Potrojna zdrada

napisał/a: mama_09 2009-11-29 16:15
Witajcie, chcialam sie podzielic moja historia. Zostalam zdradzona po 13 latach malzenstwa. Wybaczylam. To moj apierwsz milosc, jeszcze z czasow szkolnych, syn, rodzina..... Tyle, ze tylko mnie sie chyba wydawalo, ze to koniec klopotow. Chcialam zyc dalej, naprawic to co nie wyszlo, zapomniec. Byly chwile cieple i mile, chec naprawy. Zaszlam w ciaze. W 3 miesiacu dowiedzialam sie ze "juz nie chce z wami byc". Cala ciaza w nerwach i lzach. Zal, smutek. Moj maz pije. Oczywiscie nie widzi problemu, nie kojarzy faktow. Kiedy urodzila sie coreczka postanowil zmienic swoje zycie, mial klopoty finansowe i prawne. Chcial odbudowac rodzine. Wytrzymal 3 miesiace. Dostalam w nocy telefon: pomyslilem sie i tyle go widziano. Czasami bywa, kontaktuje sie z synem, dziwi sie ze dzieciak nie chce go widywac. Corka w zasadzie sie nie interesuje, pic nie chce przestac i mowi, ze zwariowalam bo nie ma problemu. Chce sie przyjaznic ze mna, przychodzic do dzieci w wolnych chwilach bo jeszcze nie podjal decyzji. Potem znika na tygodnie , nie dajac znaku zycia. Ja juz odpuscilam. Zal mi nas, dzieci, ale co ja moge? Zastanawiam sie czy kiedys poczuje sie lepiej, weselej? Czy uda mi sie dac dzieciom poczucie bezpieczenstwa? Zaczelam sie przygotowywac do prawnych krokow, maz nie zrobil nic w tym kierunku. Mam przeciw sobie jego mame, bo to moja wina. Jestem tutaj bo nie mam z kim pogadac, malo kto z moich znajomych wie jak to jest po takich "przygodach".
Pozdrawiam
napisał/a: ~gość 2009-11-29 16:35
mama_09 napisal(a):Mam przeciw sobie jego mame, bo to moja wina


A niby jaka ta wina jest, przepraszam? Co Ty zawiniłaś?

napisal(a):Jestem tutaj bo nie mam z kim pogadac, malo kto z moich znajomych wie jak to jest po takich "przygodach".
Pozdrawiam


Witamy Cię gorąco, my wiemy jak to jest po przygodach gdy wszystko traci sens, a życie nie potrafi ucieszyć niczym. Czas jest najlepszym lekarstwem. Smutne, ale prawdziwe.
napisał/a: mama_09 2009-11-29 18:33
A no taka wina, ze gdyby nie zona taka jak ja, syn by szczesliwy byl a tak... z walizeczka jedna zostal...
napisał/a: białadama 2009-11-30 01:55
Bardzo mi przykro ,ale......


mama_09 napisal(a):A no taka wina, ze gdyby nie zona taka jak ja, syn by szczesliwy byl a tak... z walizeczka jedna zostal...

Przestań,bo głupoty piszesz. Nie obwiniaj siebie skoro mąż nawala/ił na całej lini niszcząc swoją rodzine.
napisał/a: mama_09 2009-12-04 10:19
Biala Damo, moze to i glupoty ale czesto odbior jest wlasnie taki. Moja tesciowa ma do mnie wielki zal i ujawnia go przy kazdej okazji. A jak kochalam Meza i zawsze bylam przy nim. Walczylam o nas i jego trzezwosc. Nie udalo sie niestety. Wiec jak mowi: mam za swoje...

Zastanawiam sie jak to z meskiego punktu widzenia jest. Bo czytam tu na forum o facetach, ktorzy zaluja, walcza. A ja uslyszalam, ze kocha nas, ale nie miloscia ktora usatysfakcjonuje mnie. Ale badzmy przyjaciolmi bo jeszcze nogdy nic nei wiadomo. CO to za pokretna logika? Buuu

[ Dodano: 2009-12-04, 10:25 ]
Lordzie M, dziekuje.
Moze zawinilam bo dalam szanse? Dalam sie nabrac jak nastolatka? Nie wiem. Teraz przede mna chyba juz tylko rozwod. On sie nie rozwodzi , nie wiem dlaczego, zapewne z wygody.
W najtrudniejszych chwilach pocieszam sie , ze rozwalil wokol siebie wszystko. Ze kiedys przyjdzie refleksja i niech ona bedzie gorzka... Moze przez chwile poczuje to co ja przez ostatnie kilka miesiecy. Moze to wredne i glupie ale na chwile pomaga.

Pzodrawiam
napisał/a: Tigana 2009-12-04 10:56
mama_09, wydaje mi się, że on po prostu nei chce palić mostów za sobą. Że jak mu się znudzi żywot wolnego ducha, to wróci do Ciebie, ty się pozłościsz, ale go przyjmiesz z powrotem. Z rozwodem nie byłoby tak łatwo.

Masz dójkę wspaniałych dzieci, skup sie teraz na nich i na sobie oczywiście, a on... niech sobie radzi sam
napisał/a: duszek1 2009-12-04 10:56
mama_09,

Gdy miałam 7 lat a mój brat zaledwie 4 mój ojciec uciekł od zaślepionej miłością mamy do kochanki... Zwiał do Niemiec do obozów przesiedleńczych zostawiając nas z masą długów i nabranych pożyczek, i prawie że ogołoconym domem bo w czasie zaplanowanego przez niego snu mamy (któremu pomógł) spakował się wyniósł wszystko co było wartościowe i zniknął ot tak po prostu...

My w tym czasie byliśmy na wakacjach u cioci - z niecierpliwością jak to dzieciaki wypatrywaliśmy każdego autobusu wjeżdżającego na wioskę no bo już pora żeby nas zabrali... Prze kilka dni przyjeżdżały autobusy ale nikt nie wysiadał - nadal wypatrywaliśmy i wiedzieliśmy w sercach że coś nie gra...
Przyjechała sama mama, zmieniona inna już z daleka było to widać,a ja jako 7 letnie dziecko zrozumiałam w 3 sekundy że taty już nie będzie... Uciekłam do lasu i spędziłam tam całą noc na najwyższym drzewie choć wszyscy mnie szukali...

Skupmy się na mojej mamie - kobieta wyniszczyła się całkowicie, miała ogromną nerwicę, poleciały jej zęby, pracowała na dwie zmiany od rana do nocy żeby pospłacać ile i co się da abyśmy nie oglądali Panów co chwilę pukających do drzwi po długi... Lata mijały my dorośleliśmy, małymi krokami jako biedna ale prawdziwa rodzina zaczęliśmy coś zmieniać... na kuchennej ścianie zamiast olejnej pojawiła się tapeta, kupiliśmy wideo, nowy telewizor, pralkę razem z mikrofalówką - jakoś szło..

Ojciec ze dwa razy z jakiegoś zakątka świata przysłał kartkę potem ani widu ani słychu i w sumie nie brakowało nam tego, żal pozostał gdzieś głęboko w nas ale mieliśmy dobre życie i wspaniałą mamę. Chcieliśmy aby pomyślała o sobie, może kogoś znalazła z kimś była... Ale powiedziała,że nie potrafi i chyba nie chce, jest dumna z nas, z tego że dobrze nas wychowała, że dajemy jej tyle radości i że jakoś pomału po tylu latach ale wszyscy sobie radzimy...
Dzisiaj ma nas dwójkę dorosłych dzieci,kochamy jak nikogo na tym świecie, zresztą wiemy ile jej zawdzięczamy i po dłuższym czasie nie raz siadamy podczas świąt przy choince o rozmawiamy, że cieszymy, że się tak się stało, że nie jest źle a kto wie co byłoby z nim... Latał by na baby, okradał nas, byłyby kłótnie, a nie daj boże jeszcze by nas bił albo mamę...

Moje przesłanie jako dla Ciebie od dziecka które przeszło podobną życiową drogę a dziś jest już dorosłe. Nie załamuj się, żyj z dziećmi i dla dzieci, wychowaj je na wspaniałych ludzi, wiem że kochałaś męża ale ile jeszcze i w jaki sposób ma was krzywdzić... Życie jest za krótkie nie warte tego...

mama_09 napisal(a):W najtrudniejszych chwilach pocieszam sie , ze rozwalil wokol siebie wszystko. Ze kiedys przyjdzie refleksja i niech ona bedzie gorzka... Moze przez chwile poczuje to co ja przez ostatnie kilka miesiecy. Moze to wredne i glupie ale na chwile pomaga.


tak przyjdzie, u mojego przyszła po 20 latach, odezwał się, ale powiedziałam że sobie nie życzę i nie chce go znać - minęło w końcu jakieś 20 lat...
teraz łatwo się odezwać bo my już nie potrzebujemy alimentów, jesteśmy dorośli,mamy wykształcenie, własne samochody, jeździmy na urlop za granicę... no cud miód dzieci 20 lat później...

Mam próbowała mnie na prostować, że może jest chory szuka kontaktu, może chce coś powiedzieć...

Zadałam jej tylko pytań po czym rozmowa się zakończyła:

"Mamo a gdzie on do diabła był przez 20 lat, gdzie był jak miałam ciężkie operacje w szpitalu, gdzie był jak był trzeba ściągać leki za granicy żeby mnie leczyć, gdzie był jak inne dzieci jeździły na kolonie a ja siedziałam w domu, gdzie był przez całe nasze życie?? - teraz nas pamięta?? jak mamy wszystko dzięki tobie i nam samym?? no tak teraz to może i my coś jemu damy bo on biedny schorowany i upss.. przypomniał sobie ze ma dzieci..."

Mama zrozumiała przekaz - temat zniknął - a czy mój żałuje i ma mi coś do powiedzenia kompletnie mnie nie obchodzi... teraz ja mam 20 letnią luke w pamięci - Ojciec ?? A kto to taki...

Życzę ci powodzenia i dużo cierpliwości - bycie samotną matką to nie wyrok - czasami to dar losu który pozwala uniknąć piekła.... tym bardziej w twoim przypadku gdy małżonek ma problem z alkoholem...
napisał/a: mama_09 2009-12-05 10:37
Bardzo Wam dziekuje.
Duszku, Twoje spojrzenie z perspektywy dziecka jest bardzo wazne. U mnie mam nadzieje, ze dzieci nie odczuja takiego dramatu. Corka poniekad tak. Nie zna w zasadzie ojca i nie bedzie rosla u jego boku. Syn mial troche dziecinstwa z tata. Dzisiaj jest na niego mega zly. To tez niedobrze bo dziecko kumuluje swoj strach i leki, ale jest nastolatkiem i nie mozna mu kazac czuc i widziec cos innego niz jest.
Maz bywa u dzieci, wiec ten kontakt jest poki co. Bardzo ograniczony ale jest. Nie wiem co lepsze. Czasami wyglada to tak, ze jak nie ma co ze soba zrobic to przychodzi do nas. Tak ja to widze. Apeluje o przyjazn z mojej strony. Ja nie umiem sie z nim przyjaznic.

Tigano, hmmm moze to wlasnie taki tor myslenia? Bylam zawsze przeciwna rozwodowi, chcialam by maz rozpoczal terapie. Ale on kategorycznie zaprzecza , ze ma problem. Wiec teraz mysle, ze trwanie w tym stanie , ktory jest w tej chwili nie ma sensu. Mam nadzieje, ze rozwod da mu do myslenia. I to niekoniecznie w kategoriach rodziny, ktora skreslil ale w kategoriach swojej osoby i strat, ktore poniosl w ostatnim czasie. Dla mnie to tez ma byc odciecie. Bo teraz przychodzi, swobodnie sie czuje u mnie w domu i nie widzi zadnego problemu a tym bardziej konsekwencji. Jesli nie pali mostow, jak piszesz , to czas wydoroslec i poniesc konsekwencje swoich wlasnych wyborow : zabawa i panny. Zasmucajace jak moze zmienic sie mezczyzna na przestrzeni kilku lat.....
napisał/a: ~gość 2009-12-05 12:22
Mamo_09! Czytając Twoją historię przecieram oczy z przerazenia, zdumienia.. ocieram też łzy... Zastanawiam się jak osoba tak doświadczona prze los jak Ty, znalzała dla mnie słowa spokojne i rozsądne...
Mąż wywrócił do góry nogami nie tylko Twoje życie ale i Waszych dzieci.. i swoją zdradą i skłonnością do picia i dziwnie niezdecydowanym postępowaniem... Czytając to, widzę, że moje problemy są niczym w porównaniu z tym, co spotkało Ciebie... ja póki co, przewróciłam swoje życie, ale postanowiłam zawalczyć... Sądzę, iż Ty, podobnie jak mój mąż, jak lordmm... jesteś megaskarbem!

Ja zamiast szanować męża za to kim jest, zrobiłam to, co zrobiłam.
Jesteś wsaniałą, mądrą kobietą, matką. Potrafisz pięknie, dojrzale kochać nawet kogoś, kto nie dorasta Ci do pięt.
Twoja teściowa... eh...
Nie zawiniłaś niczemu... Za swoją wspaniałą postawę zapłaciłaś cenę, jakie je zniósłby niejeden z nas.
Kiedy porównuję się z Tobą /mogę?/... to dostrzegam jakim ja jestem człowiekiem.. jak na dłoni widzę swoje wady, podłość własnego postępowania...
Niemniej obecność na forum osób takich jak Ty.. spokojnych, dojrzale myślących, stawiających właściwe pytania.. to nieoceniony skarb. To świadczy o tym, że są na świecie jeszcze dobrzy, mądrzy ludzie... I czasem, mimo, że nic o sobie nie wiemy.. a może właśnie dlatego, dla takich ludzi warto jest zastanowić sie nad sobą, by być może zasłużyć kiedyś na ich szacunek.
Jeśli zajrzałaś do mojego wątku... wiesz już, że zrobiłam TEN krok.
Powiedziałam kochankowi KONIEC. Wczoraj, więc jeszcze nie czuję ciężaru całej sytuacji.
Ale tak jak powiedziałaś - absolutna abstynencja! Teraz detox...
Wierzę, ze mi sie uda!
A dla wzmocnienia mojej postawy, czytać będę wypowiedzi Twoje i innych forumowiczów.
Pozdrawiam!
napisał/a: duszek1 2009-12-05 12:41
mama_09 napisal(a):To tez niedobrze bo dziecko kumuluje swoj strach i leki, ale jest nastolatkiem i nie mozna mu kazac czuc i widziec cos innego niz jest.


Dzieci są bardzo inteligentne, wraz z dorastaniem będą rozumieć coraz więcej, jeżeli ty nie będziesz w nich szczepić nienawiści to takowej nie będzie, u mnie po złości, po żalu, po rozgoryczeniu,po smutku wraz z dorastaniem rodziła się obojętność - u mojego młodszego brata wygląda to inaczej - jest obojętny bo dla niego ojciec to obcy człowiek i jest na niego zły. Nigdy mu nie wybaczy, wręcz odwrotnie, wiem, że w chwili gdyby ojciec stanął przed nim to pewnie by mu wypalił torpedę i "kazał spadać na drzewo" - ale on am sobie do niego dużo żalu i gniewu...

Emocje dorastają wraz z dziećmi - coś o tym wiem :)

U Ciebie też jest ciut inaczej, bo on ma kontakt z dziećmi a nasz jak poszedł w diabły tak go już nie było..
napisał/a: mama_09 2009-12-06 11:45
Wiesz Duszku nigdy nie wiadomo co mu sie w glowie urodzi? Moze tez pojdzie, skoro syn obrazony na niego? Tak po ludzku to bym go golymi rekami zatłukła.... Ale coz. Idzie swoja droga i niech ona zaprowadzi go tam gdzie podąza. Ja musze teraz "zabrac" mu siebie. Bo przychodzac do nas czuje. ze "karmi sie " moja obecnoscia. Tak to czuje na dzis.

Andro, dziekuje, ale nie zasluguje na twoje komplementy. Dawno temu powinnam postawic mezowi ultiimatum, picie albo rodzina i tym samym zawalczyc o niego. Ale nie mialam swiadomosci jak postepowac, popelnilam wiele bledow: narzekajac, namawiajac go do zmiany, proszac, pomagajac w klopotach... Tym samym bylam cichym wspolnikiem jego nalogu. I tak z wspanialego faceta stal sie chorym nalogowcem i tylko na zewnatrz podobny jest do mojej milosci ze szkoly. W srodku zupelnie ktos inny. Tuz przed porodem dostal druga szanse. Urodzila sie coreczka, nowe plany, radosci. Wytrzymal 3 miesiace i przez telefon powiedzial , ze sie pomylil w swojej "poprawie". Dlatego ja musze kochac twardo. Odciac sie. Jesli kiedys rozpocznie leczenie zrozumie. Jesli nie trudno: to jego droga. I choc caly czas boli nic nie moge na to poradzic. Jesli zabawa , "wolnosc" jest ponad nami, dziecmi to pozostaje mi tylko pogodzic sie z tym....Oby szybko bo to bardzo wykanczajace uczucie.
Pozdrawiam
napisał/a: ~gość 2009-12-08 18:47
mama_09, choć buntujesz się (i to jest rozsądne!) przeciwko obwinianiu cię za rozpad rodziny i małżeństwa, wewnętrznie nadal się utożsamiasz z taką wersją wydarzeń.

napisal(a):Ale nie mialam swiadomosci jak postepowac, popelnilam wiele bledow: narzekajac, namawiajac go do zmiany, proszac, pomagajac w klopotach... Tym samym bylam cichym wspolnikiem jego nalogu. I tak z wspanialego faceta stal sie chorym nalogowcem


Jak mozesz się obwiniać o to, ze nie wiedziałaś nic na temat uzależnień i sposóbów postępowania z chorym człowiekiem? Przecież nawet sami terapuci, osoby wykwalifikowane, z wieloletnią praktyką nie są czasami w stanie poradzić sobie z siłą nałogu. Nie jesteś alfa i omegą, aby tylko swoją miłością i kobieca intuicją wybrać te najwłaściwsze słowa, gesty, postępowanie, które pomoże a nie zaszkodzi alkoholikowi.

To, że pił, to, ze zdradził i w końcu to, ze odszedł to efekt dokonanych przez niego wyborów. Nie pociągnęłaś go za rękę i nie wrzuciłaś do łżóka obcej kobiety, nie lałaś i nie kupowałaś mu piwa ani wódki, gdy widziałaś, że jego picie nie jest już normą, nie kazałaś mu się wynosić, gdy byłaś w ciąży, gdy córka wam się urodziła. Rety, toz to jego wybory! Na wskroś chore i przepite, ale jego. Nie możesz za niego przeżyć jego życia i bardzo dobrze, ze podjęłaś decyzję o rozwodzie, że już nie chcesz być dla niego przyjaciólką i "ranisz" go ciszą, gdy was odwiedza.

Nie pojmiesz co nim kieruje, bo siła uzależnienia dla normalnego, zdrowego człowieka jest czymś wyimaginowanym, ale nie obwiniaj się o to, ze skoro alkohol jest dla niego ważniejszy niż ty i dzieci, to jesteście przez to mało wazni, niewartosciowi jako ludzie, ty jako kobieta.

Piszesz, ze nie masz z kim porozmawiać o swoich doświadczeniach. W każdym większym mieście oprócz spotkań AA sa także spotkania osób współuzależnionych. Nic tak nie pomaga w pozbyciu się poczucia winy jak swiadomosć, że nie tylko ciebie spotkała taka sytuacja, że nie jesteś sama ze swoimi koszmarami.

wszystkiego dobrego! :)