Czy na poczatku tak wlasnie powinno to wygladac??

napisał/a: Klapon 2008-07-12 10:21
Witam wszystkich.
Borykam sie ze strasznym uczuciem:/
Poznalem swietna dziewczyne. Ma na imie Ania. Jest wspaniala istota, nie potrafie znalezc w jej skromnej osobie zadnych wad. Jesli mam byc szczery...jest idealna. Nasza znajomosc trwa dosyc krotko, tj 2 tyg...w tym czasie zdazylismy sie spotkac juz 8 razy. Za kazdym razem Ania podobala mi sie coraz bardziej. Kazdy raz owocowal w "krok na przod": pierwsze podanie dloni, pierwsze przytulenie, pierwszy pocalunek. Ostatni "raz" ozdobiony dlugimi pocalunkami, licznymi rozmowami, z ktorych kazda szczera, tak jak sobie obiecalem. I wlasnie wtedy doszlismy do wniosku, ze nie ma chyba tego czegos miedzy nami!!! Strasznie sie boje, nie chce jej zranic:( Ania jest piekna, czula, otworzyla sie przedemna "pierwszy raz", duzo piszemy. Problem tkwi w tym, ze czasem ogarnia nas obojetnosc wobec siebie...czuje sie jakby mi bylo wszystko jedno. Rzadko, ale jednak... czy to normalne? Czy "to cos" przychodzi z czasem?? Czy moze to jest wyolbrzymianie negatywow?? Czy kady zwiazek poczyna sie od zakochania (zauroczenia)?? i to jest cos wielkiego?...a inaczej nie warto zaczynac?? Czy moze to za malo czasu na to by wspolodczuwac etc??

Mam metlik w glowie od tego...bardzo chcialbym, zeby "to byla Ania", ta jedyna, ale czy ja mam wplyw na taki wybor:/

Poradzcie, podzielcie sie swoimi doswiadczeniami.
napisał/a: sorrow 2008-07-12 13:48
Większość związków zaczyna się od zauroczenia, ale nie zawsze. Wtedy rzeczywiście człowiek nie ma większego wpływu na wybór... stąd te powiedzenia, że miłośc jest slepa, albo serce nie sługa. U was wygląda na to, że byc może coś się zaczęło bez tych uniesień, chociaż trudno mi to zrozumieć, bo piszesz o tym tak jakbys był w niej zakochany :). Takie podejście może mieć swoje zalety, bo nie masz oczu całkowicie zasłoniętych klapkami i możesz szybciej dostrzec pewne jej cechu, które ewentualnie mogłyby ci w niej przeszkadzać. Musiz się dobrze zastanowić czy taki początek związku akceptujesz, żeby nie było tak, że się za pół roku zakochasz w innej, rzucisz wszystko, a to okaże się właśnie "tylko" zauroczeniem.

Musiałbys bardziej wyjaśnić co to znaczy, że was ogarania ta obojętność. Co to dla ciebie znaczy, a co dla niej?
napisał/a: Klapon 2008-07-12 16:15
"Obojetnosc" - nie wiem czy uzylem dobrego sformulowania. Jeszcze kilka dni temu lekko podchodzilem do tego co bedzie. Wyobrazalem sobie zwiazek z kabieta mojego zycia jak milosc z bajki od pierwszego wejrzenia. Moj rozum mowi mi, ze Ania jest ta jedyna...ma wszystko to o czym marzylem. Pamietam jak pierwszy raz powiedziala niesmialo "przytul mnie" patrzac na mnie wstydliwie, ale na swoj sposob bardzo czule, swoimi pieknymi oczami.Pamietam jak mi szpenela "pocaluj mnie" i zamknela oczy. Przezylem z nia wczoraj piekne chwile, pelne uniesien i wogole...jeszcze nigdy tak nie mialem, ale najgorsze bylo, chwilami, towarzystwo uczucia ktore mowilo mi "a jak Ty jej nie kochasz...zranisz ja mocno" nie moge tego zrobic...nie potrafie jej skrzywdzic. Spytala mnie czy sie zakochalem. Nie moglem jej powiedziec "tak", bo nie bylem pewien, ze tak jest. Jesli mozna mnie w tej chwili uznac za pelni poczytalnego to moj "mozg" mowi mi "IDEAL". Serce tak dawno nieuzywane, nie potrafi okreslic co to jest. Wiem, ze ona mysli, ze dalsze ciagniecie tego nie ma sensu bo ja sie niezakochalem...ale ja nie wiem co sie ze mna dzieje. Wstaje dzisiaj i mam lzy w oczach na mysl o tym jak sie musiala czuc wczoraj Ania. Rozmawialem z nia o tym i poprosilem, zeby przemyslala czy chce powiedziec "koniec". Po skonczonej rozmowie siedze przy komputerze, pisze ten post z lzami na polikach i nie wiem czego oznaka sa te lzy...strachu ze moge utracic cos czego niegdy wiecej juz nie znajde? Gdybym mogl o cos prosic...1 zyczenie: chcialbym sie zakochac wlasnie w Ani, ale ja nie wiem czy ja sie zakocham, czy sie zakochalem. Jeszcze nigdy nie bylem tak bezradny:(

Pomozcie!!!
napisał/a: natik8 2008-07-13 14:30
Heeeej spokojnie! czy Ty chcesz być już zakochany po 2 tygodniach znajomości ? daj się ponieść, wyluzuj, zakochanie to najlepsze co może być, pierwszy pocałunek dotyk dłoni itd.. Nie trzeba od razu mówić kocham, widac, że bardzo zależy Ci na dziewczynie więc idź dalej, a zobaczysz co z tego wyjdzie, po prostu cieszcie się sobą, nie podejmujcie od razu jakiś ważnych decyzji... Nie denerwuj się tak tą cała sytuacją, pozwól czasowi sprawić, abyś się zakochał... i wszystko na spokojnie i powoli bo się sp....oli pozdrawiam:)
napisał/a: eska1 2008-07-13 16:18
Nie myśl o tym tak intensywnie. Nie zastanawiaj się. Spotykajcie się jak najwięcej, rozmawiajcie, róbcie wspólnie jak najwięcej rzeczy - to zbliża. Reszta się z czasem sama ułoży. :)) Na początku chyba każdy się boi zaangażować, a strach paraliżuje i wtedy zaczyna się 1001 dziwnych myśli.. Na słowo "kocham" chyba nieco za szybko.. Na początku nigdy nic nie wiadomo, ale jak zależy nam na drugiej osobie, a po Twoich postach wnoszę, że tak, to powinno się próbować. I w pewnym momencie wszystko sie rozjaśnia i przychodzi czas na poważne rozmowy.
Powodzenia! :)
napisał/a: sorrow 2008-07-13 16:23
Powiem ci tylko, że za dużą rolę przykładasz do pewności. Nigdy nie będziesz pewny, czy kochasz, bo zawsze w człowieku jakieś (nawet drobne) wątpliwości się pojawią. Przecież nie powiesz jej "pobądźmy ze sobą 10 lat, żbym się przekonał, czy na prawdę cię kocham". Poza tym możesz tą miłość swoją (skoro już tak ci rozum tam dużo miesza) potraktować bardziej dojrzale. Powiedz "kocham" dlatego, że świadomie podejmujesz decyzję, że zrobisz wszystko, żeby była szczęśliwa, że będziesz przy niej na dobre i złe, że uwielbiasz być z nią i z nią rozmawiać. No... chyba, że uważasz, że dużo ważniejsze jest powiedzenie "kocham" tylko dlatego, że ci się trochę więcej hormonów zakochania w mózgu wydzieliło i właśnie ją zawiadamiasz o tym ekscytującym stanie.
napisał/a: imalka 2008-07-13 16:38
Jesli jest wam dobrze ze soba, to poczekajcie. Ja ze swoja obecna dziewczyna (ktora naprawde kocham) zaczynalem podobnie. Z tym ze obojetnosc byla z mojej strony....(glupi bylem :P). Swietnie sie gadalo, jest atrakcyjna, a ja czulem wobec niej jakas taka obojetnosc. udalo sie przeczekac ten stan (dzieki jej zabiegom - byla nieustepliwa :) i teraz jest swietnie.
napisał/a: Klapon 2008-07-13 17:35
Wlasnie wspolnie dochodzimy z Ania do tego, ze oboje jestemsy dla siebie tacy "idealni", ze za szybko oczekujemy od siebie pewnych rzeczy...nie "wzajemnie", sami od siebie. Mamy z Nani ostro narypane w glowach od tej calej sutyacji. Slusznie zauwazyliscie, ze za duzo myslimy o tym wszystkim, powinnismy sie wiecej cieszyc soba. Wogole to Ona jest wspaniala: jest tak, ze nie musimy nic mowic, albo Ona mowi to co chcialem powiedziec, albo ja robie to za Nia. Szukajac pomocy, podpowiedzi, Ania doszla do wniosku, ze "podrecznikowo" nasz stan jest okreslany mianem glebokiego zauroczenia.

PS.Gdy przyjdzie ten czas, ze bede mogl powiedziec "Kocham", a chce byc pewny, to zrobie to wiedzac, ze sprawie jej tym ogromna przyjemnosc...ale tylko w zgodzie z soba.

Pomogliscie, nawet troche, mojej dziwnej osobie...zwlascza Bartollo, mimo krotkiego postu, lecz z wlasnym doswiadczeniem, jest swiadectwem tego, ze wszystko przychodzi z czasem...Podziekowal