dziwna historia! co o tym myslicie????

napisał/a: lady17 2010-02-09 16:35
wlasnie rozpada sie malzenstwo mojego chlopaka siostry. chcialam zapytac osob calkowicie naonimowych co mysla na ten etmat. Pobrali sie gd ona miala 22 lata on 28. Byli zgodni , swietna para, dogadywali sie. Od poczatku byli zzyci z JEJ rodzicami, bo ona jak sie pozniej okazalo jest uzalezniona od matki, matka ustala reguly w swoim malzenstwie i rzadzi mezem jak i dziecmi, przy czym coruniajest dla niej wszystkim na tym swiecie!!! majac te 28 lat ciagle byla jej mala dziewczynbka ukochana. Niewazne , w kazdym badz razie wszytsko bylo ok, pozniej wyjechali razem do anglii, zaczeli zarabiac, kupili mieszkanie , dzialke. Rodzice jej pekali z dumy....ile to oni nie maja (dodam ze rodzice sami nie nie mieli, jedynie mieszkaniew bloku )jak dobrze sobie radza. Ziec idealny. Z czasem urodzilo sie dziecko, rodzice przyjechali do anglii pomagac w wychowaniu, gdy oni chodizli do pracy, splacajc kredyt za dom w anglii ktory rowniez kupili. Rodzice mieszkali 1,5 roku z nimi pod ejfdnym dachem. Po roku wspolnego mieszkania zacezlo sie sypac wszytsko, on odkrylz e ona jakies smsy pisze i dzwoni do kolegi z pracy, ze go oklamuje, ze spotyka sie znimz a plecami, ona sie wsyztskiego wypierala. W Wielkanoc wynikla taka awabtura ze glowa mala,pokazal smsa rodzicom jej, ojciec nic sie nie odezwal, matka naskoczuyla na neigo, ze jak on jej mogl po tel grzebac i nie ufac. Od tamtej pory rodzice mieszkaja w polsce, ona zrezygnoiwala z pracy , pozniej w majuw yjechala na meisiac do polski, za jakis wrocila na jakis egzamin i znowu wyjechala na cale wakacje, wrocila dopiero w pazdierniku. On przez caly cza sbyl tu w anglii. Ja bedac w polsce nasluchalam sie tego i owego o nim, jaki to skorwysyn, skorczybyk, jak h** ze ja tak traktowal, ze ja upokarzal, umniejszal jejw artosc, ze jej nigdzie nie puszczal, ze sama siedziala bez kolezanek itd Mianowicie po 3 miesiacach takich rozmow dziewczyna nie miala szans na podjecie swojej decyzji, mysle ze przez to gadanie amtki znienawidzila go jeszcze bardziej. Dodam ze caly zcas do tej pory sie waha co zrobic...ze wzgedlu na dziecko bo mowi ze ona go juz nie kocha i chyba juz dawno nic do neigo nie czula, ale jak mozna z kims byc ponad 10 lat i nie kochac???i po 5 latach od slubu zdecydowac sie na dziecko z facetem ktorego sie nie koicha?????ma to sens?????jak myslicie???czy matjka moze miec taki wplyw na nia zeby nie stala za mezem tylko jej wywodow sluchala???przeciez to jej maz , nawet jak byly klotnie matka cos gadala na niego to ona nigdy nie stanela w jego obronie tylko stala i czekala az matka skonczy po czym szla za nia na gore. o co tutaj chodzi???ja mam teraz problemy z chlopakiem , nie wiem oni sa zzyci z siostra bardzo i stad wynika ze jedno i drugie przekresla od tak wiele lat zwiazku??? mozna tak traktowac drugiego czlowieka ze swoich pobudek???dziewczyna ma 30 lat a ciagle wydzwania do brata codziennie!!! do matki , pyta sie ich coi ma zrobic, co uwazaja, czy wyslac dziecko do przedszkola czy nie???dodam ze przy pkazji pracuje jako ksiegowy , ma nawet swoje biuro wiec jest zaradna, potrafi zarobic na siebie, wiec nie wiem z jednej strony jest taka a z drugiej taka????niech ktos mi odpowie
napisał/a: fooria 2010-03-23 21:16
Naocznie widziałam taki przypadek związku z taką kobietą - uzależnioną od matki. To się nie zmieni, niestety. Było dokładnie tak, jak w opisywanym przez Ciebie przypadku. Teściowa w obecności swojej córki bardzo źle się wyrażała o zięciu , ta nienawiść zaowocowała też u jej córeczki. Wszystko było dobrze, dopóki odpuszczał, dopóki znosił codzienne i wielogodzinne wizyty teściów, ich głupie uwagi i docinki. Córeczka tak przez mamusię została wychowana, że jest już grubo po trzydziestce, a nawet nie potrafi gotować! Żenada. A mąż był jej potrzebny tylko do roli "przynieś, podaj, pozamiataj". No comments.
napisał/a: kasiulka00 2010-09-23 11:16
Witam. Nie wiem od czego zacząć ponieważ to co się stalo jest czymś niewyobrazalnym dla człowieka i trudnym do opisania i do wyobrazenia sobie ze cos takiego mogło sie stac, ale sprobuje. Dwa miesiace temu miałam ślub. Wszystko było pieknie przygotowane kościół, przyjecie i zabawa, było cudownie jak z bajki tak jak sobie wymarzyłam, niestety czar radosci bardzo szybko zniknął i zaczał sie horror. Kilka dni po slubie mój mąż oswiadczył ze chce rozwodu, zaczał szalec ze wszystko co bylo na weselu było źle, stale powtarzał ze od swoich gosci sie rozne rzeczy dowiaduje co im nie pasował i o wszystko maja on i oni ale. Nie wiem co mu tak bardzo niepasowało poniewaz moi goscie i znajomi sa bardzo zadowoleni, do dnia dzisiejszego wspominaja jakie dobre było jedzenie, jak ładnie wygladałam i jak dobrze sie bawili ( nawet pomimo tego ze zespol byl beznadziejny dostosowali sie do takiej muzyki jaka była i nic Mi nie powiedzieli bo nie chcieli mi robic przykrosci, dopiero pozniej jak moj maz zaczał wymyslac rozne rzeczy zapytałam mojej rodziny czy cos im niepasowało i sie dowiedziałam ze on nie ma powodu byc niezadowolony bo wszystko było super załatwione i dograne, a za tym wszystkim Ja z moja rodzina jezdziłam bo on stale nie miał czasu na nic i wszystko było mu nie potrzebne, ale zespol to byli znajomi mojego meza i ja nie mogłam nic zrobic zeby byl inny a pozatym powiedzial ze dobrze graja to mu uwierzyłam i sie zgodziłam).Od tej pory stale wypomina mi ze gdyby mnie nie poznał kilka lat temu to by był z kims innym i moze by był szczesliwy, ze on chce rozwodu, nie słysze od dnia slubu miłego słowa tylko stale kłótnie i wyzwiska, nie mam juz na to dłuzej siły. Tak bardzo go kochałam oddałam mu swoje serce, byłam na kazde zawołanie, wspierałam go gdy kłócił sie z matka, ale on odrzucał mnie wtedy nie chciał ze mna rozmawiac, nie odbierał nieraz cały dzien telefonu, bo twierdził ze on wtedy woli byc sam ze soba, mowiłam mu ze mnie tym rani ze mnie odrzuca, ze chce zeby mi sie zwierzał i byl szczery ze mna bo na tym polega zwiazek dwojga osob na wspolnym wsparciu w trudnych chwilach,ale on nie chciał, wolał milczec, wiele razy cyganic i krecic zebym sie tylko nie dowiedziała prawdy. Przez to ze nie byl ze mna szczery straciłam do niego zaufanie, powiedziałam mu ze skoro on nie mowi mi prawdy, ukrywa wiele rzeczy i nie jest szczery na codzien co robi itd to ja tez mu nie bede mowiła, bo bez sensu jak on wszystko o mnie bedzie wiedział gdzie ide po pracy, co robie itd a on mi nic nie mowi. Moje pytanie "co robisz" było szczere, chciałam zebysmy w jakis sposob uczestniczyli w swoim zyciu skoro widywalismy sie tylko raz w tygodniu, to był nieraz powod zagadania do niego gdy był zły ma cos lub na kogos nie koniecznie na mnie. I przestałam mu sie zwierzac i mowic wiele rzeczy jak dawniej bo czułam sie beznadziejnie ze ja mu mowie a on nie jest ze mna szczery. W miedzyczasie wiele roznych rzeczy dowiedziałam sie od jego matki ale gdy jemu o tym mowiłam wszystkiemu zaprzeczał. Z poczatku zastanawiałam sie jak matka chcaca zeby syn sie ozenił moze mowic takie rzeczy do jego przyszłej zony i zastanawiałam sie czy to jest prawda czy rzeczywiscie tak jest czy to prawda co ona mowi czy ona nie mowi tego przypadkiem celowo zebym go zostawiła bo bała sie ze z kolei zostanie sama jak faktycznie uswiadomiła sobie ze jej syn sie zeni ale poniewaz pewne fakty sie potwierdzały naocznie i od jego rodziny sie dowiadywałam ze to prawda to to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym ze przestałam mu ufac przez to ze nie byl szczery nie przyznał sie do tego co ona i inni mowili. Nie raz mowil do mnie brzydkie słowa ktore bardzo mnie bolały i raniły, bardzo duzo razy przez niego plakałam jak sie ze mna poklocil przez telefon i mi nawtykał roznych "słów", ale pomimo ze tak mnie traktował ja bardzo chciałam byc z nim. Nieraz sie poklocilismy i zastanawiałam sie jak on moze mi tak robic? dlaczego? myslałam przeciez ja nie zasłuzyłam na to? ale za jakis czas po tym co było nie tak był miły, kochany wydawało mi sie zawsze ze bardzo mnie kocha i zakazdym razem mu wybaczałam rózne rzeczy, owszem nie zapominałam bo to tkwiło i tkwi nadal w moim sercu ale wybaczałam na dana chwile jego przewinienie, wyciagałam reke na zgode nawet jak to nie była moja wina to jakies nieporozumienie bo bardzo mi na nim zalezało zeby go nie stracic i byłam wstanie wszystko dla niego zrobic zeby był ze mna, stale go przepraszałam i prosiłam zeby sie nie gniewał. Zawsze byłam mu wdzieczna za to co od niego dostałam jakies drobne upominki, kwiaty czy pomadki. Nieraz było mi naprawde bardzo przykro on nawet niezdawał sobie sprawy jak bardzo cierpiałam w sercu, jak płakałam gdy mowił cos złego, nawet jak sie poklocilismy to plakałam bo zastanawiałam sie czy to moja wina czy jego ( ale on o tym nie wiedział, nigdy nie wierzył jak płacze, widziała tylko moja rodzina, chociaz pozniej sie z tym ukrywałam płakałam jak szłam do łazienki albo jak lezałam wieczor przed snem tuliłam sie pod kołdrą tak zeby mnie nikt nie słyszał). I faktycznie nikt oniczym nie wiedział. Wiele razy łagodziłam rózne sytuacje gdy cos było zle, ale teraz z czasem widze ze popełniłam duzy bład ustepujac mu na kazdym kroku, robiac wielokrotnie to co on chciał i godzac sie na jego propozycje. Mimo to ze nieraz miałam inne zdanie godziłam sie na jego propozycje, dla spokoju zeby sie nie kłócic. Przyzwyczaił sie do tego ze to co on mowi jest najwazniejsze ze musi byc tak jak on mowi i w pewnym momencie zatraciło sie to co ja chciałam, nie miało dla niego znaczenia to ze ja chce inaczej, ze ja mam inne zdanie. Przyczym jak mu o tym powiedziałam to sie wkurzam ze przeciez on liczy sie z moim zdaniem. Czasem robilismy cos tak jak ja chciałam ale wielokrotnie myslałam i wiedziałam ze gdy sie nie zgodze to bedzie kłotnia i nieporozumienia i "niemiłe słowa" wiec wolałam ustapic.
To jest dla mnie nie do pojecia poniewaz nie tak sobie to wyobrazałam. Chciałam byc szczesliwa zona i matka, miec u swego boku kochajacego meza ktory bedzie mnie wspierał a ja jego , na ktorego bym zawsze mogła liczyc na dobre i złe chwile. Nie wiem co sie stało. Był taki dobry dla mnie, wydawało mi sie ze swiata poza mna nie widzi, owszem z poczatku naszej znajomosci byl inny, potem sie troche zmienił, mielismy lepsze i gorsze chwile ale nikt nie mowi ze swiat i zycie jest usłane rozami i wiem ze nie jestm krolewna i nie spotkam ksiecia z bajki ale chciałam byc ze zykłym człowiekiem i moc obdarzac go swoja wielka miłoscia i czułoscia jaka mam w sercu.
Teraz dalej gdy rozmawiamy i mu cos niepasuje powtarza ze odejdzie, za kazdym razem ze chce rozwodu. Prosze pomozcie co mam zrobic? Jak dalej zyc? Jest jakas szansa zeby on sie zmienił? Narazie nie ma zadnej poprawy na lepiej. Przynajmniej ja nie widze. Jestem załamana tym co mam zrobic prosze pomozcie. Trwac dalej w tym zwiazku ktory zaczał sie dopiero dwa miesiace temu czy dac sobie spokoj? Nie wiem co mam robic?
napisał/a: aksia 2010-09-23 13:57
Trzeba było już dawno od niego uciekać, jeszcze przed slubem, kiedy zauważyłaś, że zaczyna Cię źle traktować i nie szanować.

Trudno powiedzieć co teraz powinnaś zrobić, może wstrzymaj sie jeszcze z decyzja o rozstaniu, ale na pweno mu się postaw i nie daj sobą pomiatać! Trzymaj się dziewczyno! Trzymam kciuki, żeby Ci się ułożyło.