Informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. forum rozmowy.polki.pl zostanie zamknięte. Jeśli chcesz zachować treści swoich postów lub ciekawych wątków prosimy o samodzielne skopiowanie ich przed tą datą. Po zamknięciu forum rozmowy.polki.pl, wszystkie treści na nim opublikowane zostaną trwale usunięte i nie będą archiwizowane.
Dziękujemy!
Redakcja polki.pl
Dodatkowo informujemy, że w dniu 17.07.2024 r. wejdą w życie zmiany w Regulaminie oraz w Serwisie polki.pl
Zmiany wynikają z potrzeby dostosowania Regulaminu oraz Serwisu do aktualnie świadczonych usług, jak również do obowiązujących przepisów prawa.
Najważniejsze zmiany obejmują między innymi:
- zakończenie świadczenia usługi Konta użytkownika,
- zakończenie świadczenia usługi Forum: Rozmowy,
- zakończenie świadczenia usługi Polki Rekomendują,
- zmiany porządkowe i redakcyjne.
Z nową treścią Regulaminu możesz zapoznać się tutaj.
Informujemy, że jeśli z jakichś powodów nie akceptujesz treści nowego Regulaminu, masz możliwość wcześniejszego wypowiedzenia umowy o świadczenie usługi prowadzenia Konta użytkownika. W tym celu skontaktuj się z nami pod adresem: redakcja@polki.pl
Po zakończeniu świadczenia usług dane osobowe mogą być nadal przetwarzane, jednak wyłącznie, jeżeli jest to dozwolone lub wymagane w świetle obowiązującego prawa np. przetwarzanie w celach statystycznych, rozliczeniowych lub w celu dochodzenia roszczeń. W takim przypadku dane będą przetwarzane jedynie przez okres niezbędny do realizacji tego typu celów, nie dłużej niż 6 lat po zakończeniu świadczenia usług (okres przedawnienia roszczeń).
po jakim czasie do lóżka??
Skorpik26 Twoja wypowiedz swiadczy ze czas po jakim powinno sie pojsc do lozka z osoba nam bliska nie jest juz ustalony z gory.I to prawda.Jezeli jestes pewna uczuc swojego partnera,oboje sie kochacie to kazdy moment jest odpowiedni:)A zdarza sie i tak jak skorpikowi26 ze ich wielka milosc zaczela sie od wspolnej nocy:)Jak ktos tu napisal "masz swoj rozum" sama bedziesz wiedziala kiedy nastapi ten odpowiedni moment.
------------------------------------
[url]www.napowaznie.pl[/url] - seks bez tajemnic...
Niby sobie mówię, że najlepiej po prostu zdać się na intuicję. Jeszcze nie wiem, czy z tego będzie poważny związek, ale nie wykluczam takiej możliwości. Na pewno bym chciała. I seks jako jakaś tam czysto cielesna przygoda nigdy mnie nie pociągał, jednak musi być jakaś więź i zaufanie, bo odsłaniasz nie tylko ciało, ale przede wszystkim emocje.
Poznaliśmy się jakoś trzy miesiące temu. Świetnie nam się rozmawiało, od razu mi się spodobał, najwidoczniej ja jemu też. Pomyślałam od razu, że może coś by z tego mogło być, ale pewnie później. Bo on jakieś 3 miesiące wcześniej rozstał się z dziewczyną po 3 latach związku. W takiej swobodnej, przyjacielskiej rozmowie wyszło na to, że na pewno z jego strony już koniec, nie chciałby powrotu, ale tez jeszcze nie umie myśleć o nowym związku. Ja byłam w związku poprzednim krócej, ale przez pół roku po rozstaniu cierpiałam naprawdę mocno.
No i jakoś tak wyszło, że po tygodniu coś zaiskrzyło, zupełnie spontanicznie i niespodziewanie pierwsze pocałunki. Pomysł na wspólny wypad za miasto był mów, ale raczej się nastawiałam na przyjacielskie relacje. On zgodził się chętnie, widać tamta rozmową jakoś go zauroczyłam. Czas nam się miło spędzało, gadaliśmy, śmialiśmy się, nie było żadnych starań, by zrobić wrażenie na drugiej osobie, byliśmy sobą. Czekaliśmy na odjazd autobusu jakoś tak bardzo późnym wieczorem. Jakoś tak samo się potoczyło, oparł głowę na moim ramieniu, pogłaskałam go po włosach (w końcu odrobina czułości nie musi zaraz oznaczać nie wiadomo czego, tak z założenia niewinnie), objął mnie, zaczęliśmy się całować. I byłam szczęśliwa, choć przerażona. Potem kilka spotkań - nie lubię jeszcze słowa "randka", tylko pocałunki i trzymanie się za rękę. Aż małe spięcie, niepotrzebne wybuchy, bo oboje mieliśmy złe nastroje i jakieś własne sprawy na głowie. Stwierdził, że nie jest gotowy na związek, bo ma za dużo na głowie i swoje plany. Odpisałam, że ja też się związku jeszcze boję, ale powinniśmy porozmawiać i kiedy będzie miał czas i ochotę, to niech się odezwie. Wiedziałam, że czasu nie ma, więc kilka dni czekałam. Potem jeszcze raz przeprosiłam i napisałam, że chciałabym nadal mieć w nim kumpla i przyjaciela, a gdyby było kiedyś coś więcej, to chyba oboje będziemy pewni czego chcemy. I to tak różnie się układało, czasem się spotykaliśmy w gronie paru osób znajomych, czasem cisza i obojętność. W końcu po paru tygodniach nie odzywania się napisał, że chciałby się spotkać i ma nadzieję, że nie jest na tę rozmowę za późno, ale musiał sobie pewne rzeczy przemyśleć. Nie byłam pewna, co chce powiedzieć, więc się denerwowałam - mógł równie dobrze powiedzieć, że mnie w ogóle nie potrzebuje. w międzyczasie nie wytrzymał i napisał maila, że przeprasza za ucieczkę, że spanikował, ze ze mną czuł się dobrze i już wie czego chce. Potem znów nagła cisza. Napisałam, że jeśli zmienił zdanie, nie będę mieć mu za złe, tylko chcę wiedziec na czym stoję. W końcu zaproponował spotkanie. Miałam mieszane uczucia, ale stwierdziłam, że w końcu to ja chciałam mieć w nim kumpla, jak nic więcej nie wyjdzie, więc z kumplem mogę się spotkać i pogadać. Zaczął od przeprosin za swoje głupie zachowanie - sympatycznie, prawda? i że musiał jeszcze z czymś co było się uporać i że będzie dobrze.
Rozmawialiśmy z początku na neutralne tematy, nie do końca wiedząc jak się powinniśmy zachować, po paru chwilach znów już znów przytuleni do siebie, czułam się zupełnie spokojnie i naturalnie, znów bez tego idiotycznego wrazenia, ze ktoś komuś próbuje zaimponować. O nas nie mieliśmy jakoś odwagi zbyt dużo mówić, żadnych planów. Ogólnie to jakieś optymistyczne raczej konkluzje, że wszystko "wyjdzie w praniu", że będzie dobrze i nie ma co myśleć za dużo, bo z rozkminiania wszystkich możliwości rzadko wychodzi coś dobrego.
Z delikatnych gestów zrobiły się już bardziej zaawansowane pieszczoty. Jednak stchórzyłam, powiedziałam, że przepraszam, ale nie mogę, jeszcze za dużo niepotrzebnych myśli i niepewności. Przytulił mnie i powiedział, ze w porządku.
Wiem, że mogłabym zrobić to z nim z nim wtedy i mogłabym na następnym spotkaniu, że chcę tego, ale boję się zaangażowania. Boję się, żeby wszystkiego nie zepsuć przez za szybkie tempo. Chociaż z drugiej strony, wiem na pewno, że tego chcę, więc czy odczekanie tygodnia czy dwóch coś zmieni. Gdyby i tak się miało wszystko pochrzanić, to się popsuje tak czy inaczej. A jeśli facetowi zależy, to chyba nie ma podstaw myśleć, że się coś zepsuje. Poddać się chwili i nie myśleć za dużo? Właśnie ten brak udawania w naszych spotkaniach wydaje mi się, że dobrze rokuje, ale z drugiej strony, im bardziej mi zaczyna zależeć, tym bardziej zaczynam się bać i się zastanawiać niepotrzebnie.
Myślę, że kiedy zaproponuje spotkanie, to zależnie od okoliczności i nastroju, będzie co ma być, a jeśli się zaniepokoję dłuższym milczeniem, gdyby tak było, to sama wyjdę z inicjatywą, że pogadać chce i wtedy szczerze powiem o swoich wahaniach. Jak uważacie? Dobrze myślę?