Panna Patologia

napisał/a: Annie 2014-05-30 15:55
Uwaga, to będzie długie, ale nie nudne :)

Czy zdarzyło Wam się spotkać na swojej drodze osoby, które wślizgnęły się do waszego życia "cichaczem", ze słowami dobrej woli na ustach, żeby w konsekwencji siać chaos i zniszczenie? Osoby, które żałujecie, że kiedykolwiek miały z Wami cokolwiek wspólnego? I nie chodzi mi tu o kwestie stricte związkowe, a o "normalne" znajomości. Osoby, które "wydawałoby się" chciały dobrze, a jedyne co rzeczywiście robiły, to szkodziły i mieszały?

Podzielę się z Wami moją historią.

Dobre kilka lat temu, będąc w stanie dość dużej niespójności wewnętrznej i ogólnego rozbicia, napotkałam kobietę, o kilka lat ode mnie starszą, która sama, z własnej woli postanowiła mnie z dołka wyciągnąć ( nota bene, koleżanka z firmy, do której ja ledwo co dołączyłam). Chciałam wyrwać się z wyniszczającego związku z partnerem, więc kobieta mi w tym pomogła. Tłumaczyła godzinami, że tak być nie może, wyciągała "do ludzi", na imprezy, na wyjazdy et cetera. W końcu, kiedy zdecydowałam - ZRYWAM - pomogła mi pod nieobecność mojego już ex, zabrać wszystkie moje rzeczy od niego z domu i... żebym przypadkiem nie złamała swojej silnej woli i nie wróciła do niego, zabrała mnie do siebie na 2 tyg. (mieszkała sama) To były bardzo fajne 2 tygodnie. Rowery, baseny, SPA, kina, imprezy, szybkie wypady samolotem: Barcelona, Paryż, Wiedeń - tak na dzień lub kilka godzin. No i oczywiście wspólna praca. Spędzałyśmy ze sobą 24h na dobę przez te 2 tygodnie. Potem ja wróciłam do siebie, ale taka mocna "zażyłość" została.

Minął rok. Byłyśmy do siebie dość "przyległe" ale zaczęły się też problemy. Przede wszystkim o moją przyjaciółkę. Kobieta nie lubiła jej i nie akceptowała, pomimo, że widziała ją raz! ( Przyjaciółka moja mieszka w NZ, więc "na żywo" widujemy się 2,3 razy w roku, ale kontakt mamy, czy to telefoniczny, czy netowy - codzienny) Wmawiała mi, że moja przyjaciółka tak na prawdę moją przyjaciółką nie jest, ponieważ utrzymuje kontakt z moim byłym (nic dziwnego, znają się ponad 15 lat i to przez nią go poznałam), więc gdyby na prawdę była "mi wierna", urwałaby z nim kontakt.

Kolejnym problemem były moje randki z innymi facetami. Wszystko niby ok, pomagał mi się szykować, malować, biegała po sexi ciuszki ze mną po sklepach... ale jeśli już dochodziło do 2,3 randki z tym samym chłopakiem, coś się zmieniało. Kobieta zaczynała być coraz bardziej natarczywa w pytaniach o potencjalny związek, o moje plany odnośnie danego chłopaka, o to, czy to na poważnie. Jednocześnie zaczynała "wymyślać" wspólne wyjazdy, dodatkowe zlecenia w pracy, jakieś wyjście i imprezy, uniemożliwiając mi dość skutecznie, spotykanie się z danym chłopakiem. Nie mogłam odmówić, bo był płacz ( dosłownie) i zgrzytanie zębów (dosłownie).

Dlaczego się na to zgadzałam? Dlatego, że było mi głupio ją odtrącać, skoro ona tak mi wcześniej pomogła i pomagała nadal. Teraz, z perspektywy czasu wiem, że dałam się złapać w pułapkę. Ja jej nigdy o pomoc nie prosiłam- ona "pomagała" mi sama, wmawiając mi wręcz, że tej pomocy potrzebuję. Prawda była taka, że sukcesywnie, drobnymi kroczkami, przez 3 lata przywiązywała mnie coraz bardziej do siebie. Wymagała ode mnie lojalności 100%. W końcowej fazie tego "związku", odebrała mi prawo do jakiejkolwiek prywatności.

Nie dam rady opisać wszystkich patologii, których ta kobieta się dopuszczała. Przytoczę kilka.

Rozmawiałam na gg z moją przyjaciółką. Ona pisała, że kobieta trochę przesadza chyba, w wymyślaniu mi rozrywek i generalnie jest dziwna. Moja przyjaciółka zasugerowała w żartach, że może jest ona lesbiją i sobie mnie upatrzyła. Odparłam, żeby nigdy nie mówiła takich rzeczy osobiście kobiecie, jak się spotkają kiedyś, bo ona jest totalnie przewrażliwiona na punkcie wszystkiego, co jej dotyczy. ( w żartach, bo kobieta 100% hetero)
Kilka dni później kobieta wpadła rozwścieczona do biura ( jak wspominałam na początku, pracowałyśmy razem) wrzeszcząc na całe gardło - jak ja śmiałam być tak nielojalna i pisać o niej mojej przyjaciółce, że jest przewrażliwiona. I jak moja przyjaciółka śmiała pisać, że ona jest lesbijką! Awantura na 2 piętra budynku z latającymi przedmiotami...Okazało się, że kobieta regularnie czytała moje prywatnie wiadomości. ( podpatrzyła moje hasło a ja czasem zostawiałam lapa w biurze, jak się po pracy wybierałam "na miasto"). Rozeszło się po kościach

Jakiś czas potem, zaczęłam się spotykać z chłopakiem. Nic poważnego, ale jednak. Planowaliśmy razem sylwestra w knajpie. Kobieta zapytała mnie o plany sylwestrowe. Kiedy odpowiedziałam, przyklasnęła i zakrzyknęła -"Super pomysł! Zarezerwuję sobie też miejsce w tej knajpce. I dla mojej siostry i jej męża. Razem będziemy się wszyscy bawić" Nie zdawałam sobie sprawy, co nadciąga...
W telegraficznym skrócie, brat jej żony upił się niemiłosiernie i zaczął się do mnie dobierać. Łapał mnie za d*pę i cycka, ciągnął za rękę na parkiet - moje NIE, NIE, NIE - nie dawało efektu. Prosiłam, aby kobieta uspokoiła szwagra, ale ona nie podjęła tego trudu. Bardzo ja ta sytuacja bawiła. Natomiast wkurzył się mój chłopak, co z resztą było do przewidzenia. Chciał delikatnie "uspokoić" szwagra, który przerzuciwszy mnie sobie przez ramię, ruszył w stronę parkietu ( po raz kolejny) I wtedy wkroczyła kobieta!! Oj wkroczyła jak się masz! Złapała mnie za rękę, wyciągnęła na zewnątrz, i dawaj awantura! Że ja swojego fagasa napuszczam na jej RODZINĘ! Tłumaczę pijanej w sztok, że szwagier od 2 godzin nie trzyma łap przy sobie i ja już mam dość. Kobieta na to " No i co z tego, że nie trzyma? A co? Ty teraz taka święta? Tylu Cię macało, że kolejny nie zrobi Ci żadnej różnicy, więc się od**erdol od mojej rodziny!" Szczęka mi opadła... Mój chłopak wyszedł za nami i to usłyszał, więc wrócił się do klubu po mój płaszcz, dał mi go i mówi "Wychodzimy" Na to kobieta "Sam sobie wychodź, a raczej wyp*****! Nikt Cię tu nie chce! W ogóle Cię tu być nie powinno! To nasz Sylwester"
Pojechaliśmy sobie z tej nieszczęsnej imprezy do niego. Wtedy już było miło. W Nowy rok dostała tylko jakieś pół setki na przemian przepraszających i oskarżających sms'ów od kobiety. Minęło kilka miesięcy, rozeszło się po kościach.

Urządzałam swoje mieszkanie. Kupiłam sobie kinkiety, ale nie miałam ich jak przywiesić, bo nie mam udarówki. Powiedziałam o tym kobiecie. Kobieta odparła, że coś "wymyślimy". Ja poprosiłam, żeby nic nie "wymyślała" bo sobie ogarnę. Poprosiłam byłego. Przyjechał, zawiesił, pojechał. 2 dni później kobieta w biurze mówi, że pożyczyła udarówkę od kumpla i dziś przyjedzie mi zawiesić kinkiety i weźmie winko i będzie babski wieczór i super. Ja na to, że ex mi już zawiesił.... Armagedon. Awantura, wrzaski, płacze, latające dokumenty... bo ona to specjalnie dla mnie a ja... ja bezczelna, ja do byłego? Przecież ja miałam się z nim nie kontaktować! Przecież on niegodny moje kinkiety wieszać, co ja w ogóle sobie wyobrażam!
To był jeden z nielicznych razów, kiedy powiedziałam, żeby poszła się skonsultować z psychiatrą, bo jest z nią źle a ode mnie ma się odp. Wieczorem sms- SORRY! 2h później dzwonek do drzwi: Kobieta z uśmiechem do ucha wpada do mojego mieszkania i zarządza: "Ubieraj się, mam bilety na przegląd filmowy dla nas!". "Chodź szybko, nie możemy się spóźnić!" ... Sen wariata normalnie... No cóż rozeszło się po kościach...

Trwało to do momentu, kiedy po kościach rozchodzić się przestało. Poznałam mojego małża. Kobieta od razu bardzo bardzo na niego się jeżyła. Wydaje mi się, że czuła, że to może nie być jedynie przelotny romans a poważny związek. Moja wytrzymałość się skończyła w momencie, w którym kobieta postanowiła rozmówić się z byłą mojego małża, w celu zdobycia jak największej ilości jego brudów, aby mnie zniechęcić, jednocześnie naciskają na naszego szefa, żeby wytłumaczył mi, że TEN ROMANS źle wpływa na moją efektywność w pracy ( fakt, skończyłam z 14h dniem pracy i pracującymi weekendami). Z pracy odeszłam z dnia na dzień, bez wypowiedzenia, bez pożegnania w zasadzie i to był ostatni raz, kiedy widziałam kobietę. Ona nie próbowała się ze mną już kontaktować.

Tak więc... czy Wy mieliście do czynienia z Panami i Pannami patologiami?

Zapraszam do dyskusji.
napisał/a: e-Lena 2014-05-30 16:19
No Annie, ładne buty...dziwię się, że pozwoliłaś komuś na całkowite opanowanie każdej sfery swojego życia. Albo kobieta była (jest) poważnie zaburzona, albo wyczuła, że jesteś od niej słabsza (byłaś w dołku) i postanowiła Cię wykorzystać do zaspokajania własnej potrzeby kontroli Brzmi strasznie, ale tacy ludzie naprawdę istnieją.

Miałam kontakt z dwiema takimi osobami (co ciekawe też kobietami) - jedną znałam krótko i tylko w przestrzeni zawodowej, ale i tak mój portfel zdążył poważnie na tym ucierpieć, druga była długoletnią "koleżanką", która lubiła uszczęśliwiać innych na siłę, choć akurat nie w takiej skali jak w Twoim przypadku, bo unikałam jej jak mogłam. Z pierwszą kontakt zerwałam całkowicie, z drugą jestem na "cześć" i rozmawiam z nią o sprawach neutralnych

Ale chyba częściej możemy spotkać osoby, które nie są "patologiami", ale chętnie wysysają z innych pozytywną energię
napisał/a: Annie 2014-05-30 16:29
Kobieta opanowywała moje życie metodą małych kroczków przez kilka lat, więc ja nawet tego nie widziałam. zauważyłam dopiero, jak już była jazda bez trzymanki, niestety.

Zgadzam się z tym, że byłam słabsza. Po pierwsze miałam doła że hej, jak się poznałyśmy a po drugie, ona miała kilka lat przewagi nade mną w kwestiach pracowych,a kontakt, chcąc nie chcąc miałyśmy codzienne i to bardzo "ścisły" również w projektach, które robiłyśmy, bo wszystko w pracy robiłyśmy razem - nie z wyboru, ale z wymogu branży. Więc po prostu nie zauważałam, co się dzieje, a że przez większość czasu było miło, to na początku odbierałam te "wyskoki", jako nieszkodliwą ekstrawagancję.


e-Lena napisal(a):Ale chyba częściej możemy spotkać osoby, które nie są "patologiami", ale chętnie wysysają z innych pozytywną energię


Oj tak!
napisał/a: errr 2014-05-30 18:04
nieźle

ja miałam tylko jeden taki dużo lżejszy przypadek. Po przeprowadzce zaczepił mnie jakiś chłopak na jednym z portali umożliwiających kontakt fotografów z modelkami. Też był fotografem amatorem, zaczęliśmy się umawiać na wspólne sesje u nas w mieszkaniu, gdzieś w plenerze. Było ok przez jakiś miesiąc, po tym czasie zaczęły wychodzić różnice w poglądach religijnych/politycznych/gospodarczych/innych. Gość zaczął nas prowokować na fejsie, umieszczał linki do artykułów czy sam pisał komentarze mające nas obrazić lub sprowokować do wypowiedzenia się na dany temat. Kiedy już weszliśmy z nim w jakąś dyskusję zaczął nas wyzywać od idiotów, polaczków, lepszych, gorszych, katoli Rydzyka, moherów, "lepszych" patriotów, jechał po nas jak po łysych kobyłach np. dlatego, że chodziliśmy na mszę za Ojczyznę po takim wyobrażaniu nas na wszystkie sposoby zaczynał się łasić, wszystko wracało do normy, nadal był świetnym kumplem ugadującym się na kolejną sesję. Jednocześnie ujawniła się jego niesłowność - potrafił godzinę przed umawianym tydzień wyjazdem zrezygnować bo albo ktoś mu umarł, albo się rozchorował, albo coś mu wyskoczyło albo coś jeszcze. Odwoływał sesję za sesją, bajerował moje dziewczyny po czym je wystawiał zostawiając tłumaczenie sie za niego na mojej głowie. Ciągle zostawiał mnie z ręką w nocniku. Pałka się przegła kiedy wreszcie zgodziłam się go wziąć na drugiego fotografa na ślub. Podpisaliśmy umowę z Młodymi, wszystko było dopięte na ostatni guzik, wszystko zaplanowane aż dwa tygodnie przed ślubem ten gnój mi mówi, że ma 18 u jakiejś kuzynki i on nie idzie na ten ślub.
Ile ja się wtedy wstydu najadłam...
Nic nie powiedział Młodym, moją prośbę by do nich zadzwonił i choćby nawet przeprosił potraktował jako mega atak na jego osobę i moją wielką upierdliwość.
Nie tłumaczyłam go, powiedziałam Młodym, że drugi fotograf się wycofał ale mam już dla niego zastępcę a on się z nimi skontaktuje aby wytłumaczyć zaistniałą sytuację. Oczywiście nie zadzwonił, oni zadzwonili a ten gnój na nich z mordą czego oni od jaśnie księcia chcą :/
Było mi za niego strasznie wstyd... miałam ochotę go zabić za tak niepoważne, nieprofesjonalne podejście. Sytuacja z Młodymi skończyła się szczęśliwie, foty wyszły super, do tej pory jesteśmy z Młodą dobrymi znajomymi, nawet była z nami raz na wakacjach:)
Od tamtej sytuacji zakończyłam znajomość z niepoważnym dziennikarzem fotoamatorem, nękał i prowokował nas jeszcze dobre pół roku. Jak sobie to przypomnę to do tej pory mnie krew zalewa choć nie utrzymujemy z nim kontaktu od 4 lat
napisał/a: Valkiria_ 2014-05-30 18:08
Oj spotkałam sama kilkoro takich osób w życiu... O dziwo tez były to kobiety. Konkretnie dwie. Traumę mam do tej pory. Tak samo bylam wtedy w dołku i z racji tego bylam łatwym celem... Dla kogos kto chcial cię trzymać pod całkowitą kontrola..
napisał/a: e-Lena 2014-05-30 18:30
errr napisal(a):bajerował moje dziewczyny po czym je wystawiał zostawiając tłumaczenie sie za niego na mojej głowie. Ciągle zostawiał mnie z ręką w nocniku.

Kompletnie nie wierzyłam, że można być aż tak niepoważnym i beztroskim, aż spotkało mnie dokładnie to samo, co Ciebie Tyle, że ja gratisowo zostałam z rachunkami do zapłacenia i ze zobowiązaniami wobec klientów, których zlecenia nie zostały zrealizowane, bo osoba, która była za to odpowiedzialna...zniknęła.

No, ale teraz już wiem, że nie załatwia się niczego "na gębę" i kiedy w grę wchodzą pieniądze nie ma miejsca na bycie miłym. Czytam każdy paragraf w umowach i sto razy się zastanawiam, zanim zdecyduję się na jakąkolwiek "profesjonalną współpracę" z osobą, której kompletnie nie znam. Chociaż takie są plusy całej sytuacji czasami jak człowiek nie dostanie po tyłku, to się nie nauczy
napisał/a: Annie 2014-05-30 18:38
Co tacy ludzie sobie myślą, robiąc gnój w miejscu pracy... ja też się nie raz nie dwa w firmie wstydu najadłam, jak kobieta rzucała czym popadnie wydzierając się, jak by ją za skóry obdzierali.

[ Dodano: 2014-05-30, 18:40 ]
Valkiria_ napisal(a):Tak samo bylam wtedy w dołku i z racji tego bylam łatwym celem...
Valkiria_,

Przyznasz, że jest to obrzydliwe zachowanie, żerowania na chwilowej słabości.
napisał/a: Blanka:) 2014-05-30 19:41
Annie, masakra
Ja się z nikim takim nie spotkałam, może dlatego, że jestem bardzo niezależna i nie cierpię, jak mi ktoś cokolwiek w życiu organizuje
napisał/a: Valkiria_ 2014-05-30 20:12
Annie do mnie z czasem dotarło, ze te dwie laski byly maluczkimi żenującymi czlowieczkami o tak niskiej samoocenie, ze musiały sie dowartościowywać w taki sposób - próbą przejęcia kontroli nad cudzym życiem. Plus taki, ze czlowiek z dołka wcześniej czy później wyjdzie, a takie osoby na stałe żmijami bez wlasnego życia, nie umiejące byc szczęśliwe
napisał/a: 834 2014-05-31 01:42
Mi to co opisuje Annie bardziej wygląda na zaburzenia osobowości typu borderline ;)
napisał/a: Annie 2014-05-31 09:36
834, wiesz co, to była bardziej potrzeba bezwzględnej dominacji i inwigilacji niż borderline. Kobieta Kalkulowała wszystko na zimno a wybuchała tylko wtedy, kiedy już nie mogła się powstrzymać. Jak ja jej "uciekłam", od razu praktycznie znalazła sobie "nową" ofiarę.

[ Dodano: 2014-05-31, 12:17 ]
Valkiria_ napisal(a):nnie do mnie z czasem dotarło, ze te dwie laski byly maluczkimi żenującymi czlowieczkami o tak niskiej samoocenie, ze musiały sie dowartościowywać w taki sposób - próbą przejęcia kontroli nad cudzym życiem.


No właśnie. Mój małż od razu kobietę rozgryzł. Po 2, może 3 z nią spotkaniach powiedział mi, że ona jest taka ZA BARDZO. Za bardzo przyjacielska - do stopnia, w którym jest to aż nienaturalne. Za bardzo towarzyska i za bardzo chcąca być fajną, ze w konsekwencji, jemu wydaje się odpychająca i antypatyczna. Powiedział mi też, że ona strasznie się musi męczyć, utrzymując wizerunek "chodzącej zaje**stości"

Ja kiedyś wspomniałam mu, że kobieta jest znacznie ode mnie atrakcyjniejsza i zdolniejsza. Mój (jeszcze wtedy nie-)małż odparł, że ładniejsza i zdolniejsza jestem ja, ale on widzi, że kobieta stara się, abym myślała dokładnie odwrotnie.

Tak więc, to co piszesz Val, że osoby takie są zakompleksione, bez własnego życia i z niskim poczuciem własnej wartości, jest bardzo akuratne.
napisał/a: 834 2014-05-31 12:53
Ciekawe czy u facetów też takie historie (histerie?) się zdarzają