Miłóść, zdrada, poczucie winy.

napisał/a: tanya22 2011-08-31 23:00
Michała poznałam na czacie, ja tu siedziałam z nudów, on także, niby nic ale rozmowa przekierowała się na życie osobiste. Wymiana zdjęć. Ja wtedy byłam już wolna, rozstałam się jakiś czas przedtem z facetem, a on hmm żonaty, dwoje dzieci. Mówił, że nie układa im się... Wymieniliśmy się gg, pisaliśmy codziennie po parę godzin. Aż w końcu zaproponował spotkanie. Na samym początku miałam obawy, ale doszłam do wniosku, że co mi szkodzi.
Pierwsze, drugie, trzecie spotkanie, wspólne wyjazdy. Mogliśmy gadać o wszystkim, wspólne zainteresowania, pasje. Słowa "kocham Cie" skierowane w moja stronę. Dobrze to trwało ponad rok. Michał bym super, czuły, opiekuńczy, niczego nie żądał, zawsze czekał na mój ruch, i to że poszłam z nim do łózka to bym mój pomysł. Wtedy nie sądziłam, że będę chciała czegoś więcej. Aż pewnego dnia doszłam do wniosku, że czegoś mi brakuje, że nigdy nie będziemy szli ulicą trzymając się za ręce, wchodzić i wychodzić z kina razem, że nigdy z nim nie stanę na ślubnym kobiercu, że nie poznam jego rodziców, siostry. Tylko te skradzione, wydarte chwile.
Wieczorem na spotkaniu powiedziałam, że chce się rozstać. Mówił, że jestem dla niego wszystkim, że mnie kocha, szczerze ja też kochałam. Pierwsza nasza kłótnia... Wtedy wykrzyczałam mu prosto w twarz, że nigdy tak naprawdę nie będzie mój... Że to nie ja go witam jak wraca z pracy, że nie założymy rodziny. Popłynęły mi łzy, nie myślałam, że będzie mi tak ciężko. Wtedy mnie tak mocno przytulił, szepnął do ucha, że nie pozwoli mi odejść, że jestem dla niego wszystkim, że żona dla niego nic już nie znaczy, że zależy mu wyłącznie na mnie. Zaczęliśmy się całować, po wspólnie spędzonej nocy, rano szepnął mi do ucha, że chce być ze mną, że się z nią rozwiedzie. Ale szczerze powiedziane w tym wszystkim chodziło wyłącznie o to, ze źle się czułam w stosunku nie do jego żony, tylko do jego dwóch synów, którym kradłam ojca...
Na następny dzień spotkałam się z koleżanką, musiałam się komuś wygadać, powiedziała mi żebyś od niego odeszła bo i tak na ta chwile nie mogę liczyć na nic więcej, żebym pozwoliła mu udowodnić czy naprawdę mnie kocha czy gada o rozwodzie by zamydlić mi oczy. Zerwałam, na samym początku było ciężko, rozum podpowiadał mi, żebym odeszła a serce mówiło co innego. Wygrał rozum. Odeszłam...
Wyjechałam do rodziców na jakiś czas, wyłączyłam tel. Chciałam zapomnieć, ale w głębi duszy nadal łudziłam się, że jakoś się spotkamy. Po dwóch tygodniach postanowiłam wrócić do życia...
W skrzynce zobaczyłam list od niego, prosił o spotkanie. Zignorowałam. Parę dni później zobaczyłam go z kwiatami jak stoi w mych drzwiach...
Rozmawialiśmy przez cala noc. Mówił, że powiedział żonie, że między nimi już nic nie będzie, i że chce rozwodu. Wyprowadził się od niej i zamieszkaliśmy razem. Po półtora miesiąca odbyła się sprawa o rozwód. Wtedy widziałam ją po raz pierwszy, była taka wyniosła, zimna... Do dziś czuję jej, i jej matki wzrok na sobie.
Od rozwodu minęło już pół roku. Dzieci widzi co weekend, zabieramy je do siebie. Nie przepadały za mną na samym początku, ale teraz jest już lepiej. A my co, zaręczyliśmy się i planujemy ślub.
Nie powiem, że nie miałam wyrzutów sumienia, że to przeze mnie rozpadła się tamta rodzina, ale walczyłam z tym uczuciem. Ale dziś uważam, że też miałam prawo do szczęścia... Tylko nie wiem, czy chciałabym być na jej miejscu, patrzeć jak mój ukochany nie wraca o czasie do domu, jak dostaje sms'ki w trakcie których widzę uśmiech na jego twarzy, jak w czasie seksu czuję, że jest nieobecny myslami, jak nie dotyka mnie już jak kiedyś...
napisał/a: ~gość 2011-09-01 05:33
I coz Ci mozna napisac...Potepiac Cie...?Roztaczac przed Toba wizje jakiejs strasznej kary, ktora los na ciebie zesle, bo przyczynilas sie do zerwania "swietego wezla malzenskiego"...?
Co to zmieni w waszej obecnej sytuacji?Nic.Wdalas sie w romans z zonatym, dzieciatym facetem, ktory zakonczyl sie rozwodem...Zona stracila meza, dzieci stracily ojca.Pytanie, na ile bylas przyczyna, a na ile tylko katalizatorem takiego rozwoju zdarzen i finalu, ktory to wszystko uwienczyl...
Z jednej strony mozesz to sobie tlumaczyc, ze jesli nie Ty, to inna, a co mialoby sie stac z tamta rodzina i tak by sie stalo...Kto szuka, a Twoj partner szukal, ten znajdzie...Jak nie tu to gdzie indziej.Z drugiej strony wiesz, ze to wszystko czego bylas i jestes udzialem bylo i jest, mowiac bardzo oglednie, nie w porzadku, jest to szczescie zbudowane na nieszczesciu innych osob, usmiech okupiony lzami kogos innego, a wiec na fundamencie powszechnie uwazanym za moralnie naganny i potepianym jak swiat dlugi i szeroki.Szczescie, ktore tak naprawde nigdy nie pozwoli Ci na 100%-owe bycie szczesliwa...
Stawiasz i wyobrazasz siebie na miejscu bylej zony Twojego partnera, starasz sie poczuc to co ona czula, jakie i jak intensywnie przezywala wtedy emocje, o czym wtedy myslala, czujesz sie z pewnoscia jak wlasciciel mieszkania, ktory wszedl w jego posiadanie w sposob niegodny, przylozywszy uprzednio w znaczacy sposob reke do eksmisji poprzedniego lokatora...Przez co czuje sie teraz bardziej jak intruz i hochsztapler niz pelnoprawny lokator...Czyli czuje sie tak jak czuc sie powinien, co jest dla niego zaskoczeniem.Nie tak to sobie wyobrazal...
Co sie stalo to sie nie odstanie, wiedzialas ze jestes w zwiazku, ktory od poczatku byl naznaczony pietnem, obawiam sie ze jeszcze bardzo dlugo bedziesz czula smak dziegciu w tej beczce wypelnionej poki co po brzegi miodem, no ale to juz nie czas na rozterki, rozpamietywanie i obwinianie sie, ktore niczego juz nie zmieni.Poza tym, ze moze spowodowac, ze wasz zwiazek rozsypie sie jak domek z kart.Pielegnowanie w sobie poczucia winy, podsycanie negatywnych emocji, niekonczacy sie "zal za grzechy" i wyrzuty sumienia doprowadza bardzo szybko do tego, ze znajdziesz winnego tego stanu rzeczy na ktorego zechcesz przerzucic caly ciezar jako tego, ktory go na Ciebie sprowadzil-bedzie nim "wspolnik" w popelnieniu "przestepstwa" czyli Twoj partner.On najprawdopodobniej rowniez nietego obecnie sie czuje i pomimo, ze na zewnatrz stara sie nadrabiac mina, tak naprawde tez spostrzegl, ze nie tak to do konca mialo byc...I zapewne tez niejednokrotnie lezka w oku mu sie zakreci gdy pomysli np. o dzieciach i o tym co swym odejsciem od rodziny im zafundowal...
On rowniez poczulby sie nieco lepiej gdyby znalazl kogos, kto choc czesciowo zawinil temu, ze dzieci widuje nie codzien, a w wyznaczone dni i godziny...Jak myslisz-kto najlepiej pasuje do tej roli?No wlasnie...
Jestes niestety w zwiazku o podwyzszonym ryzyku i musisz miec tego swiadomosc.
Jesli chodzi o poczucie winy i wszystkie te niezbyt budujace emocje, to oczywiscie czas bedzie pracowal na Twoja korzysc...
napisał/a: MałaZ 2011-09-01 08:56
Nie mam nic do dodania po moim poprzedniku. Mądre słowa Mariusz
napisał/a: ~gość 2011-09-02 17:01
22tanya, Zapamiętaj sobie, że carma to dziwka... to wszystko do ciebie i twojego kochasia wróci i być może was zniszczy.

Poza tym zapamiętaj sobie, że on za jakiś czas może wejdzie na czat w poszukiwaniu nowego obiektu westchnień, bo między wami sie wypali. Zapamiętaj też, że z tamtą kobietą łączą go dzieci.
napisał/a: Afazja 2011-09-03 16:04
22tanya napisal(a): Ale dziś uważam, że też miałam prawo do szczęścia...

Tak miałas prawo do szczęścia. Podobnie jak tamta kobieta i jej dzieci.
Ty swoim prawem do szczęscia odebrałaś szczęscie trzem osobą. Tak - ty miałaś prwao do szczęścia
A facet - już raz się rozwiół. A przecież pierwszy raz najtrudniej dać sobie prawo do szczęścia kosztem innych. Potem już idzie łatwiej.

Ja mam potrzebę postrzegania świata jako sprawiedliwy, stąd wierzę, ze kiedyś ty poczujesz jak to jest kiedy twoje szczęście posłużyło komuś innemu jako budulec jago szczęścia.

Ja takimi kobietami jak ty gardzę. Facetami takimi też.
napisał/a: Lupus 2011-09-03 16:33
Afazja napisal(a):Ty swoim prawem do szczęscia odebrałaś szczęscie trzem osobą. Tak - ty miałaś prwao do szczęścia

Czyli ten facet był, Twoim zdaniem, niewolnikiem szczęścia swej byłej żony, miał przy niej trwać na przekór sobie?
Każdy jest kowalem własnego losu i własnego szczęścia. Od żony się nie odchodzi ot tak sobie, widocznie coś w ich związku już leżało.

napisal(a):A facet - już raz się rozwiół. A przecież pierwszy raz najtrudniej dać sobie prawo do szczęścia kosztem innych. Potem już idzie łatwiej.

Gadanie i tyle.

napisal(a):Ja takimi kobietami jak ty gardzę. Facetami takimi też.

Nie znasz ludzi, a gardzisz? Niezbyt to mądre.
napisał/a: Veriolla 2011-09-03 17:15
Afazja, Zgadzam się w Twoją wypowiedzią w 100%. Tak to już w życiu jest, że zarówno zło jak i dobro, które wychodzi od nas, wraca do nas z podwójną siłą. Mam nadzieję, że tak będzie też tym razem.
napisał/a: ~gość 2011-09-03 17:40
Lupus napisal(a):Twoim zdaniem, niewolnikiem szczęścia swej byłej żony, miał przy niej trwać na przekór sobie?

Miał wszystko ponaprawiać, wyjść z kryzysu, pokonać rutynę i przywrócić rodzinę na właściwy tor. Przysięgał przed nią, że będzie jej wierny i jej nie opuści aż do śmierci, więc musiała być w jego życiu kimś naprawdę ważnym chyba, że ożenił się bo juz nie miał wyboru( ), albo była taka moda wśród znajomych.
Zamiast tego wyrwał dupę z czatu i buduje jakieś urojone gniazdko... daje sobie uciąć palec lub coś cennego, że ta 22tanya, jest dużo młodsza niż jego żona.

Lupus napisal(a):Każdy jest kowalem własnego losu i własnego szczęścia.

Mówiąc słowa: "nie opuszczę cię aż do śmierci" lub słysząc: "jestem w ciąży, będziesz ojcem". Przestajemy być kowalami własnego życia teraz jest jeszcze ktoś kto jest być może nawet ważniejszy niż my.
Lupus napisal(a):

Cytat:



Ja takimi kobietami jak ty gardzę. Facetami takimi też.


Nie znasz ludzi, a gardzisz? Niezbyt to mądre.

A według mnie bardziej mądre i ludzkie niz zostawianie żony z dzieckiem, dla miłości z naszej klasy, facebooku czy gdzie tam się teraz młódki wyrywa.
napisał/a: Afazja 2011-09-03 19:35
Lupus napisal(a):
Afazja napisal(a):Ty swoim prawem do szczęscia odebrałaś szczęscie trzem osobą. Tak - ty miałaś prawo do szczęścia

Czyli ten facet był, Twoim zdaniem, niewolnikiem szczęścia swej byłej żony, miał przy niej trwać na przekór sobie?


Eastwood napisal(a):Miał wszystko ponaprawiać, wyjść z kryzysu, pokonać rutynę i przywrócić rodzinę na właściwy tor. Przysięgał przed nią, że będzie jej wierny i jej nie opuści aż do śmierci, więc musiała być w jego życiu kimś naprawdę ważnym chyba, że ożenił się bo juz nie miał wyboru( ), albo była taka moda wśród znajomych.


I tu się z Estwoodem zgadzam w całej rozciągłości
Facet nie był niewolnikiem swojej zony. w naszym kraju związki małzeńskie zawiera się świadomie i dobrowolnie.
I tak - moim zdaniem powinien przy niej trwać i przy dzieciach. Tak jak obiecywał na dobre i na złe. Małżeństwo to nie tylko chemia. To też zobowiązanie, poczucie odpowiedzialności, wierności danemu słowu.


Lupus napisal(a):
napisal(a):Ja takimi kobietami jak ty gardzę. Facetami takimi też.

Nie znasz ludzi, a gardzisz? Niezbyt to mądre.

Masz racje ludzi nie znam. Znam ich czyny, wybory, podejmowane decyzje. I z punktu widzenia moich zasad takimi ludzmi pogardzam, choć rzeczywiście nie znam wszystkich którzy postępuja w taki sposób.


Eastwood napisal(a):Mówiąc słowa: "nie opuszczę cię aż do śmierci" lub słysząc: "jestem w ciąży, będziesz ojcem". Przestajemy być kowalami własnego życia teraz jest jeszcze ktoś kto jest być może nawet ważniejszy niż my.


Estwood - jesteś ideałem męskości i ogromnym skarbem dla swojej dziewczyny. Powinieneś założyć szkołę dla dupków jak opisywany przez autorkę. Wówczas mielibyśmy więcej mężczyzn na świecie.
napisał/a: Lupus 2011-09-03 20:32
Eastwood napisal(a):Miał wszystko ponaprawiać, wyjść z kryzysu, pokonać rutynę i przywrócić rodzinę na właściwy tor.

Nie z każdym się da naprawić, a nie wiesz jaka tam była sytuacja.

napisal(a):Przysięgał przed nią, że będzie jej wierny i jej nie opuści aż do śmierci, więc musiała być w jego życiu kimś naprawdę ważnym chyba, że ożenił się bo juz nie miał wyboru( ), albo była taka moda wśród znajomych.

(to tyczy się też wypowiedzi Afazji) związek małżeński zazwyczaj zawiera 20 kilku latek. Po 10, 20, czy 30 latach już tego człowieka nie ma. Jest ktoś zupełnie inny. I tej kobiety którą brał za zonę przed laty też juz nie ma - też jest ktoś zupełnie inny. Twierdzenie, że przysięga 20 latka ma determinować cale jego życie i jeśli to życie (związek) jest nieudane ma cierpieć, jest dla mnie śmieszne.

napisal(a):Zamiast tego wyrwał dupę z czatu i buduje jakieś urojone gniazdko... daje sobie uciąć palec lub coś cennego, że ta 22tanya, jest dużo młodsza niż jego żona.

Pisanie per "dupa z czatu" nie świadczy o autorce wątku - świadczy o tobie, o twojej kulturze, o twjej ciasnocie umysłowej.

napisal(a):A według mnie bardziej mądre i ludzkie niz zostawianie żony z dzieckiem, dla miłości z naszej klasy, facebooku czy gdzie tam się teraz młódki wyrywa.

Jest w tobie tyle jad i nienawiści, że aż się reagować na to nie chce. Wszystko można napisać tak, że brzmi normalnie i można napisac tak, że człowiek czytając myśli: Kurna jaki frustrat ten jad wyprodukował.
napisał/a: errr 2011-09-03 21:25
Lupus napisal(a):związek małżeński zazwyczaj zawiera 20 kilku latek. Po 10, 20, czy 30 latach już tego człowieka nie ma. Jest ktoś zupełnie inny. I tej kobiety którą brał za zonę przed laty też juz nie ma - też jest ktoś zupełnie inny.
Po tych 10, 20 czy 30tu latach jest już mąż którego czynnie kreowała żona, żona która zmieniała się pod wpływem męża. Po tych 30 latach mąż ma taką żonę na jaką sobie zapracował i odwrotnie.
Jeśli po tych 20 latach pewnego ranka mąż popatrzy na żonę i pomyśli, że nie z nią się żenił, że obok niego zasypia obca kobieta to będzie też jego wina! bo to on dopuścił do tego by żona stała się obca.
22tanya, myślisz, że on będzie Ci wierny?
napisał/a: Lupus 2011-09-03 22:18
errr napisal(a):Jeśli po tych 20 latach pewnego ranka mąż popatrzy na żonę i pomyśli, że nie z nią się żenił, że obok niego zasypia obca kobieta to będzie też jego wina! bo to on dopuścił do tego by żona stała się obca.

Tylko jego wina, tak? Kobieta jest istotą tak dalece pozbawioną znaczenia, że na nic wpływu nie ma? Moim zdaniem, to obraźliwe wobec kobiet...