Krótka (?) historia...

napisał/a: Bizarre 2010-01-05 10:26
Choć cała historia jest bardzo długa i z pewnością obfitująca w szczegóły mogące mieć znaczenia dla zrozumienia sytuacji, postaram się to ująć w możliwie najbardziej zwartej formie.

On i ona znają się od przeszło dziesięciu lat, od ponad sześciu są małżeństwem. Jak w każdym związku były lepsze i gorsze dni, ze zdecydowaną przewagą tych pierwszych. Było im dobrze razem, a związek cementowała mała, kochana córeczka, będąca oczkiem w głowie jego i jej. Jak w większości małżeństw pojawiły się pewne problemy. On zamiast szukać rozwiązania, zamiast rozmawiać, zamknął się w sobie licząc na to, że wszystko minie. Ale nie mijało, a on zamiast wziąć sprawy w swoje ręce wysłał szare komórki na wczasy i zaprzyjaźnił się z koleżanką z pracy. Przyjaźń szybko zmieniła się w romans. On kompletnie postradał rozum i wyprowadził się z domu.

Jej zawalił się świat, a życie straciło sens. Jego wybryk spadł na nią jak grom z jasnego nieba. Niby miała świadomość lepszych i gorszych dni, ale wydawało jej się, że to wszystko są głupoty z którymi można sobie poradzić. Namawiała go żeby się zastanowił, żeby nie brnął w ten toksyczny związek, żeby pomyślał o swojej ukochanej córeczce... On był głupi i nie słuchał. Brnął w to dalej, paląc za sobą kolejne mosty. Nagle w jego durnym umyśle zaskoczyła jakaś zapadka. Jakaś osamotniona szara komórka wrzasnęła "NIE!". Po trzech miesiącach spędzonych poza domem, w ciągu jednego dnia opamiętał się i stanowczo zakończył swój romans. Postanowił wrócić do domu i odbudować to co zniszczył przez swoją głupotę.

Ona pozwoliła mu wrócić, choć nie było to dla niej łatwe. Namówiła go na terapię. Poszli oboje. Jednak po kilku tygodniach Ona stwierdziła, że nie chce więcej chodzić do psychologa. Oczekiwała, że te spotkania pozwolą Jej na odzyskanie równowagi a Jemu uświadomią jakim był kretynem i jak bardzo musi się teraz starać, żeby Ją odzyskać, a tu okazało się, że psycholog wykazywał potrzebę wielkiej pracy zarówno czekającej na Niego jak i na Nią. Okazało się że oboje muszą się starać. Terapia została przerwana. Ale coś zdążyła zdziałać. Było lepiej. Ale wątpliwości, awantury o kochankę, płacze i żale nie znikły całkiem. Przy okazji jednej z takich trudnych sytuacji Ona przyznała się, że podczas gdy On w najlepsze zabawiał się z kochanką nie mieszkając w domu, poznała mężczyznę. Oczywiście doskonale ją rozumiał, jego też opuściła wieloletnia partnerka, a do tego był przystojny, szarmancki, mądry i zamożny.

Ona podobno powiedziała swojemu przyjacielowi, że chce żeby zniknął bo Jej mąż wrócił, więc Ona chce naprawić swoje małżeństwo. Ale przy okazji kolejnych kłótni i wyrzutów, które znów zaczęły być coraz częstsze wciąż wspominała swojego przyjaciela i stawiała go w opozycji wobec Niego. Przyjaciel był od Niego pod każdym względem lepszy. Nie okłamał, nie zranił, nie oszukał, nie wiązał się z bolesnymi wspomnieniami. Rozumiał, umiał pocieszyć, a jego słowa i gesty budziły uśmiech, a nawet podniecenie. On zżymał się nie mogąc pogodzić się z faktem, że jego usilne starania, miliony słów, gestów i zapewnień okazywały się niczym w porównaniu z jednym słowem obcego mężczyzny. On zabierał swoją żonę na wyjazdy za miasto, do kina, starał się aranżować romantyczne sytuacje, prawił komplementy, starał się uczynić szczęśliwą i wyjątkową. Ale Jej przyjaciel, mimo, że rzekomo miał dać jej już spokój, pisał smsy, "przypadkiem" spotykał się z nią po pracy. Prawił komplementy i wysyłał życzenia. Dwieście komplementów z Jego ust nie miało dla Niej nawet połowy takiego znaczenia jak jeden komplement z ust przyjaciela. Cudowny (w zamierzeniu) weekend w Zakopanem z mężem, był niczym w porównaniu z pięcioma minutami spędzonymi na stacji benzynowej, czy w zatoczce autobusowej z "przypadkiem" spotkanym na światłach przyjacielem...

Z czasem zaczęły się problemy w łóżku. Ona przestała osiągać satysfakcję, odeszła jej ochota na zbliżenia, nie potrafiła się zmusić do bliskości. On czując napięcie i ciążącą na nim wielką odpowiedzialność zaczął mieć nieznane mu dotychczas problemy z potencją. Ona odbierała to jako oznakę braku swojej atrakcyjności, czym jeszcze bardziej zaogniała problem. W końcu częstotliwość kontaktów stała się znikoma.

Mimo usilnych zabiegów i starań o swoją zdradzoną żonę On nie osiągnął prawie nic. Raz po raz słyszał od Niej, że popełniła błąd pozwalając Mu wrócić. Gdy w jakichś emocjach wyrwało jej się stwierdzenie, że Go kocha, dzień później prostowała to twierdząc, że nie powinna była tego mówić. Zaczęli się coraz częściej kłócić, a w tych kłótniach Ona dobitnie wykazywała Mu jego nieudolność i niezdarność w tych Jego próbach naprawiania związku. On czuł się coraz mniej potrzebny komukolwiek, stracił do siebie szacunek i poczucie własnej wartości. Zaczął myśleć o sobie w kategoriach ciężaru dla swojej ukochanej, zdradzonej kobiety. Przez ostatnie tygodnie wypłakał więcej łez bezsilności i wściekłości na samego siebie niż przez całe swoje dotychczasowe życie. Przy życiu utrzymuje Go tylko bezgraniczna miłość do córeczki i naiwna nadzieja, że Ona jeszcze kiedyś przytuli się do Niego i wyszepta mu do ucha, że znów jest z Nim szczęśliwa...

Ona ma wrażenie, że On się kiepsko stara. Że chce wiele spraw przemilczeć i o wielu zapomnieć. On ma wrażenie, że wszystko jest okej tylko dopóki On się stara (a i też nie zawsze). Gdy Ona obraża się na niego, On siada przy niej, tłumaczy, przeprasza, głaszcze, przytula. On jednak nie ma prawa do chwili słabości, bo Ona w takiej chwili natychmiast zastanawia się nad sensem ciągnięcia tego dalej. Mówi o swoim przyjacielu, a na koniec zrzyma się, że nie znosi patrzeć na Jego minę zbitego psa. Wymaga od niego męskości i zdecydowania, bo chce żeby imponował jej tak jak imponuje jej przyjaciel...

Czy uważacie, że taki związek ma przyszłość? Że da się jeszcze go uratować? Że On mimo wciąż popełnianych błędów (w Jej mniemaniu błędów) jest w stanie odzyskać choć odrobinę jej zaufania i stać się znów dla niej na tyle ważny i atrakcyjny by zapomniała o swoim przyjacielu? Czy oboje są w stanie stworzyć dla swojej ukochanej córeczki rodzinę...?

Ja wiem, że on sam na to wszystko sobie zapracował. Wiem, że jest jedynym winnym tego przez co oboje teraz przechodzą. Wiem, że musi się bardzo zmienić i sporo nad sobą popracować... Wiem, że nie ma magicznego sposobu, uniwersalnej rady, ale może ktoś poradził już sobie z podobną sytuacją...?

Pomóżcie bo kończą mi się argumenty za tym, żeby rano się obudzić...
napisał/a: mariaelena 2010-01-05 20:21
Kolejna osoba przekonała się na własnej skórze, że owoc zakazany równa się koniec raju. Szkoda gadać...

“Namawiała go żeby się zastanowił, żeby nie brnął w ten toksyczny związek, żeby pomyślał o swojej ukochanej córeczce... On był głupi i nie słuchał. Brnął w to dalej, paląc za sobą kolejne mosty. Nagle w jego durnym umyśle zaskoczyła jakaś zapadka.”
“Przyjaciel był od Niego pod każdym względem lepszy. Nie okłamał, nie zranił, nie oszukał, nie wiązał się z bolesnymi wspomnieniami. Rozumiał, umiał pocieszyć, a jego słowa i gesty budziły uśmiech.”

Wygląda, że żona zakochana jest aktualnie w przyjacielu. Znasz już to uczucie i tak jak ty popełniłeś swoje błędy, tak ona teraz prawdopodobnie popełni swoje. Teraz ty czekaj aż w jej umyśle zaskoczy jakaś zapadka.

“On ma wrażenie, że wszystko jest okej tylko dopóki On się stara (a i też nie zawsze).”

Zwykle osoba zdradzona ma poczucie krzywdy, że ona starała się, robiła co mogła i otrzymała w prezencie zdradę i zaczyna przemeblowywać związek na swoją korzyść “teraz staraj się ty, jeśli ci zależy”.

“Ja wiem, że on sam na to wszystko sobie zapracował. Wiem, że jest jedynym winnym tego przez co oboje teraz przechodzą.”

To jest bardzo dużo... Jest taka technika znana już dzieciom “metoda zdartej płyty”, ilekroć ona do tego wraca tyle razy ty powtarzasz to samo “to przeze mnie się tak czujesz” i te zdania wyżej też są dobre. Musisz jeszcze w niej odbudować wiarę, że to ona właśnie jest kimś wyjątkowym z jakichś powodów dla ciebie. Jednym z dowodów na to będzie liczenie się z jej uczuciami, wysłuchiwanie tego co mówi, nie zaprzeczanie temu, chociaż może to być bolesne co usłyszysz. Nie przesadzaj z samobiczowaniem, bo ci to wejdzie w krew, i nie nadskakuj za bardzo, bo zawsze będzie mało. Raczej staraj się być uważny i odpowiadać na konkretne jej sygnały. Widzisz, jeśli ona mówi, że “to nie ma sensu” to może bardzo liczy na to, że ty temu zaprzeczysz.

Pozdrawiam i życzę powodzenia
napisał/a: ewka19841 2010-01-05 22:38
mnie też mąż zdradził (chociaż się nie wyprowadził, sytuacja trochę odmienna jeżeli chodzi o przyczyny) więc powiem jak się czułam i jak analogicznie może czuć się Twoja żona: przede wszystkim żal, żal i żal. Gdy poznałeś inną to ona z pewnością czuła, że nie jest dla Ciebie atrakcyjna, że już Ci nie wystarcza jako kobieta i tak być może dzień w dzień, gdy byłeś z tamtą. I wtedy w tych strasznych chwilach ktoś ją wysłuchał i zaczął adorować, czego jej cholernie od dawna brakowało. W takiej sytuacji nietrudno o zakochanie się. W końcu jej mąż dla pierwszej lepszej (w jej mniemaniu,w Twojej opinii wręcz odwrotnie) poświęcił wszystko, czym dotychczas żył, wszystko, co było dla niego sensem życia - własną rodzinę. Być może wówczas pomyślała sobie, że to naprawdę koniec, że jesteś tak bezpamiętnie zakochany, że dla Ciebie ona jest więcej warta niż rodzina (czyli żona, dziecko i wszystkie wartości z tym związane). No i w końcu wracasz. Czemu? Bo Ci z tamtą nie wyszło, z wygody? Niestety to jest było w moim przypadku pierwsze pytanie, jakie sobie zadałam, może Twoja żona również...

Ja sama długo dochodziłam do siebie po zdradzie męża, ale zniosłam ją widocznie wiele lepiej niż twoja ukochana. To nie zmienia jednak faktu, że ją doskonale rozumiem.

Udowodnij żonie, że tamta nic dla Ciebie nie znaczy, znajdź czas na jakieś drobne szaleństwo, zaskocz ją tak, że nie będzie umiała wydobyć z siebie słowa, pokaż, że jesteś idealnym ojcem no i pomyśl, jak sam zachowałbyś się w jej sytuacji... No cóż... czego można więcej życzyć. Powodzenia!
napisał/a: Loniek 2010-01-07 12:47
Witaj
Doskonale rozumiem Twoją żonę. Sama jestem w identycznej sytuacji- mój mąż zdradził mnie z koleżanką z pracy,"rozum poszedł na wakcje" i on sam też spędził sobie wakacje z nią i z naszą córeczką czego nigdy mu nie wybaczę. Też zaczyna się budzić z tego zauroczenia, ale baaardzo pomału i tak naprawdę sama nie wiem czy szczerze chce wrócić do domu. Mieszka ponad 3 miesiące poza domem twierdzi że nie utrzymuje z nią kontaktu, u nas jest codziennie ale wciąż nie jest gotowy na powrót do domu. Ja już jestem tym wszystkim potwornie zmęczona- gra na moich uczuciach, morduję się strasznie w tym układzie- bez konkretów, bezpieczeństwa, stabilizacji. I tu rozumiem Twoją żonę- jej potrzebę kontaktu z tym Drugim człowiekiem, a jeśli było im ze sobą dobrze to też potrafię sobie wyobrazić jak ciężko jest teraz Wam wejść w pozytywne relacje. Ciężko mi radzić Tobie, bo jak widzisz jesteśmy po dwóch stronach barykady. My z mężem też chodzimy na terapię, czasem spotykamy się z naszą terapeutką indywidualnie, bo są sprawy o których nie potrafimy rozmawiać razem w swojej obecności- jeszcze nie. Sugeruję Ci właśnie takie indywidualne spotkania, terapię na której uzyskasz pomoc i wgląd w samego siebie, bo szczerze powiedziawszy można się spodziewać niekoniecznie dobrego rozwiązania w Twojej sytacji. To bardzo dużo, że się starsza i poszedłeś po rozum do głowy. Ja życzę Ci szczęścia.
Pozdrawiam
napisał/a: Magulka 2010-01-07 15:59
Zastanawia mnie jedna rzecz, dlaczego nikt nie zauważa faktu, że Jego żona Go jawnie zdradza i nawet się z tym nie kryje? Bizarre poznaje kobietę, odchodzi do Niej, zostawia żonę. Wraca, ta Go przyjmuje z powrotem, niby wybacza, niby taka biedulka... A za rogiem czai się przystojny kolega (nie obrażajmy ludzi, których określa się mianem "przyjaciel"), otwarcie mówi Mężowi jaki z Niego czarujący gość. Czyżby przyjęła męża tylko po to, żeby teraz się nad Nim pastwić? Bizarre, nie martw się, bo Ona za pewien czas zrozumie, że jest podła o wiele bardziej od Ciebie, co oczywiście nie oznacza, że odkryje w stosunku do Ciebie jakieś nieznane Jej dotąd pokłady ciepłych uczuć...

I co dalej? OK, zachowałeś się bardzo brzydko co wcale nie oznacza, że masz być Jej popychadłem do końca życia. Biazarre, piszesz, więc zacznij też siebie czytać... Twoja żona daje Ci jasno do zrozumienia, czego od Ciebie oczekuje:
Bizarre napisal(a):nie znosi patrzeć na Jego minę zbitego psa. Wymaga od niego męskości i zdecydowania
Chce miec twardziela, to będzie Go miała. Skończ z tym "zbitym psem". Powiedz Jej wyraźnie, że ma skończyć znajomość ze swoim cudownym "przyjacielem", że nie zamierzasz o Nim słuchać, że ten koleś ma zniknąć raz na zawsze, a jak nie to możesz Jej jedynie pomóc pakować walizki. Moim zdaniem, to jest jedyne wyjście, żeby wreszcie kobiecina się otrząsnęła... No chyba, że zamierzasz już do końca życia być rogaczem, który na wszystko się godzi? Nie jesteś wcale gorszy od Niej, a kto pierwszy zaczął - czy to w ogóle ma jakieś znaczenie...
Pozdrawiam
napisał/a: ~gość 2010-01-07 19:31
Magulka, no i co z tego ze wybacza? ze pozwala mu wrocic?
zdradzil cie ktos kiedys? masz pojecie jakie to uczucie?

a masz pojecie jakie to moze byc uczucie jak robi to czlowiek ktorgo kochalas nad zycie, z ktorym masz dziecko, ktory jest twoim mezem, ktos komu ufalas.... to jest niewyobrazalne,
facet sie poszedl bujac do kochanki na 3 miesiace. uzyl sobie rowno, poszalal sobie i wrocil ze spuszczonym lbem jak zbity pies. przyjela go- byla pelna nadziei na to ze sie uda. ale zdrada boli. za bardzo. i to jeszcze taka zdrada...
dlaczego nikt nie widzi ze ona nawet jak on ja zdradzil probowala go odzyskac. ale on jej pokazal plecy... na 3 miechy. kosmos.
ja sie nie dziwie ze kogos poznala. nie dziwie sie ze w ciagu tak krotkiego czasu emocjonalnie sie z kims zwiazala. bo w takich okolicznosciach kiedy potrzebowala pomocy, pojawil sie tylko ktos obcy. nie bylo meza w ktorym miala oparcie tyle lat. bo to wlasnie maz byl przyczyna tragedii...


nie dziwie ci sie czlowieku ze nie masz sie po co budzic rano. bo nie masz. zniszczyles kobiete, zniszczyles rodzine, zniszczyles dom dziecku. przez co? ano przez to ze rozporek toba rzadzil. to oblesne i wstretne co zrobiles. i to jest nie do wybaczenia...
napisał/a: Magulka 2010-01-07 20:45
Tak Zdepresjowana i zachowywałam się podobnie jak żona Bizarre. Tylko ja się w nikim po drodze nie zakochałam i zdradziłam Go po kilku miesiącach udręki z pierwszym lepszym. A po co? Robiłam wszystko, żeby mój były poczuł się tak samo jak ja. Jak oceniam to wszystko z perspektywy lat? Zachowałam się podle, choć wiele złego zrobił to nie zasłużył na to, postąpiłam z Nim tak samo jak On ze mną. Żona Bizarre zachowuje się podobnie. Mi wtedy nikt nie dał kopa w t..., nie wstrząsnął mną, nie powiedział - co Ty wyprawiasz kobieto, skończ z tym. A szkoda... Szkoda nie w sensie mojego byłego, ale w sensie mnie samej. Wiele rzeczy mogło się nie wydarzyć, żeby zamiast głaskania po głowie, ktoś mi dał wtedy porządnego kopa w cztery litery.

Zdepresjowana, a Ty co proponujesz?
napisał/a: ~gość 2010-01-07 20:51
Magulka, nie mam prozpozycji.... ale koles zamiast nam tu roztaczac jakies nie wiadomo co- jak to on nie cierpi, jaki to byl glupi etc to powinien sam ZAKUMAC co zrobil... i ze wszystkich sil powiniein sie starac to naprawic, kajac sie, blagac i nie dopuszczac do siebie zadnych watpliwosci.
madry polak po szkodzie.... poza tym on nie jest materacem, niech nie ocenia zony swoja miara. moze go nie zdradzila? moze przez ten czas kiedy mezus sie bujal, znalazla przyjaciela i teraz tez go potrzebuje? a co autor watku sobie mysli? ze wrocil do domu i zoneczka z radosci bedzie biegac z kapciami jak on skonczy tv ogladac?

i slowo ode mnie- ja bym nie wybaczyla. chocbym miala z facetem 5 dzieci, 20 lat stazu malzenskiego- nie wybaczylabym czegos takiego. to co on zrobil to ZBRODNIA
napisał/a: majka 83 2010-01-07 21:58
Ona bardzo cierpi, po prostu nie radzi sobie, starała sie wybaczyś, ale zwyczajnie nie daje rady,ma rozwaloną samoocenę, nie wierzy,że kochasz, nie wierzy,że wróciłes dla niej, co noc wyobraża sobie ją i Ciebie..czuje sie brzydka i niekochania, chośbys stanąl na głowie, nie wierzy ci tyle, zniszczyłes w niej całą kobiecość, ciagle szuka potwierdzenia w twoich oczach, nie znajduje ? To wie,że miała rację!

Pewnego dnia dokonałes wyboru i nie chodzi o romans ale o porzucenie, właśnie porzucenie żony i małego dziecka , od czegos takiego nie powinno być już powrotu,nie powinno, ale przeciez czekają , (choćby Loniek), czekała i Twoja zona.

Widzisz myslę, że nie wiedziała z jakim demonem się mierzy,nie wiedziała jak da sobie radę z twoim powrotem, chce wybaczyć, ale zwyczajnie nie potrafi.

Szkoda,że przerwała terapię,zaczynaliscie od terapii par? Na terapię par powinna być gotowa, niestety nie była, powinniscie zacząć od terapii indywidualnej, myśmy tak zaczynali.

Nie sądzę by była zakochana w tamtym gosciu, dowartościowuje się , stara się wzbudzić zazdrość, ale w zakochanie pod wpływem szoku i w depresji zwyczajnie nie wierzę. Ona co noc gdy ty się bawiłeś płakała do poduszki, w takim stanie nikt sie nie zakochuje.To raczej przyjaciel ktoś kto pomógł jej przetrwać , przezyć, zwykły klin, kocha tylko Ciebie.Z pewnoscią Cie nie zdradza Zerwała z nim, to sporkanie było przypadkowe.Chce zwrócić Twoją uwagę na siebie jako kobietę, pamiętaj, że ciągle porównuje siebie i Twoją kochankę.
Jednak gubi sie stawia ci wymagania nie do przeskoczenia,chce budować a jednak rozwala, niszczy was oboje.
Rozumiem co czujesz, taka szarpanina zwyczajnie Cie zniecheca do trwania w tym związku, czujesz się ciężatem. Żona robi ogromny błąd, gdyż tak naprawdę całe jej zachowanie to wołanie o pomoc a nie chęć pozbycia się Ciebie.
To prawda, że zdradzający powinien starać się podwójnie, ale są pewne granice ludzkiej wytrzymałości a tu zostają one najwyrazniej przekroczone.
Zaczynasz czuć sie niepotrzebny w rodzinie, to żle, sądzę, ,że zona przekazuje Tobie zupełnie inne sygnały, nie chodzi jej o to byś znowu odszedł, chodzi jej tylko o uciszenie bólu, który w niej tkwi.Niestety zaczyna tyranizować Ciebie i uzyskuje efekt odwrotny.

Za takim powrotem jak Twój kryje się duzo lęków, czy zdradzony wybaczy? czy sobie poradzi? czy nie będzie sie mscił? Niestety wszystkie lęki u Ciebie sie spełniają.
Porozmawiaj z żoną, powiedz co czujesz, tylko szczera rozmowa może tu pomóc, inaczej oboje zniszczycie sie psychiczne, jeżeli odejdziesz to dla rodziny będzie to kolejny dramat.
Oboje potrzebujecie pomocy i Ty i żona, potrzebujecie pomocy psychologa ale indywidualnie, tu nie poradzicie sobie sami.
napisał/a: Magulka 2010-01-07 22:10
Zdepresjonowana, ja też bym nie wybaczyła... Jednak to co robi Jego żona w tym momencie, to naprawdę straszna rzecz. Kobieta robi przede wszystkim sobie krzywdę. Jeśli nie potrafi przełknąć zdrady, to powinna odejść. Pastwi się nad mężem, a to czy zdradza czy nie, to nie jest najważniejsze. Uważa, że teraz wolno Jej na wszystko, choć tak nie jest i to zrozumie po czasie. Przyjęła Bizarra z powrotem, może to Ją przerosło, więc ktoś musi powiedzieć stop. Mówienie mężowi, jaki to ten kolega jest super, bądź męski jak mój przyjaciel, to cios poniżej pasa... Ktoś musi przerwać ten koszmar. Jeśli nikt tego nie zrobi, to nie dość, że ich małżeństwo na bank się rozleci, to na dodatek pozostaną dwie zdruzgotane psychicznie osoby. Mężczyzna - impotent, który czuje się nic nie wart, bo zawiódł wszystkich, upokarzany, traktowany za swój czyn jak śmieć i Kobieta - nie dość, że zdradzona, oszukana i porzucona, to na dodatek która przez jakiś czas znęcała się psychicznie na zdrajcy (wątpię, że kiedyś będzie zadowolona ze swoich poczynań). Oboje robią sobie niewybaczalne rzeczy, kiedyś On, a teraz Ona.
napisał/a: ~gość 2010-01-07 22:15
z tym ze ona tez pastwi sie w tym momencie nad sama soba.... myslisz ze jej w to graj? nie. ona cierpi. i ma w sobie tak wiele tego cierpienia ze nie wie gdzie go skanalizowac... szuka otworu ktorym mogloby z niej ujsc. to co robi, napewno nie robi z zemsty.
moze tak jak napisala poprzedniczka- chce sie dowartosciowac sama we wlasnych oczachh bo ciagle porownuje sie do kochanki meza? i ja sie nie dziwie,
facet przegial ostro. i to czesto gesto.
wiec niech sie stara. nie wymarze kilkoma tygodniami staran tego co zrobil... wiec niech nie placze jak to on bardzo sie stara i jak tego nikt nie docenia. jak mu zalezy niech walczy, a jak za chwile wysle znow szare komórki na holiday to niech lepiej odpusci i odejdzie.
jestem pewna ze jego zona zadaje sobie pytanie czy mozliwe ze to sie powtorzy. pyta siebie samej dlaczego wrocil? czy to kochanka go wyrzucila? czy cos do niej jeszcze czuje? czy maja kontak? z tego co przeczytalam autor tematu nie za bardzo chce z zona rozmawiac o tym co sie stalo.
naraz krakowa nie wybudowali. odbudowywanie zaufania to bardzo dlugi proces. tym dluzszy gdy ciezar popelnionego czynu jest tak wielki... wiec ja sie nie dziwie malzonce, bo to co ona teraz robi, to jest po prostu reakcja na caly ten stres i wlaczenie sobie systemu obronnego
napisał/a: ill11 2010-01-10 16:35
Kilka razy w zyciu,troche ku przestrodze,troche dla uspokojenia mysli powiedzialam mezowi,ze jesli kiedykolwiek mnie zdradzi, to mu nie wybacze i wywale go z domu.10 lat malzenstwa,pachole,zwiazek emigracyjny,kiedys razem- teraz osobno.I okazuje sie,ze zycie weryfikuje zamiary,plany.Przyjechal na swieta,nazwijcie to babska intuicja,ale czulam,ze cos jest nie ok.Szczegoly poznania prawdy pomine,ale tak,zdradzil.Pub,piwo,[Mod: pip-pip],pokoj,pieprzenie.Raz,z wyrzutami przez nastepne kilka miesiecy itp.Nie wazne.Zmierzam do tego,ze jak mi juz wydukal,co zrobil,to przyjelam to tak,jakby mi powiedzial,ze spodnie ma pogniecione .Spokojnie zapytalam co,gdzie,kiedy.I nie wywalilam go za drzwi,wybaczylam.Ale do przepracowania tematu potrzebowalam 3 dni.To,co sie dzialo nawet nie zasluguje,by ktokolwiek to czytal.Od spokoju do furii,od nerwowego smiechu po histeryczny placz.Ale w tym czasie powiedzialam Mu,ze chce poznac WSZYSTKIE szczegoly,lacznie z anatomia brytyjskiej szmaty,pozami w lozku itd.Wytlumaczylam Mu,ze jak to uslysze bedzie bolalo jak cholera,ale raz.Uslyszalam co chcialam,co lepszy szczegol konczyl sie wyjsciem z kuchni,kurtka,buty,papieros,spacer i powrot.I od nowa.I tak wychodzilam z kilka razy.Zmierzam do tego,ze zona Pana nie przepracowala i nie przepracuje bolu nigdy.Nie radzi sobie ze soba,z sytuacja.Ja tez sobie nie radze,ale mam taki charakter,ze (pomimo okazji i faktu,ze byloby mi to wybaczone)nie bede walczyc taka sama bronia.Za bardzo sie szanuje.Mysle,ze nie dacie sobie rady i to co probujecie posklejac walnie przy najblizszej okazji.Ja,rzecz jasna,tez nie mam pewnosci,ze maz nie zrobi tego po raz kolejny.Ale tym razem juz wie,czym taki numer sie skonczy.Czy warto?Nie wydaje mi sie.U Pana jest inna sytuacje,Pan nie wykonal jednej akcji,ale zabrnal dosc daleko.Kazdy czlowiek jest inny,ja pewnie tez bym zareagowala inaczej na wiesc,ze On z kims zamieszkal czy,ze"to"nie bylo incydentem.Nie wydaje mi sie,zeby udalo sie Panu odbudowac u zony poczucie bezpieczenstwa.Tym bardziej,ze jest obok ktos inny.Zona sie odgrywa,jest poraniona i w rozsypce.Albo Pan to przeczeka(bez szans na powodzenie)albo rozstancie sie.Macie dziecko.Nasze niestety widzialo i slyszalo wiecej niz powinno.Szkoda brzdaca.U mnie sytuacja jest-powiedzmy-uspokojona,dziecko przekonane,ze mamusia wyla do ksiezyca,bo ja serduszko bolalo i poki co,nie widze skutkow negatywnych.Jest tez w jakis sposob prosciej,bo maz jest poza domem,wiec frustracje i niepewnosc odbiera przez Gadu:)Cisnie mi sie na usta to,co uslyszal tez moj maz:czy warto bylo dla wytrysku i chwilowej satysfakcji(u Pana dluzszej,bo to dluzej trwalo)burzyc spokoj co najmniej 2 osob???Odpowiedz pozostawiam tym,ktorzy sie do tego przyczynili.