Herbaciane nonsensy...

napisał/a: maleństw_o 2010-10-24 16:38
Witam,

Spróbuję po krótce opisać moją sytuację, a nie będzie to proste, bo wszystko trwa już od ponad półtora roku. Widocznie mam skłonności do pchania się w takie dziwne relacje z płcią przeciwną.
Poznaliśmy się przez znajomych, był maj... Widywaliśmy się przy okazji różnych grupowych wypadów. I wspólnie z przyjaciółmi postanowiliśmy też spędzić kilka dni wakacji, wszyscy razem. Powiem szczerze, że nie od razu przypadł mi do gustu. Spędzaliśmy razem czas, ale raczej trzymałam go na dystans. To jednak powoli się zmieniało... Nie wiem sama dlaczego i jak, ale stawał mi się bliższy, mimo, że nadal przeszkadzały mi np jego niektóre zachowania itp. Wciąż się widywaliśmy, niezbyt często, na herbatkę właśnie... I tak sobie rozmawialiśmy o byle czym, albo nie rozmawialiśmy, tylko milczeliśmy, śmieliśmy się wspólnie, po prostu byliśmy blisko, z każdym spotkaniem coraz bliżej. Ale im bardziej go poznawałam, tym - z jednej strony był mi bliski, a z drugiej nabywałam nowych wątpliwości. Spotykaliśmy się - zamiast częściej, to sporadycznie. Miałam wrażenie, że tylko wtedy, gdy jemu się nudzi, bo nie ma innych zajęć (wyjazd do domu, praca, znajomi pod bokiem, uczelnia...itp). Ponadto nie wychodziliśmy razem, jako para, nie było tego - że tak to określę - widłać. Wciąż tkwiliśmy gdzieś pomiędzy pierwszym zauroczeniem, a jakimś krokiem w stronę związku. Czułam się trochę, jak przytulanka - kiedy przychodził, to się poprzytulaliśmy, pogadaliśmy i tyle. Co więcej - ja sporo o nim wiedziałam (wiem), bo pytałam, on nie wykazywał szczególnego zainteresowania moim życiem. Wiedział to, co mu powiedziałam sama - nie dopytywał, nie drążył - tak jakby go zupełnie nie ciekawiło to, co robię, kim jestem...
Z czasem przestałam wykazywać tak dużą jkazaak dotąd chęć spotkań, bo nie widziałam w tym żadnego sensu. Myślałam, że jak go trochę potrzymama na dystans, to coś się zmieni - zmianiło, ale na krótko. Potem to juz jak lawina - poszło wszystko nie tak. Niby samo z siebie, naturalnie - bo przestaliśmy się widywać (raz na 3 miesiące), nie było już takiej czułości. Coraz bardziej się oddalaliśmy. Prosiłam go o rozmowę. Chciałam, żebyśmy sobie wyjaśnili całą sytuację, żebyśmy oboje wiedzieli na czym stoimy. Nie żądałam deklaracji uczuć, tylko żebyśmy w prost powiedzieli sobie, czy cokolwiek między nami jest, czy mamy już o wszystkim zapomnieć. Niestety rozmowy się nie doczekałam, bo gdy tylko o nią poprosiłam, to na jakiekolwiek spotkanie nie mogłam już liczyć - uciekła od problemu. Więc dałam spokój. Nie pisałam, nie widywaliśmy się. Nie byłam obrażona, ale było mi przykro, że zdusiliśmy w zarodku coś, co mogło być naprawdę wartosciową zanjomością. Tym bardziej, że wiem, jak mu na mnie zależało - na początku rzecz jasna (mamy wspólnego przyjaciela, który okazał się nieocenionym źródłem informacji). Oprócz informacji od przyjaciela dostawałam też sygnały od niego samego. Wydawało mi się, że coś nas łączy, że jesteśmy sobie bliscy. Tylko czegoś zabrakło... Po jakimś czasie dostałam od niego wiadomość z przeprosinami. Stwierdził, że to w nim tkwi problem i po ostatnim związku ucieka od zaangażowania i poważnych rozmów. Uznałam, że ta kilkudniowa wymiana sms-ów o tym co było i jest (nic szczególnie konstruktywnego, ale zawsze to jakiś przełom) stanowi zakończenie tego "związku". Życzył mi powodzenia i prosił, żebyśmy nie zrywali kontaktu. Dla mnie jednoznaczne zakończenie wszystkiego. Oczywiście od czasu do czasu się odzywaliśmy, takie standardowe: "co u ciebie" itp. Myślałam, że to tyle w tej kwestii, jakoś to sobie poukładałam. Podczas gdy po miesiącu spotkaliśmy się przy okazji, na imprezie. Starałam się go unikać, ale widziałam jego spojrzenia, uśmiechy... a pod koniec imprezy rozmawialiśmy już jak kiedyś, przymilał się, przytulał... A po imprezie znów zaczął pisać, odzywać się, ponownie mamy kontakt jak dawniej, tyle tylko, że nie widujemy się na tych herbatkowych seansach. No i nadal nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Nie potrafię go traktować, jak zwykłego kolegę, mam do niego jakiś sentyment. Ale wiem, że takie ciągnięcie w nieskończoność tego "czegoś" nie jest normalne. A nie chcę być "rezerwową" - czekać, kiedy znów znudzą mu się inne rozrywki, znajomi, imprezy, albo kiedy dojdzie do wniosku, że pora się 'ustatkować'...
Powiedzcie co o tym myślicie, mam już mętlik w głowie, nie iwem co myśleć, co robić...
napisał/a: kasiasze 2010-10-24 17:20
Dlaczego masz mętlik w głowie? Zakochałaś się?
Jesli nie, tro traktuj z przymrużeniem ok, jak koegę - jednego z wielu.
Czas pokaę ...

No chyba, ze się zaangażowałaś, wtedy chyba powiedz mu o tym i poproś o brak kontaktu, jeśli Ci nie może tego samego dac...
napisał/a: maleństw_o 2010-10-24 18:15
Mam mętlik w głowie, bo nie wiem jak powinnam go teraz traktować. Nie jest dla mnie zwykłym kolegą, jednym z wielu, jest mi bliższy przez to, co było między nami - to naturalne. W jakiś sposób się zaangażowałam... Przez kilka miesięcy traktowałam go jak zwykłego kolegę, w zasadzie nie mieliśmy wtedy kontaktu i byłam z siebie dumna, że udało mi się to osiągnąć - odciąć od tego, co było, od jakichś uczuć, które żywiłam. Ale nie jestem w stanie określić, czy to miłość. Fakt, było mi przykro, kiedy wiedziałam, że nie ze mną spędza wolny czas, że w Sylwestra wolał bawić się z... nawet nie wiem z kim, a nie spędzić ten czas m.in. w moim towarzystwie. Niezbyt przyjemne było tez dowiadywanie się, że podobno kiedyś miewał 'dziewczyny na jedną noc'. I nie szczególnie komfortowo czułam się, gdy widziałam, że ściska inną na tamtej imprezie... do A potem przypomniał sobie o mnie.

Powinnam chyba ten kontakt ukrócić, ale ciężko jest mi ignorować jego wiadomości, traktować jak powietrze. A nie wyskoczę przecież znowu z tekstem: pogadajmy, bo znów nie wiem na czym stoję. Nie wiem... Nic już nie wiem. Tak źle i tak nie dobrze... Boję się chyba trochę, że któregoś dnia przestanę być dla niego taką 'przyjaciółką na telefon, od herbatki, czy do przytulania', bo okaże się, że znalazł prawdziwą miłość...
napisał/a: kasiasze 2010-10-24 18:21
Czyli jesteś jakos zaangażowana, bo się boisz ... że sobie znajdzie..
W takim razie powiedz mu to szczerze i poproś o brak kontaktu.
Wtedy, nawet i niech minie jkaiś czas, dowiesz sie na czymm stoisz....
Tylko powinnaś być stanowcza.
napisał/a: maleństw_o 2010-10-24 18:43
Tylko wydaje mi się, że to będzie powtórka z rozrywki. Bo - przez kilka miesięcy nie mieliśmy kontaktu, jak już pisałam. Do czasu, gdy on nie napisał z przeprosinami. Wtedy mu dałam do zrozumienia, że jest dla mnie ważny i myślałam, że w inną stronę potoczy się nasza znajomość. Że tamta 'poważna' rozmowa miała na celu - nie skończenie znajomości (bo takie miał wyobrażenie), ale określenie na czym stoimy i co dalej (jeśli coś w ogóle).

No i ja byłam pewna po tych rozmowach, że to koniec, że nie będzie się już odzywał, nie będzie taki miły... że zmieni swoje nastawienie do mnie. I wtedy wszystko byłoby jasne.
Ale wróciło znowu - niepewność, jego kolejne wiadomości... Nie potrafię mu nieodpisywać i za każdym razem mówię sobie, że to ostatni raz. A potem znowu i znowu i znowu...

Może jeśli zupełnie przestanę się odzywać, reagować na jego próby kontaktu - tak bez słowa... to coś się zmieni...? w którąkolwiek stronę...

Kasiasze, dziękuję Ci bardzo za odzew i rady....
napisał/a: kasiasze 2010-10-24 18:57
No właśnie o Twój brak w tym chodzi - na pewno nieodzywanie się coś zmieni "w którąkolwiek" stronę ....
Pozwoli mu podjąć decyzję. A Ty się okażesz osobą wiedzącą, czego chcesz.
Tylko musisz być konskwentna i wyjaśnij mu raz (ok, kolejny ale ostatni), że Ci na nim jako facecie zależy a póki co czujesz, ze nie jesteś ważna dość dla niego dlatego "lepiej będzie byście sie nie kontaktowali".
I naprawdę po tym już mu NIE odpowiadaj.

Powodzenia,
napisał/a: maleństw_o 2010-10-24 19:04
Hm, czyli powinnam od teraz uzbroić się w cierpliwość i zamienić w stanowczą, wiedzącą czego chcę kobietę... I czekać, aż on podejmie decyzję. Niesamowicie łatwo przyszło mi to napisać, o wieeele trudniejsza będzie realizacja... Ale skoro to ma pomóc... Zostawiam więc to wszystko na pastwę losu - zobaczymy, czy po raz kolejny czas oddechu i dystans między nami coś zdziała...
Dziękuję.
napisał/a: ~gość 2010-10-28 11:50
maleństw_o napisal(a):. A nie wyskoczę przecież znowu z tekstem: pogadajmy, bo znów nie wiem na czym stoję. Nie wiem... Nic już nie wiem. Ta
ps ale nie widz sie ze o robil uniki jak slyszal od Ciebie ze musicie powaznie porozmawiac bo cos tam..

podejrzewam ze to go odstraszalo..

rozmowe nawet powazna zawsze mozna zaczac tak po prostu nawet podczas Waszych herbatek.. i on nie musi o tym wiedziec ze to o czym rozmawiacie to jest wlasnie ta 'powazna rozmowa' bo wtedy od razu sie negatywie do niej moze nastawic..

tyle ode mnie :)
napisał/a: maleństw_o 2010-10-28 15:56
Zgadza się... Źle zrobiłam w ogóle wspominając o tym, że chce porozmawiać na nasz temat. Okazało się, że - dokładnie jak mówisz - on się wystraszył "poważnej rozmowy". Miał już negatywne doświadczenia związane z takimi rozmowami i po prostu uciekł od tego. Doszłam do wniosku, że obawiał się, że ta rozmowa ma na celu zakończenie tej znajomości... Chodziło mi o coś zupełnie innego, ale cóż... Stało się, jak się stało...