Czyżby to jednak nie miłość..?

napisał/a: ladymellody 2015-10-29 21:03
Jestem w związku od 5 lat. Problem w tym, że... nie wiem czy go na prawdę kocham. Te wątpliwości pojawiają się cyklicznie, kiedy staram się obiektywnie patrzeć na nasz związek. Nie jestem pewna czy kocham go jak mężczyznę, bo poza tym, że jest moim partnerem jest też najlepszym przyjacielem. Niestety mimo całego tabuna rozmów (nie, nie jestem typową kobietą i mówię czego chcę otwarcie) i jego obietnic że będzie lepiej nic się nie poprawia. Głównie chodzi tu o sferę intymną. Nie oczekuję cudów, ale w sypialni czuję jakbym była z chłopcem, a nie mężczyzną. Udaje zdecydowanego, ale we wszystkim co robi czuję jego niepewność. Poza tym nasze zbliżenie to kompletny brak namiętności. Powoli zaczynam czuć frustrację, przez co odechciewa mi się jakichkolwiek zbliżeń, a zawsze byłam osobą bardzo seksualną. Co więcej rzadko przechodzi mi przez myśl, że jest na prawdę seksowny...
Do tego dochodzą pieniądze. Mam wrażenie, że gdybym za każdym razem sięgała po portfel to on z nic by nie płacił. Nie chodzi tutaj o to, ze chcę być jego utrzymanką-absolutnie, Ale to miłe, kiedy facet płaci za nas w restauracji, nawet kiedy ja chcę to zrobić. Wszystkie koszty dzielimy idealnie na pół. Pod tym względem nie czuję w ogóle wsparcia, mimo że ja nie pracowałam albo on zarabiał znacznie więcej.
Ktoś może powiedzieć, że seks i pieniądze nie powinny wpływać na miłość. Zgadzam się, ale nie można się oszukiwać-jeżeli mamy spędzić razem resztę życia, to muszę być pewna, że jeżeli np. po urodzeniu dziecka nie będę mogła z jakichś przyczyn wrócić do pracy, nie będzie płacił 50% rachunków, a będzie chciał (nie chodzi tutaj o to czy będzie w stanie, ale właśnie o chęci) zaopiekować się całą rodziną.
Mam kompletną pustkę w głowie. Czasem myślę całkiem poważnie o rozstaniu, ale nie wiem czy nie jest to tylko chwilowe... POMOCY!
napisał/a: Valkiria_ 2015-10-30 08:44
A o kwestii finansowej też z nim otwarcie rozmawiałas? O seksie również? Czy krazysz dookoła i niby coś mówisz, ale zostawiasz mu pewne rzeczy żeby się domyślił?
Skoro dzielicie się wydatkami po połowie, no to raczej się na to musieliście wcześniej umówić...
Szczerze? Związek nie polega na tym, żeby druga strona robiła wszystko to czego sobie zazyczyny albo się rozstajemy. Związek to ciągła sztuka kompromisów. To nie ma się odbywać na zasadzie "jestem księżniczką, chce cudowny seks i żeby płacił za wyjścia".
Inna kwestia - wsłuchujesz się czasem w jego potrzeby? Jemu też z pewnością wiele rzeczy nie pasuje, coś go drażni, coś mu przeszkadza. Związek nie kręci się wokół jednej osoby. A już na pewno nie polega na tym, żeby usilowac kogoś zmienić i przerobić pod siebie...
napisał/a: ladymellody 2015-10-30 23:42
Rozmawialiśmy, wiele razy. Nie były to sugestie, a jasno określone potrzeby i preferencje - zarówno w kwestii finansowej jak i seksualnej. Nie umawialiśmy się wyszło to naturalnie. Kiedy płacimy rachunki, mówimy o zakupach np. spożywczych to ja mówię o połowie (głupio byłoby mi powiedzieć "ok to ty dajesz 70% bo w domu robię wszystko ja więc przynajmniej się dołóż finansowo") ale on nigdy nie protestował
To nie jest tak że mamy związek jakiego ja chcę. W wielu kwestiach poszłam na kompromis(a raczej zgodziłam się na jego propozycje) m. in. chodzi o spędzanie wolnego czasu czy miejsce zamieszkania.Nie jest też tak, że tylko ja oczekuję takiego a nie innego seksu. Dużo o tym rozmawialiśmy i przyznał, że on też tak woli ale zawsze się bał mojej reakcji.
napisał/a: Annie 2015-11-01 08:53
ladymellody napisal(a):Kiedy płacimy rachunki, mówimy o zakupach np. spożywczych to ja mówię o połowie (głupio byłoby mi powiedzieć "ok to ty dajesz 70% bo w domu robię wszystko ja więc przynajmniej się dołóż finansowo") ale on nigdy nie protestował


Czyli jednak nie mówisz otwarcie, tylko proponujesz pewne rozwiązanie, licząc na to, że "on się domyśli" i zaprotestuje.
napisał/a: Valkiria_ 2015-11-01 10:23
Dziwi mnie szczerze, że pomimo 5 wspólnych lat nie umiecie ze sobą rozmawiać. Dziwne jest to, że wasz związek wogole funkcjonuje. I wiele w tym stanie rzeczy jest twojej winy autorko.
Jednym biegunem jest umiejętność jasnego i klarownego przekazywania komunikatów odnośnie swoich potrzeb i tego, co nie pasuje w związku. Drugim biegunem natomiast słuchanie tego, co partner nam komunikuje - w związku ze swoimi potrzebami i tego co mu nie pasuje. Dalsza część to świadome kompromisy.
A nie "niczego nie ustaliliśmy, tak jakoś wyszło". Albo "głupio mi powiedzieć, żeby płacił więcej za zakupy bo ja pracuje też w domu a on nie".
Jak można być z kimś 5 lat i uważać, że głupie jest powiedzenie tego co się myśli?

Jestem mężatką i szczerze mówiąc swojego męża znam od 2,5 roku a 2 lata jesteśmy po ślubie. Znamy się jak łyse konie i mówimy sobie wszystko, wprost, bez owijania w bawełnę. To jest również mój najlepszy przyjaciel. Tu nie ma miejsca na sugestie, albo na to czy coś wyszło naturalnie samo z siebie. Ludzie mieszkający ze sobą muszą mieć wypracowana doskonałą komunikację w związku bo bez tego nie będzie niczego. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby mi głupio było powiedzieć "kochanie ale za zakupy to zapłać większą część, bo ja przecież przyrządzam jeszcze posiłki"...
Ale koniec końców są małżeństwa z 15 letnim stażem, w których kobieta boi się powiedzieć mężowi że ma problemy ginekologiczne, ze strachu by nie nabrał obrzydzenia, więc w sumie wszystko jest możliwe i może to ja mam dziwny i wypaczony pogląd na wspólne życie i związek...
napisał/a: Hecate 2015-11-01 11:59
Valkiria_ napisal(a):Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby mi głupio było powiedzieć "kochanie ale za zakupy to zapłać większą część, bo ja przecież przyrządzam jeszcze posiłki"...


Mnie dziwi, ze w zwiazku z tym stazem, trzeba w ogole rozmawiac o takich rzeczach. Jezeli jest z sie z kims w zwiazku przez x lat, tak podstawowe kwestie powwinny zostac przedyskutowane juz na poczatku. Kiedy ja i moj partner zamieszkalismy razem, otworzylismy wspolne konto i zdecydowalismy, ze kazde bedzie wplacac na nie procent /ulamek swojej pensji (taki sam procent, niezaleznie od zarobkow np. 80%) i z tego wlasnie konta oplacane sa wszystkie rachunki, jedzenie, gromadzone oszczednosci.

Autorko, jak dla mnie opisalas tu relacje wspollokatorow (minus sex), a nie zdrowego zwiazku. Oczywiste jest, ze komunikacja u was kuleje.
napisał/a: ladymellody 2015-11-01 22:49
Annie napisal(a):
ladymellody napisal(a):Kiedy płacimy rachunki, mówimy o zakupach np. spożywczych to ja mówię o połowie (głupio byłoby mi powiedzieć "ok to ty dajesz 70% bo w domu robię wszystko ja więc przynajmniej się dołóż finansowo") ale on nigdy nie protestował


Czyli jednak nie mówisz otwarcie, tylko proponujesz pewne rozwiązanie, licząc na to, że "on się domyśli" i zaprotestuje.

W tym przypadku nie mówię, ponieważ wychodzę z założenia, że gdyby chciał się mną finansowo zająć to by to zrobił. Szczególnie że mówiłam mu, że przeszkadza mi to idealne dzielenie na pół (z przewagą w moją stronę niestety).
Valkiria_ napisal(a):
Jak można być z kimś 5 lat i uważać, że głupie jest powiedzenie tego co się myśli?

Poza tym problem jest inny. Jemu tak bardzo zależy i tak bardzo mnie kocha, że mówi to co chcę usłyszeć i robi to czego ja chcę, a rzadko mówi o tym co na prawdę myśli.. Tak więc zastanawiam się trzy razy zamin coś powiem,bo wiem że mi przytaknie...
Hecate napisal(a):
Autorko, jak dla mnie opisalas tu relacje wspollokatorow (minus sex), a nie zdrowego zwiazku. Oczywiste jest, ze komunikacja u was kuleje.

Ciekawe że tak to nazwałaś. Ja już klika razy wypomniałam mu, że czuję się jak jego partner biznesowy a nie kobieta w związku..