Nie mówienie o zdradzie to dalsze zdradznie

napisał/a: Awidyne 2010-03-02 10:19
Jestem tu nowy.Powiem tak.Śmieszą mnie ci wszyscy kórzy nie chcą się przyznac, że zdradzili.Nigdy nie uwierzę, że po zdradzie ta druga osoba nie będzię niczego przeczuwała, w zachowaniu tej która zdradziła.No może chyba, że go lub jej nie ma całymi tygodniami.A jeszcze bardziej mnie śmieszy, to że da się żyć niby "cudownie" w przyszłoćci nie mówiąć nic o zdradzie.To nie przyznanie się jest spychane do podświadomości.I może trwać nawet całymi miesiącami, czy latami.Aż pewnego dnia "dogoni" tą osobę i wybuchnie z tym większą siłą.I nie daj Bóg gdyby ta zdradzona się o tym dowiedziała po takim dłuższym okresie.Każda zdrada boli, ale chyba najbardziej taka która była kiedyś daleko w przeszłośći o której osoba zdradzająca nie powiedziała.Moim zdaniem nie mówienie o zdradzie osobie zdradzonej to dalsze zdradzanie, to dalsze życie w kłamstwie.A wiadomo, że nie da się żyć w kłamstwie.
napisał/a: ~gość 2010-03-02 11:27
Myślę, że dalsze zdradzanie jest wypadkową braku konsekwencji płynących ze zdrady, bo zdrajca nie ma zielonego pojęcia o tym, jakie zło wyrządza komuś. Kobieta zdradzająca jest w amoku, czuje się pępkiem świata, uwielbia to i za nic w świecie nie porzuci tego nałogu, bo zna jego słodki smak.

Powiedzenie o zdradzie powinno może i mieć miejsce, ale uważam, że lepszym na to lekarstwem jest po prostu zakończenie romansu, odcięcie od kochanka GRUBAAAACHNĄ KRECHĄ, i skupienie się całkowicie na związku. Problem w tym, że taka kobieta, która jest w romansie, jest bardzo zadurzona i w większości przypadków zrobiła by wszystko, żeby obecny partner po prostu zniknął, bo to on jest problemem. Opamiętanie przychodzi, gdy kochanek zaczyna pokazywać różki. To forum pokazuje to najlepiej, dzięki temu forum porzuciłem zdrajczynię. W przeciwnym przypadku tkwił bym w tym jak baran czekając na kolejne szlify na rogach.
napisał/a: Awidyne 2010-03-02 11:40
Nie znam Twojej historii, ale pewnie jak u większośći kobiet to pewnie były łzy,łzy, depresja, itp itd.To ona chciała wszystko naprawić.Jeżeli mógłbyś kilka słów.
napisał/a: ill11 2010-03-02 14:39
lordmm napisal(a):Powiedzenie o zdradzie powinno może i mieć miejsce, ale uważam, że lepszym na to lekarstwem jest po prostu zakończenie romansu, odcięcie od kochanka GRUBAAAACHNĄ KRECHĄ, i skupienie się całkowicie na związku

Ale zdrada nie zniknie,w momencie zakonczenia romansu.A trwanie w zwiazku,ktory jest na podbudowie klamstwa,uwazam za szczyt egoizmu ze strony zdradzajacego.Nie dosc,ze pobzykal/a sobie na boku,to jeszcze nie poniesie za to zadnych konsekwencji.Nie moge zrozumiec jak osoba zdradzajaca moze patrzec na tzw.ukochanego,smiac sie,kochac,zyc...Wiem,ze mozna sobie wszystko wmowic i zyc w wyparciu faktu.Ale co to za zycie?Co to jest za zwiazek,ktory w obliczu kryzysu nie opiera sie na szczerosci i rozmowie?Bez sensu i szkoda czasu na takie cos.
napisał/a: ~gość 2010-03-02 14:57
Jak zdrajcę przyjmiesz z powrotem, to też nie poniesie żadnych konsekwencji
napisał/a: ill11 2010-03-02 15:06
I tu sie mylisz.Bo jakosc zycia sila rzeczy sie zmieni.I jak ktos ma perfidny charakter,to moze sie odgrywac na zdradzaczu,gnebic go psychicznie.A ten tak naprawde niewiele ma do powiedzenia zdajac sobie sprawe z tego,ze sam sobie na to zapracowal I kazda krzywa mina lub zmiana tonu bedzie odebrana jako pretensje o to wlasnie.

I tak sobie mysle,ze ktos kto zdradzil juz nigdy nie bedzie mial spokojnego zycia.Moze z czasem przyzwyczai sie do sytuacji.Pamietam jak moj niewierny zapytal sie mnie czy nasza znajoma wie?Bo sie na niego dziwnie patrzyla.Nie ,nie wiedziala.Jak ktos zawali,to juz zawsze bedzie mial skaze.Zeby nie wiem,co robil.

I pewnie najprosciej byloby zakonczyc skazony uklad...
napisał/a: Magdalena32 2010-03-02 15:06
ill11 napisal(a):Ale co to za zycie?Co to jest za zwiazek,ktory w obliczu kryzysu nie opiera sie na szczerosci i rozmowie?Bez sensu i szkoda czasu na takie cos.


skoro taki związek w obliczu kryzysu nie dał rady i jakaś ze stron zdradziła (i zachowała informacje tylko dla siebie) to co będzie w obliczu poważniejszego kryzysu takiego jak poważna choroba partnera? skoro przy łagodnych problemach w związku była zdrada to przy ciężkich problemach ta zdrada również się pojawi.
i tak zgadzam się nie mówienie o romansie to jak dalej w nim trwać, bo zdradzany partner nie wiedział o problemach, nie wie i nie będzie wiedział że coś jest nie tak a zdradzająca osoba powalczy, powalczy i wróci do romansu nawet z kimś innym bo znowu jej czegoś będzie brakowało, a wystarczyłaby szczerość i załatwienie wszystkiego co się w związku nie podobało.
napisał/a: ill11 2010-03-02 15:29
dominik25 napisal(a):skoro taki związek w obliczu kryzysu nie dał rady i jakaś ze stron zdradziła (i zachowała informacje tylko dla siebie) to co będzie w obliczu poważniejszego kryzysu takiego jak poważna choroba partnera? skoro przy łagodnych problemach w związku była zdrada to przy ciężkich problemach ta zdrada również się pojawi.

Mialam na mysli strach przed powiedzeniem o zdradzie i obawe o spowodowanie kryzysu w zwiazku.Bo zdradzacz ma 2 wyjscia powiedziec lub nie.A konsekwencji moze byc kilka-przy nie mowieniu bedzie tlamsil cos w sobie lub wyrzuty sumienia zabija relacje miedzy nimi.Przy przyznaniu sie ryzykuje zakonczenie zwiazku,badz trwanie w nim lecz bez pewnosci,czy partner nie bedzie mu tego wciaz wypominal.Wiec woli siedziec cicho...

Nie zawsze kryzys w zwiazku jest przyczynkiem do zdrady.Czasem jest to mega pociag seksualny,alkohol,zerowa moralnosc itd.Mamy super partnera,zadnych trosk,ogolnie swietne zycie.A idziemy w tango,bo.....
napisał/a: sorrow 2010-03-03 13:14
Awidyne, masz dużo zabawy, bo jak widzę śmieszy cię wiele spraw... nawet tych poważnych :). Mnie ci ludzie nie śmieszą, a przynajmniej nie we wszystkich przypadkach.

Wśród rozległych scenariuszy zdrady znajdują się takie, gdzie po fakcie człowiek, który się zdrady dopuścił wyraźnie postrzega to jako swój błąd, do którego nie ma powrotu. W takich przypadkach osobiście uważam, że zdradzający może podjąć decyzję o zatajeniu tego faktu przed partnerem. Używanie popularnego zwrotu w takich przypadkach o budowaniu wszystkiego na kłamstwie jest wielkim nadużyciem. Kłamstwo to tylko jedna słaba cegła u podstaw domu, a cegieł, na których dom stoi jest wiele. Powód? Prosty oczywiście - zaoszczędzenie ciosu kochanej osobie, zwiększenie szans na pełne odbudowanie związku. Ja chciałbym nie wiedzieć i nikomu nie życzę tej wiedzy (niektórzy wiedzą o czym mówię). Nie życzę szczególnie wtedy, kiedy człowiek ma dłuższy staż, dzieci i inne zobowiązania - w takich sytuacjach to zwykłe zrzucenie ciężaru i obdarzenie nim partnera. Zatrzymanie tej tragicznej prawdy dla siebie jest niczym w porównaniu ze zniszczeniem psychicznym drugiego człowieka, a może i dzieci.

Piszesz, że sobie nie wyobrażasz sobie wspólnego życia bez "spowiedzi". Też sobie nie wyobrażam... ale podziwiam tych, którzy się tego podjęli. To musi być bardzo trudne szczególnie na początku, a z czasem mimo, że lżej to i tak gdzieś się za człowiekiem ciągnie. Takim ludziom jedyne co może pomóc, to świadomość dobra, które wnieśli do związku, bądź dopiero wniosą. Z czasem to dobro przytłacza wyrządzone zło wielokrotnie. Tego typu zdradzający nie są złymi ludźmi... po prostu popełnili błąd. Tak samo człowiek nie jest złym lekarzem jeśli uratował 100 ludzi, a popełnił błąd przy jednym z nich (chociaż wiem, że to modne rzucać na takich ludzi co najgorsze). Sytuację trzeba więc oceniać z szerokiej perspektywy biorąc pod uwagę złe i dobre strony.

Jeszcze zastanawia mnie to wciskanie ostatecznej i jedynej "prawdy" akurat w przypadku zdrady. Co tak szczególnego jest akurat w tej "zbrodni"? Czemu inne mniej lub cięższe gatunkowo występki na to nie zasługują? Czy ojciec spowiada się dzieciom z wykradanych z pracy długopisów mimo, że uczy ich "nie kradnij"? Czy matka zabraniająca kategorycznie córce używania narkotyków musi koniecznie się przyznać, że sama ćpała przez kilka lat? Człowiek wiele takich rzeczy zatrzymuje dla siebie i robi to z różnych pobudek. Niektórzy po prostu ze wstydu lub dla wygody. Inni czują, że dzielenie się swoimi brudami w żaden sposób nie pomogłoby we wspólnym życiu członkom rodziny. "Nie da się żyć w kłamstwie" :)... to dobre... po kilku latach nikt w żadnym kłamstwie nie żyje, a pamięta o nim szczątkowo. Może takie wyobrażenie masz na ten temat... jeśli człowiek nie doświadczył, to może sobie wyobrażać różne rzeczy, a życie i tak okaże się inne. A kłamstwie, to żyjemy na co dzień, bo wątpię, że znajdziesz człowieka, który nigdy nie kłamie w żadnej sytuacji... chyba, że akurat ty :) to gratuluję.
napisał/a: Awidyne 2010-03-03 15:21
To co powiedziałem podtrzymuję.Nie mówienie o zdradzie to ciągłe zdradzanie i życie w kłamstwie.I możesz sobie filozofować o cegłach nie cegłach, lekarzach nie lekarzach.A takie mówienie większości zdradzających o zaoszczędzeniu ciosu kochanej osobie (śmieszy mnie kochanej), odbudowaniu wszystkiego to nic innego jak banie się o własną [Mod: pip-pip], która przedtem taka odważna dawała i o tyłu i z nogą na klamce i nie wiadomo jeszcze jak.I tak jak napisałem nie chodzi o zawalenie się świata i oszczędzenie tego wszystkiego osobie zdradzonej (o to też, tylko to jest na drugim miejscu).A na pierwszym jest jeszcze większe zawalenie się świata osobie która zdradziła.I nie ma tu nic z miłości, bo prawdziwa miłość jest bezinteresowna.A tu chodzi o interesowność.A co do tej zabawy o której napisałaś na początku to chciałbym zobaczyć jak osoba zdradzona słyszy i reaguje na takie tłumaczenie w stylu:No wiesz mój misiaczku - Kłamstwo to tylko jedna słaba cegła u podstaw domu, a cegieł, na których dom stoi jest wiele - śmiech na [Mod: pip-pip].No wiesz kochanie - Co tak szczególnego jest akurat w tej "zbrodni"?,czy ojciec spowiada się dzieciom z wykradanych z pracy długopisów (ciekawe czy myślał by o długopisach), mimo że uczy ich "nie kradnij.Ryczał bym ze śmiechu.A tak poważnie to kobiety które zdradziły i nie powiedziały mają gorzej od facetów.Dlatego że teraz po opamiętaniu nie zdradzają już fizycznie, ale uczuciowo i emocjonalnie.Zdradzają swoje uczucia i emocje do faceta pod pozorem bycia miłym,uprzejmym,pomocnym.Niestety to tylko pozerstwo i taki chodzący lub chodząca pozerka.
napisał/a: ill11 2010-03-03 15:54
Awidyne,po raz kolejny sie z Toba zgadzam.Ten,kto zdradzil nie liczyl sie w tymze wlasnie momencie z druga strona,dbal o swoje przyjemnosci.Jesli sie wiazemy ze soba,to niejako oddajemy swoje zycie w rece drugiej osoby,tak?Slepo ufamy,ze skoro my jestesmy w porzadku,to druga strona tez.I jak juz sie zadzieje katastrofa,to zdradzona osoba powinna miec prawo wyboru czy chce dalej zyc ze zdradzajacym,czy konczy uklad.Nie mowiac o zdradzie po raz kolejny pokazujemy,ze mamy gleboko w [Mod: pip-pip] uczucia partnera.Bo nieprzyznanie sie,to oszustwo i nie ma tu o czym deliberowac Wezmy pod uwage malzonkow.Przysiega malzenska:slubuje Ci milosc,WIERNOSC i UCZCIWOSC MALZENSKA.Wiernosc sie zawalilo,to chociaz uczciwosc malzenska niech nastapi.No,chyba,ze wychodzimy z zalozenia,ze skoro sie jedno spieprzylo i swiat sie w tamtej chwili nie zawalil,to mozna i drugie przemilczec i zlamac przysiege na maksa.No nie,jak sobie o tym mysle,to mi sie flaki przewalaja.Kalkulacja,co mi sie bardziej oplaca?Powiedziec i zniszczyc swoj nieskazitelny obraz i spokojna przystan w postaci kochajacej osoby,czy przemilczec i miec nadal te przystan?A to,ze sie oklamie to nic-jak juz napisalam,sie zdradzilo i swiat sie nie skonczyl...Trzeba byc odpowiedzialnym i dojrzalym czlowiekiem,ktory potrafi poniesc kazda konsekwencje swoich czynow!!![/hide]
napisał/a: sorrow 2010-03-03 17:10
Awidyne napisal(a):I możesz sobie filozofować o cegłach nie cegłach, lekarzach nie lekarzach.

W tym sęk, że ja nie muszę filozofować, bo jestem praktykiem :). A przykłady i porównania, których użyłem służyły konkretnemu celowi - wyjaśnieniu mojego punktu widzenia. Ty wziąłeś je chyba zbyt dosłownie, bo wplotłeś je (w prześmiewczy sposób) w konkretne sytuacje pomiędzy dwojgiem osób, które znalazły się w tragicznych okolicznościach. Mój syn też czasem (rzadko) ma problem z rozróżnieniem pomiędzy przykładem, a głównym tematem rozmowy... zdarza się :). O co z tymi kobietami chodziło? Czemu mają gorzej? Ty chyba myślisz tym stereotypem, że mężczyźni to czysty seks, a kobiety duchowo :). No... po dłuższym studiowaniu tego forum zmieniłbyś zdanie.

ill11 napisal(a):Trzeba byc odpowiedzialnym i dojrzalym czlowiekiem,ktory potrafi poniesc kazda konsekwencje swoich czynow!!!

Taką konsekwencją może być jak najbardziej poniesienie ciężaru zdrady samemu. A odpowiedzialność wykaże się nie narażając rodziny na kolejne ryzyko jaką byłby rozpad, albo coś jeszcze gorszego. No niestety... czasem "przypadkowa" zdrada przynosi dużo mniej zła niż podzielenie się ta wiedzą z małżonkiem, czy rodziną. Każdy zdradzający powinien to rozpatrzyć w swoim sercu zanim podejmie decyzję.

Rozumiem jednak waszą stanowczość w tym względzie. ill11 ze względu na sytuację, w której się znalazłaś trudno od ciebie wymagać jakiejkolwiek wyrozumiałości. Natomiast wiek Awidyne (którego się tylko domyślam po wypowiedziach) uprawnia go do bezkompromisowego i idealistycznego podejścia do wszystkich spraw. W sumie to bardzo dobrze, bo człowiek powinien mieć takie szczytne zasady, żeby na czymś się oprzeć. Z drugiej strony myślenie o każdej zdradzie w jednakowy sposób (sztampowo) budziłby we mnie zaniepokojenie gdybym sam tak uważał. Niestety nie ma czegoś takiego jak jedyny prawidłowy sposób postępowania, bo każdy przypadek może być inny. Ja biorę tą poprawkę, kiedy piszę o wstrzymaniu się z wyznaniem prawdy partnerowi.