potrzebuję rady

napisał/a: blue.cat 2010-02-13 23:29
To mój pierwszy post na tym forum, więc witam wszystkich. Moja historia nie odbiega pewnie od wielu, które już tu przeczytałam. Właściwie, nawet nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego się wydarzyła. Sprawiła jednak, że mam mętlik w głowie i chętnie posłucham trzeźwej oceny kogoś, kto patrzy na to z boku. Tak więc będzie o tym, jak zepsułam moje marzenie zaraz po tym, jak wreszcie się spełniło.

Od prawie roku jestem w szczęśliwym związku. Początek nie był łatwy. Byliśmy jeszcze na studiach. Zakochałam się, jak mówią, od pierwszego wejrzenia. Po prostu zobaczyłam go, porozmawialiśmy chwilę i już wiedziałam, że to z nim chcę spędzić resztę życia. Jednak on nie był gotów na poważny związek, chciał się jeszcze "wyszumieć" i nie zamierzał się angażować. Powiedział mi to otwarcie, a ja uszanowałam jego decyzję. Mimo to, wciąż miałam nadzieję, że kiedyś zmieni zdanie. Kontakt urwał się na kilka miesięcy, jednak los znów skrzyżował nasze ścieżki i tym razem to on zabiegał o mnie. Mówił, że zrozumiał, że jestem tą jedyną i zmienił się, bo bał się, że mnie straci. Początkowo byłam nieufna, ale szybko przekonał mnie, że jego intencje są szczere. Od tamtej pory wszystko było jak w bajce. Czułam się kochana i ważna dla niego. I nagle, wydarzyło się coś, co diametralnie zmieniło całą sytuację. Mój chłopak, nazwijmy go M, jest bardzo przystojny i towarzyski. Wiem, że podoba się wielu dziewczynom. Ze względu na swoją pracę, często wyjeżdża na tydzień, czasem dwa. Ponieważ niemal we wszystkich moich poprzednich związkach partnerzy zdradzali mnie, długo trwało zanim w końcu udało mi się w pełni zaufać M. Jestem ładną, zgrabną dziewczyną, ale wciąż nie mogę odzyskać utraconej przed laty pewności siebie. Jako osoba, która przeszła przez zdrady i była wielokrotnie oszukiwana, obiecałam sobie, że ja sama nigdy nie wykręcę nikomu takiego numeru. Życie szybko udowodniło mi, jak bardzo się myliłam. M. jak zwykle wyjechał służbowo za granicę. Miałam w tym czasie akurat sporo problemów w pracy i wzięłam wolne, żeby złapać chwilę oddechu. Bardzo potrzebowałam jego bliskości i wsparcia, a czas do jego powrotu się dłużył. Dlatego ucieszyłam się, gdy koleżanka jeszcze z czasów liceum zaprosiła mnie na kilka dni do siebie. "Wpadnij, powspominamy stare dzieje". Pojechałam pełna entuzjazmu i nadziei, że choć na moment zapomnę o swoich problemach. Drugiego wieczoru poszłyśmy razem na domówkę do naszych wspólnych znajomych. Ku mojemu zaskoczeniu spotkałam tam J. - moją niespełnioną szkolną miłość. Od słowa do słowa okazało się, że on też był skrycie kiedyś we mnie zakochany. Zaprosił mnie na drugi dzień na drinka, a ja zgodziłam się, choć pewnie już wtedy z głowie powinna mi się zapalić czerwona lampka. Wieczór spędziliśmy rozmawiając o zmianach, jakie zaszły w naszym życiu. Opowiedziałam mu o problemach w pracy, o tym, że tęsknię za M, bo ciągle go nie ma. On odwdzięczył się historią o narzeczonej, która odeszła z innym. Ponieważ robiło się późno i obsługa zamykała już lokal, J. zaproponował żebyśmy poszli jeszcze do niego i napili się wina. Niestety alkohol robi swoje i nieco uśpił moją czujność. Po dwóch kolejnych lampkach zaszumiało mi w głowie. Potrzebowałam bliskości, a on był tam - rozumiejący i ciepły. Zaczęliśmy się całować. Oprzytomniałam dopiero kiedy rozpinał mi bluzkę. Powiedziałam, że nie mogę tego zrobić i uciekłam. Nie spaliśmy ze sobą, nic więcej się nie wydarzyło. Następnego dnia J. zadzwonił proponując spotkanie, ale odmówiłam. Czułam się okropnie. Ciągle zadawałam sobie pytanie, jak spojrzę w oczy M, kiedy wróci. Najgorsze jest to, że nigdy nie podejrzewałam nawet, że jestem zdolna do zdrady. Kocham mojego faceta, planujemy wspólną przyszłość. Jestem przerażona tym, że nie wytrzymałam tej próby w decydującym momencie. Wiem, że już nigdy nie popełnię takiego błędu. No właśnie. Ale czy na pewno? A co jeśli następnym razem moje hamulce nie zadziałają w porę? Nie mam zamiaru prowokować takich sytuacji, ale życie jest życiem i wiadomo, że jeszcze nie raz przyjdzie mi przetestować swoją wierność. Podobno na tyle siebie znamy, na ile nas sprawdzono. Myślałam, że lepiej siebie znam. Jak M. ma mi ufać, jeśli ja sama nie mogę ufać sobie? A może powinnam przyznać się do wszystkiego? Proszę, napiszcie co sądzicie.
napisał/a: Magdalena32 2010-02-14 00:26
blue.cat napisal(a):Niestety alkohol robi swoje i nieco uśpił moją czujność. Po dwóch kolejnych lampkach zaszumiało mi w głowie.


alkohol nie jest winien, winna jesteś Ty bo to Ty poszłaś z nim a nie alkohol! to Ty piłaś u niego i to Ty doprowadziłaś swoim postępowaniem do tej sytuacji, Ty i tylko Ty a nie alkohol!
skoro miałaś faceta to logiczne jest że idąc do "obcego" nie będzie się piło będąc z nim sam na sam, widać ze facet za szybko przeszedł do bluzki bo gdyby przetrzymał Ciebie jeszcze trochę to osiągnąłby to czego chciał.

blue.cat napisal(a):Najgorsze jest to, że nigdy nie podejrzewałam nawet, że jestem zdolna do zdrady. Kocham mojego faceta, planujemy wspólną przyszłość. Jestem przerażona tym, że nie wytrzymałam tej próby w decydującym momencie. Wiem, że już nigdy nie popełnię takiego błędu. No właśnie. Ale czy na pewno? A co jeśli następnym razem moje hamulce nie zadziałają w porę? Nie mam zamiaru prowokować takich sytuacji, ale życie jest życiem i wiadomo, że jeszcze nie raz przyjdzie mi przetestować swoją wierność. Podobno na tyle siebie znamy, na ile nas sprawdzono.


pierwszy test oblałaś z własnej winy, na szczęście jakaś cząstka Twojego rozumu zadziałała i nie doprowadziła do finału, ale prędzej czy później to powtórzysz popełniając ten sam błąd i poraz kolejny zasłaniać będziesz się alkoholem że on uśpił Twoją czujność, wiesz że już raz wpadłaś więc nie pisz że już nigdy tego nie powtórzysz!

więc powiedz facetowi o tym co zrobiłaś, może świadomość tego że on wie postawi Ciebie na nogi i będziesz wiedziała czego nie robić następnym razem, bo co będzie jak znowu wyjedzie do pracy i zostaniesz sama a znowu pojawi się na horyzoncie inny pan a Ty napić się nie odmówisz bo przecież wiesz ile możesz wypić itd?
napisał/a: ill11 2010-02-14 00:29
Nie pij...I nie chodz po domach obcych facetow.Tyle Ci moge napisac.Poza tym musisz byc rzeczywiscie zakompleksiona,jesli byle koles Cie zakrecil,ze poszlas z nim na chate.
Juz sie sprawdzilas,ze brak wlasnego faceta+procenty moga zaowocowac nie tylko pocalunkiem ale i lozeczkiem.Wiec unikaj takich akcji.A czy powiedziec facetowi o tym?Nie wiem.Jestem oredowniczka mowienia prawdy,ale w tej sytuacji nie wiem.Piszesz,ze zepsulas marzenie.Czy ja wiem?Jakbys z kolesiem sie przespala,to bym miala jasna i klarowna rade .A tak chwala Ci za to,ze lampka Ci sie zaswiecila.Troche poznawo,ale dobrze,ze w takim momencie.Mowie serio-nie pij,bo sie nie kontrolujesz.Puszczaja Ci hamulce,trafi sie znow jakis pajac i poplyniesz.Popracuj nad wiara w siebie i nie zakladaj,ze kazdy nowo napotkany facet Cie zdradzi.Daj szanse sobie i partnerowi.
napisał/a: smutny.gosc 2010-02-14 01:20
Żenujący "klasyk"...

NIGDY nie zrozumiem kobiet, którym wystarczy trochę nieobecności faceta, obok przystojniak, jakieś winko i dobra atmosfera, żeby zapomnieć o całym świecie. To się wymyka mojemu racjonalnemu rozumowaniu i percepcji świata. Może Wy kobiety tak jesteście skonstruowane, że wystarczy kilka składników, żeby wam zawrócić w głowie? Dlaczego kobiety tak mają, że potrafią robić coś, czego "same po sobie by się nie spodziewały"?

"Jak M. ma mi ufać, jeśli ja sama nie mogę ufać sobie?"

To pytanie świadczy IMO o Twojej niedojrzałości. Przede wszystkim to nie jest teraz najważniejsze czy mu powiesz czy nie! To też jest ważne, ale nie najważniejsze! Najważniejsze jest to, żebyś zaczęła pracować nad sobą i nad swoją osobowością. Tu nie chodzi o jakieś unikanie pokus, bo one mogą się zdarzyć w najmniej spodziewanym momencie i wtedy wszystko może się powtórzyć. Tu chodzi o wyrobienie w sobie pewnej blokady, pewnego mechanizmu, który będzie sprawiał, że na myśl o seksie z innym będzie Ci się robić dziwnie a alarmowa lampka zacznie się świecić.

Polecam medytacje i kilka dni spokojnego rozważenia pt. jak mogło to się stać. Musisz być pewna siebie i sobie ufać.
napisał/a: ~gość 2010-02-14 08:30
Czytając ten temat w pewnym momencie myślałem , że skończy się KLASYCZNIE, zaskoczyłaś mnie jednak tym , że w porę się opamiętałaś. Jednak już sam fakt , że dopuściłaś do takiej sytuacji świadczy o tym jak słabym człowiekiem jesteś tak pod względem psychicznym jak i moralnym.

Kolejna "dziewczynka" która nie wie czego chce.
napisał/a: blue.cat 2010-02-14 11:01
Dziękuję za wszystkie rady. Trochę mnie zjechaliście, ale fakt - zasłużyłam sobie i dużo mnie to nauczyło. Nie chcę tłumaczyć się alkoholem. Zdaję sobie sprawę, że to wyłącznie moja wina. Sprowokowałam tę sytuację i czuję się z tym źle. Myślę, że problem może leżeć również w tym, że tak po cichu wewnętrznie i może trochę podświadomie nie akceptuję formy naszego związku. Właściwie dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo przeszkadza mi, że M. wciąż musi wyjeżdżać i często nie ma go przy mnie, kiedy go potrzebuję (nie, nie twierdzę, że to co się wydarzyło, to jego wina, biorę na siebie pełną odpowiedzialność). Zastanawiam się też czy powinnam powiedzieć mu prawdę. Przyznanie się prawdopodobnie niewiele by zmieniło. Jestem dorosła i powinnam sama odpowiadać za siebie. M. nie jest w stanie kontrolować mnie na każdym kroku, zresztą wątpię, aby chciał to robić. Najłatwiej byłoby przerzucić to wszystko na niego i tym samym zagłuszyć choć trochę wyrzuty sumienia. Nie wiem jednak czy to właśnie nie one będą najlepiej hamować mnie w podobnych momentach. Świadomość tego, jak blisko byłam zdrady działa trzeźwiąco, możecie mi wierzyć. Prawda jest taka, że ta historia wstrząsnęła mną, udowadniając mi jak bardzo powinnam popracować nad swoim charakterem. I może dobrze, że mi się przytrafiła. Otworzyła mi oczy i wyostrzyła moją czujność. Zrobię wszystko, by już nigdy się nie powtórzyła.
napisał/a: ~gość 2010-02-14 13:21
blue.cat napisal(a):Przyznanie się prawdopodobnie niewiele by zmieniło.


Wy baby jesteście naprawdę wszystkie ''po jednych pieniądzach''. Jak to by nie zmieniło? Mam nadzieję, że zmieniło by na tyle, że Twój facet pokazał by Ci gdzie raki zimują.

Ty nie kochasz swojego faceta i dlatego go zdradziłaś. Nie powiedziałaś tutaj nic o nim tylko o sobie. I żalisz się, że będziesz musiała starać się nie dopuścić do takiej sytuacji następnym razem. Żenada.

Jedyne, co mi zaimponowało w Twojej historii to to, że odmówiłaś kolejnego spotkania i że opamiętałaś się w porę. Ale nie zmienia to faktu, że zaprezentowałaś żenujący klasyk zdrady ze strony baby, chłopa nie ma tydzień a Ty już do innego na wino idziesz...

No i dziękuję za utwierdzenie mnie w słuszności trwania w moim postanowieniu.
napisał/a: blue.cat 2010-02-14 14:14
Żałuję, że dołączyłam do tego forum. To było równoznaczne z pozwoleniem obcym ludziom włazić z butami w moje życie. Po co właściwie czytacie te wszystkie posty, skoro jesteście tacy nieskalani i święci? Może to, że komuś innemu (nie mówię, często na własne życzenie) życie się mocno komplikuje, stanowi dla was źródło satysfakcji? Poza paroma słowami, nie usłyszałam jeszcze od was nic konstruktywnego. Wszyscy krytykujecie mnie w ostrych słowach udowadniając mi, jak wielki błąd popełniłam, jakbym sama tego nie wiedziała. Myślę, że jednak fakt, że w porę zawróciłam ze złej drogi ma znaczenie i nie pozwolę nikomu oceniać mnie na podstawie jedynie tych informacji o moim związku, które wam podałam. Wszyscy popełniamy błędy, kwestia w tym, jak się z nich podnosimy. Nie chcę umniejszać swojej winy, ale nie pozwolę nikomu przykleić mi etykietki szmaty, bo wybaczcie, ale w porównaniu do innych forumowiczów, moja historia wypada co nieco blado. Oczekiwałam raczej wymiany doświadczeń i nie, nie współczucia, ale swego rodzaju tolerancji, bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i to co spotkało dziś mnie, jutro może przytrafić się każdemu z was. Mówicie, że moja historia jest żenująca. Prawdę mówiąc wolę swoją postawę (bo szczerze żałuję tego, co się stało i spróbuję to naprawić) niż waszą, skoro potraficie bezwzględnie przekreślić człowieka już po jednym potknięciu.
napisał/a: Magulka 2010-02-14 14:30
Blue.cat przejechałaś na żółtym, ale na szczęście do tragedii nie doszło. Osobiście nie widzę sensu mówienia partnerowi o tym. Jasne wtedy byłoby Ci lżej, ale tak jak piszesz Jego wybaczenie może doprowadzić do tego, że ten incydent straci na swej sile - On wybaczył, więc wybaczenie samej sobie przyjdzie Ci o wiele łatwiej. Wyciągnij z tego wnioski, zapisz to w swojej pamięci, pomyśl jakie konsekwencje tego występku mogłabyś ponieść...
Jeśli nie zdarzyło Ci się to wcześniej, to na pewno warto się też zastanowić nad sobą i nie traktować tego jako - los wystawił mnie na pewną próbę. Przypuszczam, że podobnych prób miałaś wiele i może nawet tego nie zauważyłaś, bo byłaś szczęśliwa z tym co miałaś. Pomyśl, czy jesteś w stanie przez kolejne lata być Mu wierna, zakładając, że Wasza sytuacja się nie zmieni i On zawsze będzie wyjeżdżał. Określ, czego Ci brakuje i śmiało powiedz o tym swojemu partnerowi. Pamiętaj, że w miłości nie chodzi o to, żeby robić coś wbrew sobie i to tylko po to, żeby kogoś zawsze zadowolić. Dajesz siebie, więc masz prawo wymagać i oczekiwać. Masz prawo nie godzić się na samotność w związku i nie ma co się wstydzić tego, że potrzebujesz mężczyzny na co dzień, a nie tylko w weekendy. Z Waszym związkiem dzieje się coś niedobrego, a ta sytuacja jest tego najlepszym dowodem.
napisał/a: kasiasze 2010-02-14 14:38
blue.cat, nie przejmuj się sfrustrowanymi zdradzanymi facetami., którzy najzwyczajniej w świecie odreagowują niepowodzenia.

Pozwolę sobie ja ocenic.
Niepotrzebnie chyba masz tyle wyrzutów sumienia. Nic się nie stało, dokładnie wiesz co jest ważne. Dajesz radę. Na drugi raz po prostu juz będziesz wiedzieć, czego nei robic.
Rozumiem, ze absolutnie jesteś pewna, ze kochasz M? To powinno wystarczyc. Kolega z dawnych lat plus kłopoty plus brak M - mieszanka wybuchowa.
Wcale się nie dziwie, ze wyjeżdżanie Twojego faceta Ci przeszkadza, skoro jesteś uczuciowa. Nie można tego jakoś zmienic, no albo jednak ... zaakcpetowac?

Moim zdaniem nie powinnaś informować chłopaka o wydarzeniu, po co mu taka informacja? Boisz sie, że hamulce znowu puszczą Ci kiedys. Hm, jesli będziecie dbać o sowją miłość, pracować nad tym to w końcu naprawdę stanie się on dla Ciebie na tyle jedynym, ze prawdopodobieństwo zapomnienia się zmaleje do zera. Spokojnie.
napisał/a: blue.cat 2010-02-14 14:44
Dzięki, Magulka. Twoje uwagi są trafne. Powinnam dokładniej przyjrzeć się naszemu związkowi i moim uczuciom do partnera. Moja wina jest niezaprzeczalna, ale być może, tak jak mówisz, złożyło się na nią wiele czynników, których wcześniej nie dostrzegałam. Zdaję sobie sprawę, że każdy ma w życiu chwile zawahania, ale przecież nie muszę wkładać ręki do ognia, żeby wiedzieć, że się oparzę. Chyba jako jedyna rozumiesz co mną kieruje, gdy piszę, że nie chcę mówić M. o tym, co się stało. Nie boję się ponieść konsekwencji. Większą nauczką jest dla mnie świadomość, jak bardzo go zawiodłam i to, że sama będę musiała się z tym uporać i dźwigać to do końca życia. I wiem, że taki ciężar skutecznie obroni mnie przed pchaniem się w podobne sytuacje w przyszłości. Pozdrawiam!
napisał/a: Magulka 2010-02-14 14:44
Kasiasze, sfrustrowani swoją drogą ale najlepsi są Ci, którym się wydaje, że odkryli wszystkie tajemnice i mechanizmy rządzące kobietami. Nie ma chyba nic gorszego, niż facet, któremu się wydaje, że zrozumiał kobiety:)

[ Dodano: 2010-02-14, 15:05 ]
Blue.cat, nie trzeba być zbyt elokwentnym, żeby nie dostrzec tego, że w tym co Ci się przydarzyło chodzi o coś głębszego niż o miętę do kolegi...
Życzę Ci powodzenia