dziwna sytuacja - proszę o pomoc w wyjaśnieniu

napisał/a: goodnight 2009-10-16 22:50
Witam!
Zajrzałam na forum o zdradzie i pisze ten post, pomimo iz z obiektywnego punktu widzenia nie zostałam zdradzona. Jednak potrzebuję pomocy osób bardziej doświadczonych ode mnie w wyjaśnieniu tej sytuacji - może pomożecie mi trzeźwo na nią spojrzeć.

Zacznę od początku. Poznałam Go będąc w pierwszej klasie gimnazjum. On, dwa lata starszy chłopak, z początku nie wpadł mi w oko, ale wydawał się bardzo sympatyczny. Niestety wkrótce się okaząło, ze nie do końca było to prawdą i zerwałam z nim kontakt. Przerwa trwała dwa lata. W tym czasie co parę miesięcy z nieznanych przyczyn pisał do mnie różne rzeczy smsami. Nie pamiętam już, co to było. Od razu je kasowałam. Pewnego dnia, w ostatniej klasie gimnazjum odpisałam na jego sms. Okazało się że znów jest sympatycznym i interesującym chłopakiem. Nieco ponad pół roku później byliśmy razem. Pierwsza miłość, pierwszy związek, pierwsze problemy. Oboje byliśmy dla siebie nazwajem pierwsi. Jednak związek trwał tylko miesiąc, on ze mną zerwał bo uznał że jego ojciec ma rację i klasa maturalna to nie jest dobry czas na związek. Parę miesięcy później On miał inną dziewczynę. A ja nadal go kochałam.
Przez kolejne lata nasze relacje układały się różnie. Raz byliśmy dobrymi przyjaciółmi, raz tylko znajomymi, raz kłóciliśmy się, a czasem zrywaliśmy kontakt. Minęły dwa lata. Tym razem ja byłam w maturalnej klasie i nie mieliśmy kontaktu. W okolicach Bozego narodzenia napisał do mnie maila, w którym zauważał wszystko to, co i mnie dziwiło w naszej wieloletniej relacji. Że zawsze, prędzej lub później, potrzebujemy kontaktu ze sobą. Stwierdził też że nie warto z tym walczyć, a ja się z nim zgodzilam. Potem nie byliśmy "oficjalnie" razem, ale byliśmy blisko. W końcu zaczęliśmy uprawiać seks. Byliśmy swoimi pierwszymi kochankami. Ponad półroczna relacja opierała się oficjalnie tylko na seksie, dla mnie był to tylko układ oparty na warunkach takich, że dopóki któreś z nas nie znajdzie kogoś innego, dopóty w tym seksie nie ma nic złego. Powiedziałam Mu wtedy, że gdyby poszedł do łóżka z inną kobietą, bardzo by mnie to zabolało i po prostu skończyło nasz układ. Jednak jemu to nie wystarczyło, w końcu chciał związku. Po poprzednich doświadczeniach w tej materii wahałam się, ale w końcu nadal go kochałam i zgodziłam się na związek. Wydawało mi się, ze jest nam dobrze, ale ostatecznie nie miałam prawie żadnego doświadczenia. Randki, seks, wspólne plany na przyszłość - planowaliśmy ślub i dzieci, nie za szybko, ale była to dla nas oczywista kontynuacja. I nagle, po prawie dwoch miesiącach, zerwał. Powiedział, ze mnie nie kocha i nie chce udawać że tak jest. Bolało, bo zgodziłam sie na ten zwiazek tylko dlatego, ze twierdził, ze mnie kocha. Jednocześnie niemal kompletnie zerwaliśmy kontakt. Długo cierpialam, ale jakoś musiałam dalej żyć.
On nadal, jak dawniej, odzywał się co jakiś czas. Co parę miesięcy. Nie wiem szczerze mowiąc dlaczego, bo mógł to sobie darować. Za każdym razem szybciej biło mi serce. Ciągle za nim tęskniłam. Miałam odwagę, by mu mowić, że nadal go kocham, ale on tego nie chciał, złościł się na mnie, bał sie ze bede chciała go uwieść, czy coś, choć zupelnie nie wiem dlaczego. W końcu stwierdziłam że nie ma to sensu. Mineło 1,5 roku od zerwania, a ja nie mogłam p[rzestac o nim myslec. Postanowilam sie o to postarac, na chwile mi sie udalo i powiedzialam mu wtedy, ze juz go nie kocham.
Odezwał sie w tym tygodniu, od tamtej pory nie mielismy kontaktu. I od razu zranił mnie do zywego. Przespał się z inną dziewczyną i powiedział mi o tym. Wiedział, ze to bedzie dla mnie cios. Po mojej reakcji zorientował się, ze nadal go kocham, ale nie pozostawił mi złudzen - on mnie nie, nie chce do mnie wracac, spał z inną i było mu dobrze. To nadal boli, choc wiem, ze miał do tego pełne prawo - w koncu od dawna nie jestesmy razem. Choc nawet nie wiem, czy tylko tak powiedzial, czy naprawde spał z inną. Żałuje tylko, ze mi o tym powiedzial, ze celowo zmącił moj spokoj, zranił mnie, choc nie miał po temu powodu. Inaczej był sie czuła, gdybym kiedys sie dowiedziala od kogos, ze On ma dziwczyne, zone, ze ulozyl sobie zycie. Ale niestety dowiedzialam sie o tym w inny sposob. Łatwo zgadniecie, ze On dla mnie nadal jest jedyny, a kochajac go nadal miałam nadzieje, ze kiedys znow bedziemy razem i pragnelam wciaz byc dla niego tą jedyną. Wiem, "nadzieja matką głupich".
Myślę, że taki opis sytuacji Wam wystarczy. Moja prośba o radę, pomoc, próbę wyjaśnienia dotyczy kilku kwiestii poruszonych w mojej historii. Oto one:

1. Dlaczego facet, który twierdzi, ze nic nas nie łączy, że mnie nie kocha, od 8miu lat co pare miesiecy sie do mnie pierwszy odzywa, na rozne tematy, pomimo ze czesto to on wczesniej zrywa kontakt?

2. Jak to możliwe, że nadal go kocham? Czy to się da jakoś racjonalnie wytłumaczyć, ewentualnie jakos wyleczyc sie z tej miłości? Czy jest w niej coś złego? (proszę, dodajcie mi otuchy).

3. Co mnie najbardziej zastanowiło w ostatnim rozdziale tej historii:
Gdy już się zorientował, że pomimo iż spał z inną nadal go kocham i pewnie nie przestanę, bardzo się zdziwił. Niedokładny cytat z niego brzmiałby tak: "I kochasz mnie nadal, pomimo iż cię ZDRADZIŁEM?"
Dlaczego, pomimo iż nie jesteśmy razem od ponad 1,5 roku i nic nas nie łaczyło, a on mnie nie kocha, nazwał to zdradą? Myślicie, że on to tak traktuje? Potem dodał też, że być może idąc z nią do łóżka coś stracił, ale nic poza tym.

4. Czy wg Was da się jakkolwiek wytłumaczyć całą tę historię, pod kątem uczuć, jakie On żywi do mnie? Raz twierdził, że kocha, potem to odwoływał. To było bardzo skomplikowane. Oprócz mnie były tylko dwie dzieczyny - jedna, z którą się przespał i jedna z którą był w związku (zanim poszlismy do łożka, nie sypiał z nią). Prócz nich przynajmniej kilka podrywał, ale bez skutku.



Z pewnością zauważyliście, ze mojej historii i moich pytań wynika, że mam nadal nadzieje, ze on mnie kocha. Nie będę tego ukrywać. Mam taką nadzieję.

Bardzo Was prosze o wszelką pomoc, radę, próbę wyjaśnień. Wiem, że nie jesteście psychologami, ale jesteście doświadczony ludźmi. ja sobie z tym sama nie poradzę, ptorzebuje odpowiedzi, niestety nie mam przyjaciół, z którymi mogłabym o tym porozawiać. Jestem teraz bardzo zraniona i to pewnie długo potrwa, choć patrząc z zewnątrz pewnie stwierdzicie, ze powód jest błahy lub w ogole go nie ma. Z mojejs trony wygląda to tak, ze ciągle się zastanawiam, dlaczego poszedł z nią do łożka i nie mogę przestać o tym myśleć.

Bardzo Was prosze o pomoc