Błagam, niech mi ktoś pomoże!!!!!!!!

napisał/a: kmf84 2010-04-13 23:44
Mam 26 lat, jestem 3 lata mężatką. Owocem naszego małżeństwa jest nasza córeczka Ola.
Zanim wzięliśmy ślub, wszystko było w porządku, uwielbialiśmy spędzać z sobą czas, mieliśmy wspólne plany i marzenia. Po ślubie wszystko się zmieniło. Mąż zaczął mnie traktować jak swoją własność. Szybko okazało się, że jestem w ciąży. Ciąża była zagrożona, groziło mi poronienie,musiałam iść na zwolnienie lekarskie, aby ratować moje maleństwo. Po kilku miesiącach mąż zaczął mi wypominać, że nie pracuję, moje dochody są za małe, zatem jestem darmozjadem - byłam w szoku! Przecież byłam w ciąży - ciąży wysokiego ryzyka - po prostu nie mogłam wrócić do pracy, czy on na prawdę tego nie rozumie?! Pomyślałam wówczas, że może po porodzie, kiedy zobaczy swoją córeczkę jego nastawienie się zmieni.
Niestety, nie zmieniło się nic, a w zasadzie było tylko gorzej. Ciągle mnie kontrolował, sprawdzał kieszenie, torebki, kiedy zwróciłam mu uwagę to - mnie uderzył. Kolejny szok! Później było już tylko gorzej, codzienne awantury, codzienne poniżanie. Po urlopie macierzyńskim nie mogłam znaleźć pracy, mąż stwierdził, że to dla tego, ponieważ nie jestem nic watra. Kiedy znalazłam pracę, to zarabiałam za mało aby być coś warta. Byłam szmatą, suką, wreszcie k**wą, poj***bem. I tak codziennie, kilka razy dziennie, niszczył moje rzeczy, kasował moje zdjęcia (Oli po porodzie np), wszystko na czym mi zależało. Pewnego dnia, trzymając naszą Olę uderzył mnie w twarz tak mocno, że rozciął mi wargę, zrobił krwiaka. Bił coraz częściej, pewnego razu podbił mi oko, po czym zapytał - no i jak teraz pójdziesz do pracy???

Z wiecznie uśmiechniętej, radosnej duszy towarzystwa (na studiach wszyscy chcieli się ze mną przyjaźnić) zamieniałam się w nieszczęśliwą, zaniedbaną młodą - starą kobietę. Przestałam wierzyć w siebie (no w końcu nic nie byłam warta, nic w życiu nie osiągnęłam), zamknęłam się w sobie, przestałam wychodzić z domu. Ludzie zaczepiali mnie na ulicy pytając dlaczego jestem taka smutna, czy coś się stało. Nic, po prostu żyję. Pewnego dnia w pracy usłyszałam od mojej szefowej, że mam w sobie tyle potencjału, ale go nie wykorzystuję bo w siebie nie wierzę. Dodało mi to otuchy - pomyślałam że może jestem coś warta i komuś potrzebna - mąż niestety szybko mi odebrał złudzenia, twierdząc że nie mam sobie niczego wyobrażać, bo przecież jestem nikim.
Do tego jestem złą matką. Staram się jak mogę, aby moje dziecko było szczęśliwe - i chyba jest, bo codziennie słyszę że mnie kocha, ale wg męża jestem wyrodną matką. Nie wiem dlaczego. Nie wiem co ja takiego złego robię, bo nie uzyskuje odpowiedzi. Do mojej Oli mówi po prostu, że "mamusia jest głupia i jest złą mamą". Pracowałam po 13 - 14 godzin dziennie i nie mogłam czasami poświęcić tyle czasu ile bym chciała, ale jak tylko mogłam to poświęcałam i poświęcam jej każdą minutę życia.
No właśnie, a propos pracy. Miałam taki rodzaj pracy (turystyka) że nie było mnie w domu 13 - 14 godzin na dobę, czasami więcej, pracowałam też na zmiany nocne. Bywały miesiące, że przepracowałam po 300 godzin. Kiedy wracałam do domu (np po nocy), to nie mogłam sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Padając ze zmęczenia (wstawałam po 5 rano, przyjeżdżałam po 21 - 22.) musiałam sprzątać, prać, zmywać naczynia po całym dniu - mój mąż nie raczył po sobie nawet kubka umyć. Czasami wracając z pracy czułam takie zmęczenie, że prawie zasypiałam za kierownicą, a w domu zasypiałam na siedząco, dokładnie w tym, w czym przyszłam.

Jestem nieszczęśliwa, nie mam po co żyć, nie jestem nikomu potrzebna, tak się czuję, pomimo, że wiem że dla Oli jestem wszystkim.

Pochodzę z bardzo tradycyjnej rodziny, konserwatywnej, wykształconej. Ale niestety nie mogę liczyć na ich wsparcie. Mój mąż skutecznie mydli im oczy mówiąc, że to tylko moja wina, ja jestem zła. On mnie nie bije, stara się za wszelką cenę.
Problem polega na tym , że nie robi nic, kiedy pytam co z nami dalej będzie, to on zatyka sobie uszy, odwraca się, albo mnie przedrzeźnia. Ma 37 lat, a zachowuje się jak dziecko. Nie ma między nami żadnego kontaktu, żadnej więzi.

Teraz straciłam pracę, bo Ola wylądowała w szpitalu, już wszytko dobrze. Ale.... Jestem nic nie warta. Nikt mnie nie chce.

Tak samotna nigdy się nie czułam, nie wiem co mam robić.
Nie piszcie, że mam odejść, uciekać itp.
Nie mam gdzie. W nikim nie mam oparcia. Ciągle płaczę, z bezsilności, rozpaczy, samotności. Najbardziej szkoda mi Oli, ona nic nie jest winna.

Błagam niech mi ktoś pomoże!!!!!
napisał/a: poli1231 2010-04-14 08:49
Witaj! Wczoraj sama chciałam tu napisać : pomóżcie mi! ale powiedz jak pomóc tobie , skoro piszesz: nie piszcie że mam odejść nie mam gdzie.Ja mam podobną sytuacje do twojej ale ja zdecydowałam się odejść , właśnie skończyłam pisać pozew.i wiesz co rozwiodę się. Jak moja rodzina się dowie to mnie zlinczuje bo przecież mój mąż to taki cudowny człowiek ale mam to gdzieś.Zacznij dziewczyno myśleć o sobie nie uszcześliwiaj innych tylko siebie. Masz dla kogo żyć bo żyjesz dla Oli ale też dla siebie.Nie dla rodziców nie dla męża. Myślisz że na moich rodzicach robią wrażenie moje siniaki po pijackiej awanturze mojego męża? Nie wręcz przeciwnie przecież to moja wina najwidoczniej zasłużyłam.I wiesz mi że długo myślałam tak jak ty, ale już tak nie jest. Spotykam się z przyjaciółmi w końcu czuję że żyję, bo postawiłam na swoim, długo o to walczyłam naprawde, ale warto było . życie nie jest szare dodaj mu barw. Wiem że się boisz że cię to wszystko przerasta ale tkwiąc w takim stanie psychicznym nic nie osiągniesz tylko się pogrążysz.Spójrz w lustro i powiedz czy to jesteś ty ? Czy wyglądasz na szczęśliwą? Musisz w siebie uwierzyć, ja w ciebie wierzę. Jeśli będziesz chciała mogę cie wspierać.Ale naprawde wiele zależy od Ciebie. Ja też nie pracuje mam syna który ma 5 lat. Ale wiem że będzie ok , poradzę sobie ty też tylko musisz w siebie wierzyć.piszesz że już cie nie bije mój też już nie bo zagroziłam że odejde. Wiem że się stara zmienić ale wiem że prędzej czy pózniej nie wytrzyma a ja nie zamierzam czekać na to aby znowu zrobił mi krzywdę. Musisz się zastanowić czego chcesz. Naprawde dalej chcesz tak żyć słuchać że jesteś darmozjadem że nie jesteś nic warta ile czasu wytrzymasz? Ja mówię stop mój mąż nie ma prawa tak o mnie mówić dość 7lat to za dużo. Skoro teraz nie pracujesz to masz wiecej czasu dla siebie wykorzystaj to. wez długą kąpiel pomaluj paznokcie zrób sobie makijaż idz na spacer zadzwoń do koleżanki i umów się na kawę . Na świecie są ludzie życzliwi.A idąc ulicą podnieś głowę idz pewnym krokiem patrząc ludziom w oczy. Musisz otworzyć się na świat. trzymam za ciebie kciuki
napisał/a: barbie26 2010-04-14 10:55
Witam mamy podobne sytuacje ja też zostałam obrzucana wyzwiskami i traktowana jak szmata ostatnio było dobrze mój mąż jest chory w każdej chwili może odejsc ale to nie spowodowało zmiany w jego myśleniu jest gorzej chce rozwodu teraz jest w szpitalu a ja chyba też chce zeby sie od nas wyniósł jestem w świetnej sytuacji mam prace mieszkamy z moimi rodzicami którym nieźle sie powodzi chyba nadal go kocham ale powoli odnajduje siłe na to by pozwolić mu odejść bo co dobrego mnie moze z nim spotkać nic tylko ból rozczarowanie samotność rozstaniemy sie dopóki nie straciłam jeszcze do siebie szacunku życzę wam wiecej wiary i siły chyba lepiej jest samemu bez poczucia krzywdy niż z kimś kto nas krzywdzi z premedytacją BABKI głowy do góry kopnijmy ich w d...y
napisał/a: barbie26 2010-04-14 11:13
kmf84.polki.pl ja na Twoim miejscu gdybys sie na serio zdecydowała w jakiś sposób odłożyłabym jakąś kase i zwiała do koleżanki albo wynajęła coś potem szybko dałabyś rade werze w ciebie dziewczyny po przejściach są najsilniejsze trzymam kciuki
eggerth
napisał/a: eggerth 2010-04-14 23:22
Smutno mi czytać takie posty, jednakże uważam, ze powinnam się w tym temacie wypowiedzieć.

Kmf84... najgorzej, gdy trafimy na takiego wampira, który nam wpaja do zarzygania jakie to nie jesteśmy złe i beznadziejne. Najbliższa osoba powinna dawać wsparcie, a nie podcinać nam skrzydła. Powinna być pomocą, a nie ciężarem. Twój mąż to typ, którego na tej planecie najbardziej nie toleruję. Przepraszam za dosadność ale dla mnie to nawet nie jest człowiek. To kanalia. Rzadko używam epitetów, jednakże jak inaczej nazwać kogoś, kto stosuje przemoc, tą fizyczną oraz psychiczną?

Widzisz, brak wsparcia ze strony najbliższych oraz jego wmawianie Ci, że jesteś zerem sprawiły, że WYDAJE CI SIĘ: "Nie mam siły. Nie dam rady" etc. Guzik prawda. Dasz radę. Bo masz dziecko. Bo nie chcesz, żeby dorastało w atmosferze poniżenia, strachu i dezaprobaty. Masz jakąś pewność, że wkrótce mąż nie zacznie bić Twojej córki? Że nie będzie jej ubliżał początkowo od nieudacznic, potem zaś od ladacznic? No więc właśnie.

Często jest tak, że brakuje nam takiego motoru wśród najbliższych, co to postawi na nogi i każe działać. Masz ręce, masz nogi, zawsze możesz znaleźć pracę, choćby miała ona być niezgodna z Twoimi kwalifikacjami. Bo jak mus to mus. Nie masz dokąd pójść? Ja też nie miałam. Odeszłam od męża, odeszłam z 3,5-letnim niepełnosprawnym dzieckiem. I z góry wiedziałam, że będzie ciężko. Improwizowałam bo tyle wtedy mogłam. Prawie całą moją pensję pożerały opłaty za wynajem mieszkania, musiałam "dorabiać" się niemal od zera, z poprzedniego domu zabrałam tylko pralkę, mój komputer, fotel i lampę, nie miałam nawet sztućców. Ale ciągnęłam ten wózek - synek był w przedszkolu, ja w pracy, obiad o 17, sprzątanie, mycie, spanie i znów praca, przedszkole....

Nie żałuję, że odeszłam. Od tamtego czasu minęło 1,5 roku, a ja nadal uważam, ze postąpiłam słusznie. Mąż mnie nigdy nie uderzył, nigdy nie nazwał k*, rozstaliśmy się z innych powodów, o których pisanie tutaj nie ma sensu. Lecz właśnie dlatego, że ogólnie był dobrym człowiekiem oraz mimo wszystko mnie szanował - nad odejściem się zastanawiałam. Gdyby jednak choć raz podniósł na mnie rękę - nie zastanawiałabym się nad tym, gdzie są drzwi. Jeśli nie chcesz czegoś zrobić dla siebie, zrób to dla dziecka. Rzadko kiedy jestem jednostronna w swych osądach dotyczących dwojga ludzi w związku, ale w tej sytuacji... Twój mąż nie zasługuje ani na litość, ani na wybaczenie, a już tym bardziej na miłość. No ale to oczywiście moje zdanie. Pozdrawiam Cię i życzę dużo siły.
napisał/a: KasiaKubus 2010-04-15 00:03
kmf84 napisal(a):Tak samotna nigdy się nie czułam, nie wiem co mam robić.
Nie piszcie, że mam odejść, uciekać itp.
Nie mam gdzie. W nikim nie mam oparcia. Ciągle płaczę, z bezsilności, rozpaczy, samotności. Najbardziej szkoda mi Oli, ona nic nie jest winna.

Błagam niech mi ktoś pomoże!!!!!

W zasadzie dziewczyny napisały już wszystko co można było powiedzieć w tej sprawie i mają rację...
Dodam jednak że moim zdniem nie chodzi Ci tylko o to że nie masz gdzie ale przedewszystkim brak ci wiary w siebie ten człowiek zabił w Tobie poczucie wartości skutecznie z resztą bo teraz kompletnie nie wierzysz w siebie.A jednak jesteś wiele warta skoro doceniła cię Twoja mała córeczka i szefostwo w pracy...
Musisz uwierzyć w siebie.Tu innej rady nie ma jak poprostu odejść zacżć nowe życie wszystko od nowa i zamknąć ten koszmarny rozdział za wami.
Nie znam powodów postępowania twojego męża może ma kogoś może taki był od zawsze i dawał ci dyskretne sygnały a ty ich nie widziałaś trudno powiedzieć...Co by to nie było nie ma prawa cię tak traktować...
Ale teraz najważniejsze żebyś zrobiła coś z własnym życiem jak nie dla siebie to dla córki ona nie jest niczemu winna i nie musi znosić widoku matki która jest upokarzana przez ojca...
Moja mama miała podobnie z ojcem i powiem ci że wolałabym nie mieszkać tam i nie słuchać tego wszystkiego to się zdecydowanie odbiło na mnie.Już nie wspomnę nawet o mamie...która może nie była bita a poniżana i utwierdzana w przekonaniu żesobie nie poradzi...
A z kolei ja popadłam w to samo tylko że się w porę wycofałam tyle że zostałam sama z dzieckiem ale nie żałuję bo dziś pewnie by mnie nie było...
Życze Ci zebyś podjęła właściwą decyzję dla was dwojga (dla ciebie i dla córci)
I pisz co u ciebie.Jeśli potzrebujesz rozmowy zapraszam na gg (takie jak w podpisie)Nie powinnaś byc z tym sama...
Tylko tyle mogę ci zaoferować ze swojej strony...
napisał/a: mau 2010-08-30 17:06
Dziewczyny a może zajrzyjcie na http://www.byłeżony.pl Znajdziecie tam dużo wsparcia od kobiet w podobnej sytuacji. Łatwiej jest się otworzyć wirtualnie. Łatwiej też przyjąć radę. Dobrze, że takie portale istnieją.:)
napisał/a: anaa82 2010-12-24 21:46
KMF, co u Ciebie??
napisał/a: kmf84 2011-05-03 10:07
witam wszystkie polki :)
co prawda długo mnie tu nie było, ale nadrabiam zaległości :)

po pierwsze bardzo dziękuję za wsparcie i miłe słowa. Dały mi dużo do myślenia.

Co u mnie? Jeżeli chodzi o moje małżeństwo to nadal w nim tkwię, z tym, że zdecydowałam o rozwodzie. Problem polega na tym, że "zbieram siły" i środki. Wiem, to głupie, ale póki co zbieram pieniądze na przeprowadzkę (bo mój mąż kazał nam "wpierdalać", bo "nie jesteśmy jego rodziną"). chce nas wyrzucić z domu.
eggerth miałaś rację, np kilka dni temu kupiłam Oli rower, mąż miał ją nauczyć na nim jeździć, tymczasem gdy ona początkowo nie załapała o co chodzi z kręceniem pedałami to wyzwał ją od nieudaczników, opóźnionych, psychopatów, uderzył ją w głowę. Obydwie się popłakałyśmy, zaczęłam na niego krzyczeć żeby tego nie robił, żeby jej nie poniżał, nie bił - dowiedziałam się, że to ja jestem nienormalna.

Nasze małżeństwo zmieniło się tylko w jednym aspekcie - mąż mój regularnie dzwoni i odwiedza swoją mamę, twierdząc, że nie daje sobie ze mną rady (tak w zasadzie to nigdy go nie interesowała, tygodniami jej nie odwiedzał - tylko wtedy gdy czegoś potrzebował), ale teraz znalazł sobie powierniczkę. Kiedyś powiedziałam teściowej, że jej syn Olę i mnie bije, że musiałam iść do pracy z podbitym okiem, całkiem niedawno z siniakiem na pół czoła (bo rzucił we mnie czymś - nie pamiętam czym, bo poczułam tylko straszny ból), że kopie mnie po brzuchu, plecach, rzuca we mnie przedmiotami itp a ona na to, że nie może tego stwierdzić, bo nie wiedziała, ale widocznie sobie zasłużyłam!!! Paranoja co?

poza tym ciągle mnie szantażuje, zastrasza, groził nawet, że mnie zabije (!) notorycznie niszczy moje rzeczy (np zniszczył, usunął zdjęcia z dnia porodu i te ze szpitala, kiedy urodziła się Ola, zniszczył moją biżuterię, pamiątki, wytłukł niemal wszystkie talerze - uderzając nimi o ścianę, szklanki). Codziennie mnie poniża, wyzywa, codziennie dowiaduję się że jestem pier **** ną k**wą, s**ką, szmatą itp. Dlaczego? Bo np nie nałożyłam mu zupy i musiał zrobić to sam. Aha, nie napisałam że on w domu nie robi nic. Dosłownie nic. Jego jedyne zajęcie to leżenie z pilotem w ręku. Wczoraj robiłam zupę i poprosiłam, żeby poszedł do sklepu po marchewkę (dosłownie 50 metrów), powiedział " spier **aj ****o", sama sobie idź. Poprosiłam żeby zszedł do piwnicy po coś tam, odpowiedź była taka sama. Pewnego dnia (a miał wtedy tydzień urlopu, ja pracowałam codziennie po 11 godzin, a on przez cały tydzień leżał albo grał w gry komputerowe, po pracy to ja robiłam zakupy, prałam, sprzątałam itp) poprosiłam jednak go żeby w końcu zmył naczynia, zaczął na mnie krzyczeć, w końcu po jakimś czasie niby zmywał, ale rzucał przy tym naczyniami tak, że połowę potłukł. Jest w nim tyle agresji, że z powodzeniem obdarowałby połowę miasta. Zupełnie nie panuje nad swoimi reakcjami, tym co mówi i robi, Ciężko mi, codziennie płaczę, ale obiecałam sobie, że będę silna i dotrwam do dnia kiedy w końcu będę mogła się przeprowadzić.

Poza tym znalazłam świetną pracę, szybko okazało się, że jestem dobra w tym co robię i po miesiącu dostałam awans i podwyżkę. Szefowa i koleżanki z pracy nie mają pojęcia o tym co się dzieje u mnie w domu ale skutecznie mnie podbudowują, dzięki temu nabieram siły do działania.

Okazało się także, że się myliłam co do swojej rodziny. Co prawda z oporami, ale powoli dociera do nich myśl, że jestem nieszczęśliwa i że prawdopodobnie skończy się rozwodem. Piszę prawdopodobnie, bo dokładnie z nimi na ten temat nie rozmawiałam, ale jestem przekonana, że będą mnie wspierać w mojej decyzji.

jedyne czego teraz potrzebuję to dobrej pomocy prawnej, mąż mnie straszy że złoży do sądu wniosek o przymusowe leczenie - chce tym samym udowodnić, że z nim wszystko w porządku, i że to ja jestem chora psychicznie (standardowy mechanizm wyparcia). Ponadto chce zyskać tym samym przychylność sądu (że niby się stara).

Zastanawiam się, czy wraz z pozwem o rozwód nie złożyć wniosku do prokuratury (względnie dostarczę zeznania ze sprawy rozwodowej) o popełnieniu przestępstwa (przemoc psychiczna i fizyczna, znęcanie się nad rodziną). Mam zdjęcia po pobiciu, nagrania jak mi ubliża (niestety na obdukcji nigdy nie byłam, bo za bardzo się wstydziłam ( ponadto nie wiem jak uregulować sprawy majątkowe.

Bardzo chciałabym aby ten rozwód odbył się spokojnie, aby jak najmniej odbił się na Oli, ale nie wiem czego spodziewać się po moim agresywnym i nieobliczalnym mężu i tego się boję najbardziej.
napisał/a: kmf84 2011-05-03 10:21
Aha zapomniałam poruszyć jeszcze jednego wątku. Moim zdaniem mój mąż ma jakieś postępujące zaburzenia psychiczne (z jego opowiadań wynika, że matka go biła, poniżała), miał w dzieciństwie problemy z nauką, problemy z osobowością, z opowiadań teściowej wynika, że miała z nim problemy wychowawcze. Nie utrzymuje z nikim kontaktów, nie ma przyjaciół, kolegów, nie utrzymuje kontaktów z rodziną (no chyba, że czegoś potrzebuje), godzinami potrafi przyglądać się swojemu odbiciu w lustrze, nie mogę go nawet dotykać po twarzy, bo twierdzi, że wtedy wyskakują mu pryszcze (!) dąży tylko do zaspokojenia swoich potrzeb. Nie znam się za bardzo na psychologii (pracuję w laboratorium w kontroli jakości, zajmuje się mikrobiologią), ale trochę czytałam, mam znajomych, którzy skończyli psychologię i moim zdaniem to jakieś zaburzenia socjopatyczne. Ale się nie dowiem, bo on nie chce się leczyć.
napisał/a: Violasar 2011-09-20 15:40
Jeśli wam potrzeba prawnika idźcie do Centrum Praw Kobiet, jeśli zależy wam na rozwiązaniu jakiś problemów sądowych, nie wiecie jak podzielić majątek albo czego możecie spodziewać się na sprawie sądowej idźcie do Biura Porad Obywatelskich, a jeśli potrzebujecie wsparcia emocjonalnego zapiszcie się do psychologa na psychospace.pl. Tyle mogę wam poradzić. Nie mogę się mądrzyć skoro specjalistą w zakresie prawa ani psychologii nie jestem.
napisał/a: arizona78 2012-05-15 18:45
Kochana KMF, moim zdaniem tego małżeństwa nie da się uratować. To, jak opisujesz zachowanie męża niestety nie niesie ze sobą nadziei na poprawę waszych relacji. To wręcz klasyka psychofaga, pasożyta karmiącego sie psychiką innych, o czym świadczy również stosuneK jego rodziny do niego i brak przyjaciół. Mogę polecić ci rewelacyjnego bloga, pisanego przez kobiety, które same przeszły podobne piekło. poszukaj w googlach uciekamdoprzodu.
Druga sprawa to zabezpieczenie Cię na przyszłość przed wchodzeniem w takie toksyczne relacje. Bo, choć wolałabym by tak nie było, będziesz się w nie pchała. Nie ma przypadków, dlaczegoś tak się dzieje. I tu na początek poleciłabym Ci kilka pozycji książkowych:
Robin Norwood- Kobiety, które kochają za bardzo
Pia Melody- Toksyczne związki
Susan Forward- Szantaż emocjonalny
i nowość na naszym rynku
Hal i Jenny Runkel- Projekt szczęśliwe małżeństwo
Z każdej z tych książek dowiesz sie czegoś o sobie, o swojej rodzinie, o swoich wyborach. Kolejność nie jest przypadkowa. W pierwszej książce dowiesz sie jak działa mechanizm kochania za bardzo, wbrew swoim interesom, w drugiej dostaniesz jakby ciąg dalszy, w trzeciej nauczysz sie rozpoznawać jedna z technik manipulacyjnych, jaką jest emocjonalny szantaż, w kolejnej, że tylko osoba o wysokim, acz realistycznym poczuciu własnej wartości może zbudować trwały związek bez mitycznych połówek jabłka, bez oczekiwania, by partner zaspokajał jej potrzeby, bez czekania na to kiedy będzie mu mogła zaufać. Wszystko to masz w sobie, już dziś. I dasz radę!