coś się skończyło

napisał/a: Wiktoria.w. 2007-11-09 09:43
Jesteśmy, a raczej już byliśmy ze sobą ponad 5 lat. Już były przygotowania do ślubu. ale nie ma już nic. Całą winną on obarcza mnie, że za bardzo go kontrolowałam, że nie szanowałam jego rodziny. A ja cóż takiego zrobiłam? Sama nie wiem. Dwa lata temu chciał przerwy, byłam wtedy załamana, przerwa?, tak nagle, o co chodzi. On jak zwykle wszystko zwalił na mnie, że jestem taka i owaka. Wrócił do mnie po dwóch tygodniach i musiałam jeszcze go przepraszać że byłam taka "okropna", jak mogłam być taka głupia i tak się poniżać. Szybko odkryłam że ktoś w ciągu tych dwóch tygodni był. Sam a wszystko odkryłam, on nie powiedział nic, winna byłam cały czas ja. Kiedy powiedziałam mu że wszystko wiem, zaczął przepraszać, że żałuje wszystkiego, że to nie było nic ważnego, że najważniejsza jestem ja. Wierzyłam mu przez jakiś czas. Ale ta sytuacja mnie też trochę zmieniała, wiem że na gorsze ale to już nie moja wina. Stałam się zazdrosna i to czasami bardzo mocno. Traciłam zaufanie, nie da się tego tak szybko odbudować, kto coś takiego przeżył to wie, że to nie jest tak że sobie powiemy że zaufanie jest i ono wraca. Mimo wszytsko zaczeliśmy się budować, chcieliśmy stworzyć kiedyś rodzinę. Duży wkład finansowy mieli w ten dom jego rodzice, jednak ja też dawałam co mogłam, swoją wypłatę (nie małą) i pracę mojego taty, który mimo że nia ma dużych pieniędzy to dwoił się i troił przy tej budowie, wzieliśmy też kredyt. Pół roku temu zamieszkaliśmy w "naszym wymarzonym" domku i co ... nic. Zaczął mi wypominać że ten dom nie jest mój, a jego rodziców, że cały dom powstał wyłącznie dzięki całej jego rodzinie. I co miałam tego słuchać? kłóciłam się o to z nim. Lecz on tylko swoje racje miał. Przecież tworzyliśmy ten dom wspólnymi siłami, każdy z nas coś dał, oczywiście tyle ile mógł. Ja miała szanować jego rodzinę, bo wybudowali dom, a on mógł w kółko obrażać mnie i moich rodziców. Ale mimo wszystko ja ich szanowałam i cierpliwie słuchałam obelg pod adresem mojej rodziny. Mogłam odejść, ale nie ja tkwiłam w tej "złotej klatce". 5 lat temu byłam wesołą dziewczyną, mającą przyjaciół, znajomych, on był odludkiem, który nie lubił się bawić, i powoli,powoli stawałam się taka jak on. Stałam się zakompleksioną dziewczyną, która powinna słuchać krytyki jego i jego rodziny. Ale cóż tak to jest jak człowiek wiąże się z mamisynkiem i niedojrzałym emocjonalnie dzieckiem (28 lat). Człowiek powinien kochać i szanować swoich rodziców, ale kiedyś musi odciąć pępowinę. U nich to zawsze ja byłam najgorsza, we wszystkim. Kiedyś jego tata wyzwał prze telefon mojego, za jakąś błahostkę przy budowie, byłam u nich (50 km od mojego domu rodzinnego), słyszałam jak go wyzwał, wyszłam i pojechałam do znajomych. Dzwonił ja nie odbierałam. Po paru godzinach wróciłam. Wielka obraza, że jak tak mogłam wyjść, a co miałam zrobić, słuchać bzdur. Szłam u nich w dzień spać na parę minut - leniuch poszedł spać, jego siostra szła spać ("stara panna") - mmy być cichutko bo ona musi odpocząć. Takich przykładów było tak wiele, ale nie chcę juć o nich pamietać. Wszystko robiłam źle. Nawet nie tak się ubierałam i czesałam. On miał w czymś winę, ja płakałam a jego mama jeszcze na mnie. Ich dzieciaki od małego mieli wszystko to co chcieli, żyli w przekonaniu że są najważniejsi, i nic złego nigdy nie robią. Przecież to nie jest dobrze wychoowywać dzieci na takich egoistów. Ja przy nich nie mogłam nawet zbytnio pokazywać mu uczuć, bo jego siostra i mama były zaraz zazdrosne. Zastanawiam się dlaczego tak długo tkwiłam w tym związku to tylko jedno przychodzi mi na myśl - miłość, bo kochałam go bardzo i jeszcze troszkę kocham. Przeczytaliście opinię jednej strony, ale o sobię też mogę powiedzieć że nie byłam ideałem i nigdy tak nie twierdziałam, byłam zazdrosna, kłótliwa, i powiedziałam mu też wiele przykrych rzeczy, np. to że i tak od niego odejdę. Są to przykre słowa, wiem o tym. Na początku znajomości to on był zazdrosny o moich przyjaciół, urwałam z nimi wszystkimi kontakt, to był mój największy błąd, ale kochałam go i chciałam żeby był szczęsliwy, ja dla siebie przestałam się liczyć. Całe pięc lat liczył się tylko on. Robiliśmy i chodziliśmy tam gdzie on chciał. Ja się nie liczyłam. Chciałam odejść wiele razy ale nie miałam siły na to, mówiłam mu czasami żeby mnie zostawił. I w końcu posłuchał. W poniedziałek powiedział że chce przerwy. w pierwszym momencie osłupienie, płacz. W nocy jednak myślę - ja też tego chcę i to bardzo. na drugi dzień on zaczynał wątpić, a ja natomiast zaczęłam się utwierdzać w tym. Chcę zacząć wszystko od nowa, znowu zacząć się uśmiechać, poznać fajnych ludzi. Zająć się w końcu sobą. Mam nadzieję że będzie dobrze.
napisał/a: sorrow 2007-11-09 11:20
No i chyba dobrze, że się w końcu zdecydowałaś, bo lepiej teraz niż poźniej. Pomiędzy wami narosła masa wzajemnych oskarżeń i pretensji. Nie wydaje się, żeby można było teraz przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego. Lepiej juz chyba się od tego odciąć i poszukac szczęścia gdzie indziej i z kims innym. Masz juz odświadczenie i niech to da ci trochę wskazówek na przyszłość co do twojego zachowania. Bo jak sama czujesz, nie jest to tylko wina twojego partnera, ale również twoja. Jesli nie zmienisz się w swoim następnym związku, to również możesz spodziewac się kłopotów. Pamiętaj równiez, że wiążać się z kimś bierzesz w pewnym sensie ślub z jego rodziną. Warto więc przyjrzec sie im zawczasu, żeby potwm się nie rozczarować (tak jak to jest obecnie).

Odnośnie spraw finansowych... no cóż to jest "dobrodziejstwo" wolnego związku. Ja bym się obawiał inwestować tak wiele wspólnie z człowiekiem, z którym nie jestem związany węzłem małżeńskim. Prawo dużo bardziej chroni małżonków... nie wiem jak miałabyś odzyskac wkład twój i twojej rodziny.
napisał/a: Kinia 2007-11-10 21:31
No i dobrze, że chcesz to przeciąć, ale Sorrow ma rację, co teraz zrobisz z tymi środkami, które włożyłaś w ten dom, pewnie tego nie odzyskasz, a jeśli Ci mówił, że sam z jego rodziną to zbudował to tak naprawdę możesz zostać z niczym
napisał/a: dora356 2007-11-20 09:17
on jest po prostu mami synkiem :/
napisał/a: agatek2 2007-11-20 13:14
gratulacje tak silnej woli.............. dobrze ze nie pojmujesz tego pod katem " 5 lat szkoda to tracic, wiec wezmy sluib i tkwijmy dalej" wytrwalosci zycze , szczesca i znalezienia prawdzwego, oddanego, usmiechnietego pratnera, ktory bedzie cie szanowal......... powodzenia