Jak to ze mną było...

napisał/a: sorrow 2008-02-05 08:43
Dzięki za propozycję... chyba odmówię, bo ja nie z takich co piwo przez słomkę piją. A historię opisz... zawsze nowe doświadczenie dla innych.
napisał/a: Sweeney 2008-02-05 12:13
Czesc sorrow...

Tak czytam te twoje posty... i wiesz co mnie ciagle nutruje ?

Czy jest sens.. czy warto ? Czy zona cie kocha ?... Czy nie lepiej naprawde znalezc kobiete z ktora bedziesz szczesliwy, kochany ?!

A co ona na to ze z nia zostales ? Czy nie widzi za po tym wszystkim co ci wyrzadzila trafila na naprawde wspanialego człewieka ? Ktory mimo wszystko jest z nia...

Pozdrawiam
napisał/a: sorrow 2008-02-05 12:36
Wiesz... ja nie mogę powiedzieć, że jestem nieszczęśliwy. Rzeczywiście zabrakło tych wszystkich elementów żałowania, przepraszania i "wielkiego powrotu". Jednak teraz, po tych czterech latach to już nie jest takie ważne. Sam już nie wiem, czy warto by było to wałkować. Komunikacja między ludźmi jest taka trudna, żeby każde zrozumiało o co mu chodzi... a jak dodasz do tego wszystkie związane z tym emocje, to wydaje się, że przekazać swoich myśli komuś po prostu się nie da.

Moja żona mówi mi, że mnie kocha, tylko ja tak do końca w to nie mogę uwierzyć. Ale żyje mi się z nią całkiem dobrze. Całkiem fajna kobieta z niej jest, nudzic się z nią do końca życia nie mam szans ;). Na szczęście widzę, że dawne ciągoty w tej chwili zupełnie zanikły... może sparzyła się ostatnim razem. A czy warto żyć tak dalej? Według mnie tak, a szczególnie z powodu dzieci. To, że tu czasem coś napiszę smutnego, to nie znaczy, że ogólnie nie widzę sensu życia w ten sposób. To nie jest tak, że egzystuję cierpiąc i czekam na koniec... do tego mi jeszcze daleko. Tak więc myślę, że warto. Myślę nawet, że jeśli taką "łagodną" miłością uda mi się przez przez życie przejść, to będę zadowolony na koniec. Zero jakichś myśli w stylu "zmarnowałem życie, mogłem odejść i poszukać prawdziwej miłości"... to dobre dla jakichś brazylijskich oper mydlanych.

Może to wszystko z mojej natury wynika (każdy jest inny). Ja po prostu taki pogodzony z życiem jestem... płynę sobie z nurtem, stawiam czoła trudnościom, ale je akceptuję jako coś normalnego. Do tego zasada złotego środka, harmonia, pokora i inne takie "bzdety"... to właśnie ja. Wcale nie uważam jak to się często mówi, że każdy ma prawo do szczęścia (albo do czegokolwiek innego) i co więcej jak ja go akurat nie mam, to się nie czuję pokrzywdzony. Miłość, seks... to tylko jeden z elementów życia, a innych jest tak dużo... jeśli jedno, czy dwa szwankują, to czemu od razu mam myśleć, że to już koniec świata. Chyba całkiem przykładny buddysta by ze mnie był, gdybym nie był katolikiem .
napisał/a: koala19811 2008-02-18 23:11
Sorrow

Podziwiam Cię, a jednocześnie, cieszę się, że są takie osoby, jak Ty, które tak bardzo potrafią kochać...
napisał/a: sorrow 2008-10-09 23:51
Hmm... co ja tu widzę... toż to mój wątek, który napisałem rok temu :).

Rok to szmat czasu, więc może dorzucę kilka informacji... szczególnie dla tych, którzy postanowili wytrwać w swoich związkach, ale ciągle nie mają pewności jak im się w życiu potoczy. Też nie mam takiej pewności, ale wiem już mniej więcej po tych kilku latach jak wyglądają myśli... te myśli, które kiedyś nie dawały spokoju, te myśli, które mogły spowodować pożegnanie się z tym światem... te myśli, które niezależnie od chęci człowieka napadały na niego jak sfora wilków i nic nie można było poradzić. Otóż te myśli po kilku latach... ciągle są. To zła informacja, ale tylko do pewnego stopnia. Są, ale są śmieszne, niepotrzebne i idiotyczne. Ciągle te same i ciągle o tym samym. Okazały się bezsensowne... nic się w nich nie zmienia... w niczym nie pomagają. Są jak uporczywy i nic nieznaczący pryszcz na tyłku. Nie powodują już bólu, ale jeśli się im poddasz możesz na chwilę powrócić do dawnej depresji. Tylko na chwilę, bo przeżywanie tego wszystkiego od nowa staje się po prostu nudne. To informacja dobra.

Ok... niech w końcu to powiem. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Żyję cały czas z moją żoną i mimo, że nie zachowała się po zdradzie zgodnie z moimi oczekiwaniami jesteśmy szczęsliwi. Zamiast wymagać od niej zadośćuczynienia, którego się spodziewałem dostrzegłem zadośćuczynienie, które ona sama zaoferowała. Było inne niż chciałem, ale wyszło od niej i zrobiła to tak jak umiała.

Pisałem wcześniej, że czuję się w związku coraz lepiej, ale brakuje mi ciągle tego ostatniego etapu, którego nie mogę przeskoczyć. Tego momentu, gdy jesteś w stanie znowu spontanicznie powiedzieć, że kogoś kochasz. To było trudne i... jeszcze nie nastąpiło, ale chyba jest blisko. Wielokrotnie prosiłem Boga, żeby mi w tym pomógł. Prośba była dość prosta i dotyczyła mojej żony i mnie. Dla Boga jednak takie prośby nigdy nie są proste, bo on patrzy zazwyczaj z szerszej niż człowiek perspektywy. Widocznie zinterpretował moją prośbę na swój sposób... no i masz. Moja żona jest obecnie w piątym miesiący ciąży :). No i jak tu się talej dąsać i gniewać? Nie da się... trzeba się cieszyć, trzeba głaskac po brzuszku, trzeba mówić miłe słowa, trzeba pomagać... trzeba robić wszystko to, czego człowiek nie miał ochoty robić kiedy był "obrażony" na swoją żonę :). Widzicie? Dobrze się zastanówcie prosząc Boga o coś, bo możecie dostać zupełnie inne rozwiązanie... inne od oczekiwanego, chociaż może i bardziej skuteczne.

Pozdrowienia dla wszystkich, którzy zdecydowali się wybaczyć... którzy znaleźli w sobie tyle sił i poświęcili trochę siebie dla innych! CHę was zapewnić, że nawet jeśli wasze podejście nie zapewni wam sukcesu to zrobiliście dobrze. Nie upadajcie na duchu w trudniejszych momentach, bo... to tylko momenty! A ci, którzy podjęli inną decyzję z racji różnych sytuacji życiowych niech też znajdą w życiu ukojenie i szczęście w taki, czy inny sposób :).
napisał/a: No Good 2008-10-10 00:36
znam jednego kumpla...

pamietam jak siedział na plaży i patrzył sie jak zahipnotyzowany w to idiotyczne morze...
wiem że prosił wtedy Boga o to żeby mu przyslał kogoś kto go przytuli... czuł sie bardzo zle i samotnie..samotnie mimo iz miał dziewczynę...no tak..ale ją wszyscy mieli i moga miec...(if you catch my drift)

Tak czy inaczej przypomniał mi się ten smutny kumpel...to jak cerpiał bo go zostawiła dziewczyna...tzn. zostawiła, ale jako plan B - w rezerwe, zyli z szansa na powrót jak się wyszaleje i znudzi innym okazem homo-erektusa.... Tak czy inaczej....mu nigdy się nie udało...i teraz, z perspektywy czasu...tak sobię mysle...myslę...myślę, i chyba mi sie tez nie udało...no i tylko jednemu kumplowi jakiego znam...jemu sie ponoc udało...tak naprawdę - oprócz tego kumpla - nikt z nas nie był naprawdę w 100% kochany...mielismy dziewczyny, ale wiadomo...zdazały się zdrady...nigdy nikt się nie zaangażował...

Ciekawe czy teraz, jakbym poszedł na ta plażę...usiadł...i tak sobie siedział...patrzył na niebo..słuchał fal, to czy ktoś by przyszedł i usiadł obok i mnie przytulił?
Ciekawe sorrow, czy jakbyś tez przyszedł na tą plaże, usiadł...to czy twoja zona przyszłaby cię przytulic...pomyśl o tym zanim wyjedziesz mi o szczęsciu...
napisał/a: sorrow 2008-10-10 08:38
No napisal(a):Ciekawe sorrow, czy jakbyś tez przyszedł na tą plaże, usiadł...to czy twoja zona przyszłaby cię przytulic...pomyśl o tym zanim wyjedziesz mi o szczęsciu...

Pewnie by przyszła, ale to nie jest ważne. Ważne jest to, żeby na tej plaży nie siedzieć w nieskończoność, tylko ruszyć się w stronę osoby, która cię może przytulić, a jeszcze lepiej podejść i przytulić samemu. Ty No Good żyjesz sobie (z tego co widzę czytając twoje posty) szukając przyjemności, a nie radości. Już zaczynasz widzieć powoli, że to ślepy zaułek, ale wszelkie niepowodzenia na razie kwitujesz "co mi tam". W przyszłości jednak, jak ci trochę latek przybędzie będziesz musiał się z tym zmierzyć.
napisał/a: kachna35 2008-10-10 11:45
Uch...
Sorrow dopiero teraz przeczytałam Twoją "historię" powiem szczerze, ze brak mi słów. Gratuluje Ci dzidziusia....... Zawsze czytam Twoje wypowiedzi i czekam aż odpiszesz na moją.......
napisał/a: ~gość 2008-10-10 18:52
"sorrow, Urzekła mnie Twoja historia"
Twoja postawa daje nadzieje wszystki ludziom, że istnieją Wartości i Zasady. Że lojalność i wierność to nie puste słowa...... Jesteś dojrzałym człowiekiem Powiem szczerze, podziwiam pracę jaką wykonałeś z sobą samym. Mi jeszcze dużo brakuje do takiej postawy. Mam zasady ale zbyt często grają mną emocje. Jestem spokojnym acz porywczym człowiekiem. Zgodnie ze starożytnym powiedzeniem: "Czas leczy rany". Powoli czuję że wracam do siebie... Nie jestem szczęśliwy ale coraz mniej dramatyzuje i demonizuje. Trzeba myśleć o sobie a nie żyć przeszłością... Nic nie zmienię.... a młody jestem... jak się odrodzę znów pokocham i znów oddam całego siebie.. Zagram w ruletkę jaką jest miłość
Pozdrawiam Cię Sorrow
Szczęście takich ludzi jest moim szczęściem.
napisał/a: Tigana 2008-10-10 19:39
Sorrow naprawdę podziwiam.... ja nie umiałabym drugi raz wybaczyć..... a nawet jeśli bym wybaczyła, to nie byłabym w stanie sie przełamać fizycznie, żeby dotknąć tej drugiej osoby. czy przytulić.
myślę sobie, że niewielu ludzi umie wybaczać... to się chyba staje zapomnianą sztuką. teraz wszystko jest jednorazowe, jak coś z kimś nie wyjdzie, to wymieniamy na nowego. po co wybaczać?? przecież to takie trudne... i niszczące.... pochłania dużo energii a wynik nigdy nie jest pewny....dużo ludzi też tłumi w sobie złe emocje, ale one są tam dalej...i tylko wybaczenie pozwala z tym żyć....

życze dużo szczęścia w życiu i slicznego dzidziusia
napisał/a: Maćka 2008-10-10 20:05
Sorrow - jesteś mistrzem, masz rację, żę w buddyźmie byłbyś prawdziwym guru, ale całe szczęście działasz tutaj jako dobry duch roztaczający pozytywną energię, i nawet Twoja krytyka jest konstruktywna i pozbawiona agresji...
podziwiam Twoją wytrwałość i myślę - jak bardzo ten facet kocha swoją żonę - taką prawdziwą bezwarunkową i dojrzałą miłością...
czego wszystkim życzę:))
napisał/a: ktostam1 2008-10-11 03:43
Na ten topic trafiłem przypadkiem, ot ktoś go odświeżył i miałem szanse przeczytać co przeżył Sorrow, którego historii byłem ciekaw. Chciałem podziękować za to, że napisałeś co przeszedłeś.
Dzięki temu wiem, czego mogę się obawiać... i jak błache mogą się wydawać moje problemy.

Na szczęście nie mam jeszcze takich problemów jak opisałeś, ale znamy się z żoną już dość długo, abym nie wiedział, że sprawy mogą iść w złym kierunku. Też prawdopodobnie tak jak Ty uważam swoją żonę jako istotę niepowtarzalną i jedyną, której wiele jestem w stanie wybaczyć. Właściwie to wybaczę jej wszystko.
Z drugiej strony wiem, że nie jest na tyle silna aby dać sobie radę w każdej sytuacji... i próbuję nas przed tym chronić. Może robię źle i obróci się to przeciwko mnie, ale być może część Twoich problemów wynikła z tego, że spoglądałeś na żonę poprzez pryzmat swoich idealistycznych uczuć (i tak powinno teoretycznie być). Ja staram się reagować dość szybko na nadchodzące problemy... po prostu wyczuwam to przez skórę, nie chciałbym aby skończyło się to tak jak u Ciebie, nie mam tyle sił więc igram z losem i staram sie podnosić alarm aby to się nie wydarzyło... za rok-dwa postaram się opisać czy przyniosło to porządane efekty czy przegiąłem w drugą stronę.

Trochę odbiegłem od tematu... dzięki jeszcze raz, że podzieliłeś się swoją historią z innymi. Trzymam kciuki za was.