Jak to ze mną było...

napisał/a: abi2 2007-10-24 17:31
Tutaj prawie każdy był w takim stanie jaki obecnie odczuwasz. Rozumiem twoją rozpacz i ból. Jeżeli twój chłopak twierdzi, że kocha obie to jak chcę podjąć decyzje z którą być. Raczej waszemu związkowi należy sie szansa bo jest ci to winien.
Chociaż ja nigdy nie zrozumiem jak można darzyć tym samym uczuciem dwie kobiety. Wydaje mi się, że on raczej mylnie pojmuje znaczenie słowa kocham. Rozumuje je jako zauroczenie nią i przyzwyczajenie do ciebie.

Niech sobie zrobi zestawienie uczuć i emocji. Twoje aktywa są chyba bardziej trwałe a jej raczej ryzykowne.
Jeżeli kochasz i chcesz być z nim to staraj mu sie to uzmysłowić.
napisał/a: ~gość 2007-10-24 19:13
Słowa są ułomne... ale dziekuje sorrow, traumata, abi... dziekuje wam z całego serca...zreszta przez cały ostatni tydzień dziekuje wszystkim tym, którzy stoją koło mnie...masz sorrow racje-jest ze mna źle, psychicznie wysiadlam, bo jako wzór "wiecznego poukładania" nie moge tego ogarnąć...a z drugiej strony fizycznie tez juz padłam-dwa omdlenia, 5kg mniej i strach przed odebraniem wyników badań, najblisi mnie zaciągneli do lekarza...niesamowite jest to, ze nadal lubie ludzi, moja praca to praca z nimi, kazdego dnia staje z nimi oko w oko i ucze..na przekór wszystkiemu i wszystkim są mi bliscy, myślałam, ze ich znienawidze, ze sie zmienie, a ja dalej chce z nimi byc, kocham swoją prace i cierpie na ich oczach. czasami myśle ze wszyscy o tym wiedzą, ze zostałam porzucona, zdradzona, ponizona do granic mozliwosci. Abi Ty również masz racje-to co zbudowalismy przez ponad dwa lata ( w grudniu byłoby 3) to niesamowita wieź, wzajemna pewność, stałosc, poswiecenie i kokrety...te padające deklaracje nie były bez pokrycia ani z jednej ani z drugiej strony...związek idealny...okazało sie ze az za idealny. mimo, ze slubu i sakramentu nie było-o ironio losu- czulismy sie tak, jakbysmy juz dawno go otrzymali. Moja nic łącząca go z nim jest tak silna, ze mimo swietnej jego gry podczas tego wyjazdu, wiedziałam, ze cos jest nie tak, teraz sie okazało, ze nawet date "skoku w bok" dokładnie mu potrafiłam podac...mimo, ze nie jestesmy teraz razem, wiem w którym momencie mu zle i wiem w którym momencie doznaje jakiejs krzywdy. On podjął decyzje-bedzie sam. twierdzi ze nie wie co sie stało, a le nie chce tez ulzyc mi, gdy prosze, by przyznał, ze jego uczucie do mnie wygasło. Czuje sie jak ptak na uwiezi-nie moge go w siebie wyrzucic i jednoczesnie nie chce wyrzucac...jednym słowem serce kaze mi robic swoje, rozum podpowiada swoje...a on milczy, pogubiony totalnie w tym, co zrobił.
napisał/a: Ciarka 2007-10-24 20:29
madii napisal(a):twierdzi ze nie bedzie ze mną o NIEJ rozmawiał, trak samo jak z NIĄ o mnie....

Dokładnie tak samo jak u mnie...Na początku uznałam to za przejaw szacunku do nas obu. Jednak teraz z perspektywy czasu oceniam to nieco inaczej. Taki stan rzeczy miałby rację bytu, gdyby zapadła decyzja, ze nie wiąże się ani ze mną ani z nią, ale jesli decyduje się na odbudowywanie związku ze mną, to uważam, że powinien umieć rozmawiać równiez o tamtych przykrych wydarzeniach, a takie podejście jak w cytacie jest po prostu pójściem na łatwiznę, wymiganiem sie od podjęcia odpowiedzialności za popełnione błędy i wymiganiem sie od podjęcia ciężaru wyjasnienia i zakończenia tego watku, bo że zakończyc musi, nie ma wątpliwości...Oczywiście, ze nie ma co wywlekac i rozdrapywać ran, ale pewne rzeczy musza zostac wyjasnione!
napisał/a: elena1 2007-10-24 20:47
Wiem co czujesz bo przeżywam to samo moja historia jest bardzo podobna momentami człowiek nie wie co ma z soba zrobic ale jest codzienne życie i są dzieci trzeba dla nich życ choc jest tak ciężko. Podziwiam Cię ale widzę w twoich wypowiedziach ukryty żal który w tobie siedzi wiem ze nie idzie się go pozbyc a do tego dochodzi jeszcze brak zaufania. Nigdy nie będzie już tak jak było, mamy tą świadomoś i ciągle pojawia się pytanie dlaczego? Widzę że masz dużo siły jesteś wytrwały walczysz i cierpisz. Mam nadzieję że Wam się uda i dacie radę nie patrz wstecz a następny dzień będzie lepszy od poprzedniego.Nie pisałam jeszcze na tym forum ale czytam go już od trzech miesiecy pozdrawiam.
napisał/a: korody 2007-10-25 01:00
Witam

Zdrada jest okrutna i prawdopodobnie ciezko ja zrozumiec.
Mnie na szczescie nic takiego nie spotkalo ale czym dluzej czytam wasze opinie i historie tym bardziej utwierdzam sie w przekonaniu ze nie warto sie wiazac i angazowac bo za pare lat znajde sie w podobnej sytuacji.
Obecnie jestem w zwiazku dwa lat i wszystko jest wspaniale ale trace wiare w ludzi przez to co tu czytam.
Wiec chyba nie bede wiecej tu zagladal i pozyje sobie w zludnej nadzei.
Pozdrawiam
napisał/a: edyta12 2007-10-25 13:29
Dawno i ja nie pisałam..
Pewnie mnie nie pamiętacie.., to ja byłam tą złą, to ja zdradziłam swego cudownego i bez winy męża.. to ja zanim było za póżno rozstałam się z nim-moją miłością- i układałam sobie życie z mężem.
Obrałam cel-najlepsza matka,najlepsza żona-idealna rodzina...

Wszyscy są szczęśliwi-mąż nigdy nie dowiedział się o zdradzie-żyjemy, pracujemy,rozmawiamy, w grudniu przeprowadzamy się do nowego, swojego domku..

Tylko że ja wolałabym chyba pod mostem ale z nim..
Teraz to już nie ma znaczenia. jakiś czas temu podjęłam decyzje że zostale z mężem,
nie zmieniłam jej i wiem że nigdy nie zdradze bo za wiele mnie to kosztowało.

Ale nie ma dnia żebym nie wróciła myślami do niego.. do tego jak się przy nim czułam..
Minęło tyle czsu a ja za nim tęsknie.
W pojęciu większości z was jest super..na nic nie moge narzekać.cudowna córka, mąż, dobra praca, super dom..

Tylko czemu nie jestem szczęśliwa?

Jak mam zapomnieć o nim? Jak dalej żyć?
Chcę go zobaczyć ale boję się że wszystko wróci.
On mówił że jesteśmy dla siebie stworzeni tylko minęliśmy się w czasie.Może to prawda?
Może to on był dla mnie przeznaczony a ja jak idiotka nie potrafiłam tego zobaczyć,
i jestem z mężem'' bo tak trzeba'' bo nie moge go skrzywdzić, bo mamy córke?

Zycze wszystkim odwagi. pozdrawiam
napisał/a: sorrow 2007-10-25 13:46
Cóż, człowiek bardzo się przyzwyczaja do idealnego obrazu ukochanego, który zostaje z nami na zawsze. Nie starzeje się, nie kłóci sie z nami, nie zdradza, nie zostawia brudnych skarpet w sypialni i powtarza bez przerwy w naszych myślach te słowa, które tak uwielbiamy. Trudno się odzwyczaić od kogos takiego... o wiele prościej się odkochać od kogoś, z kim jesteśmy na codzień. Nie pozostaje ci ni jak tylko uświadomić sobie, że jesteś zakochana w tym obrazie, a nie w rzeczywistym człowieku. Może rozum pomoże z czasem ci się z tego otrząsnąć .
napisał/a: nara 2007-10-25 14:47
Dzięku Ci za tę prawdę. W tej chwili płaczę pisząc te słowa. Wiele z tego, co napisałeś znajduję w swojej historii, moze nawet ciąg dalszy. Gdybyś kiedykolwiek potrzebował przyjaciela - odezwij się. Ja w każdym razie ciągle potrzebuję rozmów, dlatego dziękuję, że pozwoliłeś siebie troszkę wysłychać
napisał/a: ~gość 2007-10-25 15:47
Kaczka napisal(a):Oczywiście, ze nie ma co wywlekac i rozdrapywać ran, ale pewne rzeczy musza zostac wyjasnione!
witam, wróciłam z pracy,
kolejnego dnia walki o siebie... Wiesz, mysle ze przez te ponad dwa lata to ja taszczyłam pewne decyzje na swoich barkach, mój przyszły/niedoszły mąż był stanowczy wtedy, kiedy chciał...a teraz nie dosc, ze przez tydzien czasu nie umiał podjąć decyzji co z naszym związkiem, to jeszcze ja wymusiłam własciwie ją na nim...pchnełam go...rzekomo tym, ze zaproponowałam wybaczenie sprowokowałam sytuacje o podjeciu decyzji, ze bedzie sam...mam zal...zal o to, ze nie wszystko zostało powiedziane, ze ot tak sobie trzasnął mi przed nosem drzwiami, podał szczegóły erotycznej schadzki i nic wiecej...reszte zostawił mnie...własciwie teraz tez czuje sie za wszystko odpowiedzialne-chociaz nic nie zrobiłam-bo oswiadczył mi ze nasze dalsze"kolezenskie" kontakty beda zalezały ode mnie...o losie... taki juz nasz los...rano jadąc do pracy usłyszałam w radiu słynne zdania"to juz jest koniec, nie ma juz nic, jestesmy wolni mozemy juz isc" rozum to pomału chwyta...ale serce nie...pozdrawiam wszystkie dusze, które tu sie łączą w swoim doswiadczemiu zyciem
napisał/a: Ciarka 2007-10-25 17:42
Nie wierzę w "koleżeńskie" relacje po czyms takim, zbyt dużo krzywdy w tym wszystkim. Przyjeciele, koledzy nie robia sobie takich rzeczy...
napisał/a: ~gość 2007-10-25 18:47
Cóż ja tez nie...nawet nie chce tego...to ponizej wszelkich norm i mojej własnej godności...to tylko jszcze jeden dowód na niedojrzałość...
napisał/a: traumata 2007-10-26 13:00
koleżeńskie stosunki ?? ale gość ma tupet ,zero skruchy ,chęci naprawienia krzywdy ................ ehh ,wyszedł trzasnął drzwiami i jeszcze przebąkuje pod nosem o koleżeńskich stosunkach