koniec długoletniego związku i co dalej

napisał/a: Niunius 2009-03-22 13:16
Ja jestem w 4 letnim zwiazku..klocimy sie bardzo bardzo czesto.Mamy calkiem odmienne poglady.. mimo ze kiedys byly takie same:) tez mialam takie chwile kiedy cos peklo nie widzialam sensu czy to ciagnac bylo mi obojetne.. chcialam byc sama i sie bawic nie chcialam juz tej odpowiedzialnosci.. mialam dosc klotni i ciaglego naprawiania..postanowiem ze trzeba to czy to zmienic. Myslalam konczac ten zwiazek ze byl zly ze nie pamietam dobrych chwil tylko same klotnie .Wcale tak nie bylo !! byl cudowny tylko my wciaz cos psulismy Dzis wiem ze warto sprobowac.Zwlaszcza ze Twoj facet nadal cie kocha.. Smuyne oczy sa najlepszym dowodem:)Ja Nie potrafie wykreslic tych 4 lat a co do[piero Ty 7 z calego zycia .klotnie sa byly i beda.. w kazdym zwiazku ale uwierz pracujac nad tym moze byc lepiej.Nikt kto nie byl tak dlugo z kims Cie nie zrozumie. Wszyscy odradzaja meczenie sie.. ale Kobeto zastanow sie!! Czy naprawde nie warto? Ja sprobowalam.. I jestem najszczesliwsza kobieta pod sloncem. Nie znam pary co by tyle przeszla co my... niedawon MoJ kotek zaczal wspominac o slubie. Prosze Cie spobuj porozmawiac ze swoim Slonkiem.. bo pozniej mozesz tego bardzo zalowac
napisał/a: ~gość 2009-03-22 21:27
kłótnie będą zawsze, to wynika z różnic biologicznych między kobietami a mężczyznami (kobiety i mężczyźni często bardzo różnie patrzą na codzienne, zwykłe sprawy - mały test, zwróćcie uwagę jak kobiety ściagają T-shirt, a jak robią to faceci. Kobiety najcześciej ściagają od dołu, wtedy koszulka odwraca się na lewą stronę, mężczyźni ciągą za kołnierz, koszulka zostaje na tzw prawej stronie:P)

z tym, że czasem dochodzą one do poziomu obłędu, najczęściej dlatego, że coś się wypaliło, z winy obu stron. Ja miałam to samo i postanowiłam przerwać 1,5roczny związek. 7lat to dużo więcej, ale doświadczenia mogą być podobne;P

pzdr:**
napisał/a: Luti 2009-03-23 15:53
A ja Ci powiem tak. Nie wiem, czy kiedykolwiek Ci to minie. Ja rozstałam się z moim długoletnim partnerem po ponad sześciu latach. W maju zeszłego roku. Rozstanie było z mojej inicjatywy. Nic się właściwie nie wydarzyło, ot tak po prostu, nagle się oddaliliśmy, zaczęliśmy się kłócić i już nie wytrzymałam. Postanowiłam poszukać czegoś nowego. I nawet znalazłam, ale powiem szczerze, że gdy minął okres szaleńczego zakochania, to zaczęłam okropnie tęsknić.. do mojej pierwszej i o czym myślę coraz częściej jedynej prawdziwej miłości.
napisał/a: Necator 2009-03-23 17:21
ja się po części zgadzam i z sorrowem i z niunius i z luti. ludzie zbyt łatwo rezygnują z tego co sami budują i to z wielkim trudem. a prawda jest taka, że "miłość" to też (głównie) ciężka praca nad związkiem a nie tylko achy i ochy nad partnerem, motylki w brzuchu itd. Nie mówię, żebyś od razu leciała do niego, przepraszała i chciała wrócić, ale jeśli zastanawiasz się nad tym czy nie popełniłaś błędu... pomyśl sama. Możliwe jest (ale tylko możliwe a nie pewne), że popełniłaś jednak błąd. Odczekaj jeszcze kilka tygodni/miesięcy i pomyśl nad tym spokojnie, w miarę bez emocji (co jest bardzo ciężkie po rozstaniu, wiadomo, ale przynajmniej spróbuj). I - właśnie - pomyśl a nie kieruj się emocjami. Jeśli nadal będziesz uważała, że popełniłaś błąd, to spróbuj go naprawić, bo skąd wiesz że ten koleś nie był twoją jedyną i prawdziwą miłością? A jeśli się okaże że jednak nie... to cóż, wykorzystasz naukę i doświadczenie z tego związku i rozstania w swoim następnym związku. Ale przynajmniej nad tym wszystkim się jeszcze zastanów
napisał/a: sheshe 2009-09-22 20:28
Siedzę przed laptopem i próbuje zignorować przeszywający ból w klatce piersiowej, mam wrażenie ze ktoś mi coś wyrwał z tego miejsca. Przeglądając różne bzdury trafiłam na ten wątek i nie mogę uwierzyć. Ktoś czuł to co ja czuje. Ja również jestem a raczej byłam w związku 7 lat, były nawet zaręczyny rozmowy o dzieciach i szukanie sal weselnych i nagleee wszystko zaczęło się psuć. Więcej czasu spędzaliśmy na kłótniach niż na zwykłych rozmowach, nie rozumiemy nic z tego co do siebie mówimy czasami mam wrażenie że jestem z obcą osoba. Nagle okazało się ze mamy inne oczekiwania i pomysły względem przyszłości. Zawsze mnie śmieszyło podanie na rozwodzie przyczyny:różnica charakterów, teraz naprawdę rozumie że to jest autentyczne uzasadnienie. Przeszliśmy razem naprawdę ciężkie chwile takie jakie ludzie w naszym wieku rzadko doświadczają i daliśmy sobie radę a teraz byle różnica powoduje awanturę i mówienie sobie że ten związek nie ma przyszłości. Brak porozumienia narastał dzień po dniu aż kilka dni temu przy kolejnej sprzeczce wykszyczałam mu że zmarnował mi 7 lat życia i że go nienawidzę. Teraz siedzę i nie potrafię tego zrozumieć, kocham go bardzo ale nie potrafię z nim być, a wiem że się nie zmieni. Nie wiem czy ból który czuje to tęsknota do niego czy strach przed nowym, przed życiem w samotności. Jeśli macie jakąś myśl piszcie. Ja tym czasem idę na molo bo oszaleje w domu.
napisał/a: szarooka1 2009-09-22 21:41
7 lat to faktycznie niemało, nie wiem w jakim wieku jesteście, ale przypuszczam, że dość młodzi i możliwe, że to pierwszy wasz poważny związek, może pierwszy w ogóle. Piszesz, że brak porozumienia narastał z dnia na dzień, nic dziwnego, że wybuchłaś, skoro problemy nie były rozwiązywane, a nawarstwiały się. Dla mnie patrzącej z boku, na chłodno, wyglada to na życie obok siebie. Na tym forum, kiedyś ktoś mi napisał mądre słowa: miłość jest jak ogród, niepielęgnowany obumiera, dzisiaj powtarzam je Tobie. Czy nie stało się tak, że po prosty staliście się zbyt pewni siebie? Czy nie było tak, że "goniliście" za dniem codziennym, normalnymi, zwykłymi problemami, obydwoje zajęci swoimi własnymi sprawami, i zapominając o najważniejszym: o sobie nawzajem. Czy nie odpuszczaliście sobie, w myśl zasady: mój partner jest, kocha mnie, a teraz mam ważniejsze sprawy, inne rzeczy mnie zajmują, poświęcę mu nieco mniej czasu, odpuszczę, przecież nic się nie stanie.
Teraz najlepsze co możesz zrobić to dać sobie nieco czasu, niech opadną te pierwsze emocje, bo one nie są dobrym doradzcą. Pomyśl o własnych oczekiwaniach, pragnieniach, zastanów się czy Ten z którym byłaś spełni je. I spróbujcie porozmawiać, spokojnie, nie krzycząc, ukaż swoje uczucia i pragnienia, mów o tym co było dobre, i o tym co było złe, otwórz się na niego, wysłuchaj co On ma do powiedzenia. Może jeszcze znajdziecie wspólna płaszczyznę porozumienia? Szczera rozmowa ma naprawdę wielką moc.
To pierwsze co mi się nasuneło po przeczytaniu Twojej wypowiedzi.
napisał/a: sheshe 2009-09-22 22:32
Na pewno masz racje w kwestii tego że przestaliśmy dbać o nas. W tym roku oboje skończyliśmy studia, mój b.narzeczony ma prace która jest jego wielka pasja i miłością i w której ma ogromne możliwości rozwijania swojej pasji niestety wiąże się ona z dużymi nieobecnościami. Nigdy nam to nie sprawiało większych problemów oprócz zwyczajnych, typu jego nieobecność na jakiejś imprezie czy wymóg większej samodzielności z mojej strony. Myślę że nawet w jakiś sposób nam to służyło,mieliśmy czas dla znajomych i na swobodę, zawsze za sobą tęskniliśmy i po jego powrocie było między nami jak na miesiącu miodowym. Jednak w ciągu ostatnich 4 miesięcy jego praktycznie nie było a w moim życiu sporo się zmieniło, można powiedzieć że dorosłam pod jego nieobecność, skończyłam studia, zaczęłam prace, zmieniłam swój wizerunek. Po jego powrocie czułam sie jak bym miała uczyc sie na nowo być z nim, wogóle sie nie dogadywaliśmy było inaczej. Zawsze potrafiliśmy rozmawiać na trudne tematy i podczas jednej rozmowy wyszlo że oboje sie zmieniliśmy na przełomie tych 4 miesięcy oboje doszliśmy do wniosków że jesteśmy samodzielni i to nie jest tak że musimy cały czas brac pod uwagę uczucia tej 2 osoby ze chcemy zacząć dbać bardziej o siebie. Nie okłamywalismy sie powiedzieliśmy prawdę.
Potem już było tylko gorzej, było mnóstwo rozmów o tym że widzimy że sie psuję między nami że trzeba o to zawalczyć , że się bardzo kochamy. Ale żadne z nas nie miało pomysłu co trzeba robić, bo różnice śa nie do pogodzenia szczególnie jeśli chodzi o jego charakter i to że powiedział że nie zrezygnuje z swojej pracy bo to jest to co che robić w życiu. Podsumowując jest tak: kiedy czuje to wiem że go kocham i chcę być z nim do końca życia , kiedy myśle to wiem że będę nieszczęśliwa, bo będe z nim a jednocześnie będę samotna przez jego nieobecność i przez wiecznie obecną prace w jego życiu, której nie da sie kontrolowac w normalnych godzinach od 8 do 16(jest dziennikarzem). I na tym polega problem nie wiem co mam robić czuć czy myśleć.
napisał/a: sorrow 2009-09-22 23:11
Do niedawna byliście jak dwie gąsienice pożywiające się na jednym liściu. Całkiem fajnie się wam ze sobą jadało. Chociaż widzieliście, że jakby się trochę od siebie różnicie, to nie miało znaczenia, bo lubiliście swój liść i to samo jedzonko. Teraz obie gąsieniczki zmieniły się w motyle. Piękne... dalej się sobie podobacie... ale ze sobą (jak to między różnymi gatunkami bywa) nie będziecie. Ty będziesz preferowała inne kwiatki niż on i będziecie mieli inne zwyczaje. Z czasem on znajdzie kogoś ze swojego gatunku, a ty ze swojego... nie ma rady.

Zakończenie edukacji to trudny etap dla związków. Wtedy w życiu wiele spraw się zmienia... zmienia się środowisko, w którym żyjesz, poznajesz nowych ludzi w pracy, z którymi spędzasz więcej czasu niż z ukochanym, może wyjeżdżasz za granicę, gdzie czujesz wiatr wolności w nozdrzach. Tak wiele się zmienia na zewnątrz i również człowiek zmienia się wewnątrz. Wy właśnie zmieniliście się w motyle :). Potrafiliście nawet dokonać jakiejś analizy sytuacji i co? Zamiast pomóc obnażyła jedynie różnice, które was dzielą. Niestety... przy większych różnicach związek może przetrwać jedynie wtedy, kiedy istnieje bardzo silna motywacja dla obu osób, bardzo mocna wola, żeby dostosować swoje życie (często kosztem siebie) do partnera. Nie ma tu miejsca na kłótnie, a szczególnie kłótnie (prawie) codzienne. Utrzymanie takiego związku to domena nielicznych... na prawdę wymaga dobrej woli i kompromisu z obu stron.

To moment próby dla was - te zmiany dookoła. Wielu tego egzaminu nie zdało. Czy wam się uda? Nie wiem... na razie niewiele na to wskazuje. Może z tymi rozmowami powinniście zacząć od nowa, ale tym razem po każdej podsumujcie wnioski, żeby coś z tego zostało i żeby to nie był stracony czas na wyrzucanie z siebie emocji.

Mam nadzieję, że na molo nie było zbyt silnego i zimnego wiatru, a jedynie lekki, który ukoił trochę twoje skołatane nerwy :).
napisał/a: szarooka1 2009-09-22 23:29
Mam wrażenie, iż obydwoje tutaj zachowujecie się nieco jak dzieci. Każde ma swoja własną zabawkę, w Waszym przypadku to praca, obydwojgu podoba się własna i tylko ona się liczy, a zapominacie o sztuce kompromisu. Piszesz, że Twój b.narzeczony ma absorbujacą pracę, że dużo czasu spędza poza domem, ale czy czas, który jednak spędzaliście wspólnie, bo na pewno jakis był, wykorzystywaliście dla siebie? Chyba nie. Nikt oczywiście nie wymaga od razu rzucania pracy, która sie lubi, ale przy odrobine chęci i staraniach można nauczyć się tak gospodarować własnym czasem aby nie zaniedbywać pracy, równocześnie dbając o kochaną osobę. Oczywiście nie ma szans na codzienną sielankę, każdy ma czasem gorszy dzień, jakiś dołek, ważne by nie zatracić siebie w swoich własnych problemach i pozostać głuchym na głos drugiego z partnerów. Jesteście teraz w dośc trudnym etapie życia, skończyliście studia, zaczynacie dorosłe życie, pojawiła sie praca, doszło obowiązków, czas nagle się niesamowicie skurczył i niemałą sztuką jest w tym wszystkim nie zgubić miłości i tego wszystkiego co łączy nas z partnerem. Trzeba się nauczyć kompromisów, czasem zrezygnować z siebie na rzecz partnera, oczywiście działać to powinno w obydwie strony.
Decyzję o tym co dalej oczywiście podjąć musisz sama, tego nie zrobi za Ciebie nikt. Jeszcze raz powtórzę: daj sobie czas, przemyśl wszystko spokojnie, i dopiero wtedy podejmij decyzję co dalej.
napisał/a: alicja221 2009-09-23 00:08
madebyrain, najwazniejsze, ze podjelas decyzje wczesniej przemyslana, a nie pod wplywem emocji. Czasem tak bywa, ze para w pewnym okresie nie widzi szans na dalsze bycie razem i zrywa. Potem zas, gdy zasmakuje zycia w pojedynke lub pozna kogos innego, ktory okaze sie gorszy lub nawet taki, jak poprzedni, pierwsza milosc moze wrocic "do lask". Generalnie przerwy nie sluza zwiazkom, kiedy para mowi sobie, ze musi od siebie "odpoczac". Ty w tym momencie zerwalas definitywnie. Co przyniesie los i co bedziesz o tej sprawie myslala np. za rok- czas pokaze. No i co Twoj byly chlopak bedzie wowczas myslal...

[ Dodano: 2009-09-23, 00:20 ]
sheshe, dla mnie "zwiazki na odleglosc" to szczegolny rodzaj znajomosci. Niestety "szczegolny" nie ma tutaj pozytywnego zabarwienia. Gdy ktos jest daleko, bardzo trudno stworzyc z nim prawdziwa wiez, bliskosc, niz gdyby widziec sie prawie codziennie, to oczywiste. Sa pary, ktore tak zyja. Taka praca zazwyczaj przynosi duze dochody i pewnie przez to daje stabilizacje dla rodziny. Ale czy takie malzenstwa sa naprawde szczesliwe, nie wiem...
napisał/a: sheshe 2009-09-23 17:47
nie nazwała bym tego związkiem na odległość. Faktycznie często wyjeżdza 2,3 razy w miesiącu ale max. na 2/3 dni. Tylko w te wakacje sprawy sie tak skomplikowały. Ale faktycznie jest to spore utrudnienie szczególnie dla mnie. Bo całe życie bałam się samotności a teraz jestem w związku z kimś kto chcąc nie chcąc na tą samotność mnie skazuje. Martwi mnie to że nie bedzie go podczas pierwszych kroków dziecka może nawet podczas porodu. Martwi mnie to że gdy będę chora on nie weżmie sobie wolnego na dłużej niż 1 dzień, że na ślubie mojej siostry i wielu innych spotkaniach rodzinnych będę sama. Bo nie chcę być sama (a może poprostu tak wygląda dorosłe życie).
Jeśli chodzi o wsparcie i poświęcenie to drażni mnie ten temat bo mam wrażenie że do tej pory tylko ja się wykazywałam w tym zakresie. Byłam zawsze kiedy mnie potrzebował , wiąże się to z tym że mam więcej wolnego czasu niż on. Natomiast kiedy ja go potrzebowalam jego nie było i zawsze ta sama wymowka:,, to jest moja praca, mam sie zwolnić?"I może też tu był tez początek problemów podczas mojego intensywnego dorastania doszlam do wnisoku: dlaczego tylko ja mam mu dawac wsparcie, dlaczego ja mam sie poświęcać, dawać siebie, o on?? Chyba obudził sie we mnie taki zdrowy egoizm albo poprastu najzwyklejszy egoizm.
Odbiegając od tematu:Dziś było naprawde ciężko, myslałam że na zakupach uciekne od niego ale było jeszcze gorzej, cały czas myślałam o nim, tęskniłam i chciałam sie odezwać. Ale wiedziałam że nawet nie wiem zabardzo co mu powiedzieć. Chciałam pobiec do niego i sie przytulic, powiedziec ze jakos to będzie ale wiedzialam ze to nic nie zmieni bo za chwile znowu bylo by zle. Boję sie tez że przez ta rozłąkę przestane go kochać albo on mnie.
napisał/a: szarooka1 2009-09-24 02:39
sheshe napisal(a):
Odbiegając od tematu:Dziś było naprawde ciężko, myslałam że na zakupach uciekne od niego ale było jeszcze gorzej, cały czas myślałam o nim, tęskniłam i chciałam sie odezwać. Ale wiedziałam że nawet nie wiem zabardzo co mu powiedzieć. Chciałam pobiec do niego i sie przytulic, powiedziec ze jakos to będzie ale wiedzialam ze to nic nie zmieni bo za chwile znowu bylo by zle. Boję sie tez że przez ta rozłąkę przestane go kochać albo on mnie.


A może warto byłoby pobiec? I owszem porozmawiać, ale na pewno nie mówić jakoś to będzie. Usiąść i powiedzieć czego Ty pragniesz i czego oczekujesz, wysłuchać co On ma Ci do powiedzenia. I słyszeć to co mówicie, nareszcie usłyszeć. Bo wydaje mi się, iż do tej pory mówiliście, ale nie słyszeliście tego co mówi drugi z partnerów. Jedynie szczere rozmowy, niemało wysiłku z obu stron i maksimum chęci może Wam pomóc obdudować to wszystko co było dobre między Wami, a o czym nieco zapomnieliście.