Jak to ze mną było...

napisał/a: ~gość 2007-10-26 15:11
ehhh tak to w asnie było...tak to własnie ze mną jest...byłabym gotowa walic głowa w mur, zeby to wszystko odbudowac, a tu nic...najpierw jakies pomieszane zale, decyzje, które raz sugeruja ze bedziemy razem i przezwyciezymy to, raz sugestie ze juz za pozno...i w koncu ze on bedzie sam...tylko mnie nikt o nic nie zapytał....i mecze sie drecze i cały swiat wokoło od ponad dwóch tygodni, nawet nire bardzo wiem jaki dzien miesiaca jest...a od wczoraj chyba przezywam jakis nowy etap, nie widziałam zeby ktos z was o nim pisał: mam wstret do własnego ciała...rozbieram sie, kompie, sprawdzam czy jestem cała i jak pomysle, ze on dotykał innych rąk, piersi, twarzy to mną rzuca...nie wiem co, dzieje sie w jego głowie...staram sie jak moge nie kontaktowac sie z nim...a to oznacza gryzienie parapetu, bo tak tesknie...
napisał/a: morda3 2007-10-26 21:10
madii napisal(a):ehhh tak to w asnie było...tak to własnie ze mną jest...byłabym gotowa walic głowa w mur, zeby to wszystko odbudowac, a tu nic...najpierw jakies pomieszane zale, decyzje, które raz sugeruja ze bedziemy razem i przezwyciezymy to, raz sugestie ze juz za pozno...

Tak, mam to samo: w jednej chwili słyszę, że potrzebujemy czasu,że mamy sznse , a chwile potem,że między nami nie było nic dobrego i dostaje w najczulsze miejsca. tak ,zebym się nie podniósl. To ściema i dtraństwo. Już jej nie wierzę... Nie po tym co robi. Więc, choć teraz zwijam się w sobie, to mam nadzieję,że bedzie lepiej....Nie da się ratować związku samemu, jeżeli druga strona tego nie chce. Szczególnie, gdy to ta druga strona przekroczyła granice.
Chyba się poddałem....Wstydzę się ,że nie je stem bardziej wytrwały, ale juz nie mam siły. Wstydzę się,ze wsparcie dostaję od znajomych z pracy, od Was, a nie od kobiety , która ślubowała mi wierność, szacunek i uczciwośc..... Więc może lepiej ,że stało sięto przed ślubem
Pewnie w to teraz nie uwierzysz, bo nie ma dobrej chwili na zdradę, ale są mniejsze komplikacje. W końcu ja też przysięgałem i nikt mnie z tej przysięgi nie zwolni...
napisał/a: ika116 2007-10-26 21:46
morda napisal(a):....Nie da się ratować związku samemu, jeżeli druga strona tego nie chce. "
Jeszcze druga strona może udawać że chce :( żeby dzieci miały matkę/ojca, żeby mieć zabezpieczenie majątkow, żeby nie ryzykować rozczarowania, żeby mieć bezpieczną przystań. Hmm, co jest gorszym złem?
napisał/a: morda3 2007-10-26 22:15
ną przystań. Hmm, co jest gorszym złem?[/quote]
A jeżeli chce tylko , ta strona, która zgrzeszyła zaniechaniem. A ta, która chce odejśc, ta która zdradziła ma to gdzieś i nie żaluje," bo czasami miłość się kończy." co w tedy -jak długo można walczyc bez nadzieji w sercu, codziennie słysząc jkim się bylo kiepskim i że znalazła ukojenie w ramionach innego, który był fajny?
Nie wiem. Nic się nie zmieniło w tym, co czuję do mojej żony, ale po tym wszystkim już nie mam siły.... Jestem odpowiedzialny tylko,za swoje mysli, uczucia- nie zatrzymam jej siłą. To nie ten styl.
napisał/a: Ciarka 2007-10-27 13:11
Morda, ja cię doskonale rozumiem, tez powoli zaczynam sie poddawac, po póltora roku walki zaczyna mi juz brakowć sil i dobrych chęci...
napisał/a: morda3 2007-10-29 00:35
Kaczka .
Ja siebie nie rozumiem., Chwilami dopada mnie taka beznadzieja....że nie warto, że przecież to moja żona mi to robi i chyba przy tym nieźle się bawi
wiem,że to bez sensu, bo skoro ona nie chce....Ale widocznie jestem głupszy niż myślałem
napisał/a: jaca38gda 2007-10-29 09:25
nie jesteś głupi czy głupszy - po prostu jesteś dobrym człowiekiem, ufasz ludziom, bo Ty byś ich nie zawiódł.... A że żyjemy w podłym świecie, to teraz już wiesz!
napisał/a: Ciarka 2007-10-29 11:32
Morda, ja po prostu nie mogę uwierzyć, że ten człowiek to jest ten sam, którego kochałam przez tyle lat. Wciąż czekam, że w końcu pęknie ta skorupa i powróci mój ukochany, ten dobry, kochający, który nie potrafił mnie ranić tak jak ten, który jest obok mnie obecnie...Ale...czas mija a skorupa nie pęka, ja coraz barziej sie angażuję, a on coraz bardziej oddala, wciąż jednak pociągając za sznurki... Nie oddala sie aż ak bardzo, żebym mogła jednoznacznie ocenić, że to już jest koniec... To podłe! A ja to widzę i pomimo to, nadal karmię się nadzieją...Chyba nie warto...
napisał/a: madii.s@interia.pl 2007-10-29 11:52
Witam, wpisywyalam się tu jako madii, ale przy logowaniu mnie wyrzuca wiec występuje teraz pod innym pseudo. Podzieliłam sie moja historią niedoszłego męza, który mnie zdradził podczas wyjazdu zarobkowego, po czym zafundował rozbrajajacą szczerość, huśtawkę nastrojów odnośnie- bedzie dobrze- nie bedzie juz nic, w końcu podjął decyzje, ze bedzie sam. Zepnął tezna mnie odpowiedzialność za nasze "kolezenskie" kontakty teraz. Cóż...Słowa "mozesz na mnie liczyc, odbiore kazdy twój telefon" były tylo słowani na 3 tygodnie. Poniewaz sie uniosłam i w pewnym momencie nie przyjełam tego kolezaństwa, a pozniej z wielkiej tesknoty i zamartwiania sie o niego napisałam, potraktował jako STAWIANIE GO W KROPCE. Pomijam fakt, ze on mnie postawił w kropce tysiac razy wiecej robiąc mi to, co zrobił. Poniewaz juz od tygodnia odkrecamy slub-bo on nie do konca potrafi to załatwic- zadzwoniłam dzis z wyjasnieniem odmawiania sali weselnej. oczywiscie musiałam sie uciec do podstepu i zadzwonic do pracy, bo normalnie telefonu nie odbiera.Na pytanie, czy mam mam sie z nim jeszcze kontaktowac czy nie-odpowiedział "jak chcesz". zapytałam czy chce mi jeszze cos powiedziec-oswiadzył ze on juz sie okreslił-czyli chce byc sam. Zyczyłam mu powodzenia, bo cóz wiecej mogłam zrobic, dorzuciłam, ze serce nie sługa-przytaknął mi. Mój Boze-ile człowiek moze wycierpiec od drugiego człowieka-nie zdawałam sobie z tego sprawy. Zimny, lodowaty, nie ten człowiek którego znałam. Po trzech tygodniach nadal wspomagam sie lekami, moze to dzieki nim jestem taka spokojna, a moze dzieki temu, ze usłyszałam w słuchawce zupełnie obcego mi czowieka. Poniewaz mieszkam w małej miejscowosci teraz ludzie pozyją ładnych pare miesiecy moja sensacją, nie znajac prawdy o tym, jak dostałam nożem najpierw w serce, pozniej w plecy. Wiem, ze trzeba czasu, ale straciłam wiare w ludzi...Liczyłam chociaz na jakąś skruche w glosie...Wierzyłam, ze człowiek zyje z miłosci i do miłosci jest stworzony, przeznaczony. Teraz ten ideał mi runął...Wiem tez, ze powiecie ze lepiej przed slubem i bez dzieci...wiem to wszystko, rozum to przyjmuje, serce jeszcze nie...

[ Dodano: 2007-10-29, 12:03 ]
Zapomniałam dodac madrej rzeczy, którą usłyszałam: człowieka ocenia się po tym nie jak zaczyna, ale jak kończy...swiete słowa
napisał/a: Aga2132 2007-10-29 12:42
Witam wszystkich! Nie wiem komu mam się zwiezyć więc piszę do Was i proszę o rade!!!
Chodzę na kurs prawa jazdy. Poznałam świetnego instruktora, któr mnie uczy jeżdzić. Zaprzyjaźniliśmy się. On ma żonę i ja męża! Jest mi źle ze swoim mężem bo ciągle same problemy z nim a pozatym nie czuje się przy nim bezpieczne i nie jest czuły! Instruktor powiedział mi że dla mnie jest w stanie zostawić żonę! Strasznie mi się do niego tęskni Co ja mam robić????? pomóżcie mi!
napisał/a: sorrow 2007-10-29 12:55
Chętnie ci coś poradzę, ale najpierw chciałbym dowiedziec się trochę więcej o tobie, o tym jaka jesteś i jakie masz poglądy na życie. Powiedz mi proszę, czy jesteś w stanie nieznanego sobie człowieka zabić psychicznie? Czy nie miałabyś skrupułów, żeby ten człowiek został skazany na wielomiesięczną męczarnię i uraz na całe życie? Czy bez problemu mogłabyś żyć mając świadomość, że komuś zniszczyłaś życie? Chyba wiesz o czym mówię. Nie kradnie się człowiekowi samochodu tylko dlatego, że się nam spodobał.
napisał/a: jaca38gda 2007-10-29 13:00
Samolubny drań, o Tobie też nie powiem nic dobrego.
Po pierwsze: wyjaśnij sobie sytuację z mężem. Naprawcie co jest do naprawienia - albo rozstańcie się.
Po drugie: skoro Wy zostawicie swoje połówki bez walki o nie, to sytuacja raczej się powtórzy (on pozna kursankę czy Ty innego instruktora) i wtedy tragedia na całego.
Czy zdajesz sobie sprawę co przeżywają wasze połówki, ze czegoś nie podejrzewają? Jak oni cierpią. Wy przyrzekaliście sobie i co? To były puste słowa! Jeżeli nawet zdecydujecie się na nowy związek to przed Wami trudna i bolesna droga.
Zacznij od punktu pierwszego!