list do innej kobiety

napisał/a: anna1999 2011-09-27 23:51
Ostatnio moj narzeczony napisał list o którym ja sie dowiedziałam. Nie wiem co mam myslec po przeczytaniu tego listu. Prosze o pomoc.
Oto tresc listu:
"Czesc Olu
Widzialem Martę w Lidl w Katowicach ale nie chcialem "zaczepiac", bo czasami ktos moze sobie nie zyczyc. Prawie kazdy w naszym wieku ma wlasna rodzine i mysle ze nie wypada. Nie wiedzialem tez, czy bedzie mnie pamietala. Bylismy w tej samej grupie w przedszkolu, a Gosia byla pierwsza dziewczyna w ktorej zakochalem sie po uszy. Nigdy jej tego nie mowilem, tylko wzdyhalem sobie po cichu i upajalem jej widokiem. Milo bylo zobazyc ja po tylu latach. Przekaz jej tylko, ze bardzo cieplo ja wspominam i wspominalem przez te wszystkie lata. Szkoda ze nie ma konta w NK, bo chociaz wielu nie lubi tego portalu, to zawsze daje on jakas mozliwosc aby powspominac, poogladac zdjecia znajomych bez koniecznosci ingerowania w ich prywatnosc bardziej, niz sobie tego zycza.

Pozdrawiam Andrzej"
[mail usunięty]
napisał/a: ~gość 2011-09-28 00:36
anna1999 napisal(a): Nie wiem co mam myslec po przeczytaniu tego listu.

Mowiac szczerze ja tez nie do konca rozumiem o co chodzi...
List jest adresowany do jakiejs Oli, ktorej Twoj narzeczony obwieszcza, ze widzial ostatnio Marte, z ktora byl w jednej grupie w przedszkolu, a ktora, jakby wynikalo z dalszej "konstrukcji" listu miala wowczas na imie Gosia, a w dodatku byla pierwsza przedszkolna miloscia Twojego narzeczonego, do dnia dzisiejszego z rozrzewnieniem wspominana...W kazdym razie milo bylo ja widziec po tylu latach...
No ale byc moze to tylko taki "styl" pisania listow w wydaniu Twojego narzeczonego...Bo chyba nie celowo zastosowany szyfr...I to co najmniej trojwarstwowy...
Poza tymi drobnymi niescislosciami co do tego, kogo wlasciwie widzial Twoj narzeczony, jak ten ktos mial na imie i kim tak naprawde byl, z listu nie wynika nic co moglabys odczytywac jako zagrozenie dla siebie samej...
Jakas tam szkolna, a nawet przedszkolna sympatia, z ktora chetnie pogadaloby sie o starych, dobrych czasach, powspominalo, poogladaloby sie jakies zdjecia na NK, no ale...jest to znajomosc na tyle zadawniona i przedawniona, ze nawet na ulicy nie wypada juz jej "zaczepic", z czego Twoj narzeczony zdaje sobie doskonale sprawe wychodzac z zalozenia, ze lepiej juz chyba zrezygnowac w ogole z "wywolywania duchow" niz narazic siebie i kogos na jakas niezreczna sytuacje...Np.taka, ze jego "milosc" w ogole by go nie rozpoznala...
I tyle.