Mąż ma kochankę, ale jeszcze do niej nie odszedł

napisał/a: Dariaa1 2009-07-03 02:52
właśnie... nie wiem jeszcze jak funkcjonować, bo mój mąż ją ma, ale jeszcze do niej nie odszedł.

Nawet nie wiem czy robi to (zdradza mnie) z zamiarem odejścia do niej - chyba nie. chociaż w miarę upływu czasu może i taki zamiar wbrew wszystkim niesprzyjającym im okolicznościom nadejdzie... wkońcu może to miłość... cholera ich wie.

Zdradza mnie, ale się tego wypiera - nawet nie... nie mogę powiedzieć, że się wypiera, bo jeszcze mu nie powiedziałam, że wiem... więc nie ma czego się wyprzeć.

Zasygnalizowałam tylko, żeby nie traktowal mnie jak kompletną idiotkę, znalazł w sobie szczątki "jakiegokolwiek taktu" (dobre!!!!) i w niedzielę po południu, przed moim nosem i to jeszcze układając puzzle z naszą córeczką (- co mnie wkurzyło najbardziej) nie wypisywał ze swoją "nową przyjaciółką" smsów.

I co? Wyśmiewanie, ośmieszanie nerwowe wykręty mężulka itd - ten kto wie to wie jak wyglądają takie nerwowe wykręty, bo to czuć na 100 km - tym bardziej jak się jest ze sobą tyle lat co my i jak to nie pierwsze jego kłamstwo i wykręty (dotyczące nie tylko zdrad).

Co dalej? Jeszcze ostrożniejsze pilnowanie telefonu (jakby mógł to by sobie w najciemniejszy otwór w swoim ciele włożył ten telefon, bo po prostu pogoda mu nie sprzyja i przez upaly w ostatnich dniach - biedaczysko będąc w domu (a bywa rzadko - bo dużo pracuje) nie ma gdzie tego telefonu sobie wsadzić (chodzi mi o kieszenie jakby ktoś nie wiedział.. )
Miłe słówka dla zamydlenia oczu, nawet prezencik mi się dostało...

A ja? Wiem że to prawda. Choć on jest znakomitym manipulatorem, kłamczuchem i wykręcaczem ogonów kocich - przez co czasem miewam zawachania... które zresztą szybko odchodzą.

Zaczęło się od sms'a. Pchnięta jego znaczącą zmianą zachowania w stosunku do mnie (kto wie ten wie, że zdrajcy dostają power'a od kochanek i zazwyczaj nie mogą się opanować i traktują żonę w odmienny sposób niż wcześniej - bardziej bądź mniej, ale da się zauważyć a szczególnie odczuć...) przeczytałam sms'a - on nie spodziewając się absolutnie czegoś takiego (bo takich rzeczy nigdy nie robię) go nie skasował (teraz już nie popełnia takich podstawowych błędów). Zapisałam nr tel. Znalazłam osobę.

To była przyjaciółka (obecnie koleżanka) Jego siostry. Znają się z tzw podwórka. Zawsze mu się podobała wizualnie. Wcześnie założyła rodzinę (1 dziecko), rozwiodła się, potem rozbiła jedno malżeństwo - facet starszy, bogaty (jej szef). Najpierw zapłacił jej za milczenie jak groziła, że powie jego zonie - wkońcu zostawił tą żonę dla niej aż wkońcu zostawił i ją. Jakieś depresje ją biedaczkę dopadły - bo przecież jak on mógł Podły jeden No i ok 1 rok była sama aż wyhaczyła następnego amanta i rozbija kolejny związek - mój (który zresztą i tak już podupadał).

Tak mój związek i bez "nowej członkini" podupadał i to regularnie - ale wciąż brakowało mi sił,żeby coś z tym zrobić. Gdybym była sama to bym to napewno zakonczyła, ale mamy córkę 2,5 roku, której tak naprawdę się obecnie poświęciłam. Brak rodziców i pomocy od kogokolwiek (czy materialnej czy przy dziecku), mój obecny urlop wychowawczy, kredyt, niewiadoma co dalej z pracą, jak ją pogodzić z samotną opieką nad malutkim dzieckiem (żłobek???!!!) ; 100% samotna matka ma przerąbane... to jakiś chyba anioł... bo normalna ziemska istota temu nie podoła (w naszym chorym kraju). - postanowiłam więc zaczekać z decyzjami małżenskimi do momentu kiedy Mala nie pójdzie do przedszkola i nie wyjaśni się z moją pracą - ale jeszcze nie wiedziałam, że mój mężulek będzie bardziej niecierpliwy.

A mąż. Przechodził przez wiele etapów przeróżnych. Imprezował, miał depresję, potem stany lękowe, w międzyczasie mnóstwo chorób od kataru po kręgoslup i narzekał według mnie non stop, ale pewnie przesadzam... potem alkoholizm, potem się zaszył (oczywiście wszystkie "te" jego problemy byly przeze mnie, no bo jakże by inaczej), no i po tym zaszyciu i znalezieniu winnego czyli mnie - oświadczył, że on to tak naprawdę ze mnę już nie może i chce się rozwieść i co ja na to. Już decyzja, on przemyślał to i tamto i w ogóle.

A ja? To był okres rekrutacji do przedszkoli - ja nie jestem głupia i już wiedzialam co się święci i że muszę się usamodzielnić a podstawa to panstwowe przedszkole od września bo inaczej katastrofa. Dwoiłam się i troiłam, żeby dotrzymać terminów pisałam podania no cuda wianki, bo z miejscami ciężko i oczywiście Mała się nie dostala do żadnego. Ja rozpacz a on do mnie rozwód. Spojrzałam na niego i olałam typa mówiąc, ze mam ważniejsze sprawy w tej chwili na głowie i jak jest trzeźwy od 2 dni to żeby zaczął robić porządek ze sobą najpierw i sprawami, które mu umykały od jakiegoś czasu a nie mi tu. Załatwiłam - wkońcu dostała się. Uff. Będę miała jakieś perspektywy na pracę i "godne" życie. Mój majowo - czerwcowy priorytet załatwiony.

A u nas? No jak mogło być. On oczekiwał oklasków, podzięków za swój bohaterski czyn itd a mnie nawet szacunek za ogarnianie wszystkiego podczas jego chwil słabości się nie należał - bo miliony kobiet to robią i nie marudzą ani nie oczekują oklasków. Już nie mówiąc o "przykro mi", "przepraszam" czy staraniu się wynagrodzić mi nerwy, płacz, stresy związane z jego zachowaniem. Chodzi mi oczywiście nie o wynagrodzenie finansowe - tak dla wyjaśnienia :)

Jak dłużej pobyl w trzeźwości stwierdził, że tak naprawdę mu się aż tak bardzo nie spieszy i poczeka ze sprawami rozwodu do wrzesnia aż Mała pojdzie do przedszkola a ja wrócę do pracy. Będzie płacił alimenty, zostawi mi mieszkanie, moj samochód, a Mała bedzie troche u mnie a troche u niego. Gadka szmatka. Teksty typu, że On wie, że mi bedzie ciężko, bo nie mam nikogo i bedzie mi trudniej i zarobić kasę i poznać kogoś itd więc zaczeka do wrzesnia (przedszkole, praca) - dobry co? ale mam dobrego męża... - sama nie mogę się nadziwić... tylko czy jego materialistka koleżanka się na to zgodzi... co odda mnie zabierze jej - one tak sobie myślą podejrzewam.

No i przyszedł któregoś dnia ten instynkt, okazja i przeczytałam 2 smsy typu Misiaczku coś tam, pa buziaczki. - kto wie ten wie, że koleżanka takich smsów nie pisze ani tym bardziej kolega czy klient biznesowy. Sprawdziłam połączenia. Mnóstwo. Po nocach, tuż po wyjściu z domu do pracy - chyba tylko nogę za próg wystawił już dzwonił i vice versa zresztą. No to spisałam tel, male dochodzenie (banalnie proste) i mnie zamurowało. Koleżanka. A on do mnie z tekstami typu że bezmyślna jestem bo przecież - "kiedy móglbym kogoś poznać - przecież jestem wciąż w pracy." albo " Oszalałaś jeszcze teraz w sytuacji w jakiej jesteśmy (chyba chodzi mu o przedrozwodową sytuację) to ostatnia rzecz jaka bym zrobił". itd

Czemu okoliczności im nie sprzyjają? bo ich rodzice się znają, wiedzą, że w obu rodzinach są dzieci, moi teściowie mnie szanują i nie chcieliby żebyśmy się rozwodzili a jakby wyszło, że on zamiast mnie wspierać i docenić i wynagrodzić to, co robił to jeszcze z córką sąsiadki się bzyka to by spalili się chyba ze wstydu... tylko ja teraz to nie mam dowodów... sms skasowany - śladów brak. A "zakochani" trzymają wszystko w tajemnicy i oszukują wszystkich naokoło.

dlatego i nie tylko dlatego pomyślałam, żeby wynająć detektywa. Co Wy na ten pomysł? Znacie to z doświadczenia? Drogie to chyba. Myślę o tym i myślę i na tym się kończy. Nie wiem czy odważę się w ogóle nawet zapytać o ceny... jaki to wstyd - ja chyba sie do tego nie nadaję - ale z drugiej strony ludzie tak robią żeby się zabezpieczyć, nawet jeśli miałabym tego nie wykorzystać potem, to mając dowody przynajmniej w tej kwestii nie zrobi ze mnie winnej i nie wyprze się tego jak zawsze wszystkiego się wypierał i wszystko uchodziło mu na sucho - bo ja w ten poziom sie nie bawiłam i machałam ręką. Poza tym, przecież to on sie powinien wstydzić nie? Już nie mógł zaczekać do tego września, do rozwodu?
Co robić?
napisał/a: BOGINS 2009-07-03 10:51
Ale niby po co ci ten detektyw...? Przecież wiesz z kim, i wiesz że dzwonił. Chcesz mu wsadzić w gardło zdjęcia jak bzyka się z tą koleżanką? Może to i dobry pomysł... tylko na co ci te zdjęcia?
W praktyce wiesz że chce się rozwieść z tobą, wiesz że kogoś ma... po co się więc zadręczać pozycją w jakiej to robią :P???? Daj se spokój. Zresztą z twojego obszernego listu wprost wynika, że ty go też nie kochasz i w sumie zgadzasz się w praktyce na rozwód... co cię więc obchodzi kto mu robi laske... musisz skupić się na własnym życiu,a od męża egzekwować w przyszłości odpowiednie należności,
P.s. no chyba że go kochasz... ciekawi mnie czy jeszcze jest seks między wami, czy to tego potrzebujesz? ale tak szczerze - kochasz i chcesz seksu czy jak jest.
napisał/a: magdags 2009-07-03 11:45
pamietaj jedno skończ to jak najszybciej sama wiem po sobie gdy sie to ciagnie z dnia na dzien to pozniej zostaniesz sama wiem że może go kochasz ale jak to przerwiesz to on będzie miał do ciebie szacunek ja o swojego męża walczyłam jak lwica i tak mnie zostawił w ciąży z dwójką dzieci
napisał/a: Monicysko 2009-07-03 13:29
BOGINS napisal(a):Ale niby po co ci ten detektyw...? Przecież wiesz z kim, i wiesz że dzwonił. Chcesz mu wsadzić w gardło zdjęcia jak bzyka się z tą koleżanką? Może to i dobry pomysł... tylko na co ci te zdjęcia?

Na przykład żeby przy sprawie rozwodowej ustalić winę... Może on właśnie dlatego tak się boi, że wtedy zdecydujesz się na rozwód z orzeczeniem o jego winie? Myślę, że oprócz detektywa, warto tez skonsultować się z jakimś prawnikiem, żeby dowiedzieć się, jakie prawa Ci przysługują i czy na przykład mogłabys jakoś wywaliczyć też alimenty na siebie...
Nie śpiesz się z niczym, przemyśl wszystko taktycznie, bo on pewnie będzie próbował wziąć jak najwięcej z tego rozwodu.
napisał/a: kasiasze 2009-07-04 11:12
Ten wątek powinien być nie w "związkach" a własnie w poradach prawnych.
Ani słowa o miłości, wierności, czy właśnie kocha, nic o uczuciach.
Podejrzewam, że tych nie ma dawno. To zwykła gra czyje będzie na wierzchu.
napisał/a: Dariaa1 2009-07-06 00:53
BOGINS napisal(a):W praktyce wiesz że chce się rozwieść z tobą, wiesz że kogoś ma... po co się więc zadręczać pozycją w jakiej to robią :P ???? Daj se spokój. Zresztą z twojego obszernego listu wprost wynika, że ty go też nie kochasz i w sumie zgadzasz się w praktyce na rozwód... co cię więc obchodzi kto mu robi laske...
Nie obchodzi mnie z kim i w jakiej pozycji - obchodzi mnie "że" to ma miejsce. Nie mogę przeżyć tych jego klamstw i robienia ze mnie idiotki. Co byś zrobił gdybyś wiedział że żona cie zdradza kiedy jestes uziemiony z dzieckiem w domu, mowic ze wychodzi do pracy. I ty to wiesz czujesz i przeczytales jakiegoś smsa a ona ci robi wode z mozgu i bezczelnie sie wypiera - bez zadnej skruchy i przepraszam przykro mi tylko jeszcze jadac po tobie jak po łysej kobyle? Zarzucajac ci ze wszystko co robisz robisz zle i ze sie do niczego nie nadajesz. "Misiaczku" i "buziaczki" to mogą być slowa dobrej przyjaciółki w podziękowaniu za przysługę (wczoraj mi powiedzial ze on jej pomaga w jakis systemach w pracy)... i co? osoba taka jak ja niby wie ze tylko przyjazn to malo prawdopodobne ale nie majac dowodów się w tym wszystkim gubi...
Ja wiem - on miał zawsze taka taktyke - najlepsza obroną jest atak i on to wlasnie stosuje, ale ja jestem jakas slaba i nie mam sily juz myslec logicznie i odpierac te ataki.
Chce miec dowód, żeby dodał mi pewności siebie przy rozwodzie i żeby wkońcu wszyscy przestali mnie traktować jak przewrazliwiona wariatke i do tego idiotke po ktorej mozna jezdzic... a oprocz tego moze mi sie przyda w sadzie jak mu cos odbije i stwierdzi ze jednak bedzie walczył...

[ Dodano: 2009-07-06, 01:26 ]
Co do reszty "skupic sie na wlasnym zyciu" jest ciezko matce, która wciąż (!!!) jest z dzieckiem. Nie mam nawet chwili dla siebie. Jak mała śpi, ale wyjsc nie moge musze byc w domu. Mam nadzieje ze to sie zmieni jak przyjdzie przedszkole.
Seks... nie bylo go jakos wiele w naszym zwiazku bo nasze stosunki ogólne były czesto oschłe, dosc czesto sie klocilismy, nie mamy mozliwosci razem gdzies wyjsc (bez dziecka) i sie rozerwac - chociaz jak tak sobie mysle ze dla chcacego nic trudnego - musielibysmy to tylko wspolnie zorganizowac... ale obydwoje musielibysmy sie o to postarac, maz lubi na gotowe, jest leniwy - jak mu wspominalam ze za malo rozmawiamy i prawie nie mamy ze soba kontaktu - to odpowiadał, że nie chce mus sie gadac bo w pracy sie nagadał... jak na zarzuty ze nie inicjuje sama sexu odpowiadałam ze chcialabym troche romantyczności (przez małe r) wystarczy troche pogadac czy cos zebym czuła miedzy nami bliskosc, bo mi tego bardzo brakuje to mowil ze tyle po slubie i ma mi kwiatki przynosic i wino otwierac zeby sie moc ze mna przespac... i takie tam... - wiec zarys juz znasz... a takie podejscie przeciez jeszcze bardziej nas oddalało...
Poza tym jego alkohol... On od roku pije (nasza corka ma 2,5). Na poczatku jakos nie docieralo to do mnie ze to juz podchodzi pod niebezpieczne (ale nie zblizalo to nas ani fizycznie ani emocjonalnie - wybierał browary - potem wodke niz mnie. w domu przed kompem, czy przed TV czy jak juz poszlam spac. Budzil sie rano w tej samej pozycji w tych samych ciuchach potrafił isc do roboty (pracuje u siebie). Potem to juz w dzien, w pracy tez popijał/ w pewnym momencie zaczelam nienawidziec zapachu alkoholu a on do mnie ze nie inicjuję seksu...i jestem nienormalna i nikt ze mna nie wytrzymałby na dłużej... i każdy facet mnie wczesniej czy pozniej i tak zostawi... no blagam cie... Przed alkoholem miał chyba przez rok depresje i stany lekowe o swoje zycie i dziecka - przejawialo sie to m.in tym ze ze soba latal do lekarza non stop bo serce za mocno lub za slabo zabilo i że "bał sie" być z Małą sam bo cos sie jej moze stac... wiec ja uwiazana non stop. Owszem pomagał, ale tylko jak ja stałam w poblizu. Co mialam zrobic? Bylam zaje... robota i myslowkami co sie z nim dzieje i dlaczego i o co w ogole chodzi?! Bylam w szoku. Leczyl sie - bierze jakies leki. Troche przeszło, ale zaczal sie alkohol... Teraz sie zaszyl - poczul sie Bogiem, ale uciekł w pracę i ... nową lalkę, która o tym wszystkim nie wie i traktuje go jak Mistrza ktory jej pomaga w swoim interesie.

Chyba zle zrobilam ze nie wyskoczylam otwarcie z tym sms'em od razu jak go przeczytałam, tylko udałam ze go nie przeczytalam. ale co by to dało wyparłby sie i skasowal i tyle by bylo z tego.

Czy go kocham? Nie wiem. On jest taki skrajny... czasem potrafi byc taki kochany i mily i zamącić mi w głowie że wydaje mi sie ze ta cala sytuacja z Nia jest napewno jakims nieporozumieniem a potem zajrze w tel i polaczenie o 24:30 do niej.
No i jak Mała go kocha bardzo i jej mi szkoda.
I tak ostatnio 2 dni ze soba spalismy. Było miło :) ale nie jestem z nim dla seksu - absolutnie nie!
Natomiast dzis sie zdenerwowal tym co mu powiedzialam i dostal jakiegos szalu - zaczal mnie wyzywac przy swoich rodzicach i mowił ze i tak ze mna nie bedzie i we wrzesniu bedzie rozwod i powiedzial ze mi jeszcze pokaże bo go wkurzylam tym co powiedzialam... wyładował sie po czym miły - nie że do rany przyłóż ale "oficjalnie" miły - jakby sytuacji wcale nie było a awantura była niezla. Wiec mysle ze albo chce mnie wykonczyc psychicznie albo mydli mi oczy do rozwodu...
Czemu nie moze normalnie - rozwodzimy sie ok - jest tak i tak. robimy to i to. tak i tak. koniec i po sprawie. czemu tak kreci i mąci. O co mu chodzi?
napisał/a: polak55 2009-07-10 01:37
a ja wspolczuje takiej zony..i wcale sie nie dziwie ze Cie zdradza powinien sie bardziej rozkrecic.jezeli on wpadl w nerwice to przechodzil pieklo na ziemi po ktorym ty bys wymiekla po 2 dniach.ale zamiast wspierac meza (rozne dziwne mysli trafiaja czlowieka,byt rodziny swoje samopoczucie)to maz narzeka i sie zali hahah noz trzymajcie mnie takiej serdecznej pomocy w piekle bym potrzebowal przy braku akceptacji zrozumienia i zainteresowania to wkoncu ktos go obdarowal i dal sily tak jak tylko kobieta umie.a ty co zrobilas dla zwiazku?doprowadzalas go do gorszych stanow bo przeciez on tylko narzeka zamiast poczytac o chorobie pogadac z nim nic tylko mysli zeby sie rozwiesc to jak chcialas sie rozwiesc to czego sie bulwersujesz i tak wszytko jedno Ci powinno byc.zawsze znajdzie baba 100 wymowek ze sie nie zaja bla bla jak sie mial zajac jak go samego tragedia dosiegla?
wspolczuje i nie zycze nikomu takiej zony.
nie pozdrawiam
ps..niechcialo mu sie rozmawiac..maja kurde kobiety te wymowki..a nie przyszlo do glowy zeby go zmusic?no wiesz ale takie rzeczy mezczyzna nie bedzie sie zalil zonie bo go uzna za slabego ale tez potrzebowal pomocy a ty ciagle jeczalas..ze to ze tamto..no i mu wkoncu odpalilo i odreagowal;]wiec winy szukaj u Siebie bo o meza to trzeba dbac i meczyc czasami go 10h i zapewniac ze mu sie pomoze mezczyzna o DZIWO kobieto tez czasami potrzebuje pomocy.Zdziwiona?
wpisz w wyszukiwarke slowo nerwica i pierwsze lepsze forum poczytaj a wtedy pogadamy jaka Ty jestes biedna. Nie wiem. On jest taki skrajny-jakbys poczytala to bys wiedziala.na forum zdrada jakos umiesz wejsc.ehh brak mi slow.
napisał/a: Dariaa1 2009-07-11 00:21
nooo szczerze powiem, że nie spodziewałam się takiego postu. Widać są też ludzie którzy widzą moją historię inaczej.
A dla wyjasnienia: dzieki mnie skonczył szkołe i poszedl na studia - wspierałam go w tym i wciaz powtarzałam jaki jest wspaniały i że da radę - dał. Poszedł na studia - ja musialam przerwac bo dziecko - on nie - bo wzięłam obowiazki na siebie. Pracę dzieki mnie i moim zapewnieniom, że jest mądry i zdolny znalazł i potem dzieki swoim staraniom ale i moim wspieraniom piął się coraz wyżej i lepiej... teraz myślę, że wręcz przyzwyczaiłam go do tego że wciąż wszystko sie kręciło wokół niego. Rozpuściłam go. Wkońcu robił mi nawet awantury że jak zasnął w opakowaniu przed TV to go nie przykryłam kocykiem i przeze mnie zmarzł (!!!!) A co do rozmów starałam się, zmuszalam - bardziej nakłaniałam go do rozmowy - zaczynałam rozmowy np pytaniami/prosbami typu co u ciebie dzisiaj się wydarzyło, ale on to odbierał jako że jestem wścibska, co mu ciagle pytania zadaję, albo po prostu zbywał mnie krótką odpowiedzią.
Co do nerwicy i alkoholizmu to bardzo jestem zorientowana w temacie, nakłoniłam i byłam z nim razem u psychologa - dostał leki, które bierze, ale powiniem też chodzić na tzw spotkania z psychologiem i leczyć się niefarmakologicznie - tego nie robi a ja za niego tego przecież nie zrobie. Co do wspierania to on ujawnil mi swoje lęki, kiedy zmarła moja mama - wtedy mu się to nasiliło - jak stwierdził (ukrywał to wczesniej przede mną) a ja byłam tuż po porodzie z malutkim dzieckiem - wiec nie dosc ze dopiero urodziłam to zmarła mi mama i jeszcze On ujawnił chorobę - mimo to nie mialam czasu na uzalanie sie nad sobą - nikt mnie nie wspierał w tragedii i ciezkich chwilach - nie było na to miejsca a ja jeszcze chodziłam z nim i wspierałam jego.
Potem doszedł alkoholizm - też go wspierałam, przebaczałam i brałam na siebie wszystkie obowiązki, prosilam by sie leczył i że ja też będę razem z nim - odmówił, wolal sie zaszyć i udawać, że to tylko przejsciowy problem. Sama byłam na spotkaniu dla żon alkohilików, ale mam małe dziecko z ktorym mi nikt nie pomaga wiec nie mam jak na te spotkania chodzić - tym bardziej ze on nie chce chodzić.
Wiem, że już rozwodu nie dam rady uniknąc (nawet nie wiem czy chcę), bo sprawy zaszły za daleko - nie ze zdrada (bo robił to wczesniej - dowartosciowywal sie i wracał) tylko ze sprawami mdzy nami, ale zastanawiam sie co zrobić, żeby nie zostać z dzieckiem sama na lodzie. On jest typem wypierającym sie wszystkich złych rzeczy, które robi - nigdy nie przyzna sie ze cokolwiek zrobil nie tak. Będzie dążył do zwalenia winy na mnie. Ten typ tak ma... i tyle...
napisał/a: maleństwo_ 2009-07-11 00:54
Dariaa, dla niektórych ile byś nie robiła - zawsze będzie mało. Wg mnie nie masz sobie nic do zarzucenia. Z tego co piszesz miał w Tobie wsparcie i że tak powiem ugotowane, posprzątane. A niektórzy są tacy, że wymagają i wymagają, dasz palec, to wezmą całą rękę.

A co ja bym zrobiła na Twoim miejscu? Zaczęłabym wychodzić z Małą z domu, malować się, ubierać atrakcyjnie. Pokazać mu, że jesteś KOBIETĄ, a nie tylko kurą domową (nie obraź się za to, ale odbieram to, że mąż Cię tak traktuje). Cieszyć się życiem - córeczką, latem, słońcem! Może masz koleżanki z małymi dziećmi, wychodź z domu również z dzieckiem. Rozwód rozwodem, ale ta jego .... kiedyś i tak go pewnie zostawi i zatęskni za Tobą. Wtedy zobaczy wspaniałą, piękną kobietę, która dbała o niego i zawsze pomagała... Skoro już wiesz, ze rozwodu nie unikniesz, to spraw, żeby to on tego żałował, a nie Ty...

Pozdrawiam cieplutko :)
napisał/a: Dariaa1 2009-07-11 01:17
malenstwo Dziękuję za te słowa.
Wiesz - ja się maluję, dbam o siebie a z Malą wychodzę praktycznie ile tylko mogę (to żywe dziecko i szybko się nudzi :) ). Wciaz umawiam sie z koleżankami - mam samochód dzieki ktoremu moge jezdzić dalej niż place zabaw wokół domu. 3 ostatnie dni bylam na dzialce z kolezanka i jej Małą.
Inaczej musiałabym sama siedziec w domu, bo on wciaz w pracy - teraz tez (chyba...).
Zawsze pracowałam - na dość wysokim stanowisku - wyjazdy zagraniczne, targi, delegacje. Nie jestem nawet typem "kury". Owszem odkąd urodziła się Mała a ja mam wybór albo żłobek albo ja w domu - to wybrałam to drugie. Poświęcić 3 lata swojemu dziecku w 100% - jeśli jest taka możliwość - to chyba nie jest dużo...
Czasem myślę, że on się czepia mnie wlaśnie za to że nie jestem taką kurą tylko gotujaca, podawającą pod nos i siedzaca cicho i przyzwalającą na wszystko. aha i jeszcze wychwalającą pod niebiosa czegokolwiek by nie zrobił i
napisał/a: szprycha1 2009-07-11 01:37
maleństwo_ napisal(a):Dariaa, dla niektórych ile byś nie robiła - zawsze będzie mało. Wg mnie nie masz sobie nic do zarzucenia. Z tego co piszesz miał w Tobie wsparcie i że tak powiem ugotowane, posprzątane. A niektórzy są tacy, że wymagają i wymagają, dasz palec, to wezmą cala


Zgadzam sie w 100% znam takie przypadki jak Twoj i zawsze to kobiety ktore sie staraly i wspieraly byl zawsze oparciem dla swojego meza i byly bardzo dobre dla nich i tak wychodzily na te najgorsze. Bo nikt jakos nigdy nie zauwaza ze wlasnie to kobieta zajmuje sie dzieckiem i poswieca bardzo wiele dla tego zeby mezczyzna mogl pracowac czy studiowac czy jeszcze robic wiele innych rzeczy.
napisał/a: timon07 2009-07-11 11:30
Nie martw się aż tak, jak sobie poradzisz. Ja odeszłam od męża mając dwoje dzieci (2 i 3 lata) i nieźle sobie radzę. Już od 1994 jestem rozwiedziona, a od 10 lat mam nową rodzinę. Poradzisz sobie i wierz mi, że to dziecko, które tak kochasz, pozwoli Ci zwalczyć wszystkie trudności. Może na początku będzie Ci ciężko, ale nauczysz się: świetnej organizacji czasu, samodzielności w podejmowaniu decyzji, szybkiego rozwiązywania problemów, oszczędności i "organizacji finansowej" i całej masy innych rzeczy.
Jeśli chodzi o detektywa- ważne jest, z czyjej winy jest rozwód. Ta osoba, która jest winna rozpadowi związku, może być zmuszona płacić alimenty tej drugiej (czyli mąż Tobie). Nie muszą być one orzeczone od razu, ale po jakimś czasie- kiedy np. znajdziesz się w trudnej sytuacji materialnej. Postaraj się o to, bo z doświadczenia wiem, że panowie zwykle niechętnie płacą na dzieci i często mają problemy z terminową zapłatą.
Dziecko też na pewno czuje, że między wami nie jest dobrze, więc nie ma co odkładać rozwodu/ separacji na później.
Pozdrawiam i wierzę, że sobie poradzisz.