Zmarnowałam swoje życie.

napisał/a: madeleine241 2010-09-19 14:36
Tak naprawdę to nie wiem po co ja tu piszę. Nie mam się przecież czym chwalić... Bo niby czym? Tym, że nic mi się nie udaje? Ze niszczę wszystko czego się dotknę? Życie mnie przeraża, lepiej by było gdybym umarła, ale nawet zabić się nie potrafię bo jestem zwykłym tchórzem. Jedyne na co mnie stać to by wziąć żyletkę i się pociąć. Nienawidzę siebie za to, ale z drugiej strony dobrze mi z tym, samookaleczenia to jedyny skuteczny sposób na rozładowanie emocji.
Na przyjaciół nie mogę liczyć, na nich można 'liczyć' tylko wtedy gdy jest dobrze.
Od dłuższego czasu żyję w przekonaniu, że życie jest bez sensu. Mam 21 lat i już teraz mam świadomość tego, że je zmarnowałam... że to wszystko nie tak miało być.
Już sama nie wiem co mam zrobić. Nic mi się nie chce... Po co coś robić skoro wszystko jest bez sensu...
napisał/a: ~Anonymous 2010-09-19 14:46
Dlaczego tak uwazasz? Czy cos sie w Twoim zyciu zlego wydarzylo? Dlaczego sie okaleczasz? Napisz cos wiecej.
napisał/a: madeleine241 2010-09-19 16:10
No trochę się złego wydarzyło, ale to chyba nie w tym tkwi problem... raczej w tym, że nie wydarzyło się nic dobrego. Odkąd skończyłam gimnazjum regularnie, przy każdej okazji zmainy życia na lepsze przekreślam swoje szanse na normalną przyszłość. Nie wiem, to chyba jakieś nieuświadomione skłonności do autodestrukcji. Odkąd pamiętam chciałam studiować biotechnologię... i również odkąd pamiętam rodzice uważali, że to najgłupszy pomysł na jaki kiedykolwiek wpadłam. Kończąc gimnazjum chciałam iść do jednego z renomowanych liceów w moim mieście... ale tak się jakoś złożyło, że nawet nie składałam tam papierów, bo doszłam do wniosku, że i tak się nie dostanę... Poszłam do innej szkoły, nie tej wymarzonej, ale się cieszyłam... niestety tylko do momentu w którym okazało się, że z taką ilością punktów dostałabym się wszędzie gdzie tylko chciałam. Na znak buntu i na złość rodzicom (tzn teraż już wiem, że 'na złość' to zrobiłam tylko sobie) kompletnie przestałam się uczyć. Powiedziałam rodzicom, że skoro nie mogę iść na biotechnologię to nie zamierzam iść na żadne inne studia. I tak mi minęły pierwsze 2 lata liceum, w trzeciej klasie się dopiero trochę opamiętałam, ale było już za późno. Gdy oznajmiłam im, że zamierzam zdawać maturę z biologii i chemii i iść na biotechnologię matka ze spokojem i ironicznym uśmiechem stwierdziła "proszę bardzo, rób co chcesz, ale my cię nie będziemy utrzymywać, zarób sobie sama na te studia". Ona zawsze chciała, żebym szła na ekonomię. No i stało się. 3 miesiące przed maturą zmieniłam ostateczne swoją deklarację, biologię i chemię 'zamieniłam' na matematykę i geografię. Dostałam się na studia, nie te wymarzone przeze mnie, a przez moją mamę... Powoli zaczęłam dochodzić do wniosku, że może i dobrze zrobiłam, że ekonomia to przecież w miarę sensowny kierunek. Ale oczywiście nie byłabym sobą gdybym kolejnej szansy nie zmarnowała, tak więc po pół roku rzuciłam studia... sama nie wiem czemu, zaliczyłam pierwszą sesję ale... tak po prostu zabrałam papiery z uczelni i wróciłam do domu. Rodzice przez następne pół roku się do mnie nawet słowem nie odzywali. W końcu matka powiedziała, że mam iść albo do pracy, albo na studia albo wyprowadzić się z domu bo ona mnie do końca życia nie będzie utrzymywać. Szukałam pracy przez pewien czas, ale jak powszechnie wiadomo wcale nie jest to takie łatwe, a szybko się przekonałam, że w przypadku osoby tylko po liceum, która kompletnie nic nie umie, nigdy nigdzie nie pracowała a na dodatek jest życiową ofermą - wręcz niemożliwe. Postanowiłam więc wrócić na studia, jednak tym razem już nie miałam możliwości wyjazdu ze swojego miasta, a tu niestety nie ma zbyt wielu interesujących kierunków. W każdym razie znów wybrałam najgorszy z możliwych. Fenomen dzisiejszych czasów (którego mimo wszystko nie jestem w stanie zrozumieć), najpopularniejszy kierunek studiów w Polsce czyli... Zarządzanie. Studia uczące.. niczego. Nic się po nich nie umie, i w zasadzie jest się nikim. Mam pełną świadomość tego, że szukanie pracy po tych studiach niewiele będzie się różniło od szukania pracy przed studiami. Chciałam być kimś, a teraz to za parę lat dyplomem wyższej uczelni będę sobie mogła co najwyżej w piecu napalić. Zdaję sobie sprawę, że te studia są kompletnie bez sensu, ale po tych wszystkich przygodach boję się cokolwiek robić, cokolwiek zmieniać bo pewnie znów życie mi pokaże, że jednak może być gorzej. Conajmniej od skończenia gimnazjum nie udało mi się podjąć żadnej sensownej decyzji. Nie wiem czemu, ale zawsze wybieram t gorszą drogę. Zamiast dążyć do celu coraz bardziej się od niego oddalam.
Ale teraz już jest za późno na jakiekolwiek zmiany.

Tak jest ze wszystkim, wiecznie podejmuję niewłaściwe decyzje, ufam niewłaściwym osobom. To wszystko jest bez sensu.
Jedynie samookaleczenia pomagają mi się czasem oderwać od tej szarej bezsensownej codzienności. Szkoda, że tylko na chwilę.
napisał/a: k23 2010-09-19 20:32
sprawdz pw
napisał/a: Blackursus 2010-09-19 21:00
Wiesz co, ja mysle,ze Twoim problemem nie jest to, ze wybralas zly kierunek studiow. Jakikolwiek bys nie wybrala, zawsze mozna to zmienic. Twoj problem ukryty jest gdzies w srodku. Mysle, ze nie mialas latwego dziecinstwa, moga o tym swiadczyc samookaleczenia. Jesli sie myle, napisz mi o tym, a ja juz nic wiecej na ten temat nie powiem. Pozdrawiam.
napisał/a: madeleine241 2010-09-24 10:03
Jasne, że problemem nie jest kierunek studiów...
Problem polega na tym, że wiecznie podejmuję złe decyzje. Co bym nie zrobiła to i tak zawsze źle to się kończy... ;(
napisał/a: ~Anonymous 2010-09-24 11:21
Bo sobie tak wmawiasz, jeszcze zanim cos zaczniesz -juz z gory stawiasz, ze to kolejny niewypal!
Jestes inteligentna osoba, musisz uwierzyc w siebie i sie pokochac, bo to Twoje zycie i tylko od Ciebie zalezy jak sie potoczy!
napisał/a: madeleine241 2010-09-25 10:27
No właśnie nie wiem, chyba jest zupełnie odwrotnie. Zanim coś zrobię wydaje mi się to świetnym pomysłem... Dopiero później zawsze okazuje się niewypałem, tylko wtedy już jest za późno.
Jak ostatnio myślałam, że spadłam na dno, tak teraz już chyba jestem poniżej dna.
Aaaa... co jest ze mną nie tak? ;(
napisał/a: ~Anonymous 2010-09-26 10:04
Moze wybierz sie do psychologa,rozmowy z nimi pomagaja ludziom i podnosza ich na duchu :)
napisał/a: kumpelkanaszelkach 2010-09-26 11:47
Wydaje mi się że fachowa pomoc jest Ci niezbędna, niezbędna do tego by dotrzeć w głąb siebie - i zacząć znajdować w sobie siłę a nie dokopywać samej sobie. Zgodzę się z Edunią50, rozmowa z psychologiem mogłaby Ci pomóc - ale nie taka jednorazowa. Sama chodzę na terapię i wiem, wiem jak bardzo mi zaczęła pomagać ale dopiero 2 miesiące od jej rozpoczęcia. Mam spotkania 2 razy w tygodniu, z terapeutą specjalizującym się w moich problemach... i czuję się trochę lepiej... bo wiem co od środka mnie niszczy, potrafię nazwać te autodestrukcyjne siły... i czuję się lepiej bo wiem że nie walczę z sobą a z krzywdą którą wyrządzili mi inni...

Nie rozumiem Twoich rodziców, i wydaje mi się że w nich tkwi problem, bo jak można komuś zabronić spełniać marzenia?
mi się to w głowie nie mieści...

I kochana, masz 21 lat, nie 50 nie 60..ale 21...
nie zmarnowałaś swojego życia!
ty je dopiero rozpoczynasz, a błędy nastolatki zamienić na porządne decyzje dorosłej osoby...
Masz szansę wszystko naprawić i potoczyć takim torem jak Ty chcesz...

Życzę dużo, dużo siły do walki z sobą :)