Moja miłość- moje przekleństwo

napisał/a: wegan 2012-11-13 11:49
Jak opisać żal do siebie, nie mam komu opowiedzieć a tak trudno sobie samej poradzić, może to mi pomoże, może coś uporządkuje w mojej głowie.
Na początek coś o sobie. Jestem mężatką z długoletnim stażem. Mówią, że bardzo atrakcyjną kobieta. Prowadzę od lat własną niewielka firmę, zmagam się z wieloma trudnościami, jest mi trudno bo jak mówi stare mądre przysłowie jak masz miękkie serce to musisz mieć twardą d..ę. Spotkałam się z wielką nieuczciwością ludzką, ciężko było przetrwać to że ludzie których uważałam za kolegów okazali się szujami ale cóż życie to obcy ludzie i tu strzał w plecy od męża ( nie pierwszy w życiu) zostawił mnie z problemem samą twierdząc, że problem jest mój. Dwa lata odbijałam się od dna praca po 12 godzin dziecko widziałam rano jak odprowadzałam do przedszkola. Mąż może i czuł się zaniedbywany ale jednocześnie całą odpowiedzialność finansowa za dom moja firmę i jego zwalił na mnie. Prosiłam pomóż nie daje rady ani finansowo ani fizycznie ani psychicznie, usłyszałam nie rozumiem jak możesz nie dać rady. Owszem on pracuje ciężko ale finansowo kicha. ( albo udaje nie wiem) Stosował na mnie terror psychiczny. Byłam wyjechała psychicznie i fizycznie, zdołowana jako kobieta, sex raz w miesiącu a czasem rzadziej jeśli już to miałam wrażenie że mnie zalicza a nie kocha się ze mną. Czułam się jak wrak, schudłam na wiór bo stres powoduje brak łaknienia, mogę cały dzień nic nie jeść. Mam 170 wzrostu i ważę 59 kg, W takim stanie ducha trafiłam i w najgorszym momencie trafiłam na niego, ani on piękny ani przystojny ale miał coś w oczach, głosie, znaliśmy się dużo wcześniej ale nigdy nasze drogi się nie skrzyżowały. W tamten feralny wieczór nie znałam nikogo na zjeździe było naturalne, że cały czas byliśmy blisko i na koniec aż za blisko. Nigdy wcześniej nikogo nie wpuściłam do pokoju. Po moim współżyciu z mężem był to odlot totalny i odleciał z nim również rozum. Wróciłam do domu tłumaczyłam sobie, że nie ja pierwsza i ostatnia że facet pewnie nie pierwszy raz bo kobiety często otwierają drzwi ( wiele jeżdżę po różnych zjazdach więc widziałam to i owo) ale w środku została tęsknota. Po tygodniu przyszedł sms i zaczęliśmy pisać i znów jak mąż był mi potrzebny to go przy mnie nie było ( Mama moja była w szpitalu i mogla nie wrócić) On pisał wszystko to co było mi potrzebne to jak się nie zakochać nawet jak człowiek podświadomie czuje że to pod publikę tzn pod moje potrzeby w danej chwili. Z tą miłością wtopiliśmy oboje. On jest bardzo chorym człowiekiem, przy mnie zapominał o chorobie a ja stanęłam na "nogi" psychicznie. W środku czułam się winna było mi źle, bardzo źle bo przecież zdradziłam męża w najgorszy możliwy sposób, chciałam odejść od niego ale tłumaczył, że miłość nie może być zła. Nigdy nie mówiłam mu o mężu, dlaczego tak naprawdę przestałam go kochać, jak wygląda moje codzienne życie, czasami wspominałam szczątki i tyle. Było mi wystarczająco ciężko, cieszyłam się że mąż siedzi po nocy przed TV i nie dotyka mnie, czasem nie kąpał się tydzień jak facet chodzi w tym samym śmierdzącym smarami podkoszulku i idzie tak spać to po prostu śmierdzi a on chcial mnie dotykać, czasem miałam chęć po prostu zwymiotować. Przez kilka miesięcy były marzenia o wspólnej starości wspólnych kolacjach śniadaniach, wspólnym gotowaniu, sprzątaniu, rozmowach przy kolacji. Zamarzyło mi się, po latach bycia wyrobnikiem i nałożnicą, *( tak czułam się przez wiele lat) zamarzył mi mężczyzna pełen ciepła. Głupia zapomniałam, że ten mężczyzna ma żonę i nie jest mój jak mówi tylko jej. Ocknęłam się kiedy przeczytała moje listy.
Ile wtedy złych słów powiedziałam sama sobie ,złych ale prawdziwych. Odeszłam bo byłam zbędna, ja chciałam już żyć uczciwie, powiedzieć mężowi kogo ma za żonę i odejść ale On nie, bo rodzina jest najważniejsza bo żona go kocha, bo finansowo rady nie da bo syn go znielubi.
Zrobiło się w moim życiu czarno i ponuro, wyjechałam z rodziną na urlop, nie mogłam usiedzieć i patrzeć na
męża, zabierała dzieciaka i szłam jeździć konno i na jezioro na kajak, ręce bolały, nogi również, przemyślałam wiele, mąż chyba coś zauważył, że ze mną coś się dzieje, wcześniej mieliśmy ostre tarcia tzn ja mówiłam on oglądał telewizor ale jednak rykoszetem od ekranu coś się odbiło. Zaczął bardziej dbać o mnie był milszy, może się wystraszył, że odejdę nie wiem. w każdym bądź razie w porównaniu z przed tym co było przed rokiem to nie ten sam facet. Żyje się z nim o niebo łatwiej gdyby był taki to pewnie bym się nie zakochała i nie byłoby tyle łez i żalu.
Ale to nie koniec mojej historii tak pięknie to tylko w bajkach ale to jest życie.
Spotkałam się z Nim po dwóch miesiącach, miał do mnie ogromny żal, że zostawiłam go jak byłam mu najbardziej potrzebna, tłumaczyłam, że skoro wybrał rodzinę to ja bym mu tylko przeszkadzała w powrocie do niej. Niby zrozumiał ale miał żal do mnie. Dwa miesiące bólu non stop na lekach, myślałam jak wrócę będzie mu lżej może ból ustanie choć trochę. Kocham go bardzo było mi ogromnie źle bez niego, bez jego listów, nie miałam z kim rozmawiać, komu się poskarżyć, pomagał mi w pracy, podtrzymywał na duchu. Żle się stało, że wróciliśmy do siebie jego żona czuła to, nie potrafił jej oszukiwać. Nie spotykaliśmy się więcej ale były listy bardziej przyjacielskie jak miłosne, starałam się być przy min bardziej jako przyjaciel niż kochanka, pogodziłam się jak dał mi wybór jak chcę być przy nim to tylko jako druga. Teraz odszedł napisał tylko, że ma problemy w domu, rozmawiałam z nim ale nie powiedział mi co się stało. Teraz on mnie zostawił bez słowa wyjaśnienia, kazał dbać o dom o siebie i pamiętać, że jestem wspaniałą i cudowna kobietą. Przepraszał, że rozkochał mnie w sobie.
Byliśmy razem dwa miesiące dla mnie pełne wyrzutów sumienia, ja utrzymałam dom ale Jemu posypało się, żal mi ogromnie jego żony, trudno pogodzić mi sie z tym ze ona tak bardzo cierpi. Ale czasem zadaję sobie pytania czy to naprawdę tylko moja wina. Jego zona obwinia siebie a ja siebie. A miała być piękna miłość.
Słowa, słowa, słowa. Czy ja jestem zła, zapewne tak. Głupia zapewne tak ale człowiek głupieje jak brak mu od najbliższych wsparcia i pomocy jak czuje się samotny. Samotny w małżeństwie. Zagubiony nie widzi dalszej drogi, brak siły do walki, kobieta musi czasem w ramionach swojego mężczyzny czuć się małą dziewczynką która może się wtulić i poczuć siłę człowieka z którym jest. Jak tego zabraknie to w trudnym momencie znajdzie się ktoś kto przytuli, ktoś obcy kto nigdy nie powinien się w nim znaleźć.
Życie jest przewrotne o i to jak bardzo.
Przed wczoraj w saszetce mojego męża znalazłam prezerwatywy, nam nie są potrzebne a jak nawet to są w toaletce przy łóżku. Ktoś powie tak jak i ja pomyślałam masz to co zrobiłaś innemu.
Wczoraj nie byłam w biurze nie mogłam pracować wsiadłam w auto i jeździłam cały dzień po mieście, korki w naszej "metropolii" sprzyjały myśleniu.
Wróciłam do domu, wieczorem oznaczyłam gumki i poczekam.
Wiele krzywdy takiej moralnej wyrządził mi mój mąż, może jego zachowanie nie wynikało tylko z lenistwa i nieporadności życiowej ?
Kiedyś już znalazłam gumkę w saszetce to powiedział że ot tak wrzucił, opakowanie było sfatygowane więc może i tak było.
Może ja chcę podświadomie aby tak było aby okazało się że zdradza mnie, może ułatwiło by odejście od człowieka z którym jest mi źle od wielu lat. Po tym wszystkim chyba nie miałabym dalej siły walczyć o moją rodzinę. Starsi synowie są dorosłymi ludźmi a mały jest na tyle mały, że chyba będzie łatwiej teraz niż za kilka lat.
Często jeszcze przed moją "przygodą" chciałam zakończyć moje małżeństwo ale Mama tłumaczyła, nie bije, nie pije na dziwki nie chodzi co Ty chcesz od niego. Zobacz jakie ja miałam życie.
Teraz spytałam jej po co facetowi w saszetce gumki zaczęła śmiać się ze mnie i mówi aleś ty głupia prawie 50 lat na karku a pytasz po co gumki. Przestała się śmiać jak się okazało ze nosi je jej zięć o którego dba jak o własne dziecko. Kazał mi tego tematu nie ruszać nie drążyć. Wczoraj się okazało, że Tata ją zdradzał, do mojego bagażu, życiowego dopisałam jeszcze i to.
Może tylko nosi je aby nosić? jak sądzisz - to pytanie do osoby która to czyta.
Myślę że jeśli się okaże, że nie nosi ich dla samego noszenia to będzie mi i tak o wiele łatwiej niż tamtej kobiecie która cierpi przeze mnie. ( a może jak nie ja to jej mąż przygruchał by sobie inną twierdził, że zdradzał ją już wcześniej)
Tyle pytań, tyle myśli i żadnych odpowiedzi a może nie powinnam ich zadawać sama sobie, może powinnam pójść dalej i zobaczyć co los przyniesie. Jak sądzisz ?
Czy coś mi pomógł ten list, nie wiem, chociaż tak bo mogłam wylać to z siebie.
Czytałam wiele postów ludzi zdradzanych ich ból i cierpienie jest ogromne. Nie wiele osób pisało co pchnęło je do zdrady. Ja mam w sobie i poczucie winy- ogromne- i strach przed rozsypaniem się rodziny z powodu "gumek" męża. Dwa w jednym.
A żyć trzeba dalej.
napisał/a: ~gość 2012-11-13 13:07
Wydaje mi się, że pasujecie idealnie do siebie z mężem. Ty go zdradzasz a on Ciebie niszczy i może też zdradza :D. Statystyczna, kochająca się, katolicka rodzina :D
napisał/a: sex.trener 2012-11-13 14:28
Ja Cię rozumiem, wegan. Nie wyobrażam sobie jak można w takim maraźmie żyć. Kompletny brak sensu. Zrób coś ze sobą, żebyś Ty sama poczuła się lepiej i pewniej. Nie patrz na męża, nie patrz na przyjaciela.

_________________
http://www.sex-trener.pl/cudcol.html
napisał/a: wegan 2012-11-13 22:06
dr preszer to co napisałeś jest tragiczne a nie śmieszne. Statystyczna, polska ,katolicka rodzina, tak napisałeś, jak inne małżeństwa tak wyglądają to księża powinni się sami odstrzelić bo robotę w tym kraju zrobili "dobrą".
Możesz mieć rację, ja tu się samobiczuję a rady jakie dostałam od kolegów to bzyknij się na boku ulży Ci. I pytanie po co Ci wiedzieć, po co rozwód to kłopoty nie lepiej robić to samo. Takie rady dostałam.
( o moim romansie wiecie tylko wy dla moich znajomych jestem uczciwa kobietą)
Gdzie w tym kraju kręgosłup moralny? Pytam się Was gdzie?

[ Dodano: 2012-11-14, 09:53 ]
Zastanawiałam się nad tym moim małżeństwem. To jest bez sensu, tak żyć dalej.
Wierzyłam że mimo wszystkich wad jest uczciwy w stosunku do mnie, to ja byłam ta zła i nieuczciwa ale teraz jeśli i on jest taki sam jak ja to jaki to przykład dla synów. Mamusia i Tatuś robią bokami.
Tak nie powinna wyglądać rodzina, nie takie są jej podwaliny. Przysięgaliśmy przed Bogiem i to nie prawda, że tylko Bóg nas rozliczy. Jest powiedziane dzieci cierpią za grzechy rodziców, nie chcę aby moje cierpiały.
Mleko się rozlało trzeba teraz to zetrzeć tylko jak?
-Żyć dalej w zakłamaniu ? dla tak zwanego dobra dzieci ?
-Sprawdzić czy ma kochankę ? a może nie ?
-Czy gryźć się w sobie i użalać jaka to ja biedna? - to przecież obłudne w mojej sytuacji
-Poprosić o rozwód nie mówić prawdy dlaczego. Bo przecież jeśli on jest uczciwy to dopiero go skrzywdzę.
-Żyć samej i radzić sobie ze wszystkim, pusta kanapa przed telewizorem, puste łóżko, nie ma komu zdać relacji z dnia, samotność w pojedynkę ale uczciwie.
-Sprawdzić czy jest uczciwy i jeśli jest, dalej być z nim dla dobra dzieci, być dobrą żoną acz smutną i samotną we dwoje i tak naprawdę nieszczęśliwą.

Trudno mi uwierzyć w jego zdradę ale gumki się zamieniły jedna jest inna a on nie potrafił powiedzieć gdzie przed wczoraj jeździł.

To moje dylematy, stoję na rozdrożu, pogubiłam drogi w życiu i nie wiem która pójść.
Poradźcie jak naprawić życie to jest błaganie o pomoc
Czy ludzie skrzywdzeni przez los a na tym forum jest ich wielu są w stanie mi pomóc ?
Macie w sobie doświadczenie, wiecie czy warto żyć w kłamstwie i obłudzie, wiecie co to wybaczenie samemu sobie , wiecie co to wybaczenie drugiemu. Wiecie jak żyje się po rozstaniu, po rozwodzie. Znacie ból, znaleźliście w sobie siłę aby dalej żyć i nie zwariować.
PROSZĘ POMÓŻCIE mam nadzieję że każdy człowiek zasługuje na to nawet taki który postąpił źle.
napisał/a: sex.trener 2012-11-14 11:56
O to chodzi, że po rozstaniu, czy rozwodzie żyje się tak samo jak wcześniej tylko bez partnera. Wstajesz, ubierasz się, myjesz się, jesz, idziesz do pracy, wracasz, zajmujesz się swoimi sprawami, sprawami dzieci, idziesz spać. I tak w kółko. Dlatego ważne jest to, żeby mieć coś własnego, żeby można było się na czymś skupić i oprzeć, w przypadku gdy zabraknie partnera. Taka sytuacja przecież może w życiu nastąpić. Jaki sens jest się nad sobą użalać i litować? To do niczego w życiu nie prowadzi, poza tym, że ciągle tkwi się w tym samym miejscu.

Ogólnonarodowy kręgosłup moralny w zakresie małżeństwa? O czym my mówimy? W większości małżeństw jest tak samo... początkowa fascynacja, potem życie z rozpędu, a potem problemy. Może raczej warto byłoby się zastanowić, czy aby z instytucją małżeństwa jest wszystko w porządku.

_________________
http://www.sex-trener.pl/cudcol.html
napisał/a: errr 2012-11-14 12:04
wegan napisal(a):Gdzie w tym kraju kręgosłup moralny? Pytam się Was gdzie?

no napewno nie w Tobie.

Jestem jeszcze stosunkowo młoda i nie byłam w takiej sytuacji jak Ty ale myślę sobie, że oboje ciężko na taką sytuację zapracowaliście. Tyle lat działo się między Wami źle, czułaś się samotna i niekochana i z tego co tu opisałaś nic z tym nie próbowałaś zrobić? mąż powiedział - radź sobie sama
a Ty co? - ok, poradzę sobie sama?
Niewiadomo na ile mąż był świadomy Twojego stanu. Ty byłaś. I Twoim obowiązkiem było otworzenie mu oczu.
Zdrada była naturalną konsekwencją Waszych zaniedbań.
Jeśli mąż ma kochankę to również jest to naturalną konsekwencją i Twojego odsuwania się od niego.
Ogromnie daliście ciała.
Jak piszesz przysięgałaś przed Bogiem więc możesz teraz tylko ratować to małżeństwo.
Rozpad małżeństwa trwał ile lat? Naprawa będzie trwała pewnie dwa razy tyle.
Ja pewnie zaczęłabym od rozmowy z mężem. Od spowiedzi. Ja tobie ty mi i zadecydujmy wspólnie co dalej bo tak się żyć nie da.
napisał/a: wegan 2012-11-14 22:36
errr - wyobraź sobie sytuację- siedzisz przed swoim mężem i prosisz o pomoc bo nie masz już sił fizycznie( pracujesz po 10 godzin), nie nasz sił psychicznie bo ile można stresu znieść, nie wydalasz emocjonalnie bo dziecko widzisz jak śpi i rano pół godziny przed przedszkolem. Patrzy na Ciebie i odpowiada nie rozumiem jak możesz nie dać rady.
Inna sytuacja jesteś w ciąży bardzo trudnej zagrożonej przed porodem prosisz męża aby wykupił cegiełkę na szpital za głupie dwie stówy i był z Tobą w szpitalu bo się boisz bo chcesz rodzić w godnych warunkach a nie na "bydlęcej" wieloosobowej sali, nie zgadza się a teściowa która obiecała być przy Tobie zabiera sie przed porodem i jedzie do domu. W szpitalu błagałam bo pokój był wolny i można było to odpowiedział że nie lubi zapachu szpitala i jest zbyt wrażliwy aby być przy mnie. Czy jesteś sobie w stanie wyobrazić co wtedy się czuje.
Wracam po pracy zmęczona tak bardzo, że nie mam siły jeść i słyszę jestem głodny, zrób kolację. A gdzie chociaż zwykle cześć, Nie jesteś sobie w stanie wyobrazić co się czuje w takiej sytuacji. Inna wydarłaby się i zrobiła awanturę ja nie potrafię, nie lubię awantur nie umiem się kłócić. Brałam często synka z podłogi gdzie usnął i delikatnie odnosiłam do łóżeczka i rozebrałam aby nie obudzić.
Usłyszysz od teściowej - bo u nas to o mężczyzn się dba.
Życzę Ci abyś nigdy nie usłyszała że Twój mężczyzna nie chce swojego poczętego dziecka.
Życzę Ci również abyś nigdy nie usłyszała, ze jeśli żona nie spełnia oczekiwań męża to on idzie do prostytutki i jest ok.

Pamiętaj zanim kogoś osądzisz zastanów się ile o nim wiesz.
napisał/a: errr 2012-11-14 23:59
wegan, czego właściwie oczekujesz od forumowiczów?
tutaj generalnie nie głaszcze się ludzi którzy zdradzili...
napisał/a: wegan 2012-11-15 09:05
erre - chyba masz racje trafiłam nie na to forum, myślałam że forum jest to miejsce gdzie ludzie wyrażają opinię, radzą, czytają co inni piszą i w miarę możliwości pomagają innym.
Jeśli wasze forum jest po to tylko abyście mogli wyrażać bezkonstruktywną krytykę i bić innych na oślep słowami to masz rację nie tego oczekuję to co oczekuje to krytyki konstruktywnej i tego o co prosiłam pomocy.
poczytaj wcześniejsze wypowiedzi Twoich kolegów z forum oni wiedzą co piszą i po co.
Wypowiedź dr preszera ma wiele sensu i prawdy - takie wypowiedzi wbrew pozorom bardzo pomagają bo uruchamiają myślenie.
Pamiętaj drogie dziecko że życie to nie jest bajka a dobrze wyrażona krytyka również pomaga i to często bardziej niż głaskanie ale pamiętaj również że grzeszy również ten co dla przyjemności "rzuca kamieniami w innych"

[ Dodano: 2012-11-15, 10:52 ]
Jeszcze jedno chciałam dopisać, jeśli
Moja historia uratuje choć jedną osobę to uważam że warto było ją na tym forum pod tytułem zdrada opisać.
napisał/a: errr 2012-11-15 11:30
ech... ręce mi opadły.
napisał/a: Alberto(; 2012-11-16 20:58
Po Waszych wypowiedziach to naprawdę ręce mogą opaść(errr, dr preszer)
Nie powinniście tak oceniać ludzi, brak Wam współczucia i zrozumienia a życie jest zbyt skomplikowane aby wyciągać tak prostoliniowe wnioski.

Wegan współczuję Ci samotności, bierności Twojego męża który powinien być najbliższą osoba ratującą z codziennych opresji.
Rozumiem Cię. Można żyć pod jednym dachem, starać się, kochać osobę której zachowanie, sposób bycia odbiega od naszego punktu widzenia związku, życia miłości.
Sam żyłem w toksycznym związku w którym było mi źle.
Pytanie po co?
Tak naprawdę nic mi to nie dało oprócz nerwów, zmarnowanego czasu.
Jeżeli w Twoim związku było od dłuższego czasu źle, Twój partner Ci nie odpowiada i jeżeli próbujesz walczyć lecz nie ma odzewu, czujesz się samotna to w perspektywie dłuższego czasu wpędzasz się w coraz głębszą otchłań w której mogą czekać same przykrości i złe decyzje.
Myślę, że prawda może Ci teraz pomóc. Szczery rachunek sumienia określ plusy jeżeli są i minusy Twojego związku.
Od toksycznych, niszczących związków uciekaj jak najdalej i szukaj szczęścia gdzie indziej.
Życie jest za krótkie, nie warto.
napisał/a: wegan 2012-11-20 22:52
Alberto często zadaję sobie pytanie czy to ja nie zaduźo wymagam. Może to nie w moim mężu tylko we mnie tkwi problem. Może ja odjechałam od niego za bardzo i nie potrafię być dobrą żoną.
Dużo pracuję, nie porafię ułożyć firmy tak aby mnie nie apsorbowała zbyt mocno. Od dwóch lat próbuję wygrzebać się z dna po zapaści.
Sama nie wiem gdzie jest sedno tego wszystkiego.