Mąż mnie zdradzał i oszukiwał

napisał/a: lawa79 2009-01-30 01:26
Witajcie. Długo się zastanawiałam, czy opisać moją historię, w Internecie szukałam do tej pory jedynie potrzebnych informacji, nie pomyślałam, że kiedyś będę Tu szukać pomocy, rady i ukojenia w samotności, którą czuję w sercu.

Z ojcem mojego dziecka (po prostu słowo „maż” nie może mi już przejść przez gardło i ..przez palce) znamy się 11 lat, 4 lata temu wzięliśmy ślub i 3 miesiące później dowiedziałam się, że człowiek, którego tak kochałam, którego nigdy nie okłamałam, któremu bezgranicznie ufałam prowadził przed ślubem podwójne życie. Okłamywał mnie przez rok. Byłam załamana, rozdarta, upodlona do granic ale… on zapewniał, że tylko mnie kocha, że zrozumiał, że na mnie czekał całe życie i nigdy więcej mnie nie zdradzi, bo wie, że wyrzuty sumienia nie dadzą mu żyć i ... wybaczyłam mu. Wybaczyłam, ale nie zapomniałam. Przez kolejne 4 lata naszego małżeństwa nigdy nie wypomniałam mu zdrady, nigdy!

2 lata temu urodziło nam się długo oczekiwane dziecko. Sielanka rodzinna nie trwała długo…Już, gdy byłam w 8 miesiącu ciąży On wychodził wieczorami, wracał po północy, nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na sms’y. Za każdym razem tłumaczył, że spotykał się z kolegami z pracy, bo jak się urodzi dziecko, to nie będzie miał czasu na kolegów. Wierzyłam mu wtedy, bo nie miałam dowodów, choć nie ufałam mu już. Każdej nocy, gdy go nie było, gdy nie odbierał telefonów, stałam w oknie i umierałam ze strachu, czy mu się nic nie stało. Boże, jaka ja byłam głupia! Aż mi za siebie wstyd. Ale On zawsze miał wytłumaczenie, zawsze jakieś kłamstwo. Tylko wtedy dla mnie najważniejsze było zdrowie dziecka, które miało niebawem przyjść na świat.

Gdy synek miał pół roczku usłyszałam od Niego, że nie dorósł do roli ojca, że przerasta go życie w rodzinie!!!! 30-sto letni facet, nie dorósł do roli ojca!!!! Co za brednie?! Już na studiach razem planowaliśmy rodzinę i dwójkę dzieci! Jego słowa bolą mnie do dzisiaj, nigdy ich nie zapomnę.
Początkowo pomagał mi przy Synku, ale z czasem każdą moją prośbę o pomoc odbierał jako atak na swoją osobę. Ciągle słyszałam „zaraz”, które nigdy nie nadchodziło. A przecież małe dziecko nie może czekać w nieskończoność. W końcu przestałam nawet prosić. On przez dwa lata był z dzieckiem tylko raz na dworze, dwa razy karmił go zupką – gdy sobie to wszystko uświadomiłam, to płakać mi się chce. Ja nawet po pracy, w pogodne dni, chodziłam z dzieckiem na spacery – prosiłam, byśmy chodzili Razem – odpowiadał, że Mu się nie chce. Co ja robiłam tyle czasu z tym człowiekiem, za co Go kochałam? Czy miłość jest aż tak ślepa? Z czasem przestał okazywać mi jakąkolwiek czułość, nie odwzajemniał mojego czułego gestu, przytulenia, pocałunku…zawsze mnie odtrącał, krzywił się – to było dla mnie upokarzające. Z czasem przestałam mu się „narzucać” z czułością. Cały czas prosiłam Go o rozmowę, błagałam Go, bo widziałam, że zaczyna się źle dziać. Ale On nie chciał rozmawiać, twierdził, że On nie potrafi być czuły, i tyle. (Ale przecież pokochałam Go za czułość, delikatność, poczucie humoru – wszystko to się gdzieś rozpłynęło…teraz wydaje mi się, że od momentu tej pierwszej zdrady) Czy przytulenie żony od czasu do czasu, jakieś miłe słowo, komplement, całus na przywitanie – to coś ponad siły dla przeciętnego faceta??? Z czasem i ja przestałam Mu mówić miłe słowa, przestałam Go chwalić, bo za co?? Za kąśliwe uwagi: że odkurzam dwa razy w tygodniu (wg Niego powinnam raz w miesiącu!), że piorę, że myję podłogi raz w tygodniu (też po co?) Przy malutkim dziecku sprzątanie jest na okrągło. Ale skąd to może wiedzieć człowiek, który nigdy nie miał w ręku odkurzacza... nie przepraszam… RAZ miał – tylko po to, żebym Mu nie mówiła, że NIGDY nie miał!!

Ale pół roku temu dowiedziałam się, że mój „mąż” mnie znowu zdradza.
O tej zdradzie dowiedziałam się szybko, bo po miesiącu jej trwania – miałam sygnały: późne… bardzo późne powroty z pracy, codzienne wyjścia wieczorem, jakieś zebrania, jakieś wyjazdy, których nigdy wcześniej nie było – miałam już doświadczenie jako zdradzana żona i szybko się domyśliłam. Choć ukrywał wszystko świetnie, kłamał do perfekcji – patrzył mi przy tym prosto w oczy. Ale pewnego dnia „wpadł” – miałam dowód, potem kolejne dowody. Zapewniał, że nic ich nie łączyło, tylko rozmawiali. Słuchając tych kłamstw zaciskałam zęby, żeby nie wyć z rozpaczy i bólu. Patrzyłam na to małe, kochane dziecko i zastanawiałam się: jak można go zostawić dla jakiejś…, która w dodatku nigdy nie chce mieć rodziny i która doskonale wiedziała, że wchodzi z butami w nasze małżeństwo i zabiera dziecku ojca. Obiecywał, że wszystko miedzy nimi skończone, ale nigdy nie usłyszałam od niego słowa „przepraszam”, nigdy nie powiedział, że tego żałuje i… nigdy nie powiedział, że mnie nadal kocha. Zdałam sobie sprawę, że przez 4 lata naszego małżeństwa On nigdy, za nic mnie nie przeprosił, nigdy tak spontanicznie, sam od siebie mnie nie przytulił, nie pocałował, nie objął - a ja tego tak bardzo potrzebowałam (mówiłam Mu, że potrzebuję choć odrobiny czułości, ale On nie odwzajemniał żadnego mojego czułego gestu). Nigdy nie chciał rozmawiać, nie dał nam żadnej szansy!! Dlaczego ze mną nie chciał rozmawiać, a z Nią „rozmawiali” niemal codziennie do północy? Tłumaczył, że On potrzebuje się zabawić, spotykać ze znajomymi. Ale wcześniej mi tego nie powiedział. Nie potrafił rozmawiać jak Go prosiłam o szczerą rozmowę? Dopiero jak mnie zdradził powiedział co Mu się nie podobało. Ale na moje wyjaśnienia, że ja byłam tak strasznie zmęczona, nie wyspana, że nie miałam siły na spotkania towarzyskie, to nie zareagował. A przecież tyle razy Go prosiłam, żeby chociaż raz, w którąś niedzielę, wstał rano do dziecka, żeby się nim rano zajął, bym mogła pospać tą godzinę dłużej – zgadzał się. A rano słyszałam: „nie wstanę...bo nie!” I koniec. Wstawałam ja.

Próbowałam Mu wybaczyć kolejny raz. Próbowałam Go zrozumieć, ale było mi bardzo ciężko. Zwłaszcza, że On nigdy nie zapewnił mnie o swej miłości, mówił tylko, że coś czuje, ale nie wie co. Minęły 2 miesiące, a między nami było coraz gorzej… Wyprowadził się do matki i… wtedy znowu się z Nią spotkał – nakryłam Ich przypadkiem. A następnego dnia, gdy „stęskniony tatuś” przyjechał po 2 tygodniach na pół godziny do synka, zapewniał mnie że już nigdy się z Nią nie spotkał, przysięgał nawet na życie naszego dziecka. Wykrzyczałam mu wtedy w twarz, że widziałam ich poprzedniego dnia, że jest wstrętnym oszustem, który zniszczył życie moje i naszego kochanego synka. Powiedziałam, że nikt mnie w życiu tak bardzo nie skrzywdził jak On.

Chciałam zacząć życie od początku – Razem, ale zrozumiałam, że nie można być z kimś „na siłę” albo ze strachu przed samotnością. Nie widziałam już w moim „mężu” swojego męża – czyli człowieka, któremu można ufać, którego kochałabym bezgranicznie – jak kiedyś. Aż któregoś dnia powiedział mi, że jest jeszcze młody, chce się w życiu „zabawić” i… odchodzi.

Teraz czuję się strasznie samotna, nie potrafię żyć sama. Wiem - mam synka, ale miłość do dziecka, to nie to samo co miłość partnerska. Tak bardzo brakuje mi wsparcia, przytulenia, zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, że nie jestem skończoną idiotką, że nie jestem śmieciem (bo ostatnio tak się właśnie czuję). Czasami wydaję mi się, że ja już nie zasługuję na szczęście... Żyję teraz tylko dla mojego dziecka, dla którego muszę być silna, które musi mieć we mnie wsparcie i czuć się bezpiecznie w moich ramionach… Tylko, czy ja też odnajdę kiedyś ramiona, w których będę czuła się bezpieczna i szczęśliwa?


Proszę, powiedzcie mi, czy ja zasługuję jeszcze na Miłość i szczęście? Czy spotkam Kogoś odpowiedzialnego, kto pokocha mnie i moje dziecko? Proszę, pomóżcie mi.. Jeśli ktoś chce może napisać: lawa79@o2.pl
napisał/a: ~gość 2009-01-30 06:23
Bardzo smutne. Szkoda że tacy kalecy emocjonalni chodzą po świecie.
Wpadłaś w uzależnienie od drania, to jest częste w takich związkach. Niestety on się tylko chciał pobawić w rodzinę, a jak zauważył że to nie jest takie wystrzałowe to wycofał się. Albo po prostu Był miły i czuły tylko przez okres zakochania ,a kiedy zobaczył jakie jest życie zaczął ciebie obwiniać a później dziecko o to że kradniecie mu jego cenną wolność, czas na imprezy i panienki.
Powoli niszczył cie psychicznie, przeciążał najróżniejszymi obowiązkami podczas gdy sam się świetnie bawił. Był zimny, mówił raniące słowa - wszystko po to żebyś się czuła nikim, żebyś się czuła nic nie warta. Wiesz, tak działają na ludzi egoiści, tworzą toksyczne środowisko i wdeptują cię w dół, żeby mieć tylko same zyski natomiast ty wpadasz w kompleksy ,zaczynasz się czuć nikim, na nic niezasługujesz. Samotność i poczucie pustki które teraz czujesz, potrzeba bliskości jest tego efektem ,chcesz aby ktoś powiedział że jesteś wartościowa że ktoś cię kocha, żeby ktoś zaprzeczyl tym wszystkim negatywnym myślom. Po prostu potrzebujesz miłości po przejściu przez tak toksyczny okres - rany są cały czas świeże.
Co do odpowiedzi na twoje ostatnie pytanie - na miłość nie trzeba zasługiwać, po prostu się przytrafia, rodzi się czasami w bólach, sprawia że nie chcesz zysków ,ale chcesz dawać i przyjmować. Zajmij się na razie sobą, po takich przeżyciach i tak ciężko byłoby ci wybudować nowy związek. Z czasem znajdziesz kogoś kto będzie dla ciebie ukochanym i ojcem dla twojego synka. Wystarczy że w to uwierzysz, chociaż uwierzyć to zawsze najtrudniejsze.
Mam nadzieję że na eks-męża nałożyłaś już alimenty za dziecko i za siebie? ; > nie ułatwiaj mu zabawiania się, z pieniedzmi jakoś on sobie poradzi.
napisał/a: zuzia76 2009-01-30 10:11
Bardzo mi przykro, że jesteś w takiej sytuacji. To straszne, że człowiek, którego uważałaś za kogoś wartościowego, pokazał swoją prawdziwą twarz, niedojrzałego gówniarza. Z tego co piszesz, wynika, że jesteś dobrym człowiekiem, nie możesz sobie nic zarzucić, pamiętaj o tym. To on skrzywdził Ciebie i dziecko. Dla mnie jest niepojęte, jak ojciec może nie chcieć zajmować się własnym dzieckiem, zdradza.... - naprawdę, to lepiej, że odszedł. Czy wiedząc jaki jest, chciałabyć dalej z nim być?

A co do pytania, czy znajdziesz wartościowego człowieka, swoją nową miłość - na pewno Osobiście znam 2 przypadki, kiedy kobiety z małymi dziećmi po rozwodzie znalazły nowych partnerów. Daj sobie tylko czas, żeby dojść do siebie, dbaj o siebie, pozwól, żeby rodzina i przyjaciele Ci pomogli. Trzymam za Ciebie kciuki
napisał/a: jaca38gda 2009-01-30 10:28
Lawa dasz radę, większość z nas na tym forum przez to przeszło. Ja też zwijałem się z bólu i myślałem, że nic się nie da zrobić. Chudlem, nie spałem i zwijałem się z bólu, a jednak czas robi swoje i leczy rany, choć minęło już trochę czasu i miewam senne koszmary to już nie jest źle.
Stałem się silniejszy... Jesteś młodą i wspaniałą kobietą (bo nie zdradzałaś - jesteś wielka!). Nie martw się tym czy kogoś znajdziesz, martw się kruszynką to jest Twoje największe szczęście. Dzieci tak mi pomogły w doprowadzeniu siebie do stanu "używalności" jak nikt inny, bo to jest miłość, a to jest najważniejsze uczucie na świecie.
Nie wiem jak wyglądasz, ani nic poza tym co napisałaś, ale dla mnie jesteś piękna wewnętrznie bo jesteś uczciwa!
napisał/a: Kinia 2009-01-30 10:45
lawa79, myślę, że jakoś powoli ułożysz sobie życie, a to jak on cię potraktował, to naprawdę w głowie się nie mieści.
Zastanawiam się w ogóle po co on się żenił z Tobą?
napisał/a: Stranger 2009-01-30 13:48
lawa79 napisal(a):
Proszę, powiedzcie mi, czy ja zasługuję jeszcze na Miłość i szczęście? Czy spotkam Kogoś odpowiedzialnego, kto pokocha mnie i moje dziecko? Proszę, pomóżcie mi.. Jeśli ktoś chce może napisać: lawa79@o2.pl

Retoryczność tego pytania zwalę na Twoje fatalne samopoczucie i sytuację, w jakiej się znalazłaś.
O tym czy jeszcze kiedyś ktoś pokocha Ciebie i Twoje dziecko w dużej mierze decydujesz Ty. Dlaczego? Ano dlatego, że osoby skrzywdzone tak jak Ty często świadomie izolują się od towarzystwa i innych ludzi w abstrakcyjnym przekonaniu o konieczności cierpienia w samotności. Jeśli jednak otworzysz się na ludzi i nowe związki, to jestem pewien, że kogoś poznasz. Jesteś młodą dziewczyną, a małe dziecko i nieudane małżeństwo w aktach nie są już takim odstraszaczem jak kiedyś.

pzd
napisał/a: sorrow 2009-01-30 15:24
lawa79 napisal(a):Tak bardzo brakuje mi wsparcia, przytulenia, zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, że nie jestem skończoną idiotką, że nie jestem śmieciem

Tego nie miałaś już od lat. Jeśli zostawisz teraz tego nieczułego człowieka, to prawie nie odczujesz różnicy. Prawie, bo odczujesz drobną ulgę, że nie musisz już się zamartwiać gdzie i z kim jest, że nie musisz na niego patrzeć w domu. Twój mąż oprócz obdarowanie cię dzieckiem nie dotrzymał żadnego z punktów umowy małżeńskiej, którą zawarliście. Czy ty zasługujesz na coś lepszego? Nie lubię tego określenia "zasłużyć". Z całą pewnością jednak powinnaś sprawdzić czy jest ktoś obok ciebie, albo dopiero się pojawi, kto wie co to prawdziwe i mądre uczucie. To, że masz dziecko w niczym nie przeszkadza. Wiesz ilu mężczyzn chciałoby mieć tak kochającą matkę za żonę? Wiem, że to na pierwszy rzut oka nie ma znaczenia, ale takie wspaniałe cechy charakteru jakie posiadasz przyciągają mężczyzn... i to tych właściwych :). Mnóstwo dobrego jeszcze przed wami... przed tobą i dzieckiem. A ten człowiek, który stanął na waszej drodze przez przypadek niech uszczupli swoją kieszeń o alimenty, bo chyba tylko na to go stać.
napisał/a: lawa79 2009-01-31 10:40
Witajcie. Dziękuję Wam wszystkim. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jaką siłę maja takie dobre słowa? Daliście mi nadzieję, że w moim życiu nie jest jeszcze wszystko stracone, Że muszę się podnieść, że muszę zacząć prawdziwie żyć … dla siebie i synka. Uświadomiłam sobie, że to nie moja wina. Ja cały czas „żebrałam” o miłość człowieka, który nie umiał kochać, który potrafił tylko brać – nie dziękując za nic. Usłyszałam od Was więcej miłych słów, niż od swojego „mąża” kiedykolwiek. Nie potrafię Go nienawidzić (nie znam tego uczucia), ale wiem teraz, że nie tak powinno wyglądać małżeństwo i że to Jego „miłość” była chora – nie moja. Swoja obojętnością - „zdeptał” mnie, zdradami -poniżył do granic i jeszcze obarczał winą za wszystko… to trwało miesiące… dlatego tak trudno mi teraz zacząć wierzyć w siebie i przestać myśleć o sobie w kategoriach „rzecz”. Pewnie popłynie jeszcze wiele łez, ale uda mi się!!!!
A wiara w to, że spotkam prawdziwą Miłość i kochającego ojca dla mojego synka dodaje mi sił.
napisał/a: gr76 2009-02-01 09:27
Długo już czytam to forum, ale po Twoim poście musiałem się zarejestrować, żeby napisać, co o tym myślę.

Oczywiście, że zasługujesz na miłość, jak i Twoje dziecko! Jesteś wspaniałą kobietą! O takiej żonie marzy każdy normalny facet.
Bardzo Ci współczuję, bo taki długo trwający romans to najgorszy rodzaj zdrady.
Choć teraz wydaje Ci się, że Twoja sytuacja jest beznadziejna, to życie jednak pokazuje, że czas leczy rany i wszystko jakoś się układa. Kobieta, która ma dobrze poukładane w głowie na pewno znajdzie sobie kogoś, kto ją pokocha i dziecko nie będzie w tym przeszkodą.
Znam 2 podobne przypadki z mojego otoczenia i te kobiety nie miały problemów ze znalezieniem nowego partnera. Głowa do góry!

Dobrze, że dzielisz się swoją historią. Z własnego doświadczenia wiem, że opowiadanie innym o swoich problemach bardzo pomaga. W moim przypadku słuchaczami byli przyjaciele, którzy dali mi wiarę w siebie. Dali wiarę w to, że nie jestem "śmieciem", jak to ujęłaś. Wtedy poznałem wartość prawdziwej przyjaźni. Jeżeli masz zaufanych przyjaciół, to spróbuj się teraz oprzeć na nich lub na rodzinie. Oni na pewno wysłuchają Cię, a już samo to bardzo pomaga. Przyjaciele mogą też pomóc w znalezieniu kogoś właściwego na rolę męża i ojca ;), ale z tym lepiej poczekać.
napisał/a: lusterko 2009-02-01 18:17
Zgadzam się w pełni z gr76. Jeśli znosiłaś to wszystko i do tego nie czułaś nienawiści to oznacza że jesteś wspaniałą, wrażliwą, ciepłą kobietą. Piszesz że nie ptrafisz żyć sama. Właściwie to żyłaś sama od dłuższego czasu. I do tego jeszcze miałaś na głowie bezużytecznego pasożyta. Musisz spojrzeć inaczej na siebie. Sama siebie pokochać, odzyskać poczucie własnej wartości. To może być długi i niełatwy proces ale uwierz mi, że bardzo tego potrzebujesz. Bo tylko jeżeli będziesz pewna własnej wartości to masz szansę znaleźć człowieka, który pokocha Cię za to że jesteś i nie będziesz musiała zasługiwać na miłość ani się o nią prosić. Tacy faceci istnieją!!!
Sama jestem w podobnej sytuacji. To się stało 2 tygodnie temu. Już postanowiłam że zajmę się sobą, uwolnię się stopniowo, od wszystkich obciążeń siedzącychw mojej głowie.
A że zostałam sama? Lubię swoje towarzystwo. Jestem fajna.
Zanim się kiedyś z kimś zwiążę chcę mieć pewność, że nie robię tego ze strachu przed samotnością, tylko dlatego że naprawdę chcę być z tym kimś.
Inaczej groziłoby mi wpakowanie się bagno.
Wierzę głęboko, że odnajdziesz w sobie siłę i na nowo znajdziesz radość życia a potem wszystko potoczy się samo i spotkasz prawdziwe szczęście.
napisał/a: ~gość 2009-04-02 12:15
Witam!
Ja też jestem kobietą zdradzaną przez męża. Jesteśmy po slubie prawie 5 lat (2004rok). W 2006 roku mój mąż znalazł sobie kochankę - rozwódkę z dwojgiem dzieci. Spotykali się, wyjeżdżali razem na weekendy, urlopy... Jak zaczełam coś podejrzewać to wyprowadziłam się od niego do rodziców. Trwało to około roku. Pewnego dnia postanowilismy spróbować na nowo, zacząć życie tak jakby tego nie było... Ale niestety ja o tym pamiętać będę zawsze. No cóż zamieszkaliśmy razem, zaszłam w ciążę i przez jakiś czas bylismy w miarę dobrym małżeństwem. Urodził się syn - teraz ma prawie 9 miesięcy, a mój mąż na nowo zaczął szukać sobie kobiety... W tym bardzo pomógł mu czat na wp.pl. Znalazł - kobietę z Koszalina, rozwódkę z dziećmi... Chociaż jak ja mu powiedziałam że wiem o niej to powiedział, że głupia jestem, że on nikogo nie ma... A telefon aż grzał się od sms-ów i rozmów... Potrafi w ciągu jednego miesiąca do niej wysłać 1300 sms-ów... Na spacer z dzieckiem nie wyjdzie, ale sam jak najbardziej... Powiedziałam mu, ze nie chcę już z nim być... ale ma na mnie haka. Tzn. za jego część spadku po rodzicach kupiliśmy auto, które ja użytkuję i on wiecznie wykrzykuje mi że mam mu oddać kasę i on wtedy się wyprowadzi. Z jednej strony oddałabym mu ją juz dzisiaj (wzięłabym kredyt), ale z drugiej strony nie zrobię tego bo on jest współwłaścicielem i nie chcę mieć problemów ze sprzedażą. A nie mogę sprzedać auta w tej chwili bo mamy jeszcze kilka rat do spłacenia... I kółko się zamyka... do stycznia muszę czekać aż ono zostanie spłacone. I tak trwam w tym fikcyjnym związku...
Wiem, że jak się z nim rozejdę to będzie mi lepiej. Nikt nie będzie wyzywał i oszukiwał. I pewnie kiedyś spotkam człowieka, któremu zaufam i pokocham. Bo narazie kocham tylko swojego syna...
napisał/a: sorrow 2009-04-02 14:14
Nie powinnaś dawać mu żadnych pieniędzy. Samochód jest waszym dobrem wspólnym dopóki jesteście małżeństwem. To, że mu dasz jakieś pieniądze wogóle tego nie zmieni. Dopiero na rozwodzie możecie podzielić majątek między siebie. Dostając pieniądze ze spadku mogło się zdarzyć, że jego rodzice zaznaczyli, że pieniądze są tylko jego własnością. W takiej sytuacji do tych pieniędzy prawa nie miałaś. To jednak, że on je wydał na samochód to jego sprawa... samochód jest wasz. Jeśli mu jakieś pieniądze dasz to po prostu je stracisz.