Jak można rozpoznać zdrzdę?

napisał/a: kaja26 2009-03-28 12:57
Czy można rozpoznać, że facet nas zdradził (chodzi mi o jednorazowy "skok w bok"). Czy są jakieś oznaki zdrady. jeżeli macie doświadczenia w tym zakresie to piszcie.
napisał/a: Gosiaaa 2009-03-28 13:25
Hmm czasem można to zauważyć .. częste kłótnie, czucie od partnera braku zainteresowania tobą, nie mówienia sobie wiele rzeczy, kłamstwa.. Ale również może być tak że on będzie do Ciebie normalny, kochany taki jak zawsze, będzie mówił że cię kocha ale wraz nie będzie wiedział co zrobił. Tak było niestety w moim przypadku. A ty tylko to przeczuwasz że mógł Cię zdradzić ? Czy jesteś pewna?
napisał/a: kongas 2009-03-30 17:27
Są też inne objawy całkiem sprzeczne - ta druga osoba jest dla Ciebie nadwyraz miła, ale jest też bardzo drażliwa. Szybko zmienia nastroje. Jest tajemnicza i zamyslona. Coraz częsciej nie wiesz co się z nią dzieje i ma dziwne wymówki zeby sie nie spotykać, kręci. Tylko czasem są to też objawy tego ze ta druga osoba ma kryzys i mysli o rozstaniu.
Czasem jednak już sama mysł o tym ze ktoś zdradził jest pewnym sygnałem, takie myśli się nie biorą z niczego. Jak facet jest normalny to można z nim pogadać o swoich podejrzeniach i jeśli nic nie było to spokojnie sobie wszystko wyjaśniło, ale jeśli jednak coś się stało .... poznasz to. Tylko z taką rozmową to uwaga bo jednak nie kazdy lubi jak mu się mówi - "nie ufam Ci do końca".
napisał/a: she1982 2009-03-31 12:37
Można też poczuć po sposobie całowania, dotykania itp... już jest inaczej wtedy. Powinnaś to wyczuć
napisał/a: mgX26 2009-03-31 16:08
Jezeli Twoj facet jest takim swietnym aktorem jak moj maz, to nie rozpoznasz tego nigdy, dopuki sie nie dowiesz od osob trzecich.

Zycze Ci, aby Twoje obawy (bo chyba je masz skoro zalozylas taki watek) sie nigdy nie potwierdzily.

Pozdrawiam
capuccino90
napisał/a: capuccino90 2009-10-31 07:40
mgX26 - mój facet też jest tak fantastycznym aktorem jak Twój mąż... :( ja dowiedziałam się przypadkiem, od koleżanki... i tak odkryłam wiele różnych wątków, kobiet, spraw... ehh... szkoda nawet gadać :(
napisał/a: Seta 2009-11-02 21:46
Mój też to aktor (w kwestii np.porno - heh, albo tego, że na początku związku romansował z jedną laleczką....) i ciężkoby było mi wykryć zdradę. Nie mam pojęcia jakie oznaki bywają w takiej sytuacji...
napisał/a: Mari 2009-11-02 22:02
Intuicja nigdy nie zawodzi i jesli czujesz?, to nie ignoruj .Dzialaj jesli Ci zalezy .
Olej jesli nie jest tego wart , ale przede wszystkim na starcie wyjasnij do doglebnie...
napisał/a: ~Katarzyna1984 2009-11-03 09:33
A ja sądze, że na początku związku można wybaczyć jakieś flirty ... w końcu ludzie dopiero co zaczynają się do siebie przekonywać. W końcu ludzie chodzą ze sobą aby się poznać. Ja bym tak wybaczyła do około nawet roku (jeśli można postawić granicę bo dla różnych osób to wygląda inaczej) ale potem już nie bardzo.
Dla mnie na przykład taką granicą jest ślub (zaręczyny). Tylko on dla mnie coś znaczy. Po prostu mam taki jakiś dziwny pogląd ... dla niektórych jest to chodzenie ze sobą itd. Jak już chodzimy to znaczy, że jesteśmy razem i nikt nie ma prawa się mieszać. Dla mnie chodzenie jest po prostu niczym (coś tam znaczy bo się razem chodzi ale to jeszcze nie to), bo chodzić można z każdym raz z jednym a innym razem z innym. Dla mnie ta granica to momęt zaręczyn. To taki momęt, w którym decyduję się na wierność, miłość i uczciwość. Od momętu, gdy decydujemy się na ślub na przysięgę i bycie razem nikt nikogo nie ma prawa zdradzić i kiwać na boki. Od tego momętu jakby mój facet popełnił jakiś wyskok - KONIEC.
napisał/a: Seta 2009-11-03 10:07
Jak dla mnie związek to związek, obojętnie czy jest przypieczętowany zaręczynami i ślubem, czy też nie.

Jeśli dwoje ludzi decyduje się na związek - tzw. chodzenie ze sobą, ale na SERIO - to chyba na logikę wychodzi, że nie mają się zdradzać, ani flirtować z innymi. A jeśli takie coś się zdarzy, albo wybaczyć sobie albo odejść i rozpocząć nowe życie,ale osobno...

Ślub to magiczny moment, ale nie oznacza wielkiej zmiany w życiu związku. Przecież to nie oznacza początku miłości, to jej spełnienie, wyznanie przed całym światem i niebem! Ludzie się zakochują, dojrzewają do decyzji o ślubie, są szczęśliwi ze sobą... Związek jednak wciąż jest związkiem, tyle że małżeńskim ;)

Nie sądzę, by zarówno PRZED ślubem jak i PO nim którekolwiek z partnerów miało możliwość zdrady bo "nie mają ślubu".

Obojętnie czy jest się z związku nieformalnym czy też w małżeństwie - szacunek, wierność i poczucie bezpieczeństwa powinny być zachowane. Wiadomo, jesteśmy tylko ludźmi, ale jeśli ma się wiele doświadczeń - nie tylko tych miłych i fajnie wspominanych - uczymy się poznawać siebie i sądzę, że ślub nic nie zmieni w tej kwestii.
napisał/a: ~Katarzyna1984 2009-11-03 11:17
No czywiście Seta zgadzam się z Tobą. Związek to związek niezależnie od tego, czy jest formalny czy też nie. Uczucie to uczucie i żadna osoba pewna siebie, kochana i kochająca nie powinna zdradzić lub nawet flirtować.
Ale mnie osobiście jakoś łatwiej by było wybaczyć "flirtowanie" (bo zdradę nigdy) przed ślubem [kiedy to jeszcze facet (kobieta) nie przysięgał(a) bo dla mnie to jest taki czas gdy człowiek się upewnia co do siebie wzajemnie i co do swoich uczuć i tego co tak naprawdę chce], niż po nim. Bo ślub stanowi deklarację, zobowiązanie - przed ślubem jeszcze tego nie ma.
Dla mnie ten okres chodzenia ze sobą, zauroczenia, pierwszych symptomów miłości to okres kiedy ludzie się poznają i ustalają wspólną przyszłość. Zaręczyny i ślub jest dla mnie już tą magiczną deklaracją, w której to człowiek wyraża pewność bycia z drugim człowiekiem.
Gdy chodzę z chłopakiem wiem, że to chodzenie jeszcze różnie może się skończyć bo:
- chłopak może mnie nie pokochać tak jakbym chciała (miłość przychodzi z czasem: to współzależne intymności, namiętności i zaangazzowania)
- nie jest jeszcze pewny czy ja to ja ... itd
- z jakoegoś powodu nie chce się deklarować poprzez małżeństwo (nie wnikając jaki to powód) - w tym momęcie mogłabym wybaczyć flirt.
Ale gdy chłopak mi się oświadcza i deklaruje swoją chęć bycia ze mną do końca życia (niezależnie jak się okaze w rzeczywistości) trudno by mi było wybaczyć flirtowanie. Bo w końcu skoro oświadcza, że ja to ja i tylko ja, i chce tą swoją miłość zademonstrować przed wszystkimi - ŚLUBEM, to jak może flirtować z innymi? NIE MOŻE ...
Bo ten ślub to dowód wierności i miłości (w moim rozumieniu) - chodzenie do niczego nie zobowiązuje, tu nikt nikomu nie przysięga w obecności Boga i świadków.
Przed ślubem mogłabym jakoś zrozumieć bo w końcu facet mógł nie być pewny co czuje (może ja to nie ta jedyna), może potrzebuje więcej czasu ... ale po ślubie, po deklaracji nie mogłabym zrozumieć i tym samym wybaczyć.
Bearezja
napisał/a: Bearezja 2009-11-03 23:41
Zgadzam się z Setą.
Dla mnie związek to związek i nie ważne czy jest formalny czy nie. Jeżeli ktoś jest ze mną w związku to nie powinien romansować z innymi, a jeżeli chce się spotykać też z innymi, bo nie jest jeszcze pewny wielu rzeczy, to powinien mi to powiedzieć, ale wtedy to już nie jest związek tylko niezobowiązująca znajomość. Jeżeli chce wiedzieć czy to ja jestem ta jedyną to powinien się skoncentrować na coraz bliższym poznawaniu mnie, a nie innych. Jeśli czuje potrzebe bliższego poznawania innych kobiet to nie jest gotowy na związek ze mną i ciągle jest to etap "obwąchiwania się". Ale wg mnie takie "obwąchiwanie się" nie może trwać długo, góra może trzy miesiące, a później to już jest budowanie związku. Jeżeli budowaniu związku towarzyszą flirty i romanse na boku to marny to fundament dla małżeństwa. Jeżeli ktoś przed ślubem czuje potrzebe flirtowania z innymi to nie sądzę, by ślub coś zmienił w tym względzie. A co do deklaracji, to przed ślubem też padają wyznania, jeżeli facet mi mówi, że jestem jedyna to oznacza, że nie ma innych, a jeśli są to mnie oszukuje. Jeżeli przed ślubem mówi "Jesteś jedyna", a równocześnie spotyka się z innymi, to dlaczego nagle wiekszą wartość miałyby mieć jego słowa "Slubuję Ci miłość i wierność małżeńską" ? Jeżeli przed ślubem rzuca słowa na wiatr to skąd mam wiedzieć, że przysięga małżeńska też nie będzie rzucona na wiatr? Trudno byłoby mi zaufać. Jeżeli ktoś będąc w związku rozgląda się za innymi to coś jest nie tak i może należałoby zakończyć związek. Nie można być z kimś i równocześnie szukać szczęścia gdzie indziej. To tak jakby trzymać sobie kogoś w rezerwie. Jeżeli ktoś wciąż się rozgląda to nie jest gotowy na związek i należy postawić sprawę uczciwie a nie udawać wierność. Myślę, że zdrada przed zaręczynami boli tak samo jak po zaręczynach. Może faktycznie jakis flirt w dwóch pierwszych miesiącach poznawania się mogłabym wybaczyć, ale po roku??? Związek to związek. Jeżeli ktoś np. jest cztery lata razem i przez ten czas cały czas flirtuje na boku to co zmienią zaręczyny? Być może nie jest tak monogamiczny jak sądzimy. Nie wiem czy wybaczyłabym zdradę, na pewno wiele zależałoby od okoliczności i tego czy on ma poczucie winy, ale wydaje mi się, że trudniej byłoby mi zaufać komuś kto będąc ze mną cały czas flirtował z różnymi kobietami, ponieważ nie uwierzyłabym, ze po zareczynach czy ślubie nagle przestanie. Nie wiem jak bym postępiła, ale wydaje mi się, że łatwiej byłoby mi wybaczyć np. jednorazową zdradę fizyczną z jakąś nieznaną kobietą niż takie notoryczne rozglądanie się za innymi i próbowanie zbliżania sie emocjonalnego do innych kobiet na zasadzie,że może to ktoraś z nich okaże się tą jedyną, podczas budowania zwiazku ze mną. Jak budujemy zwiazek to budujemy i koncentrujemy się na sobie.

Wg mnie "chodzenie" ze sobą bardzo zobowiązuje i o niebo ważniejsze jest dla mnie to, czy budując ze mną związek jest wobec mnie uczciwy niż to czy przysięgnie mi wierność przy świadkach. Postępowanie jest ważniejsze niż słowa, w związku z czym trudno byłoby mi uwierzyć, że ktoś kto mnie ciągle oszukiwał potraktuje tak samo poważnie małżeńską przysięgę jak ja. Ciężko byłoby mi uwierzyć w wartość deklaracji kogoś kto mnie oszukiwał, okłamywał i zdradzał, nawet jeśli przysięgałby przed Bogiem i milionie świadków. Jeśli ktoś jest uczciwy i wierny to po prostu taki jest, niezależnie od przysięgi. A jeśli nie jest, to co zmienia przysięga? Może dla niego znaczyłaby ona mniej niż dla mnie?