Dlaczego...

napisał/a: amarti 2008-07-18 16:29
Wczoraj po raz kolejny zostawila mnie...Tym razem niespodziewanie, bez skrupulow i nie zostawiajac cienia nadziei...Znamlismy sie 12lat, byla moja najlepsza przyjaciolka, najblizsza mi osoba. Ja po jakims czasie zaczalem czuc do niej cos wiecej, ale wiedzialem ze nic by z nas wtedy nie bylo. Czekalem, az bede pewny swoich uczuc. W pewnym momencie urwal nam sie kontatk, wyjechalem. Zakochalem sie, ale tylko na chwile nie moglem przestac myslec o mojej "przyjaciolce". Po roku odnowil nam sie kontakt, ona wtedy miala problemy ze swoim chlopakiem, ktory ja bardzo ranil. Puszczal sie na lewo i prawo, a ona nie potrafila go zostawic. To byla jej pierwsza wilka milosc...W koncu sie rozstali, ale to on ja w koncu zostawil dla innej. Leczyla sie rok...w miedzy czasie poznala jednego faceta, ale na chwile i nic z tego nie wyszlo. Stawalismy sie sobie coraz blizsi. Wkoncu przyjechalem na wakacje, ktore postanowilismy spedzic razem. Wszystko zaplanowalismy i spedzilismy 2 najwspanialsze dni w naszym zyciu. Od tego wszystko sie zaczelo...Ja musialem jednak wyjechac z Polski. Wkoncu przyznalem sie co do niej czuje, i ona miala to samo, ale powiedziala, ze musze przyjechac zeby sie upewnila. Rozstalem sie z moja dziewczyna i wrocilem po tyg do PL. I znowu spedzilismy cudowne chwile do ostatniego dnia kiedy mialem spowrotem wracac. Tuz przed wyjazdem powiedziala, ze to jednak nie to...bez zadnych konkretnych powodow. To byl mocny zimny prysznic...Postanowilem zerwac z nia wszystkie kontakty i ucielkem w moja "byla". Ale nie potrafilem zerwac kontaktu...Dziwila sie, ze bylem chlody, a ja staralem sie udawac, ze nic sie nie stalo. Wczesniej zaplanowalismy, ze przyjedzie do mnie ze znajomymi. I przyjechali. W ostatni dzien przed odlotem chciala sie ze mna zobaczyc...Wtedy powiedziala, ze teraz to czuje i ze jest zakochana na maxa. Ogien. Ja nie chcialem wierzyc, ale w to poszedlem. W koncu dalej ja kochalem tak samo mocno, caly czas. Stanelo na tym, ze przyjechala niedlugo po tym do mnie zagranice i razem zamiszklaismy. Na poczatki bylo super, pozniej jak w kazdym zwiazku raz lepiej raz gorzej. Ale bylo nam dobrze. Z tym, ze powoli przestawala widziec we mnie przyjaciela, a zaczynala widziec chlopaka...Po roku wrocilismy razem do PL. I tu wszystko zaczelo sie sypac...przestalismy ze soba mieszkac, bo ona jeszcze nie byla na to gotowa...Chciala pomieszkac w domu. Po 6 miesiacach doszlismy razem do wniosku, ze jak nie zaczniemy ze soba mieszkac to wszystko sie rozsypie...Znalezlismy mieszkanie. W miedzyczasie odnowila sie jej znajomosc, z bylym chlopakiem z czasow podstawowki (byli ze soba z tydz chyba...), zapewnila ze to tylko kolega. Ja sie nie przyczepialem...Dzien przed tym jak mielismy sie wprowadzic na mieszkanie zobaczyla sie z nim i to za moimi plecami. Pozniej powiedziala, ze nie chciala zebym sobie cos pomyslal...Osiagnela oczywiscie wrecz przeciwny efekt. Po 2 dniach wspolnego mieszkania, powiedziala, ze to nie ma sensu i ze ona nie czuje do mnie tego co by chciala, ze nie moze mi dac tyle na ile zasluguje, i ze nie jest pewna swoich uczuc. Wlasciwie to nawet powiedziala wtedy, ze mnie nie kocha. Bo sie wypalilismy i zaczela sie zastanawiac czy to jest to...znowu...Rozeszlismy sie, ale tylko do nastepnego dnia, kiedy zaczela przepraszac i mowic, ze nie wie co w nia wstapilo. Chciala zaczac wszystko od nowa. Nie widzielismy sie prawie 2tyg. Chcialem jej dac troche czasu, zeby znowu nie podejmowala decyzji pod wplywem emocji. Bo chyba nie zdawala sobie sprawy ile mnie to wszystko kosztowalo...Zdazyla ochlonac z kolejnej euforii, tak jak zreszta myslalem, ale powiedziala, ze chce sprobowac i ze zrobi wszytko zeby bylo dobrze bo nie potrafi i nie chce mnie stracic. I bylo dobrze, pojechalismy razem na wakacjie, bylo super, wszystko sie ukaldalo. Niestety nie potrafila zerwac kontatku ze swoja podstawowkowa "miloscia". Wkoncu po jakichs 3mies. znowu sie z nim zobaczyla tym razem sama sie przyznala. Ja oczywiscie wybuchlem, powiedzialem, ze ma z nim zerwac kontakt. Ona uwazala, ze ta znajomosc nie ma wplywu na nas, ale powiedziala, ze moze go olac. Po tym troche ozieblem, gadalismy, mowila ze potrzebuje mnie wiecej, ze teraz jest wreszcie szczesliwa...Ze jest pewna i ze chce ze mna byc. Ja zaczalem sie starac, az...do wczoraj. Powiedziala, ze sie zakochala, ze znowu ma rozkmine i ze powinnismy sie rozstac, ze tym razem jest pewna...Ja nie moge zrozumiec, jak mozna przekreslic najwaznieszego dla siebie czlowieka, ktorego zna od ponad 10lat, dla kilku miesiecznej znajomosi i dwoch spotkan. Nie moge zrozumiec tych wszystkich klamstw, do samego konca!! Po co? Boli, boli w ch***. Powiedzialem jej, ze nie chce miec z nia zadnego kontatku, ze nie chce jej znac. A w srodku licze na to, ze jednak zmadrzeje, ze liczy sie dla niej bardziej to co zbudowalismy...Nie wiem co mam ze soba zrobic, olac ja czy o nia walczyc? Kocham ja nad zycie i szybko nie przestane, niestety nawet po tym wszystkim. Najgorsze jest to ze stracilem w niej tez przyjaciela, jedyna naprawde bliska mi tu osobe...Mamy wspolnych znajomych, wiec nie moge sie zwrocic do nikogo z nich o pomoc...I bede pewnie musial zerwac kontakt takze z nimi...Zeby zapomniec...Chcialbym ja wymazac z mojego zycia, chcialbym miec na tyle sily...
napisał/a: ~gość 2008-07-18 18:14
amarti napisal(a):chcialbym miec na tyle sily...
Coz zycze Ci ,zebys wlasnie ta sile otrzymal od losu.Dziewczyna hmm.. strasznie nie zdecydowana.Moim zdaniem nie powinnes dac juz wrocic.W przeciwnym razie ona tak cale zycie bedzie przychodzic i odchodzic nawet bez konkretnego powodu...Uff..kobiety czasem naprawde sa okrutne WSpolczuje
napisał/a: amarti 2008-07-18 21:39
Wiem co powinienem zrobic...Najbardziej mnie boli to ze wlasnie ona mnie w taki sposob potraktowala, myslalem ze jest bardziej dojrzala emocjonalnie. Niesamowite jak bardzo mozna sie pomylic co do ludzi, ktorych wydaje sie znamy na wylot...Dzieki za cieple slowa.