Lost

napisał/a: dziku 2007-09-09 14:01
Witam.
Czytałem tutaj kilka wątków na temat zdrady i postanowiłem opisać swoją sytuację. Może dlatego, że bardziej radzicie niż oceniacie - bo co do oceny swojego postępowania nie mam złudzeń. Ale do rzeczy.
Jestem żonaty od około 8 lat, mam dwójkę bajtli, jeden 7 lat drugi sporo młodszy. W naszym małżeństwie było wiele burz - chyba wszystkie ja wywołałem. Nie mogę usiedzieć w miejscu i żyć ciągle tak samo, jestem taką niespokojną duszą. Było blisko rozwodu - żona postawiła ultimatum albo koniec z takim życiem albo rozwód. Powiedziałem że uspokajam się i staję się prawdziwym mężem. Tak też zrobiłem - zrezygnowałem z kolegów, spotkań z nimi, z hobby ( znalazłem sobie nowe i tu okazało się że ona też chce to robić - w końcu jest tak z hobby, że nie mam nic dla siebie ). Została praca i dom.
Od rana praca, po południu powrót do domu i zakupy, zajęcia z dziećmi, spacer z psem, śmieci, kąpiel młodych, słanie łóżek i spanie. Dzień po dniu taki sam. Stałem się chłopcem na każde wezwanie. Po pracy nie miałem prawa ani chwili odpocząć, obiad, albo od razu obowiązkowe zajęcia z dziećmi albo zakupy itd. Trwało tak z 2 lata. Wmówiłem sobie że prawie zniszczyłem nasz związek i muszę teraz go odbudować i odpracować swoje błędy i grzechy ( były nie małe - ale nie było zdrady ). Gdy wracałem zmęczony z pracy i nie miałem naprawdę na nic siły - buntowałem się i prosiłem ( do dziś mam wyrzuty sumienia ) o godz odpoczynku - dostawałem to ale wyraz twarzy mojej żony i jej zachowanie mówiło samo za siebie.
Jakiś dwa lata temu wyjechałem na około 8 miesięcy - taka praca. Wszystko było uzgodnione itd. Nie było tu problemów. Lecz jak wróciłem sytuacja się zmieniła. Mianowicie po tak długiej pracy dostałem sporo wolnego zająłem się domem ( nie wrzucałem tylko rzeczy do prania i nie odkurzałem codziennie ale tak raz na 2 tyg), gotowałem obiadki, podawałem śniadania do łóżka, robiłem kolacje przy świecach. W sumie była to niezła odmiana. Nie narzekałem. Ale powoli zacząłem dostrzegać problemy. Żona podjęła naukę, siedzę w domu to czemu ona ma też siedzieć niech się uczy jak chce.
Zajmowanie się domem nie stanowiło dla mnie problemu, miałem jeszcze dużo czasu dla siebie - jestem facetem dość dobrze zorganizowanym. Czasem tylko zaczęło mi brakować pomysłów na obiad i gdy pytałem to usłyszałem wyrzut i że sam mam coś wymyśleć, czasem gdy żona była w domu i miałem chwilę dla siebie i np czytałem ( zaczęła robić to bardzo często ) zaczęła ganiać mnie do kuchni zrób herbatę, kawę, przynieś ciastka itp. Po tamtych 2 latach odpracowywania moich błędów traktowałem te sprawy jako normę i rzucałem książkę i robiłem co żona chciała.
Zaczęła po trochu doskwierać mi ta sytuacja. Ona mogła robić wszystko, a ja wciąż odpracowywałem... grzechy. Gdy chciałem gdzieś wyjść - byłem dokładnie wypytywany co i jak, gdzie, na ile i z kim, po co i na co - przecież w domu jest moje miejsce. Odniosłem wrażenie że o wszystko muszę prosić i błagać. Ale spoko wytrzymałem i to. W łóżku, w tym czasie zepsuło się wszystko. Moja żona z namiętnej kochanki, kobiety, której ledwo mogłem sprostać zamieniła się w lodową damę. Dowiedziałem się, że boli ją głowa, ma migreny, bóle brzucha itd. Było to blisko 1,5 roku temu - 5 miesięcy wcześniej urodziło się nam drugie dziecko więc pomyślałem kobieta nie ma ochoty na sex bo zajmuje się dzieckiem. Dalej zajmowałem się domem, spałem sam. Ona po uśpieniu malucha siadała do komputera i uczyła się do nocy, jak maluszek zaczynał płakać szła do niego i tam zostawała na resztę nocy.
Mija tak rok. Wracam do pracy. Jest styczeń 2007 w mojej pracy zmieniła się całą ekipa. Nowa zgrywa się szybko i poruszamy wiele tematów i oto słyszę w pracy jak inni rozmawiają o swoich domach i tam jest inaczej. Nikt nikomu nic nie wymawia, nie szantażuje przeszłością. Faceci mają czas na własne sprawy . Żony chodzą same na zakupy, a nie zawsze z mężami ( ja muszę być zawsze - jak mnie nie ma nie ma zakupów ). Nie rozliczają swoich facetów z każdej minuty i każdej złotówki... itd. Po prostu jest inaczej. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że od 2002 roku to ja już chyba odpracowałem swoje grzechy...
Próbuję w domu porozmawiać i wywalczyć sobie odrobinę prywatności. Spotykam się z niechęcią i złością, więc w końcu stwierdzam że nie robię nic złego i należy mi się to, że muszę mieć też czas dla siebie i jeżeli żona nie chce mi go dać to sobie sam go wezmę. Że nie można tak żyć.
W łóżku nic się nie zmienia, nie ma w ogóle bliskości. Nie pomagają kolacje przy świecach, moje zabiegi na nic się zdają. Żeby się kochać muszę niemal błagać i jeżeli to dostaję to żona jest całkowicie bierna. Z czasem nie dostaję już nic. Staję się obojętny i do głowy przychodzi mi myśl, że mam przecież fantastyczną koleżankę, rozumiemy się wspaniale, doskonale się razem bawimy i jest nam razem ekstra. Może romans. Ona rozwódka, dostała od życia w kość, faceci to dranie itd. Lecz mnie traktuje inaczej, czule i z uśmiechem. Postanawiam, że spróbuję. Pragnę bliskości, rozmów, zabaw i wspólnych gorących chwil w łóżku. Wszystkiego czego nie mam od dłuższego czasu w domu. Ona samotna pragnie tego samego i oboje znajdujemy spełnienie.
Ale nie jest też tak pięknie jak sobie wyobrażaliśmy. Ja mam okropne wyrzuty sumienia, ona również - jeszcze niedawno bo 2 lata temu była na miejscu moje żony - została zdradzona, sama zresztą postanowiła się wtedy odegrać i też zdradziła i jej małżeństwo się rozpadło.
Moja żona też chyba czuje pismo nosem, zaczyna do mnie dzwonić pod byle pretekstem - boli ją głowa czy nie mógłbym wrócić itd. Ja wracam, nie chcę żeby z mojego powodu cierpiała znowu, przecież samolubnie upominam się o swoje szczęście ( co prawda wcześniej mówiłem jej że brak mi bliskości i łóżka to dowiedziałem się że wymyślam ). Moja koleżanka ma dość traktowania jak materaca i postanawia to skończyć. Nie mam do niej pretensji, tylko że oprócz tego łóżka zniknęły nasze rozmowy, śmichy i zabawy. Straciłem przyjaciela.
Mam przecież dom prawda. Tylko że wiem co zrobiłem, dlaczego to zrobiłem i jak wygląda inne życie w normalnych domach. Nie chcę tego domu, wolę być sam. Jestem coraz bliższy myśli o rozstaniu, kocham moje dzieci nad życie i tylko przez nie jeszcze wracam do domu.
Moja żona stała mi się obca, mam do niej wielki żal że wykorzystała mnie i oszukała. Do tego dochodzą refleksje na takie sprawy jak - mój tata z którym nie utrzymuję kontaktu i śmierć mojej schorowanej matki z którą prawie nie utrzymywałem kontaktu bo nie chciałem w okresie odpracowywania grzechów robić niczego na złość żonie a ona nie lubiła jeździć do swoich teściów...
Podsumowując
Mam wielki żal do żony.
Zdradziłem ją.
Nie chcę już tak żyć.
Ale kocham moje dzieci.

Dom, który mam nie jest już moim domem.
Napisałem to trochę chaotycznie i nie wiem czy się połapiecie.
Po prostu po tym co jest w mojej głowie i mnie dręczy chcę być sam.
Zraniłem żonę ( wielokrotnie ) zraniłem drugą kobietę - przyjaciela.
W tej sytuacji lepiej być samemu.
Jestem zagubiony.
P.S.
Odkąd zmieniłem swoje postępowanie, przestałem zabiegać o nią i nie zależy mi już na odpracowywaniu ona stała się miła i kochająca ( nie w łóżku - tam jej nie ma ) z obojętnej kobiety znów zamienia się w kochającą kobietę tylko, że mnie to już nie interesuje.
Ona prowadzi swoje życie - szkoła, koleżanki raczkująca firma ( miała być nasza ale nie jest ona widzi ją inaczej ), a ja swoje praca ( staram się być w niej jak najdłużej ) i dom, nie mam znajomych, kolegów dawno z nich zrezygnowałem a oni ze mnie.
napisał/a: aricia6 2007-09-10 09:16
rozumiem że rozmowa z zoną na temat polepszenia waszego zwiazku nic nie daje??? moze powinniście udac się to specjalisty, może on odkryje w was cos czego sami nie potraficie odszukać, może jeszcze da się ratowac wasz zwiazek...
napisał/a: insomnia 2007-09-10 12:24
Chyba rozumiem o co Ci chodzi... Wiesz zastanów się czy z tym rozstanie to chodzi Ci o
1) nie kocham już żony i chcę się rozstać, ale szkoda mi dzieci, czy
2) jestem zafascynowany moją koleżanką i czuję że byłbym z nia szczęśliwy...

To są dwie rózne kwestie... Bo jeśli masz przypadek 2 to pamiętaj że możesz się myłić i kedys to zafascynowanie może minąć i wtedy poczujesz się zawiedziony. poczujesz, żę popełniłeś błąd zostawiając żonę dla tej kobiety... A wtedy juz możesz jej nie odzyskać... Nie chce niczego sugerować ale moim zdaniem tu jednak chodzi o żonke(:( może to co Cie przy niej trzyma to tlyko przyzwyczajenie?? Może dzieci??
Nie siedze w Twojej głowie wiec musisz to sobie dobrze przemyśleć... To tylko moja teoria:D Życzę powodzenia
napisał/a: kratka4 2007-09-10 17:11
Witaj
Rozumiem że czujesz sie nieszczęśliwy,bo nikt na dłuższą metę nie wytrzymałby takiego życia pod dyktando.Już tak długo to trwa a ty dopiero po tym,jak ją zdradziłeś,zrozumiałeś,że nic was nie łączy??Każdy ma prawo do tego aby mież przyjaciół,aby czasem wyjśc z kumplami na piwo.Jeśli jej wolno to tobie też.Skoro rozmowy nie pomagają,postaw ją przed faktem dokonanym.Masz dość takiego życia,nie jesteś słuzącym ani kucharką,możesz pomóc jej w wykonaniu niektórych czynności i tyle.Jeśli z nią nie pogadasz nie powiesz jej co cię boli,co ci nie pasuje i co chciałbyś zmienić,do końca życia będziesz miał sobie za złe ,że tego nie zrobiłeś.Czy uratujesz wasze małżeństwo???Tego nie wiem,ale będziesz chociaż świadomy tego że próbowałeś
pozdrawiam i trzymam kciuki
napisał/a: marikaa81 2007-09-11 11:02
Przeczytałam Twoją historię, po paru zdaniach sądziłam, że pisze to ktoś kogo znałam, zapraszam na mój wątek ”nieświadomie byłam tą drugą”, ale to jednak dwie różne historie, jeśli masz ochotę zajrzyj tam, może pomożesz mi zrozumieć jego postępowanie, bo mimo tego że już zamknęłam to wszystko co z nim związane dalej wracam do tego myślami, dalej próbuję zrozumieć, gdybym próbowała dorównać twoją historię do mojej, to ja byłabym na miejscu twojej przyjaciółki, z tą różnicą, że on nie powiedział że jest z kimś w związku od 8 lat, on wiedział, że nie zdecydowałabym się na ciągnięcie naszej znajomości dalej gdyby powiedział mi o fakcie bycia w związku(na początku znajomości zadał mi na ten temat pytanie, odpowiedziałam że według mojego sumienia najpierw kończy się jedno a potem zaczyna drugie, on powiedział ok., z kolei dziewczyna z którą był na stałe(chyba są nadal razem) wychodziła z założenia, że jeśli on będzie chciał zrobić sobie przerwę, to będzie znaczyć dla niej koniec, nie uznawała czegoś takiego jak odpoczywanie od siebie(a wtedy hulaj dusza), więc on najwyraźniej wtedy musiał zadecydować, że będzie lawirował pośrodku, z nią zrobił sobie przerwe, nie mówiąc jej o tym, a ze mną rozwijał znajomość nie informując mnie o fakcie istnienia kogoś na stałe, ale nie będę tu tego dalej rozwijać, zapraszam do siebie jeśli możesz mi pomóc zrozumieć
Jeśli było tak jak mówisz, to nie było w porządku, że tak cię traktowała, nie napisałeś co wydarzyło się w 2002, nie wiem jakie winy trzeba odpracowywać tyle czasu i w taki sposób, nie chcę Cię usprawiedliwiać, bo jeśli powiedziałabym że cię rozumiem i uważam że dobrze postapiłeś, to tak jakbym powiedziała, że rozumiem to co zrobił ten facet w moim życiu, a właśnie nie rozumiem,
Według mnie powinno skończyć się jedno i dopiero zacząć drugie, ale to tylko teoria a teraz już wiem że życie i tak narzuca swoje scenariusze,
Czy myślisz, że jest szansa na naprawę waszego małżeństwa?, co czujesz do tamtej dziewczyny?
Napisz za co stało się te pare lat wcześniej,
napisał/a: Drobny25 2007-09-14 14:02
Witam Pana Dziku,

Myślę, że sytuacja jest trudna. Niezależnie od nowej Pani dobrze byłoby (wg mnie):
- jeśli Tobie zależy na żonie - spróbować się porozumiec, jeśli czujesz ze to już koniec postaw sprawe jasno i próbuj dogadac się w sprawie rozwodu (bo szkoda waszego czasu)
- jesli już nie zalezy Tobie na żonie, powiedz o tym tej Pani z którą chcesz być i próbuj szczęscia z nią, jeśli okaże się ze to nie ona nie będziesz niczego żałował, bo najpierw zadecydowałes, że rezygnujesz z małżenstwa.

Odwrotna sytuacja spowoduje ze obie Panie zostaną okłamane, a Ty rozdarty, bo skąd będziesz wiedział ze to już moment by powiedzioec zonie lub drugiej Pani, że wybierasz jej konkurentkę? Będziesz zbyt zajety pilnowaniem by sie o sobie nie dowiedziały, aby skupić się na obiektywnej ocenie sytuacji. Poza tym jedna ze stron pozostanie w pretensjach do Ciebie, o to że była okłamywana.

życzę powodzenia przy podejmowaniu decyzji

Drobny25
napisał/a: dziku 2007-10-12 17:55
Witajcie :)
Wpadłem rzucić okiem co słychać.
Nie wiem czy opowiadać co się stało odkąd umieściłem post, lub zacząłem rozmowy.
Same rozmowy ( bo trwało to kilka dni ) były burzliwe, często rwane, pełne łez i wyrzutów. Ale to wszystko oczyściło atmosferę, czuję się po tym wszystkim jak nowożeniec. Jakbyśmy poznawali się na nowo. Znów mam wrażenie, że liczę się w domu. Staram się i żona się stara. Wiem, że nic nie zapomni i nie chce się od tamtego odciąć ( Spróbować wyzerować licznik ). Stwierdziła, że nie potrafi. Nie wiem jak to wyjaśnić. Jestem innym typem człowieka i ja potrafię to zrobić, dać szansę drugiemu człowiekowi zacząć na nowo. Najlepsze, że to ona mnie tego nauczyła...
Powiedziałem jej co czuje, jak odbieram co robi, czego nie robi i jak się zachowuje w moich oczach. Powiedziałem, że przez tyle lat chyba powinienem zdobyć odrobinę zaufania. Usłyszałem, że gdy tylko wychodzę z domu ( praca - bo tylko tam chodzę ) wszystko do niej wraca. Poprosiłem ją żeby spróbowała się odciąć, przecież tyle czasu minęło... Nie wiem czy nie potrafi naprawdę, czy nie chce. Zrozumiałem, że dalej nie udało mi się odbudować choćby milimetra zaufania.
Ale kocham moje dzieci, kocham moją żonę. Nie jest doskonała. Wiele mnie nauczyła i po prostu ją kocham :). Czasem się zastanawiam dlaczego. Po prostu to wiem.
Pomyślicie że skoro rozmowy tak naprawdę nic nie dały to z czego jestem zadowolony.
Otóż te rozmowy pozwoliły mi odzyskać siebie, swoje zdanie. Zrozumiałem, że już wystarczy, że zgadzanie się na wszystko, przytakiwanie itp itd do niczego nie prowadzi. Zbłądziłem, bo myślałem o tym ile jak jestem kiepski, do niczego.
Tak naprawdę przecież prowadzimy razem dom, dzieci są szczęśliwe, radosne. Że gdybym był do niczego to wszystko by sie dawno już posypało.
Te rozmowy sprawiły że wyzbyłem się kompleksów, nic nie wartego męża, mężczyzny. Wrócił, a właściwie wraca stary dziku :). Żonie się chyba powoli zaczyna to wszystko podobać. Wróciły nieprzespane noce...
Odciąłem się od przeszłości, ale ją pamiętam i staram się wyciągać wnioski. Może żona zrozumie z czasem, że dziku to nie tylko ten zły facio z przeszłości ale też fajny teraźniejszy facet i jakoś to odcięcie przyjdzie jej naturalnie i tego nie zauważy.
Taką mam nadzieję.
Jeszcze raz dzięki dla wszystkich.
Co do prac domowych, zawsze wykonywałem je z przyjemnością, chodziło mi o to, że gdy byłem zmęczony nie było współpracy i zastępstwa, natomiast gdy żona była zmęczona z mojej strony nie miało być prawa odmowy.
Co do koleżanki nie wiem co powiedzieć. Nigdy nie byliśmy razem, więc nie było rozstania, choć jak wróciłem na łono rodziny, odsunęła się daleko i znikła, chciałem jej wyjaśnić, porozmawiać, nie miałem okazji. Czasem dostanę sms-a to odpowiem jednym zdaniem. Nigdy nie napisałem, ale nie tylko wy, również i ona namawiała mnie na rozmowę i rozwiązanie tej sytuacji. Jak to zrobiłem znikła.
napisał/a: dziku 2007-10-12 18:02
Marika rok 2002 i wcześniej to były lata w których zachowywałem się jak kawaler, znikałem do kolegów, pracowaliśmy, bawiliśmy się - zupełnie zapomniałem o domu.
Kobiet innych wtedy nie było. Tylko koledzy.
Co czuje do tamtej dziewczyny - kocham ją.
Nie wiem czy ktokolwiek potrafi to zrozumieć. Ale tak jest. Kocham dwie kobiety. Każdej bym nieba uchylił. Ale spójrz post wyżej. Zresztą wybrałem powrót do rodziny. Podjąłem decyzję.
Dziękuję za rady.