twierdzi,a le rekompensuje mi to jednak rozmową gdy juz się spotykamy, czułością, może nie jest jej za duzo ale przeciez chciałam prawdziwego faceta. Mam wrażenie ze budujemy coś poważnego i chcemy tego..lecz ja potrzebuje i wiem to - miłości.. jak do tej pory nie usłyszałam tych dwoch słow, sama tez nie jestem w stanie mu ich powiedzieć, choc chcialabym zeby po pol roku w koncu do tego doszlo...wiem jedno. ja się zakochałam. czuje ze jemu też na mnie zalezy.. pytanie czy nie potrafi mi tego okazać w taki sposob jaki bym chciala? czy jestem za bardzo przewraliwiona po tym wszystkim jak na początku miedzy nami bylo? własnie stąd moje pytanie na wstępie...czy tak powinno się zaczynać zwiazek? Chyba nie, ale tez nie chce tego przekreslac bo teraz jest tak a nie inaczej, tylko dlatego ze zabawialismy sie..mzoe on zaczął...a raczej połknął moj haczyk i wystartował po swojemu. Sex jest swietny, umacnia nas, ale jednak cchiałabym byc dla niego najwazniejsza.. moze z czasem przyjdzie, moze warto poczekac..duzo tych mysli, gdy dluzej sie nie odzywa zawsze zaczynam watpić. Rozmow sie kilku podejmowałam, mowilam czego chce, nie wiem czy dotarło, na pewno nie bede na okrągło meczyła go swoimi oczekiwaniami i powątpieniami.

Drogie panie (tudzież panowie) licze na to napiszecie co myslicie o moim związku, bo sama nie jestem pewna go, choc cchialabym byc.
espritl
napisał/a: espritl 2011-01-08 17:55
" Mam wrażenie ze budujemy coś poważnego i chcemy tego. "






No i co...
jak tak czujesz a czujesz że oboje chcecie być razem.
Za dużo masz myśli przestań analizować zacznij czuć.
napisał/a: doominia 2011-01-08 21:56
ehh tak... tylko w tym wszystkim mam poniekąd wrazenie ze roznimy sie i on potrzebuje kobiety ktora nie bedzie zbyt zalezna od niego, a ja to inaczej interpretuje... chciałabym zeby to był normalny związek z uczuciem a nie jakby to ując " bez zobowiązan" bo wlasnie to dla mnie oznacza nie bycie zaleznym od drugiego partnera..
napisał/a: ~gość 2011-01-14 11:43
]ja też byłam w zwiąsku z facetem miałam podobną sytułację nie spotykamy się już lecz pozostaliśmy na stopie koleżeńskiej napewno nie zapomnę o nim dzwonimy do siebie ale nie możemy być razem z wielu powodów