wyżalić się

napisał/a: strach1 2013-06-27 10:44
Witam
Mam depresje spowodowana przez pracę. Dwa lata byłam pod wpływem środków uspakajających bo inaczej nie daloby się pracować. W końcu nerwy odmowily posluszenstwa i poszlam do lekarza. Biorę lekarstwa i pomagają, lepiej się spi i mniej placze. Przedtem zycie było nieznośne. Bylam tak zmeczona swoimi myślami ze zaczelam myslec jak tu bezboleśnie skonczyc ze sobą. Teraz tez myśle negatywnie, nawet nie mogę ogladac telewizji bo mnie drazni, zycie i tak nie ma sensu. Córka jest za granica , mam wspaniałego wnuka. Tak chciałabym się do niego przytulic , pocalować, poglaskac. Już becze bo tesknie tak bardzo. Córka chciałaby żebym przyjechała do nich chociaż na trochę, dziecko jest za małe żeby go męczyć tak długa podróżą. Tyle się mówi o depresji o tym że rodzina powinna wspierać a jak niby? ja się boje jechać, jestem na zwolnieniu lekarskim i wolę nie ryzykować
napisał/a: strach1 2013-06-28 10:49
Jeszcze dodam, że w kraju w którym jest córcia jest tak,że na depresje sami lekarze zalecają wyjazd i wypoczynek.., zmiana otoczenia, relaks. My mamy taki kochany kraj, ze musisz siedzieć w czterech scianach bo ci odbiorą pieniazki , wiec jak my mamy zdrowieć?
napisał/a: viki71 2013-08-02 23:07
Rózne są odmiany depresji ale w tej cięższej wersji chory nie ma ochoty zyc a dopiero wyjechać.Towarzysza tez leki przed ludżmi,zmianami itp.Chory nie ma ochoty nigdzie się ruszać,najchetniej nie wychodziłby z łózka.Generalnie jest mu wszystko jedno,nic go nie cieszy,nic nie interesuje.
Jesteś rozżalona,bo nikogo bliskiego nie masz przy sobie.Córka powinna przyjechać chociaz na tydzień.Dziecko małe?Z noworodkami śmigaja ma wakacje,leca samolotem.Na pewno wizyta rodziny pomogła by.
napisał/a: wikam2 2013-08-03 01:10
A ja myślę, że nie pomoże nic prócz terapii. Nie leki, nie córka na chwilę, nie chwilowe radości a ukierunkowanie myślenia na inne tory. Inaczej mówiąc - naprostowanie naszych myśli.
Moja mama miała koleżankę z chorobą depresyjną, nerwicami itp. Kobieta obawiała się w ogóle wychodzic z domu. Robiła to tylko późną nocą (czyt. zakupy w sklepach całodobowych). Dlaczego? No....bo bała się.
A jaka była prawda? Jej rodzina była patologiczna. Od małego żyła w stresie itp. Odbiło się to w późniejszym zyciu. Kobieta chadzała do sklepu wieczorami bo podświadomość potrzebowała strachu, stresu....A wiadomo wieczorem jest niebezpieczniej. Ataki były na tyle silne, że przyjedżało pogotowie. Po wizycie u lekarza i analizie minęło bez leków. Od kilku lat funkcjonuje zupełnie normalnie.
Wg, mnie najgorsze co może zdarzyć się osobie chorej to słowa otoczeni w stylu - weź się w garść, potrafisz, umiesz, nie narzekaj, ciesz sie z tego co masz etc. Bzdura. To tak jakby choremu na grypę z 40 stopniami gorączki powiedzieć - weź się w garść, biegnij w maratonie! A on mimo, że chce to NIE DA rady.
Dlatego - idziemy do lekarza, analizujemy i uczymy się czerpać radość z życia. Rutyna którą wyćwiczymy (tę radosną) za jakiś czas zacznie dla naszego mózgu być tą normalna i staniemy się zdrowi.
Uważam, że przyjazd córki na chwilę nic nie zmieni. Problemowi jesteśmy my nie otoczenie, zaczynajmy od siebie. Znajdźmy to co nam w sercu/duszy nie gra. W depresji choruje dusza. Musimy ją uzdrowić.