podwójne życie

napisał/a: bodek34 2009-06-27 07:43
Widzę, że głównie piszą tutaj osoby opuszczone przez najbliższych, które cierpią po stracie kogoś ważnego. Moja historia jest trochę inna, może trochę przydługa (nie da się tego skrócić), ale jeżeli ktoś ma dość cierpliwości na przeczytanie wszystkiego to będę wdzięczny…
Jestem 10 lat po ślubie, mam dwójkę dzieci (3 i 6 lat). Trzy lata temu zaczęły się ze mną dziać jakieś dziwne rzeczy: panicznie zacząłem bać się utraty pracy i środków do życia. Doszło do tego, że rano po wstaniu wymiotowałem ze strachu. Dodam tutaj, że w mojej branży jestem raczej wysoko notowany i większość osób z tego kręgu powinna mieć o wiele więcej powodów do stresu. Znajomy polecił mi wizytę u psychiatry. Dostałem prochy, które trochę mnie wyciszyły i zacząłem psychoterapię. Po kilku spotkaniach kiedy mój „świrus” zapytał: „Czego w życiu nie da się zmienić?” odpowiedziałem obok kilku rzeczy, całkiem mechanicznie: „małżeństwa”. Od tego się zaczęło. Zacząłem sobie uświadamiać tragiczną prawdę. Moje wyobrażenie miłości kompletnie zaczęło rozmijać się z tym co mam w życiu. Wyszło na jaw, że decyzja o małżeństwie została podjęta pod wpływem silnych uczuć negatywnych: bałem się samotności po nieudanym wcześniej krótkim związku i uważałem, że „nic lepszego już nie spotkam”. Na usprawiedliwienie powiem, że nie byłem tego świadom, czułem jedynie że w dniu ślubu powinno być jakoś inaczej. Zwalałem to jednak na stres. Reasumując krótko ten wątek: moje decyzje życiowe, dotyczące także małżeństwo, obarczone były ciągłym lękiem przed niepowodzeniem, chociaż tak naprawdę mógłbym sięgać dużo wyżej (nie chodzi o to, że moja Żona jest osobową o małej wartości, chodzi o to jedynie że w moich oczach jest nie dość atrakcyjna).
Ostatnie dwa lata, zacząłem mierzyć się z myślą o zorganizowaniu sobie „drugiego życia” jako jedynego lekarstwa na dręczące mnie problemy. Nie mieściło mi się to jednak w głowie. Działałem nieustannie pod wpływem silnego poczucia winy, że okłamuję co do uczuć siebie i żonę, krzywdząc tym samym swoje dzieci. Mój terapeuta stwierdził, że gorzej ukrywać fakt nie kochania kogoś, niż być przez kogoś nie kochanym. Dodam tutaj, że każda moja decyzja tak wcześniejsza jak i późniejsza była podejmowana w 100% przeze mnie- on mi niczego nie narzucał. W kwietniu tego roku pojawiła się „na horyzoncie” bardzo atrakcyjna dziewczyna. Od dwóch miesięcy korespondujemy stale, kilka razy spotkaliśmy się i kochaliśmy. Seks jest wyśmienity, ale poczucie winy rujnuje cały mój dobry nastrój. Nie czuję kompletnie stabilności w życiu, nie wiem czego chcę i nie jestem w stanie przewidzieć do czego to prowadzi. Jednak zrezygnować z romansu to cofnąć się do punktu wyjścia, w którym nie czułem się szczęśliwy.
W tym miejscu muszę opowiedzieć też trochę o mojej Żonie. Bardzo ją szanuję. Jest dobrą matką i potrafi być przyjacielem (którego okłamuję). Kocha mnie. Z drugiej strony 3 lata w domu z dziećmi podcięły jej skrzydła. Nie stara się być już dla mnie atrakcyjna, skoncentrowała się wyłącznie na dzieciach. Fakt, że nie przynoszę „kwiatków”, jednak nie pamiętam kiedy zrobiła coś dla mnie spontanicznie. Jeżeli chodzi o seks, jest beznadziejnie. Przez ostatni miesiąc starałem się ją testować; tak się złożyło że nie spotykałem się z moją kochanką, ponieważ przyjechał z zagranicy jej mąż i nie było możliwości, więc pomyślałem że to dobry czas żeby „odbudować” trochę nasze życie w sypialni z Żoną. Przeważnie jednak to ja jestem tym „namawiającym” i postanowiłem że tym razem zagram „takiego co może się powstrzymać” i zaczekam aż ona zacznie mnie namawiać. Miesiąc to naprawdę długo, a my jesteśmy po 30-stce więc u kobiet to czas duuużej aktywności. I co? I nic. Ona ani razu nic nie chciała. Przyznam, że pewnego razu o mało nie „pękłem”. Gładziłem ją po nodze i zero odzewu. Jednoczenie powziąłem decyzję, że nie będę się teraz masturbował. Po dwóch tygodniach miałem problemy ze snem, bo ciągle myślałem o bzykaniu. Pomyślicie, że wyglądam jak potwór i Żonie się nie chce? Otóż jestem byłym zawodowym sportowcem, mam 185 cm i w opinii wielu kobiet jawię się jako atrakcyjny typ. Bez fałszywej skromności sylwetkę mam taką jak kolesie z „Men’s Health”- takie są fakty bo nawet kiedyś miałem taką sesję fotograficzną, nie chwalę się, chcę oddać rzeczywistość taką jaka jest.
Moja kochanka potrafi całkowicie oddzielić życie prywatne od romansu. Może kochać się jednego dnia z mężem a potem ze mną mówiąc mi że nigdy nie była „z tak przystojnym gościem” (wydaje mi się, że jest przy tym szczera). Kiedyś odebrałbym ją jako psychopatkę, teraz realistkę. Uczę się od niej zabijania wyrzutów sumienia. Trochę lepiej już mi się to udaje, choć do niej mi daleko. Według mnie jest kilka wyjść z tej sytuacji, a żadne nie jest idealne. Przedstawię je w punktach poniżej:
- Zakończyć romans, wrócić do Żony i udawać przed sobą że się kochamy. W tym wariancie jednak mimo woli będę czekał „na prawdziwą miłość”, która raczej nie nadejdzie.
- Kontynuować romans i prowadzić podwójne życie. U kochanki rekompensować sobie niedostatki życia codziennego. Po zakończeniu romansu (które prawdopodobnie kiedyś nastąpi szukać sobie następnej kochanki).
- Rozwieźć się, rujnując przy tym życie Żonie a przede wszystkim dzieciom. Mamy czym się dzielić-mieszkanie dostaliby w całości, jednak obawiam się że Żona nie jest w stanie zapewnić dzieciom należytej egzystencji w sensie materialnym. Tak naprawdę nie wiem co ona by zrobiła, obawiam się nawet najgorszego (teraz od tego siedzenia w domu ma symptomy depresji-nawet namawiałem ją na leczenie).
Jak widać rozwiązania są trzy, wszystkie [Mod: pip-pip]. Jeżeli ktoś ma jakieś uwagi, refleksje itp. to bardzo proszę o odpowiedzi. Wolałbym nie być umoralniany bo tak jest najprościej i to może zrobić każdy. Zresztą kanony postępowania pozostają zawsze w relacji do norm społecznych obowiązujących w danym środowisku. U arabów i nie tylko posiadanie pięciu kobiet nie jest niczym złym, a to nie ja wybrałem sobie za miejsce urodzenia kraj katolicki (gwoli formalności: generalnie arabów nie popieram). Chodzi mi o znalezienie konstruktywnego wyjścia z sytuacji, w którym ani ja ani moja Żona nie palniemy sobie za kilka lat w łeb.
napisał/a: Mrs.Hyde 2009-06-27 09:42
wedlug mnie jedynym rozwiazaniem jest rozmowa z zona i rozwod. i ona i dzieci beda znacznie bardziej cierpiec zyjac w domu bez milosci. o utrzymywanie dzieci nie powinienes sie martwic- przeciez bedziesz na nie placil, prawda? a sytuacja w ktorej jestes teraz jest niedopuszczalna. wybacz, ale straszny [Mod: pip-pip] z ciebie... dlatego ze oklamujesz z premedytacja osobe ktora dala ci dzieci i siedzi z nimi w domu zebys ty mogl sie realizowac...
napisał/a: ~gość 2009-06-27 09:52
Cóż ,zanim zostaniesz zlinczowany to spróbuję jakoś rozszyfrować Twój chaos w którym tkwisz.
brak miłości do żony i szukanie romansu to jest właśnie efekt źle podjętych decyzji które Cię załamały w pewnym punkcie i teraz tkwisz w chaosie. Ożeniłeś się z byle jaką kobietą (w sensie emocjonalnym) i właściwie trwasz cały czas kontemplując swoje "nic lepszego mi się nie przytrafi". Zacznijmy od tego że ludzie to nie jest coś czy nic ,to są ludzie którzy mają uczucia, Ty pewnie tego niedostrzegałeś i traktowałes ich przedmiotowo. Nie wiem od którego punktu w swoim życiu zacząłeś tak podchodzić do ludzi ale to jest niepokojące.
Co do Twojej aktualnej sytuacji, myślę że powinieneś się zarówno rozwieść jak i zerwać z kochanką, lepiej mieć wyrzuty sumienia niż być wybrakowanym zerem człowieczeństwa. Jeśli chodzi o sprawy materialne, możesz dalej dzieci i swój były dom utrzymywać i jakoś tam wyciągnąć żonę z depresji (może ona intuicyjnie czuła że jej nie kochasz i rozwód będzie dla niej odetchnięciem i postawi ją na nogi?) .A dzieci przeciez nie zaniedbasz po rozwodzie ,prawda? o ile nie zabijesz w sobie to człowieczeństwo czego uczy Cię kochanka.
Na pewno masz powazny problem ze sobą i musisz sobie zadać pytanie od czego się zaczęło ,z czego byłeś niezadowolony. Poza wzięciem ślubu bez żadnych uczuć czysto interesownie ,podejrzewam że zdarzyło się coś jeszcze wcześniej co zaważyło na Twoim stanie umysłu.
PS. jak założę szpilki to jestem wyższa od Ciebie ; P więc się nie chwal.
napisał/a: sorrow 2009-06-27 13:25
bodek34 napisal(a):Uczę się od niej zabijania wyrzutów sumienia.

Zniszczysz w ten sposób siebie. Wyrzuty sumiena choć zazwyczaj niewygodne to jedyny zawór bezpieczeństwa jaki posiadasz. W trudnej sytuacji zawsze masz do wyboru, albo wybrnąć z niej zgodnie ze swoimi przekonaniami, albo zabić wyrzuty sumienia. Gdyby jeszcze dana sytuacja dotyczyła tylko ciebie, to trudno. Twoja kochanka na przykład właśnie niszczy swojego męża, który może o tym nie wie, ale dowie się pewnie prędzej czy później, a wtedy jego psychika przeżyje katastrofę.

Widzę, że już sobie wytłumaczyłeś skąd takie "nieudane" małżeństwo ci się trafiło. Hmm... nie będę oceniał trafności, chociaż wygląda mi to na takie odsuwanie winy od siebie. Bardziej mi to wygląda na wpadnięcie w rutynę małżeńską zarówno z twojej jak i żony strony. Jeśli chodzi o wyjście z sytuacji, to zależy od tego kim jesteś i co dla ciebie ważne. Jeśli cenisz sobie szczęście własne ponad wszystko to oczywiście wchodzi w grę albo rozstaine z żoną, albo ukrywaine przed nią (z wariantem zabicia wyrzutów sumienia). Jeśli z kolei wiesz co to odpowiedzialność znajdziesz sobie tyle sił, żeby coś z obecną sytuacją zrobić, to powinieneś zerwać z kochanką. Zawarłeś z żoną pewien układ na dobre i na złe (czyli małżeństwo), macie dzieci wobec których zobowiązałes się zapewnić im pełną rodzinę. Co tam seks... to z pewnością atrakcja... ale za 10 lat będzie dla ciebie o wiele mniej znaczył. Wtedy będziesz cenił inne sprawy, które będą wpływały na resztę twojego życia. Na twoim miejscu przez te 10 lat zamiast "atrakcji" próbowałbym zrobić coś dobrego z tym co już mam. Ożyw związek, porozmawiaj z żoną, skup się na dzieciach. To od ciebie (was) zależy co ze związkiem zrobicie. Mimo, że jest obecnie w złym stanie, to nie oznacza, że nic z nim dobrego zrobić nie można. Od ciebie to zależy i od odpowiedzialności. Odkąd się ożeniłeś nie jesteś już jedynie odpowiedzialny za swoje życie. Szczęście powinieneś osiągać dbając o wszystkie osoby ze swojej rodziny, a nie jedynie o siebie. Nie można się tak łatwo wypisać "bo nie wyszło".
napisał/a: majka 83 2009-06-27 15:01
bodek 34 wiesz co jest twoim głównym problemem? - to ,że nie kochasz. Miłość uskrzydla,dodaje energii, chce się żyć i góry przenosić a ty...usychasz po prostu dzień po dniu...

Prawda jest taka,że tkwisz w układzie z kochanką-układzie, który cię wyniszcza i pogrąża.Uczysz się zabijać wyrzuty sumienia?
Nie ty się odczłowieczasz. Imponuje ci to,że jest realistką? To nie jest realistka tylko pozbawiona skrupułów egoistka i psychopatka.
Uciekaj z tego związku zanim zjedzą cię wyrzuty sumienia! Ty się do tego po prostu nie nadajesz! Nie umiesz żyć z tym co robisz, jesteś rozdarty,uciekaj, zanim pewnego dnia "palniesz sobie w łeb".
Jeśli musisz zdradzać rób to z miłości albo wcale.

To nie jest umoralnianie tylko argumentacja dlaczego nie pkt 2 i 3.

Co możesz zrobić?
Zrealizować pkt 1 z pewnymi poprawkami.

Nie opuszczaj żony i dzieci, to,że żony nie kochasz nie daje ci najmniejszego prawa do krzywdzenia rodziny i tu nie chodzi o względy materialne tylko o zwykłą odpowiedzialność.
Porozmawiaj z żoną tak naprawdę szczerze, przecież ona nawet nie wie co się dzieje! To nieuczciwe, daj jej szansę! Skąd może wiedzieć jakie są twoje potrzeby - powiedz jej o tym a nie czekaj aż się domyśli. Bo się nie domyśli.
Pozwól żonie rozwinąć skrzydła, też ma prawo być szczęśliwa, niech poszuka pracy, są przecież przedszkola, zawsze znajdzie się rozwiązanie jak się tylko chce.

i jeszcze jedno czego nie rozumiem,ożeniłeś się ze strachu przed samotnością? A ile ty masz lat 60? A może po prostu zapomniałeś dlaczego tak naprawdę się ożeniłeś...

Na koniec coś ci powiem, nie popadaj w takie samouwielbienie bo ja jestem dużo ładniejsza od ciebie!!
napisał/a: ~gość 2009-06-30 12:36
Bardzo latwo zwiazac komus zycie... bardzo latwo zrobic kobiecie dwoje dzieci... i bardzo latwo powiedziec po tylu latach- nie kocham, nie jest dla mnie atrakcyjna.
czlowieku, ta kobieta dzwiga na swoich barkach troske o caly dom i wychowanie dwojki dzieci. a tobie chodzi o to, ze nie dba o siebie.
ty sie nie odczlowieczasz, ty juz jestes odczlowieczony. mowisz- ze szanujesz zone. gdybys ja szanowal, to bys jej nie zdradzal.
kieruja tobie bardzo niskie pobudki i masz niezwykle wygodna wymowke...
jestem pelna potpienia dla twoich zachowan i stylu zycia. nie chcialabym cie kiedys spotkac na drodze swojego zycia... zwykle nie otaczam sie ludzmi twojego pokroju...
zrobiles wszystko co potepiam u ludzi.
-zdrada
-zaniedbanie zony i domowego ogniska
- totalne olanie dzieci
ty nie zamierzasz ich utrzymywac w przypadku rozstania? to juz jest hipokryzja. na zone zwalisz utrzymywanie dzieci?
wazne, zeby w zyciu kierowac sie wartosciami i byc podpora drugiej osobie i zyc odpowiedzialnie.
nikt nie daje nam prawa krzywdzic drugiej osoby. absolutnie nikt.
wogole jak zaczelam to czytac, to az mnie zemdlilo i wzielo na wymioty... szczyt szczytow. i jeszcze smiesz usprawiedliwiac swoje zachowanie...
napisał/a: asiurek1 2009-06-30 13:51
bodek34, zgadzam się z Tymi co już C odpowiedzieli. Jesteś odpowiedzialny za żonę i za dzieci. One powinny liczyć się dla Ciebie najbardziej. To że ja zdradzasz jest wyrazem Twojego egoizmu i może właśnie twego samouwielbienia? Może uważasz że jestes bardziej atrakcyjny od niej... a zastanów się czemu ona nie ma ochoty? Wygląd ok, ale przytoczone przez Ciebie "kwiaty" też są ważne. Czy ona czuje się doceniana za całe swoje poświęcenie? Za zrezygnowanie z ambicji na koszt ogniska domowego? Czy okazujesz jej choćby ten szacunek? Nota bene Zdepresjonowana, ma racje, szacunek to nie zdrady.... Kobieta tak samo jak mężczyzna potrzebuje wsparcia i poczucia wartości. Skoro ona tego nie ma to nie daje nic z siebie. Usycha a Ty zamiast coś z tym zrobisz idziesz do innej. Zastanów się co jest ważne, bo z tego co piszesz to faktycznie masz duży problem ze sobą. Potępiam to, jestem zbulwersowana a z 2 strony żal mi Cię. Zawsze żal mi ludzi którzy popełniają w życiu największe błędy bo może sami nie wiedzą do końca co robią. Żeby tylko nie było za późno jak się opamiętasz...
napisał/a: mania4 2009-07-01 09:30
To jest jakiś koszmar...nie wierze w to co czytam!!

Facet Ty w ogóle nie wiesz co to miłość, nie wiesz co to znaczy kiedy kobieta poświęca siebie dla rodziny, kiedy tak bardzo kocha dzieci, że myśli tylko o nich, nie umiesz tego docenić?? Może zamień się z żoną, wyślij ja na 2 tyg gdzieś na urlop i zajmij się dziećmi, a jej daj poużywać życia, niech odpocznie (może też najdzie kochanka??- ironia) Zastanów się, Ty myślisz tylko o sobie, o tym, jaki jesteś cudowny, jak żona jest okropna, bo np nie chce uprawiać sexu, a pomyślałeś, że może jest zmęczona, że jest NIEATRAKCYJNA- Rany...ręce opadają ?? :/

Przeraża mnie to, jakie podejście niektórzy faceci mają do życia, Ona dałaby sobie doskonale rade z życiem, ale Ty za to nie dajesz... Bzykaj sobie kochanke, ciekawe jak długo , a może znajdziesz 2 i może ona nauczy Cię utracić resztki sumienia ?? wtedy to będzie raj... prawda??
napisał/a: dgw 2009-07-01 13:24
na początku podkreślam że przeczytałem ten wątek tego dnia co go napisałeś i nie czytałem innych komentarzy



Wydaje mi się jesteś strasznym [Mod: pip-pip].

Całą winę wprost lub w zawoalowany sposób zrzucasz na zonę, ba mało tego jej ocena w Twoich oczach jest mierna. Brałeś sobie za żonę kobietę mam nadzieję z miłości i co się z nią stało przetrwoniliście ją razem a może bardziej to Ty się do tego przyczyniłeś.

Teraz strzelam ale mam wrażenie że jesteś osobą bardzo wymagającą od siebie i od innych, pedantyczną, poukładaną itd czyli to co stanowi ze externalnie można ocenić Cię pozytywnie, z tego wszystkiego zabrakło tylko jednego zerknij do wnętrza. Pucha że aż strach się bać. Zamiast kierować żonę do poradni powinieneś udać się tam szybkim krokiem. Zatruwasz życie własnej żonie i być może dzieciom czego nie wykluczam, do tego rujnujesz małżeństwo pustej laluni, która może się bzykać każdego dnia z kim innym, podczas gdy mąż zasuwa za saksach.



I jeszcze jedno mam wrażenie że absolutnie nie zależy Ci na opini kogokolwiek.
napisał/a: kasiasze 2009-07-01 14:07
Chciałabym wyrazic dezaprobatę co do komentarza dgw

1. jeśli zaczynasz czytać wątek, obowiązkiem (moralnym?) jest przeczytać wszystkie posty, bo to dopiero daje pełny obraz, często autor "w trakcie" tłumaczy nam jasniej
2. wyzywanie, zdecydowane negowanie jakiegokolwiek autora, jego postaw, jest bardzo niegrzeczne i protekcjonalne. Skoro ktoś tu pisze, znaczy potrzebuje rady, czasem i krytyki ale konstruktywnej i przemyslanej.
napisał/a: Fila 2009-07-01 17:38
bodek34, abstrahując od wyzwisk, które tu padły, chciałabym jednak skoncentrować się na Twojej żonie. Napisałeś, że ją "testowałaś". Myślę, że test ten był w obecnej sytuacji niewiarygodny. Napisałeś, że przeżywa coś na kształt depresji - wtedy nie ma się ochoty na seks. To zrozumiałe, że żona przestała być dla Ciebie atrakcyjna, jeśli w ogóle (?) nie dba o siebie i nie dba (?) o związek. Jednak taką postawę przyjmują najczęściej osoby w dołku psychicznym.
Spowodowane jest to prawdopodobnie faktem, że ona sama nie może realizować swoich pragnień - nie ma życia towarzyskiego, nie realizuje się zawodowo, Ciebie często nie ma w domu. Używając handlowego języka (skoro piszesz o testowaniu) najpierw w nią zainwestuj.
Daj jej szansę - wychodźcie częściej razem, sam inicjuj częściej seks (potem powiedz, że było Ci dobrze), spędź z nią trochę czasu i porozmawiaj o tym, co ją tak przytłacza, zaproponuj zatrudnienie niani, zaprowadź (nie namawiaj, przekonuj - idź z nią) do psychologa, zafunduj fryzjera, kosmetyczkę (powiedz, że robisz to, żeby miała trochę czasu dla siebie), odgrzej wasze wspólne stare znajomości, może jakiś drogi urlop we dwoje... wspólne spędzanie ze sobą czasu w sposób ekscytujący podgrzewa emocje.

Ale tego nie da się załatwić w kilka tygodni. Chcesz mieć, ale żeby coś wyjąć trzeba najpierw włożyć.

A nad kochanką zastanowisz się później, ona i tak Cię nie potrzebuje. Jak nie Ty to inny "przystojniak"
napisał/a: dgw 2009-07-02 08:55
kasiasze napisal(a):Chciałabym wyrazic dezaprobatę co do komentarza dgw

1. jeśli zaczynasz czytać wątek, obowiązkiem (moralnym?) jest przeczytać wszystkie posty, bo to dopiero daje pełny obraz, często autor "w trakcie" tłumaczy nam jasniej
2. wyzywanie, zdecydowane negowanie jakiegokolwiek autora, jego postaw, jest bardzo niegrzeczne i protekcjonalne. Skoro ktoś tu pisze, znaczy potrzebuje rady, czasem i krytyki ale konstruktywnej i przemyslanej.



Absolutnie nie masz racji z kilku przyczyn.


Źle sformułowałem to swoje pierwsze zdanie.

Nieczytanie odnosiło się do komentarzy osób trzecich , nie bodka34.

Temat przeczytałem cały w momencie jak się pojawił. Uderzyło mnie że taki podmiotowy sposób traktuje rodzinę, żonę i jej/ich potrzeby. Odczekałem jakiś czas i te kilka komentarzy żeby zobaczyć czy będzie zainteresowany jakimiś poradami , które padały.
Co do osądu i opinii mam do niej prawo przy czym nie muszę czytać cudzych komentarzy bo to czasem powoduje że tracisz pewność wypowiedzi.

Krytyka, no cóż do jednego trafia do drugiego nie. A następnym razem spróbuj się skupić na sednie problemu a nie wywoływać spięcia. Do opinii jako zasady, oczywiście masz prawo.

Na żywo spotkałem taki sam typ człowieka i zapewniam Cię że jest w stanie zaimponować prawie każdej kobiecie z kolei traktowanie żony, dzieci itd. szkoda gadać.