Opowiedz nam swoją historię!

Redakcja
napisał/a: Redakcja 2009-08-13 15:40
Kochani, w naszym serwisie zamieszczamy dużo historii, którymi chcą się podzielić nbasze Użytkowniczki. Wy je czytacie, doradzacie, komentujecie.

Jeśli, któraś z Was ma ochotę opowiedzieć swoją historię, to właśnie po to założyliśmy ten wątek. Najciekawsze opowieści opublikujemy w serwisie polki.pl w dziale Z życia wzięte.
napisał/a: gdziesens 2009-08-14 11:29
Więc może ja pierwsza..

wszystko zaczęlo sie gdy mialam 18 lat.. zaszlam w ciaze. moj chlopak rowniez 18 lat.
bylam zalamana.. zostala mi cala klasa maturalna do skonczenia, koniec imprez..
termin mialam na grudnia, pierwsze polrocze przeszlam jak burza, czulam sie swietnie, drugie juz z Zuzią.. również poszło bardzo dobrze, matura zdana wysoko :) po maturze moj chlopak wyjechal do Angli wrocil gdy Zuzia miala roczek. byl innym czlowiekeim.. taki mily steskniony, (wczesniej nie bylo pieknie) poprosil mnie o reke oczywiscie sie zgodzilam.. w marcu 2008 slub cywilny. drugi raz zaszlam w ciaze/. nasze mamy nalegaly na koscielny.. my nie bylismy przekonani ale niewiele mielismy do poweidzenia.. w koncu koscielny slub wzielismy w lipcu 2008. od wrzesnia maz zaczal prace we wrocławiu na budowie.. a ze codzoennie musialby przejechac 120 km to stwierdzil ze tam bedzie nocowal a wracal bedzie w piatek na weekend.. co tydzien mial mi przywozic 200 zl na zycie .. co raz gorzej sie dogadywalismy.. pieniadze dal mi moze dwa razy.. pozniej tylko przyjezdzal robil zakupy sam i przywozil mi do domu, nie chcial zebym ja z nim jezdzila. ciaze zle znosilam. moj maz coraz wiecej pracowal.. wszystkie soboty a i zdazalo sie ze niedziele tez... nasze rozmowy to byly tylko kłotnie.. mialam do niego zal ze wiogole nie przyjezdza do domu ze tylko na noc i rano spowrotem albo do kolegów..
byl dla mnie coraz bardziej oschly.. wogole ze mna nie rozmawial a jesli juz to odnosil sie strasznie.. gdy sie zle czulam mowil nie udawaj. slyszalam pod swoim adresem nieprzyjemne zwroty "bura suko" "dzi*ko" itp
kochalismy ale to bylo z jego strony tak jakby seks nie z milosci lecz tylko po to zeby sobie "ulzyc" i odwracal sie do mnie tylem. strasznie mnie bolalo serce. chodzily plotki ze moj maz ma kochanke.. raz ssam to powiedzial do mnie przy swojej mamie i sie smial.. mowil "ludzie juz nie wiedza co wymyslic." 6 grudnia urodzilam Kubusia.. do porodu zawiozl mnie tata bo meza oczywiscie nie bylo.. do szpitala przyjezdzal ale z kolega..
wtedy do mnie "przemówił" ale to jeszcze nie było "to", nadal sie strasznie kłociliśmy.
we wigilie nastąpiło jakby pojednanie.. przytulił się do mnie był miły.. w drugie swieto zabral mnie na dyskoteke zebym się "rozerwała".. wszyscy patrzyli na mnie bardzo dziwnie.. niektorzy wrecz sie szyderczo usmiechali.
30 grudnia dostalam wiadomosc na portalu nk tresci mniej wiecej "twoj kochany Mężuś cie zdradza.. zadzwon pod numer XXXXXXXXX a dowiesz sie wiecej" to tak w skrócie ;/
nie zadzwonilam nie mialam odwagi.. ale pisalam z ta osoba (niby chlopak). dowiedzialam sie ze moj maz do tej dziewczyny jezdzi wieczorami ta osoba napisala mi jakim autem imie dziewczyny itp.
powiedzialam to mezowi wyparl sie z taka pewnoscia ze sama mu uwierzylam.. lecz mialam cien watpliwosci. spakowalam go w nerwach ze 3 razy a on sie rozpakowywal i mowil ze sie nie wyprowadzi bo mnie kocha..

od slubu mieszkalismy u moich rodzicow. jego rodzice chcieli nam wybudowac maly domek lecz ja nie chcialam wyprowadzac sie z rodzinnej wioski.. doklanie 24 stycznia maż mówi "kochanie teraz bedzie inaczej, przepraszam za to jaki bylem dla ciebie, prosze cie zgodz sie na ten maly domek.. bedzie tak jak sobie wymarzylas, tylko my i dzieci"
uwierzylam w te slowa w ich szczerość.. przytulilam go mocno bylam taka szczesliwa.. uslyszalam dzwonek do drzwi.. za chwile wołanie.. zeszłam na dól w drzwiach słat dwie kobiety pytam o co chodzi a one mowia zebym zawolala meza to sie dowiem.. zawolalam go.. młodsza z kobiet powiedziala do mojego męża "No facet.. Ewelina jest w ciąży"
zakrecilo mi sie w glowie.. myslalam ze zle uslyszalam moj mąż spytał "Ale jak to?" a ta kobieta mu odpowiedziala "co jak? no normalnie, a co ty nie iwesz jak sie dzieci robi?" okazalo sie ze to byla matka i siostra kochanki mojego meza.. przy mnie mowily wszystko jakbylo ze on spal u nich, itd.
Przy tych kobietach prosił mnie zebym jechala z nim to wyjasnic.. bo to pomylka :?
zostawialam go z nimi i poszedlam do swojego pokoju.. bylam w szoku.. nie mialam sily plakac.. jakby lez mi braklo/ przyszedl i usiadl bez slowa w koncu przemowil.. jedz ze mna to wyjasnic.. prosil az w koncu uwierzylam (raczej mialam nadzieje ) ze to pomylka wsiadlismy w samochod.. przejechalismy okolo15 km a on sie rozplakal i powiedzial prawde. nakrzyczalam na niego.. nawrocil. przed domem mu pwoeidzialam ze ma przyjechac kiedys po reszte rzeczy ze tu nie ma juz miejsca dla niego/
bylam zalamana..w ciagu 10 minut dwa jakze skrajne uczucia.. dwa stany.. szczescie nadzieja na lepsze jutro wiara w milosc.. i za chwile rozczarowanie zal strach bol istnienia.. w ten sam dzien mialam ze znajomymi sptkanie klasowe.. pojechalam z mysla ze po alkoholu pozbawie sie zycia.. nie myslalam wtedy o dzieciach o rodzicach.. tylko o tym zeby umrzec.. pojechalam na to spotkanie.. po paru kieliszkach mialam juz dobry gumor bawilam sie swietnie.. kilka nastepnych i .. musialam isc do wc wstalam od loży i.. upadłam od tego momentu nie wiele pamietam.. wiem tylko ze wpadlam w histerie.. krzyczalam, plakalam wszystko co tylko mozliwe.. koledzy zadzwonili po meza odwiozl mnie do domu.. znaczy pod brame a kolega mnie do domu zaprowadzil.. to bylo kolo polnocy.. gdy obudzilam sie o 10 rano spala ze mna moja mama .. bala sie zebym czegos glupiego nie zrobila.. plakalam i nie umialam przestac.. mama mnie pocieszala ale co mi to dalo? nic. on tak mnie skrzywdzil ale mimo wszytsko chcialam zeby byl blisko mnie. przyjechal gdy mojej mamy nie bylo.. przpraszal, blagal o wybaczenie, plakal .. a mi zrobilo sie go zal.. jakby to on byl ofiara o aprzeciez to on mnie zdradzal przez 4 miesiace.. oszukiwal zasłaniał sie praca..
po tym zdarzeniu bylam zalamana.. wychodzilam z pokoju tylko po to zeby skorzystac z wc.. to trwalo ponad miesiac..

postanowailam mu wybaczyc.. nie dla dzieci, nie dla niego, lecz dla siebie (wiem to bardzo egoistyczne, ale tez destrukcyjne) kocham go i nie potrafie zyc bez niego.. minelo ponad pol roku od tego zdarzenia.. maz od maja jest w niemczech.. mieszka u swojej babci.. pzyjezdza co tydzien na weekend zostawia mi pieniadze i wraca.. domek juz prawie skonczony.. nie kłocimy sie ja zyje przeszloscia czesto wracam do tego ale on uspokaja mnie przytula i mowi zebym mu zaufala ze niegdy wiecej mnie nie zranie bow ie co moze stracic..

moge powiedziec ze jestem szczesliwa..
ale wiem ze powinnam go zostawic.. nie zasluzyl na wybaczenie/


historia dluga i chaotyczna.. pewnie nie wiele z was to przeczyta. a jesli ktos przeczyta to pomysli sobie "glupia, powinna go zostawic"..

Milosc jest slepa. Wolalabym go nie kochac, lecz nie potrafie. Byc moze to nie milosc, lecz lęk przed samotnością, brakiem śrdoków do życia, nie iwem..

Wiem ze jestem glupia i naiwna :/
Cikitusia
napisał/a: Cikitusia 2009-08-14 12:10
Mnie też kiedyś ktoś zdradził, i choć inni mnie ostrzegali tak jak Ciebie to też nie wierzyła i tak jak ty wybaczyłam. I po krótkim czasie okazało się że scenariusz się powtórzył.....
Masz w sobie dużo siły skoro po takim czymś mu wybaczyłaś i znów staracie się być razem. Ja na Twoim miejscu zastanowiłabym się czy jak wróci na dobre z tych Niemiec czy nie będzie znów tak jak po powrocie z Angli? Bo teraz żyjecie na odległość i jest pęknie ładnie, a co jak przyjdzie wam żyć obok siebie?
capuccino90
napisał/a: capuccino90 2009-08-14 12:24
gdziesens - nie jesteś głupia ani naiwna... Po prostu KOCHASZ prawdziwie.. Ja też pewnie bym wybaczyła zdradę obecnemu partnerowi bo też go kocham, i dla mnie wybaczenie nawet zdrady to coś normalnego... Pozdrawiam i życzę wytrwałości w związku ale przede wszystkim dużo szczęścia i miłości...

Ja jeśli będę miała więcej czasu to również opiszę swoją historię...
Pozdrawiam.
napisał/a: ~Inca 2009-08-15 00:10
Gdziesens...po przeczytaniu Twojej historii do oczu napłynęły mi łzy. Można ja podsumować jako wielka tragedia a za równo wzruszająca historia, która kończy się dobrze. Poczułam się jakbym oglądała film z dobrym zakończeniem. Jesteś niezwykłą osobą, masz tyle miłości i wytrwałości w sobie.

Życzę Tobie jeszcze więcej siły...pozdrawiam :)
capuccino90
napisał/a: capuccino90 2009-08-15 01:40
Hmm... Jeśli o mnie chodzi... W rodzinie od zawsze byłam czarną owcą... Ojcu służyłam za popychadło, sprzątaczkę itd... Matka się nie sprzeciwiała a młodszy brat był zawsze po stronie rodziców... Później kiedy wizualnie zaczęłam się wyróżniać wśród swojej rodziny (tatuaż na łydce, kolczyk w języku, asymetryczne cięcie włosów) już zawsze byłam "tą gorszą"... Wszystkie były wtedy mądrzejsze, lepsze, ładniejsze... Moja samoocena cierpiała, a ja w środku szalałam z bólu i nienawiści do otoczenia... Dzięki temu teraz mam problem, bo wiem, że nie jestem idealna ani nawet fajna w jakiś specjalny sposób, ale nowo poznane osoby czy osoby mijane na ulicy zawsze oceniam i krytykuję - w obronie własnej... Próbuję tym zagłuszyć wpojone przekonania - że jestem od WSZYSTKICH gorsza... Przeszłam przez kilka związków raczej mniej niż bardziej udanych w których albo byłam ograniczana (wybierał mi nawet ciuchy w których mogę chodzić a w których nie), poniżana (to samo co w domu) albo w których pojawiał się zdecydowany nadmiar alkoholu... Obecnie jestem w stałym związku z facetem, który znaczy dla mnie więcej niż wszystkie skarby świata... Owszem, nie jest idealny - praktycznie nie okazuje mi uczuć i nie mówi o nich co mnie boli i nawet mówienie wprost o tym, że właśnie tego mi brakuje nie działa... Ale kocham Go całym sercem i chcę, żeby był moim mężem... To, czego mi nie daje to błahostki, łatwo to zmienić (tak myślę)... W sumie dopiero teraz wiem jak to jest być traktowaną NORMALNIE... Nikt mnie nie poniża... To nowe uczucie, ale całkiem fajne... Planujemy ślub, planujemy założyć firmę i wreszcie żyć NORMALNIE... Z dala od patologii która była od zawsze zarówno w moim jak i w Jego domu... Mam niecałe 19 lat, pragnę mieć dziecko, staramy sie z moim Ukochanym o takiego maluszka, moim marzeniem jest być dobrą żoną i matką i mieć spokojną, kochającą się rodzinę... Niczego więcej nie pragnę... Dzięki rodzicom wylądowałam w szpitalu, byłam leczona z depresji, nerwicy, prób i myśli samobójczych - niestety bezskutecznie... Ale teraz, odkąd jestem w obecnym związku - kocham życie... Kocham je, i chcę, żeby wreszcie ułożyło mi się tak, jakbym chciała...
Oto moja historia - napisana nie w celu wzbudzenia żalu, litości i współczucia a napisana po to, by wreszcie wyrzucić to wszystko z siebie... Chociaż sądzę, że to, co napisałam to nawet nie kropla w morzu tego, co chciałabym powiedzieć lub co mogłabym powiedzieć...
napisał/a: gdziesens 2009-08-15 12:51
Cikitusia napisal(a): Ja na Twoim miejscu zastanowiłabym się czy jak wróci na dobre z tych Niemiec czy nie będzie znów tak jak po powrocie z Angli? Bo teraz żyjecie na odległość i jest pęknie ładnie, a co jak przyjdzie wam żyć obok siebie?


bardzo sie tego obawiam..
napisał/a: gdziesens 2009-08-15 12:52
Inca zakończenie tej histroi jest jeszcze nieznane.. byc moze skonczy sie kolejna zdrada.. boje sie tego.
Cikitusia
napisał/a: Cikitusia 2009-08-15 13:51
To czas na moją historie..... no może kilka.....
Nigdy nie miałam dużo koleżanek, a w szkole mnie nie za bardzo lubili bo byłam ze wsi, jako jedyna..... W gimnazjum chodziłam do klasy z dziewczyną z mojej wsi, polubiłyśmy się. Zawsze wszędzie razem, na festyny po szkole na autobus itp. Jednak po gimnazjum ona znalazła chłopaka, obecnie już męża, ma dziecko i kontakt się urwał na dwa lata. Teraz staramy się to odbudować, ale ja wiem że się nie da.... Bolało jak cholera, do tej pory mam żal do niej i do tego kolesia że przyjaźń się rozpadła.

W LO nikt mnie nie znał, myślałam że zacznę wszystko od nowa, że w końcu będę miała koleżanki, że nikt już nie będzie mówił że jestem gorsza. Jednak... kilka dziewczyn zaraz na początku roku wymyśliło sobie super zabawe, pisały do mnie eski podając się za kolesi z mojej szkoły że mnie widzieli na przerwie że jestem piękna, że chcą się umówić. A ja? Ja myślałam że to prawda. Że ktoś może mnie pokochać. Jednak szybko do mnie dotarło że to tylko żarty. Że znów jestem tą najgorszą.

Mój chłopak Bartek zaprosił mnie na urodziny do swojego kolegi, a mojego kuzyna którego nie znałam, ale wiedziałam gdzie mieszka, Bartek nie wiedział. Myślałam że pójdę na godzine i wróce do domu. Na tej imprezie był Piotrek. Trochę pogadaliśmy i bardzo mi się spodobał, poszliśmy na spacer, a on pytał o mnie, o moje plany, myśli itp. Zapytał dlaczego jestem z Bartkiem, że przecież nie pasujemy do siebie. (Całą impreze ja tańczyłam z wszystkimi kolesiami, a Bartek siedział komputerze i czegoś tam szukał.) Po tych urodzinach kuzyna dałam Piotrkowi mój numer, zaczęliśmy się spotykać. Zerwałam z Bartkiem praktycznie z dnia na dzień i byłam z Piotrkiem ok 4 miesięcy, byłam z nim na weselu jego siostry, później on był ze mną na szkolnej imprezie. W grudniu powiedział mi że bierze narkotyki, teraz myśle że bał się że dowiem się od kogoś innego. W styczniu napisał że nie chce ze mną być, że to koniec. Okazało się później że od jakiegoś czasu mnie zdradza. W maju wrócił, przeprosił że tak zrobił, a ja .... kochałam i wybaczyłam. Byliśmy razem miesiąc. W moje imieniny napisał mi eska że ma kogoś i że to koniec. Nie czułam złości, wiedziałam że przecież inni mówili że ma inną, ale ja im nie wierzyłam. Z czasem zaczeliśmy do siebie pisać, wyjaśniliśmy wszystko, i teraz od czasu do czasu się widujemy, on ma panne, która w końcu pokazała mu że w jej rękach jest zabawką i osobą która musi się podporządkować. A ja?? Nie żałuje że tak się stało.

I ostatnia już historia. Zawsze po szkole spotykałam się z kolegą P. i razem szliśmy na autobus. Tego dnia dostałam eska z nieznanego numeru żebym przyszła pod jego szkołe. Później okazało się ze to numer jego kolegi, bo P. nie miał kasy na koncie. Wieczorem z tego samego numeru dostałam eska, zaczeliśmy pisać do siebie. Chyba jedyny koleś który w wieku 16 lat tak racjonalnie i poważnie myślał o wszystkim. Z czasem dowiedziałam się jak wygląda, i chciałam przestać z nim pisać bo nie podobał mi się on sam, jego styl bycia, ubioru i długie włosy..... Jednak nie zrobiłam tego, spotkaliśmy się w czerwcu, poszliśmy na pizze, super nam sie gadało. Zaczeliśmy sie częściej spotykać. Powiedział że kocha.... Ja tych słów nie umiałam powiedzieć od razu, dopiero z czasem..... Teraz jesteśmy razem prawie 2 lata i jestem pewna że tak już będzie zawsze....
napisał/a: zetka34 2009-08-22 21:25
Moja historia chociaż banalna nie ma jeszcze zakończenia..
Ponad 10-letni staż małżeński, córka w wieku wczesnoszkolnym..
Ja do niedawna zagubiona, zakompleksiona , zdołowana przez męża dyktatora i egoistę kobieta..
Zaczęło się niewinnie, flirt przez internet..
pożniej spotkania..muszę przyznać że nie od razu przypadł mi do gustu..
tylko to jak na mnie patrzył..jak mówił..prawił komplementy..dla niego byłam piękna..seksowna..nagle zaczęłam bardziej dbać o siebie..uśmiechać się..
nie, po prostu się śmiać , cieszyć życiem.
Nie kocham go chociaz jest mi z nim dobrze i jest mi bardzo bliski , z mężem juz zupełnie się nie układa, jestem z nim tylko dlatego że bardzo boję się rozwodu ( to bardzo mściwy człowiek , w którego moja córka jest ślepo zapatrzona mimo iż jak ja boi się go bardzo)
Problem w tym że "mój nowy facet" bardzo się zaangażował.
Bardzo mnie kocha i chce ze mną stworzyć nowa rodzinę.
Namawia do rozwodu..
Jest wiele w stanie dla mnie i mojej córki zrobić , zresztą wiele robi..
Czuję się okropnie.. że go wykorzystuję..oszukuję..
Nie chcę być już z mężem ale też nie chciałabym od razu wiązać sie z kimś
na stałe.
Powtarza że mnie kocha, że jestem miłością jego życia..a mnie nie chce przejść to wyznanie przez gardło mimo że to wyjątkowy człowiek i wiele dla mnie znaczy.
Mówiąc w temacie o cierpieniu.. miałam na myśli ludzi których skrzywdzę
cokolwiek postanowię zrobić...
zetka34
Cikitusia
napisał/a: Cikitusia 2009-08-22 21:46
Zetka.... Rozumiem że się boisz, ale skoro z mężem już nic Cię nie łączy, skoro nie czujesz się przy nim prawdziwą kobietą, dlaczego nadal z nim jesteś? Owszem rozwód jest trudny, widać to po wypowiedziach innych osób, które się z tym borykają. Ale skoro jest ci dobrze z kimś innym? Po co cierpieć w obecnym związku. Myślę że rozwód to dobre rozwiązanie. A przecież nigdzie nie jest powiedziane że od razu po rozwodzie musisz tworzyć kolejny związek. Może lepiej odpocząć, poczekać, zebrać myśli. A skoro ten mężczyzna mówi że kocha, to jestem pewna że zaczeka na Twoje słowa, na Ciebie.
napisał/a: gwiiazdkaaa 2009-08-26 15:47
Mój obecny i ówczesny chłopak zawsze w oczach dziewczyn był ideałem. Przystojny, z dobrej rodziny, prowadzi z ojcem firmę, jego matka jest lekarzem, studiował, był piłkarzem. Naturalne, że miał wady. Był typem imprezowicza, dziewczyny zmieniał jak rękawiczki. Wtedy, kiedy go poznałam zakochałam się na zabój.. Ja miałam 15 lat, on właśnie miał 18-nastkę. Zmienił się w jednej chwili - był tylko dla mnie, kochany, czuły, idealny! Kiedyś moja przyjaciółka powiedziała, że widziała go z inną, całowali się, powiedziała, że mnie zdradza. Wierzyłam jej, ufałam jej wtedy jak nikomu. Niestety później okazało się, że to prawda. Przyznał się, że zdradził, zastrzegł, że raz. Z koleżanką z liceum, z którą kiedyś był, którą zawsze miał na zawołanie, która zawsze go kokietowała, nawet w mojej obecności. Chyba nie muszę mówić jak się wtedy czułam.. Byłam wściekła na siebie, zastanawiałam się czego mogłam się spodziewać po facecie, który miał przede mną tyle dziewczyn i z żadną nie był dłużej niż miesiąc. To było na początku naszego związku, zerwaliśmy. Mamy wspólnych znajomych, więc kontakt był nieunikniony. Kiedyś wyjechaliśmy razem z nimi na wakacje i wróciliśmy do siebie. Tak po prostu, bo znów przeżywaliśmy to co wtedy, gdy się poznaliśmy. Zaczęło się wszystko od nowa znowu był idealny, cudowny, kochany... Wyrzucał sobie to jak postąpił, mówił, że wtedy się zmienił, że żałował. I tak jest do tej pory. Wiem, że mnie nie zdradza. Ufam mu w 100%. Może zdałam sobie sprawę, że wtedy byliśmy dziećmi i nie myśleliśmy tak poważnie o życiu, żyliśmy z dnia na dzień. Dziś potrafimy o tym swobodnie rozmawiać, a nawet żartować wspólnie z tego.. Mamy cudowną córcię, w naszym związku praktycznie nie ma rutyny. Teraz mogę śmiało o nim powiedzieć, że to mój ideał, bo nie wyobrażam sobie innego życia ;)!