Jak odzyskać miłość żony?

napisał/a: Maluch1980 2010-04-18 03:35
Żona nie wie, czy mnie kocha, na pytanie ,,czy mnie nie kocha'' odpowiada: ,,nie może tak powiedzieć'' albo ,,nie wiem''. Nie wiem co robić.

Postaram się w miarę krótko, ale jednak szeroko opisać swoją historię.



Małżeństwo – pierwsze 2 lata
Znamy się 10 lat, małżeństwem jesteśmy od 5, mamy 2,5 letnią córkę. Po kilku latach ,,chodzenia'' oświadczyłem się. Sam chciałem, ale trochę też czułem presję z jej strony-myślę że standardowo. Pobraliśmy się i tutaj zaczynają się powoli schody. Przez dwa lata małżeństwa było ok. Oczywiście jakieś sprzeczki itd., ale nic szczególnego, przynajmniej tak mi się wydawało. Ona się czepiała różnych drobiazgów, ja natomiast nauczony doświadczeniem poprzednich związków, że nie ma sensu nikogo zmieniać na siłę przymykałem oko na pierdoły. W każdym razie dla niej te drobiazgi stanowiły istotny problem.

Jeszcze przed ślubem uzgodniliśmy, że za jakiś czas przeprowadzimy się do innego miasta (z różnych względów), ale żona zaczęła się z tego wycofywać mówiąc, że myślała, że da radę, ale nie jest w stanie wszystkiego zostawić. Ja uznałem, że od początku mnie oszukała, że się przeprowadzi i upierałem się przy swoim. To z mojej perspektywy taki największy problem między nami.

Z jej strony, to największym problemem jest to, że ,,ja jej nie rozumiem'' i nie potrafię jej wysłuchać i z nią rozmawiać.

Małżeństwo – kolejne 2,5 roku
Potem urodziła się córeczka. Myślę, że w okresie ciąży i po porodzie byłem super, zresztą sama to potwierdza. Kolejne ponad dwa lata były dla nas obojga ciężki z uwagi na liczne obowiązki. Dodatkowo zamieszkaliśmy z jej rodzicami, trochę z musu, trochę z wygody. Najpierw ja miałem bardzo intensywny rok żeby uzyskać uprawnienia zawodowe. W następnym roku to samo przerabiała żona (jest o rok młodsza), w tym czasie ja założyłem firmę i rozkręcałem biznes.

Myślałem, że zaciśniemy zęby przez dwa lata i potem będziemy mogli skoncentrować się na sobie.

Zdrada
Przygotowując się do egzaminu żona uczyła się (głównie na odległość – skype, gg, e-mail) z kolegą. To zbliża ludzi, wiem bo sam to przerabiałem rok wcześniej - uczyłem się z koleżanką. Po egzaminie nawet mi narzekała, że kontakt się jakoś urwał, ja jej tłumaczyłem, że tak to jest. Krótko potem kontakt odżył, a następnie przerodził się w romans. Trwało to 2-3 miesiące. Żona chodziła przygnębiona, nie pozwalała się do siebie zbliżyć, nie spała po nocach, oświadczyła, że nie wie co do mnie czuje, że jej się tak dziwnie porobiło, nie poszła na święta do spowiedzi (generalnie jest dosyć pobożna). Nie wiedziałem co się dzieje. Myślałem że to jakaś depresja, że jej przejdzie. Prosiłem żebyśmy poszli do poradni skoro sami sobie nie potrafimy pomóc, ustąpiłem w kwestii przeprowadzki itd., ale żadne prośby i błagania nie pomagały. Pro forma, bo jej bezgranicznie ufałem pytałem nawet czy kogoś ma, ale zaprzeczała. Po 2-3 miesiącach oni skończyli ten romans tzn. przestali się całować (ponoć dużo dalej to nie zaszło – wierzę jej), ale dalej do siebie dzwonili i się spotykali. Dodać należy, że w trakcie tych 2-3 miesięcy oni planowali wspólne wyjazdy i wspólne życie (żona mówi, że to były rojenia i że by z nim nie była m.in. dlatego, że on ma żonę i trójkę dzieci). Słowem jakiś amok. Chwilę potem żona przyznała się do wszystkiego. Kazałem jej to skończyć, powiedziałem, że jej wybaczam i błagałem żebyśmy nad sobą popracowali. Ona powiedziała, że nie może zerwać kontaktu, że to jest jej kolega, że dobrze jej się z nim rozmawia, że ja jej tego nie daję co on jej daje i że gdyby to nie był mężczyzna to by mi to nie przeszkadzało.

Ostatnie 6 tygodni
Ostatnie 6 tygodni po tej rozmowie jest dosyć burzliwe i długo by opowiadać w szczegółach, ale w skrócie wygląda to tak.

Co do relacji z kolegą – powiedziałem, że mnie to rani, że chce z nim utrzymywać kontakt, nie wiem czy z uwagi na mnie, ale mam taką nadzieję, od 5 tygodni się nie widzieli, a kontakt telefoniczny jest coraz luźniejszy, od 10 dni nie rozmawiali ze sobą. Twierdzi też, że go nie kocha. Tzn. takie informacje mam od niej, wierzę, że mnie już nie okłamuje.

Co do mieszkania – początkowo mieliśmy mieszkać razem, potem ona powiedziała, że się wyprowadza z dzieckiem, chwilę potem ja też powiedziałem, że się wyprowadzam, no bo trochę dziwne by było, że zostałem z teściami. Zacząłem szukać mieszkania. Jak znalazłem, to ona oświadczyła, że chce się tam wprowadzić. Na co się zgodziłem, bo myślę, że dobrze jej zrobi jak się wyprowadzi od mamusi i liczę, że mnie w końcu przyjmie. Więc zacząłem szukać drugiego mieszkania dla siebie, bo ona nie chce ze mną mieszkać. Jak się już miałem wyprowadzić, to mnie prosiła żeby jeszcze trochę został, ale postawiłem na swoim i od 3 tygodni mieszkamy oddzielnie. Ona pomimo tego, że ma wynajęte mieszkanie (od dwóch tygodni), to jeszcze się nie przeprowadziła, bo cały czas coś tam sobie urządza. Dziwne.

Co do naszych relacji – ona nie chce rozmawiać o tym wszystkim co się wydarzyło, o nas, od biedy chce mnie słuchać. Chce żebyśmy się skoncentrowali na córce. Ona nie potrafi mi nic powiedzieć: czy chce być ze mną, czy mnie kocha itd. Mówi, że musi się uspokoić (6 tygodni już minęło!!!). Nic chce iść do żadnej poradni. Jak ją ,,bombarduję miłością'', to mnie odtrąca, co strasznie boli. Jak ją olewam, to czasem do mnie wyjdzie z inicjatywą, ale raczej się obraża. Jak się zaczynamy kłócić, to widzę, że ona ma do mnie żal o całą przeszłość. Widzimy się codziennie, przychodzę rano zająć się córką, a potem po pracy i ją usypiamy razem.

Co do mnie -Ja ,,umieram'' bez miłości. Ona by chciała żyć tak ,,normalnie'', zajmujemy się dzieckiem, utrzymujemy ze sobą kontakt itd. Ja nie potrafię żyć w tej niepewności.

Co dalej?
Nie wiem co dalej. Kwestionuje wszystko, nie wiem czy ten związek kiedykolwiek miał jakiś sens. Nawet się zastanawiam, czy ją w ogóle kocham.

Nie wiem co mam robić. Dobija mnie, że żona mnie zdradziła, ja jej wybaczyłem, kocham ją jak nigdy, a ona mnie odtrąca.

Co się z nią dzieje? Wstyd jej za to co zrobiła? Ma jakąś blokadę przede mną?

Przejdzie jej samej, czy mam coś robić?

Jestem w rozsypce, najgorsze są weekendy, zacząłem nawet szukać jakieś pocieszycielki, ale dałem sobie (na razie?) spokój. Ale może to dobry pomysł?

Czy mam jej się narzucać i bombardować ją miłością?

Czy mam zerwać wszelki kontakt? Gdyby nie córką, to chyba bym tak zrobił. Nie jestem w stanie żyć ,,normalnie'', zachowywać się jakby wszystko było ok.

Czy ma sens się starać, czy też nie mam na nią żadnego wpływu?
napisał/a: Rosaliora 2010-04-18 08:42
Witaj!

Pojawiło się u Was troche nieporozumień, które chyba nie zostały wyjaśnione.
Może ona nie potrafła powiedzieć Ci o swoich pragnieniach i obawach i na tym gruncie zaczeło dochodzić do coraz większgo nieporozumienia. Cóż takiego dawał jej ten kolega? Myślę, że tylko tyle, że słuchał i niczego nie oczekiwał, nie wymagał. To zapewne dało jej poczucie zrozumienia z jego strony. I tyle... Ona zachowuje się tak, jakby z jednej strony chciała sie do Ciebie zbliżyć, a zdrugiej coś ją blokowało.
Bombardowanie miłością nie przynosi rezultatów, więc nie rób tego. Całkowite zrywanie kontaktu to też nie jest dobry pomysł. Myślę, że powinieneś się umówić z nią na szczerą rozmowę. Ona pewnie znów nie będzie wiedziała co czuje i czego chce. Mógłbyś jej wtedy powiedzieć, kochasz ją, ale skoro ona nie wie czy w ogóle chce z Tobą być, to może czas pomyśleć o rozstaniu. Bądź ciepły, ale też stanowczy. Możliwe, że te słowa nią wstrzasną. Może zaproponuj, że wyjedziesz z Waszą córeczką na 2 tygodnie, a ona niech w tym czasie wszystko sobie poukłada.

Nie widzę tutaj Twojej winy. To ona się pogubiła, nie wie czego chce. Myślę, że ona bardzo potrzebuje poczucia, że ktoś ją słucha. To jej pewnie daje poczucie zrozumienia. JAk zacznie mówić Ci o swoim zagubieniu, tylko słuchaj, nie szukaj rozwiązań. Może nawet zasugeruj, że rozumiesz, że czuje się zagubiona -to jej powinno wystarczyć.

Pocieszycielka to bardzo zły pomysł -chyba, że już zdecydowałeś się na rozwód.

Trzymaj się, jeszcze się odezwę....

Może napisz cos więcej o nieporozumieniach, co dokładnie jej przeszkadzało?
napisał/a: Maluch1980 2010-04-18 10:40
Myślę, że generalnie dobrze odczytałaś całą sytuację.

Ona nie potrafiła mi powiedzieć o swoich pragnieniach i obawach, a dokładniej nie potrafiła mi powiedzieć w takim sposób żebym zrozumiał. Moja wina w tym taka, że może nie starałem się zrozumieć. Teraz się zwierza swojej przyjaciółce, którą zna od przedszkola. Chcę wierzyć, że ta przyjaciółka ma dobry wpływ na nią, ale wiem, że ona w swoich ,,poradach'' np. nie przekreślała, że rozwiązaniem byłoby żeby żona się połączyła z tym kolegą. Ona jako chyba jedyna osoba jej nie potępiła, bo nawet np. brat i siostra, z którymi ma bardzo dobry kontakt ją skrytykowali, a w konsekwencji ona przestała z nimi rozmawiać. Na chwilę obecną to z nikim poza tą przyjaciółką nie rozmawia.

Chciałbym żeby zaczęła mi mówić o swoim zagubieniu, ale ona mi mówi, że nie jest w stanie się przede mną otworzyć. Więc mówi mi tylko: ,,nie wiem''. Myślałem, że jak ja się otworzę (też raczej jestem zamknięty w sobie), zrobię rachunek sumienia i wyznam jej swoje grzechy, to ona zrobi to samo. Efekt moich ,,spowiedzi'' które trwały 3 tygodnie myślę, że był dobry, ale ona sama za dużo nie powiedziała i uważa, że nie ma co tego wszystkiego roztrząsać i jak już pisałem nie chce rozmawiać tylko żyć ,,normalnie''.

Jednocześnie te moje przyznanie się do win jakby wzbudziło w niej takie poczucie triumfalizmu, na zasadzie: ,,widzisz, to wszystko ci mówiłam, ale ty nie słuchałeś''. Brakuje mi tego żeby ona też dostrzegła, że nie jest doskonała, że powinna nad sobą popracować. Tak już pisałem uważałem, że nie ma co nikogo zmieniać na siłę, ale teraz uważam, że pewnych spraw nie należało tolerować na zasadzie: ,,ona tak ma'', tylko próbować jakoś ją zmienić, choć nie wiem jak.

Ona w sferze deklaracji tego co byłoby najlepsze, przede wszystkim chyba z uwagi na córkę, chciałaby żebyśmy byli razem, ale mówi, że nie jest w stanie. Poza tym dodaje, że nawet jeżeli uda jej się przełamać, to ona mnie nie pokocha tak mocno jakbym chciał i boi się, że sytuacja się za jakiś czas powtórzy, a ona nie chce mnie już więcej krzywdzić.


Co do naszych nieporozumień to długo by pisać co jej przeszkadzało. Nie da się wskazać jednej przyczyny z powodu, której doszło to tego do czego doszło i nie sposób też wszystkich wymienić.

Teraz wygląda na to, że przede wszystkim to, że ja jej nie rozumiem, że nie miała we mnie oparcia. Jak już pisałem ostatnie dwa lata mieliśmy ciężkie, najpierw ja byłem skoncentrowany na sobie ze względów zawodowych, a potem ona. Myślałem, że trzeba zacisnąć zęby i jak się ułożymy zawodowo, to zajmiemy się bardziej sobą, ale nim to się stało to ona sobie kogoś znalazła.

Jak już pisałem taki dużym problemem była też sprawa tego gdzie mamy mieszkać. Ona się wycofała z wcześniejszych uzgodnień, co tłumaczy tym, że wydawało jej się, że da radę pewne rzeczy zostawić np. przyjaciółkę, ale potem z uwagi na to, że ja jej nie zapewniałem wszystkiego, co potrzebuje zmieniła zdanie. Ja się poczułem oszukany, a ta sprawa była dla mnie ważna.

Poza tym, to standard: że o wszystko trzeba mnie cztery razy prosić, że za długo siedzę przed komputerem, że jej nie pomagam itd. Trochę w tym prawdy, ale też taka moja prawda, że zamiast brzęczeć mi koło ucha żeby coś zrobił, akurat jak zajmuję się czymś innym, choćby to była mało istotna sprawa, to mogłaby zrobić mi listę co mam zrobić i do kiedy (taka rada dla wszystkich Pań tutaj). Generalnie moim zdanie pierdoły, ale jakoś to tam narastało i dla niej to było ważne.

Myślę, że jakimś problemem mogło też być to, że ona jest z takiej rodziny gdzie kobiety dominują wyraźnie nad swoimi mężami i chociaż sama nie ma takiego charakteru i raczej jest ,,potulna'', to wydaje mi się, że powtarzała ten sam model co wyniesiony z domu. Jeżeli nawet obiektywnie tak nie było, to ja widząc jak to funkcjonuje w jej rodzinie podświadomie się bałem, że zostanę sprowadzony do roli pantofla. W konsekwencji zaznaczałem swoje terytorium nie zawsze może potrzebnie, a ona się do mnie zrażała.

Generalnie moim zdaniem wszystko było ok, a jakieś problemy są nieodzowną częścią związku.

Takim myślę, że istotnym problemem było też to, że jak się pokłóciliśmy, to ja co do zasady po pół godziny wyciągałem ręką na zgodę, a ona nie potrafiła się pogodzić. Nawet jak już się pogodziła to te wszystkie kłótnie gdzieś tam w niej zostawały. Potem potrafiła mi wyciągać jakieś historie sprzed roku i to co jej powiedziałem w gniewie, o czym ja już dawno zapomniałem.


Co do Twoich porad, to zaprzestałem już bombardować ją miłością, bo uderzanie głową w ścianę boli. Nie wiem czy zerwanie kontaktu na jakiś czas nie byłoby rozwiązaniem, bo ostatni tydzień był dla mnie ciężki i w konsekwencji często jestem dla niej niemiły, więc boję się, że się jeszcze bardziej zrazi.

Co do rozmowy, to mieliśmy przez miesiąc, a nawet wcześniej w trakcie tego romansu całą masę rozmów. Ja już nie mam za bardzo nic nowego do powiedzenia, a ona nie chce mówić. Nie wiem, czy cokolwiek nią wstrząśnie, w końcu, to że się wyprowadziłem powinno nią jakoś wstrząsnąć, ale tak się nie stało. Ona jest nastawiona na przetrwanie do czasu aż się sama z sobą ułoży, a ja fiksuję, bo chciałbym już teraz wiedzieć na czym stoję. Z podpatrzonych fragmentów jej e-maili z koleżanką wynika, że ta jej doradza żeby się skoncentrowała na dziecku i na pracy i na razie nic ze mną nie robiła. Żona tak właśnie robi, ale jednocześnie chyba się lęka, że się ulotnię.

Może ten wyjazd byłby dobrym pomysłem, ale obawiam się, że nie będzie chciała się rozstać z córką (przez ostatni rok z uwagi na jej sprawy zawodowe miała z nią ograniczony kontakt i teraz to nadrabia). Ale mogę zapytać.

Co do pocieszycielki, to może to by nią wstrząsnęło?

Uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłoby żebym potrafił żyć ,,normalnie'' z nadzieją, że się do mnie przekona, ale to wymaga tytanicznego wysiłku i opanowania z mojej strony i ostatni tydzień pokazuje, że nie daję rady. Może więc lepiej zerwać lub mocno ograniczyć kontakt?
napisał/a: Rosaliora 2010-04-18 12:22
Z pocieszycielką to może być tak, że żona się do Ciebie tak bardzo zrazi, że już w ogóle nie będzie potrafiła się zbliżyć -pomimo, że sama zdradziła. W tym momencie Ty jesteś czysty, a jak pojawi się inna kobieta, Twoja żona może uznać, że wcale jej nie kochasz, skoro już sobie znalazłeś pocieszycielkę i że może wcale nie jesteś takim wartościowym człowiekiem, za jakiego w tym momencie na pewno Cię postrzega. Podświadomie zrzuci swoją winę na Ciebie -no bo skoro Ty taki jesteś, to dlatego nie mogła sie z Tobą wcześniej dogadać. Uzna, że ona szukała przyjaciela i powiernika, a sprawy wymknęły się spod kontroli, a Ty twierdząć, że ją kochasz, świadomie szukasz po prostu kobiety. Zapewne stracisz też w oczach otoczenia, które teraz jeszcze jest raczej po Twojej stronie. A na wsparcie jej przyjaciółki tez już nie będzieszz miał co liczyć. Jeżeli to wstrząśnie Twoją żoną, to tylko w negatywny sposób. Jedynie mogłoby pomóc, to gdyby ona np. zauważyła, że jakaś kobieta zaczyna sie Tobą interesować, ale wyraxnie byłoby widać, że Ty ją odtrącasz, nie chcesz. Wtedy mogłaby sie poczuć zagrożona, że jak sama przesadzi, to możesz ulec miłej koleżance. Ale jeżeli zasugrujesz, że z Twojej strony jest coś więcej, że szukasz pocieszenia -wszystko stracisz.

Pomysł z listą spraw do zrobienia jest idealny -czy mówiłeś o nim żonie?

Myslę, że To co cały czas robisz by ją odzyskać jest dobre. Teraz tylko trochę się wycisz, nie zabiegaj o nią za bardzo, ale jak dojdzie do rozmowy, badź otwarty, nie zamykaj sie i słuchaj jej. Masz rację -często jest tak, że jak się sami przed kimś otworzymy, to w pewnym momencie druga osoba też się przed nami otworzy. Zrobiłeś już naprawdę dużo, by ją odzyskać.

Staraj się nie tracić kontaktu z dzieckiem. Możesz czasem zaproponować wspólny spacer całej trójki w jakieś miłe miejsce. Jeśli do tego dojdzie, postaraj sie, aby było jak najmilej.

Pomysł z urwaniem na jakiś czas kontaktu też jest dobry. Musisz tylko uważać żeby nie przesadzić. Najlepiej z góry określić czas milczenia, mówiąc, że Ty też musisz sobie wszytko poukładać i dlatego proponujesz, abyscie nie rozmawiali np. przez dwa tygodnie. Gdyby się udało, żebyś był wtedy z dzieckiem, byłoby idealnie.

Patrząc na sytuację z boku, nie powiedziałabym, że ona Cię nie kocha. Wcale nie jest jej łatwo odejść i jednak boi się Ciebie stracić.
Jeśli chcesz nią wstrząsnąć, te lepiej jakąś wzmianką o rozwodzie -ale na pewno nie pocieszycielką.

Widzisz, z kobietami tak jest, że my często bardzo długo rozpamiętujemy różne rzeczy, podczas gdy mężczyzna myśli, że sprawa jest już dawno zamknięta. Czasem coś nam się przypomni i zaczynamy to przeżywać na nowo. To się dzieje samo, wcale tego nie chcemy. Pewne sprawy, które wiązały się z bólem i negatywnymi emocjami naprawdę długo potrafią do nas powracać. Mężczyna nie jest w stanie tego powstrzymać i nie jest to jego wina. Najlepiej w takim wypadku tylko słuchać i okazywać zrozumienie. W końcu taka sprawa odejdzie na dobre.... Nie jest dobrze, jeśli mężczyzna się wtedy niecierpliwi, umniejsza ból partnerki itd -a często tak jest w takich sytuacjach. Wynika to z różnic w męskiej i damskiej psychice.

Poczytaj sobie książkę "Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus" Johna Graya. Żonie tez możesz podrzucić. Tam bardzo fajnie jest opisane dlaczego dochodzi do niektórych nieporozumień i w jaki sposób kobieta może zrozumieć potrzeby mężczyzny, a mężczyzna potrzeby kobiety.

Myślę, że jeżeli ona dojdzie do wniosku, że słuchasz co ona mówi, to dojdzie też do wniosku, że ją rozumiesz.

Gdybyście się na jakiś czas odizolowali od siebie, to potem fajnie by było, gdyby się udało Wam gdzieś razem pojechać na kilka dni, zmienić otoczenie i tam na nowo na siebie spojrzeć. Ale z tym jeszcze poczekaj na sprzyjajacą okazję. Teraz niech ona poczuje, że może Ciebie stracić, ale niech też wie, że mino wszystko ją kochasz.

Przyjdzie czas, że zrozumie, że wcale nie jest idealna i bez winy. Musi w pewnym momencie spojrzeć na siebie z boku.

A ta przyjaciółka dobrze Cię zna?

Co do kolegi, to pomijając kwestię zdrady, uważam, że nie ma najmniejszych szans, aby byli razem. Sądzę, że w sytuacji gdyby zaczęło robić się naprawdę gorąco, klęczałby przed swoja żoną z podkulonym ogonem -prawie zawsze tak bywa w takich sytuacjach. I to także Twoja żona w pewnym momencie dostrzeże.

Trzynaj się, widać że jesteś fajnym, mądrym facetem. Dasz radę.
napisał/a: chuchilla 2010-04-18 12:41
Ciężka sprawa. Warunek zerwania albo z "przyjacielem" albo z tobą i wyprowadzenie się wydaje mi sie dobrym pomysłem, szkoda że efekt jest mizerny.
Jeśli się nie otworzy i nie wyjaśnicie sobie wszystkiego nie macie szans na trwałe zejście się. Powiedz jej że odpuszczasz jej wszystko i możecie zacząć od nowa na próbę - jeśli wszystko wyjaśni (nie wierzę że chciała z nim zamieszkać i tylko się całowali, ale chyba chcesz odzyskać jej serce nie ciało). Nie wiem jednak jak ją do tego nakłonić.
Nie naciskaj na to czy Cię kocha - to normalne że jest skołowana. Wracajcie w rozmowach do lat kiedy ona chciała sie z tobą wiązać - co w tobie wtedy widziała, jak to było.
Zacząć musicie od prawdy - inaczej jej nie zaufasz i nie odetniecie się od przeszłości.
napisał/a: Maluch1980 2010-04-18 23:21
Zdaję sobie sprawę, że pocieszycielka, to marny straszak, a i przyjemność z niej raczej średnia, kiedyś dawno temu już to przerabiałem. Świadomość, że jest się czystym i otoczenie, a zwłaszcza jej najbliższa rodzina, jest po mojej stronie jest w tym wszystkim jakimś pocieszeniem. Jednocześnie widzę, że ją to drażni, że np. jej ciocia (siostra mamy, która traktuje ją jak córkę, o sama nie ma dzieci) zaprasza mnie na obiady itp.

Co do jej przyjaciółki, to chyba źle zrozumiałaś, ona mnie raczej nie lubi, więc z jej strony nie mam wsparcia. Jak już pisałem przyjaciółka nie odradzała jej żeby związała się z tamtym gościem, wg przyjaciółki to było jedno z możliwych rozwiązań, a teraz jej ta przyjaciółka doradza żeby skoncentrowała się na córce i pracy, a ze mną się nie spieszyła. Nie wiem czy przyjaciółka nie robi złej roboty.

Co do wspólnego spędzania czasu z córką, to spędzamy go razem w trójkę naprawdę sporo, nie mniej niż kiedyś. Moim zdaniem jest miło, ale wiesz ja się cały gotuję więc często chcę rozmawiać o nas, a ona nie ma na to ochoty.

Na mój wyjazd tylko z dzieckiem nie chce się zgodzić, ale sam mogę jechać. Boję się jednak ją zostawić na tydzień, bo cały czas lękam się, że tamten romans powróci. Mam kontakt z mamą tego gościa i ona jest przerażona postawą swojego syna. On planuje porzucić swoją żonę itd. Staram się podchodzić z dystansem do tego co jego matka mówi, bo widać, że jest w większych emocjach niż ja sam, ale może coś jest na rzeczy. Żona się zarzeka, że tamto jest skończone i ja jej wierzę, że się z gościem nie zejdzie, ale często zalewa mnie taka fala niepewności i przerażenia.

Wspólny wyjazd, czy choćby wyjście jak na razie nie wchodzą w grę.

Jak mam jej pokazać, że może mnie stracić? Co zrobić? Jak zrobić żeby nie przegiąć?

Przyjaciółka bezpośrednio zna mnie raczej słabo, przede wszystkim to mnie zna z narzekań żony więc nie ma o mnie jakiejś dobrej opinii. Jak jest super, to nie opowiadasz o tym przyjaciółce, a jak jest źle to jej się wyżalasz. Generalnie przyjaciółka myślę, że za mną nie przepada. Powiedziałbym, że jest jedną z dosłownie kilku osób na ziemi, której dają mi odczuć, że mnie specjalnie nie lubią.

Czemu myślisz, że nie ma szans, aby się zeszła z tym gościem? Początkowo wydawało mi się, że dla gościa to jest klasyczny romans tj. mówiąc krótko miał chrapkę na moją żonę, ale sobie dał spokój, a ona została wystawiona do wiatru. Jak zebrałem więcej faktów, to wyglądało to tak, że rzeczywiście byli dobrymi znajomymi, którzy się świetnie rozumieją, mają te same problemy (egzamin i z małżonkami) i niespodziewanie ta znajomość się przekształciła w romans. Jak już powyżej wspomniałem, on nie chce za bardzo wrócić do swojej żony i niewykluczone, że się wyprowadzi. Ja cały czas tamto traktuję jako poważne zagrożenia dla nas, choć wszyscy mnie przekonują, że ona z nim nie będzie. Sama też tak mówi, ale jeżeli jeszcze 2 miesiące temu deklarowała, że chce z nim być, to trudno być spokojnym, nawet jeżeli sama mówi, że to był jakiś amok i że jakby doszło do konkretów to by tego nie zrobiła.

Dziękuję Ci za obszerne odpowiedzi i miłe słowo!
napisał/a: Maluch1980 2010-04-18 23:35
chuchilla napisal(a):Nie wierzę że chciała z nim zamieszkać i tylko się całowali.


Ja akurat wierzę, chyba że jej w ogóle nie znam, co też jest możliwie, bo byłem jej bardziej pewien niż siebie samego. To znaczy prawdopodobnie robili coś więcej niż tylko całowanie, ale nie chce mi powiedzieć, bo mówi, że jej uwłaczają takie pytania. W każdym razie mówi, że nie zeszli poniżej pasa, a czy coś się działo pomiędzy i ewentualnie co to tego nie wiem. Jak już pisałem deklaracja zamieszkania padła w jakiś ich rojeniach więc nie upraszczałbym w ten sposób, że skoro deklarowali, że razem zamieszkają, to wcześniej się przespali. Całość trwała stosunkowo krótko, bo 3 miesiące. Pomijając, to że żona jest mimo wszystko porządna, o czym myślę, że najlepiej świadczy to, że przez ten romans nie odżyła, tylko była cieniem człowieka (nie jadła, nie spała), to nawet technicznie nie mieli kiedy ,,tego'' zrobić, chyba, że gdzieś pospiesznie w windzie.

Może się łudzę i mnie okłamała, ale na 99% jej wierzę i myślę, że nie jest to jakieś nieprawdopodobne, że tak było.

W każdym razie na chwilę obecną wygląda, że ten romans jest najmniejszym problemem w tej całej historii i tak naprawdę, to był tylko detonator tego wszystkiego złego, co się pomiędzy nami nagromadziło.
napisał/a: Maluch1980 2010-04-19 14:51
Mam takie pytanie. Bezpośrednio po tym jak wyszła cała afera, a żona nie była wstanie zadeklarować, że do mnie wróci, zażądałem żebyśmy zrobili rozdzielność majątkową, żeby się nie okazało, że pracuję na nią i kochanków. Zgodziła się, choć chyba ją trochę to zabolało, ale twierdzi, że nie. Jak myślicie?

Chciałbym jeszcze dokonać podziału tego czego się dorobiliśmy w czasie małżeństwa, ona mówi, że nie chce ode mnie pieniędzy i nie będzie ich się ode mnie domagać, ale nie chce tego formalnie (umowa) uregulować. Ja chce jej zapłacić co jej się prawnie należy i zamknąć w ten sposób kwestie finansowe. Żona zarabiała sporo mniej więc wychodzi na to, że należy jej się całkiem pokaźna kwota (jej pensje za dwa lata).

Czy mam naciskać żeby podpisała umowę i wzięła pieniądze, czy to wpłynie na nią jakoś pozytywnie do mnie, czy wręcz przeciwnie? Czy to może być dla niej jakiś ,,wstrząs''?

Jakbyście odebrali taką propozycję?
napisał/a: chuchilla 2010-04-19 20:04
Maluch1980 napisal(a):Bezpośrednio po tym jak wyszła cała afera, a żona nie była wstanie zadeklarować, że do mnie wróci, zażądałem żebyśmy zrobili rozdzielność majątkową, żeby się nie okazało, że pracuję na nią i kochanków. Zgodziła się, choć chyba ją trochę to zabolało, ale twierdzi, że nie. Jak myślicie?

To dobrze wróży dla waszego związku - ona ciągle chce byc fair wobec ciebie.
To czy zeszli poniżej pasa nie ma znaczenia - grunt ze sama zrozumiała, że to jakis amok. Nie naciskaj na ten podział majątku, skoro się zgodziła to jeszcze raz powiem, nie chce cie krzywdzić.
Nie ciągnij jej na siłe na rozmowy o was i o tym co się stało - o kryzysie. Przypominaj jej czasy kiedy było wam świetnie - narzeczeństwo, narodziny i poczęcie córki. Może kiedyś zapytaj jak to się stało że właśnie ciebie wybrała wtedy?
Dajcie sobie czas, równocześnie spędzajcie jak najwięcej czasu ze sobą. Staraj się by wiedziała mimo to, że jeśli historia sie powtórzy - straci cie. Bądź delikatny.
Trzymaj się i nie poddawaj!
napisał/a: Rosaliora 2010-04-19 23:06
Bardzo dobrze, że jej rodzina tak Cię traktuje, między innymi dlatego, że może to zmusić Twoją żonę, by spojrzała na Ciebie oczami swojej rodziny i nie ulegała za nadto opiniom przyjaciółki, która tak naprawdę Cię nie zna. Przyjaciółka może trochę mieszać i opóźniać pewne sprawy, ale za bardzo się nią nie przejmuj, bo raczej nigdy tak nie jest, że człowiek kieruje się tylko czyimiś poradami, raczej słucha się swojego wewnętrznego głosu a porady tylko się bierze pod uwagę. Czasem przecież jest tak, że wszyscy coś odradzają, a ktoś i tak to robi. Nie jest dobrze, że ta przyjaciółka w ten sposób radzi, ale nie ma co przeceniać jej wpływu na Twoją żonę. Zresztą jeżeli ona w swoich poradach uporczywie omija kwestię Waszego zejścia się, a wszystko inne bierze pod uwagę, to Twoja żona, która wcale nie jest taka zdecydowana, że chce odejść, może w pewnym momencie zacząć mieć dość tych porad.

Trudno jest wyczuć granicę, jak pokazać drugiej osobie, że może nas stracić, ale równocześnie nie przegiąć. Skoro rozmawialiście o kwestiach majątkowych, to znaczy, że rozwód przewinął się w Waszych rozmowach... To dobrze. Myślę, że wystarczy właśnie wzmianka o rozwodzie, wyjazd na kilka dni z zaznaczeniem, że musisz przemyśleć całą sytuację (ona zacznie się wtedy zastanawiać do jakich wniosków możesz dojśc i może się przestraszyć). Chuchilla ma rację, że świetnie by było, gdybyś teraz zamiast próbować z nią rozmawiać na zasadzie "co z nami będzie" skoncentrował się na odwoływaniu się do pięknych wspomnień, a zamiast pytać o przyszłość, zapytał raczej dlaczego to właśnie Ciebie wybrała. Uważam, że to świetny pomysł.

W kwestiach rozmów o finansach byłabym na razie ostrożna. Masz całkowitą rację, że dobrze byłoby to wszystko do końca ustalić i zamknąć, ale weź pod uwagę, że jak za bardzo będziesz poruszał ten temat, to ona może poczuć, że bardziej koncentrujesz się na pieniadzach niż na niej.

Myślę, że dobrze by było, abyś na razie (ustal sobie jakiś czas) nie poruszał z nią tematu Waszej przyszłości, nie naciskał na deklaracje, ale tak jak radził Chuchilla, odwoływał się do tego, co Was kiedyś połączyło. Możesz jej opowiedzieć, dlaczego to właśnie ją kiedyś wybrałeś, co Cię w niej ujęło, co sprawiło, że poczułeś, że jest Wyjątkowa itd. Mów to spokojnie, bez żalu o to, co jest teraz. Sprowadź rozmowę do wspomnień. Właśnie podczas takiej rozmowy możesz zapytać, co ona wtedy, wiele lat temu dostrzegła w Tobie, co sprawiło, że uznała, że to Właśnie Ty. Taka rozmwa sprowadzi jej myśli na świetny tor. Już samo to, że przestaniesz przez jakiś czas pytać o to, co z Wami dalej będzie zastanowi ją. Może to nawet odebrać jako zrozumienie jej, że potrzebuje czasu, aby wszystko sobie poukładać. Podczas przebywania z żoną, gdy tylko nadarzy się sposobność, zachowuj się tak, jakbyś na nowo ją zdobywał -jakbyście cofnęli się o wiele lat, w czasy gdy dopiero zaczęliście się poznawać. Nieśmiały flirt, zaciekawienie jej osobą i jej sprawami, miłe gesty. I na razie zero rozmów o deklaracjach i przyszłości. Jedynie zdobywanie i wspominanie :) Uwiedź na nowo swoją żonę, nie myśl o tym facecie i przyjaciółce -teraz liczycie się tylko Wy i to co się między Wami dzieje.

Co do niego, to jakoś ciężko mi uwierzyć, aby odszedł od żony i dzieci. Jego matka może dramatyzować pod wpływem silnych emocji. Może mieli kryzys, on szukał "pocieszenia" i wszystko się zagmatwało. A czy jego żona w ogóle wie o wszystkim? Nie koncentruj się na nim. Ważne jest to, czego chce Twoja żona, a nie on.

TRZYMAJ SIĘ, dasz radę, jesteś mądrym facetem i uda Ci się!
napisał/a: Maluch1980 2010-04-20 09:35
chuchilla napisal(a):To czy zeszli poniżej pasa nie ma znaczenia


Wiesz to może nie jest kluczowe, ale dla mężczyzn, to ma istotne znaczenie, wydaje mi się, że bardziej niż dla kobiet, że kobiecie (generalizując, bo ludzie są różni) jest łatwiej to przełknąć.

Dodatkowo zabolałoby mnie, że ona zrobiła, to z kimś z kim była 2-3 miesiące, a nam zajęło to dwa lata i jakbym trochę nie nalegał, to ona by to zrobiła dopiero po ślubie.
napisał/a: Maluch1980 2010-04-20 09:43
Pocieszyłaś mnie, że przyjaciółką mam się za bardzo nie przejmować.

Wiecie my odwoływanie się do miłych wspomnień to już przerobiliśmy i cały czas trochę przerabiamy. Jakiekolwiek rozmowy o nas nie wchodzą w grę, bo ona nie chce rozmawiać, więc nie mam co pytać ponownie czemu mnie wybrała, zresztą, to też już mi powiedziała, że z miłości, bo jej się podobałem, bo czuła się bezpiecznie itd.


Dodam, że sprawy nabrały tempa. Nie chce teraz pisać, bo jeszcze nie potrafię tego wszystkiego sobie sam ułożyć, ale ten gość odszedł od żony i muszę się liczyć z tym, że przyjdzie do mojej. Nie opisując wszystkiego co się w wczoraj wydarzyło, sprawa wygląda tak, że powiedziałem żonie, że dla mnie to jest prawdopodobnie koniec. Dodałem, że: ,,jeżeli to ma jej ułatwić podjęcie decyzji czy być z tamtym, to może przyjąć, że z nami koniec, a jeżeli chce żebym dał jej jeszcze jedną szansę, to myślę, że wie co ma robić''.

Jak się ogarnę i zobaczę co będzie dalej i co się właściwie stało i jak to ocenić, to napiszę.