Kochanka w ciąży

napisał/a: traumata 2007-10-26 12:53
SmutnaKrólewna napisal(a):Wiem że ma straszne kłopoty finansowe, US zajął mu wypłatę i konta. Nawet na papierosy nie ma.
szczerze ? dobrze mu tak
napisał/a: marta107 2007-10-31 14:35
Bożeeeeeeee :(
... i Ty kolejna - zdradzona, skrzywdzona...
przepraszam, ale łzy nie pozwalają mi pisać wiecej...
odeze się jak troszke ochłonę,
pozdrawiam
napisał/a: SmutnaKrólewna 2007-10-31 15:14
wróciłam do rodzinnego miasta, teraz szukam pracy, a o nim staram się nie myśleć, są chwile, kiedy po prostu wyć mi się chce z bólu i tęsknoty, ale zrozumiałam, że tak widocznie miało być, lepiej wcześniej niż jakbym miała 50 na karku. A teraz jestem jeszcze młoda i piękna i wiem, że podobam się facetom. Skoro on tak od razu mógł z jednego domu do drugiego przenieśc się, więc czemu ja nie mogę? Jestem dużo bardziej atrakcyjna niż on i na pewno też jestem lepszą osobą. Moja kuzynka jak rozstała się ze swoim chłopakiem po 3 latach wspolnego mieszkania tak powiedziała swojej mamie: Ja w sumie jestem mu wdzięczna, że zmarnował mi 3 a nie 43 lata życia.

Staram się nie myśleć już: co by było gdyby, bo nie będzie. Wiem tylko, że do mnie on powrotu już nie ma, nie ważne co by zrobil i jak się zmienił. To co zrobił skreśliło go w moich oczach na zawsze.

Do wszystkich rozpaczających i skrzywdzonych: najważniejsze to nie wmawiać sobie większego bólu niż się naprawdę czuje. Nie nakręcac się samemu na złe fale, musi byc czas że wszystko wypłaczemy, a potem jak się nie ma komu mówić Kocham Cię to mówić to do siebie patrząc w lustro. Spróbować się uśmiechnąć do siebie, a potem do nieznajomych na ulicy, wyjść samemu do pubu albo klubu i rzucić się w ludzi. Może to niepedagogiczne podejście, ale skoro ktoś tak nas potraktował, to my tez możemy "klin klinem".
Trzymajcie się cieplutko, taka piekna jesień, chociaż bez niego...
napisał/a: Hania:) 2007-10-31 18:31
SmutnaKrólewna napisal(a):Moja kuzynka jak rozstała się ze swoim chłopakiem po 3 latach wspolnego mieszkania tak powiedziała swojej mamie: Ja w sumie jestem mu wdzięczna, że zmarnował mi 3 a nie 43 lata życia.


I to jest bardzo bardzo mądre zdanie. Szklanka może byc albo do połowy pusta, albo do połowy pełna. To wybierajmy drugą opcję!
napisał/a: Ciarka 2007-11-03 14:44
SmutnoKrólewno!!! Brawo! Trzymam za ciebie kciuki! Mam nadzieję, ze jak sie odezwiesz nastepnym razem, to żeby przedstawic nowego narzeczonego
napisał/a: SmutnaKrólewna 2007-12-20 23:50
Witajcie po przerwie, aż sama się zdziwiłam, że mnie tu tak długo nie było
Dziwne rzeczy się ostatnio u mnie działy… Nawiązując do ostatniej wypowiedzi Kaczki, jeszcze kilka dni temu mogłabym wam przedstawić nowego narzeczonego… Niesamowity człowiek, najbardziej wartościowy facet, jakiego spotkałam w życiu, tylko pojawił się za wcześnie… Nie szukałam miłości, bo przecież nadal kocham męża (chociaż do końca nie wiem czy to miłość, w ogóle nie wiem, czym jest miłość), ale M. zaangażował się od początku, wiedząc o mojej sytuacji, składał mi deklaracje, nawet proponował, abyśmy razem zamieszkali. Bardzo chciałam wierzyć, że też potrafię poczuć coś do kogoś innego, być z kimś innym, spróbowałam-nie udało się, zostawiłam go, on teraz cierpi. A ja po prostu nie byłam gotowa, potrzebowałam przyjaciół, towarzystwa, a nie kolejnego związku „na całe życie”. Podświadomie potrzebowałam mówić komuś miłe słowa, te, których mężowi już nie wolno mi mówić, troszczyć się o kogoś… Zrozumiałam jednak, że to w stosunku do M. nieuczciwe, zwłaszcza że widzę, ile dla niego znaczę. Może to dziwne, ale będąc z M. mogłam spojrzeć na moje małżeństwo z innej strony. Zrozumiałam, co czuł mąż musząc udawać miłość. Zobaczyłam, jak mało istotne mogą być prośby o pozostanie, jeśli się nic nie czuje. Tak, mąż nauczył mnie, jak można bardzo zranić kogoś, kto poza nami świata nie widzi, jakie to może być denerwujące. Krótko mówiąc, związek z M to było jak spojrzenie na moje małżeństwo z perspektywy męża, osoby niekochającej… I teraz widząc, jak moje łzy mało dla niego znaczyły, cierpię jeszcze bardziej. A święta za pasem… pierwsze od 10 lat bez niego. Cały czas mam przed oczami wspólne miejsca, sytuacje, słowa. Naprawdę staram się o nim nie myśleć, ale takie migawki pojawiają się w głowie mimowolnie, to nadal silniejsze ode mnie. Tłumaczę sobie to psychicznym uzależnieniem od męża. Ale wiem też, że uzależnienie od człowieka najtrudniej chyba pokonać. Na alkohol, papierosy są wspomagacze… A na bolesną tęsknotę wbrew zdrowemu rozsądkowi jeszcze nic nie wymyślono, owszem można dostać jakieś tabletki szczęścia od psychiatry i rzeczywiście, pomaga… ale zobojętnieć na swój ból, są i rozweselacze (raczej u lekarza ich nie dostaniemy )
Najgorsze jest życie ze świadomością, że coś skończyło się nieodwracalnie, że nie ma nadziei. Chcę, żeby wrócił, może jakaś szansa na to jest, za kilka miesięcy lub lat, ale obawiam się, że nie potrafiłabym z nim być, pamiętając o wszystkim, co mi zrobił, z kim mieszkał przez ten czas, gdy nie był ze mną.
Tak bardzo chciałabym mieć odwagę i uwierzyć, że święta to mógłby być ten magiczny czas pojednania, powrotu, wybaczenia, przejrzenia na oczy, tyle się przecież o tym słyszy, że to istota Bożego Narodzenia. Jednak gdybym zaczęła kierować moje myśli na ten tor, mieć nadzieję, że może te dni coś zmienią, a potem nic by się nie wydarzyło… byłoby jeszcze gorzej. Tak więc wolę nie mieć nadziei, bo to oznacza po prostu życie złudzeniami.
Aha, jeszcze jedno, mąż przyjeżdża na święta do rodziców z nią. Czuję się zdradzona nie tylko przez niego, ale też przez jego rodzinę, bo jeszcze niedawno, teściowa mówiła, że do domu jej nie wpuści. Ale wiadomo, że syna nie chce stracić. Ja natomiast uważam, że to po prostu nie przyzwoite, mając żonę, sprowadzać kochankę do rodzinnego domu na święta.
I ostatnia sprawa. Mąż chce się ze mną spotkać przed świętami, pewnie złożyć życzenia, ale ja gdzieś tam w środku mam nadzieję. I nadal nie jestem pewna, czy na to spotkanie pójdę. Każda opcja wydaje mi się zła- jak pójdę-będę cierpieć na sam jego widok, jak nie pójdę, będę żałować (zmarnowanej?) szansy(?).
Echh, najchętniej zbojkotowałabym święta i wyjechałabym gdzieś, gdzie ich nie ma.
napisał/a: Ciarka 2007-12-22 12:08
SmutnaKrólewno Życie stawia nas wciąż na nowo przed kolejnymi trudnymi wyborami, a my mozemy ci jedynie opowiedziec, jak my zareagowalibysmy na dana sytuację, ty poczytasz i podejmiesz sama decyzję...Wydaje mi się, ze ja nie poszłabym na to spotkanie, a jesli bym poszła, to na pewno źle bym sie potem z tym czuła...Zbyt upokarzające byłoby dla mnie to, ze on tu przyjeżdza z kochanką, wprowadza ja do rodziny, a ja się z nim spotykam z nadzieją, ze może uda mi sie cos jeszcze wyżebrać od niego w czasie, ktorego ona mu łaskawie udzieliła na spotkanie ze mną......Tak ja to widze, ale wiem tez, że moja postawa jest tym, co chciałabym osiągnąć, a czy mimo to nie poleciałabym jak na skrzydłach żebrac u stóp mężczyzny, ktirego przez tyle lat kochałam i kocham nadal?....Tego nie wiem....Bo wiem, jak ciężko znaleźć w sobie siłę, aby nie dac sie upokorzyc przez najbliższa osobę.....Wiem, jak wileka nadzieję można w sobie wzbudzić pomomi tego, ze wszystko świadczy przeciwko nam...Bez wzgledu na to, jaka decyzje podejmiesz, daj znac prosze, jak ci poszło!
napisał/a: kosmitbART 2007-12-23 22:20
SmutnaKrólewna napisal(a):Nigdy więcej łez, cierpienia


Obawiam się, że to dopiero początek... jednak trzymaj fason
napisał/a: ravpol1 2011-07-14 01:34
Mimo iż minęło już tyle lat czytając tą historię wruszyłęm sie jak żadko kiedy. Życie potrafi naucyć nas radzic sobie w trudnych chwilach ale nie potrafimy radzić sobie w trakcie takich chwil. Nie powiem że jestem facetem cieńkiej skorupy i nie raz bywały sytuacje w moim życiu które dawały mi smutek i żal i chociąż dotyczyły one mnie nie wzruszyły mnie tak jak Twoja historia - wzruszyła do łez których nie moge ukryć i nie chcę bo wierzę w dobro ale poznaje jak naiwny jestem wierząc w nie.

Minęło już pare lat i napewno jesteś już gdzieś dalej, dalej od tego wydarzenia które zapewnie na zawsze utkwiło i uprofilowało Twoją osobę w dalszym życiu. Może i przeczytasz to co napisałem może i nie ale czułem potrzebe uwiecznienia sie pod tym wydarzeniem jako wyraż żalu ale i wyrazem odwagi do podejmowania życia i świadomości że nigdy nie możemy sie poddawać.

Bardzo chciałbym wiedzieć jakie życie jest Ci pisane... co przezyłaś gdzie jesteś i przedesystkim z KIM.
Pozdrawiam.
PS: Zarejestrowałem sie tylko dlatego by oddać tutaj swe uczucia.
napisał/a: StrongFurious 2018-07-22 23:59
Minęło prawie 10 lat od Pani ostatniego wpisu. Może to zbyt ciekawski z mojej strony się pytać, ale chciałabym się dowiedzieć jak pani pani życie się potoczyło i czy jest dobrze. Pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś Pani tu zajrzy i dokończy swoją historię